Witam serdecznie, chciałbym przedstawić swoją historię i zasięgnąć opinii osób, które były w podobnej sytuacji. Byłem w związku na odległość 2,5 roku, sama relacja trwała blisko 3 lata. Przez 2 lata związku to głównie moja dziewczyna podsycała ogień naszej relacji, nie powiem, że byłem idealnym partnerem, miałem swoje życie, pewien dystans, urok, kobiety mnie lubiły - byłem bez wątpienia dla niej atrakcyjny. Chcę jednak zaznaczyć, że zawsze miałem dla niej czas i mogła na mnie liczyć w każdej sytuacji. Utrzymywaliśmy intensywny kontakt, pisaliśmy ze sobą w wolnych chwilach, każdego wieczoru rozmawialiśmy przez telefon przynajmniej 2h. W minione wakacje spędziliśmy najlepsze wakacje naszego życia. Mieliśmy okazję spędzić dużo czasu ze sobą, ja też otworzyłem się trochę bardziej. Paradoksalnie te wakacje popsuły naszą relację. Kiedy ona wróciła do domu (mieszka z rodzicami), zaczęło brakować jej naszej wakacyjno-weekendowej codzienności, tak po prostu w życiu codziennym. Horyzont czasowy w jakim moglibyśmy być razem wynosił jeszcze ok. 1,5 roku. Ona od końca wakacji zaczęła się dystansować (chociaż powiedziałem, że to bez sensu w naszej sytuacji i, że jest to w sumie droga w jedną stronę). Ona chciała po prostu tak bardzo nie tęsknić, ja w sumie też nie chciałem żeby bardzo cierpiała więc kontakt był codzienny, ale nie aż tak intensywny. Taki stan rzeczy trwał ok 3 miesięcy, przez które codziennie płakała do telefonu, a moje wysiłki żeby poprawić tą kiepską sytuacje spełzły na niczym. Ostatecznie dystansowanie (a moim zdaniem - raczej wewnętrzne wypalanie uczucia) poszło jej tak dobrze, że stwierdziła iż nie czuje już tego co wcześniej, nie chce już być w związku na odległość, chce skupić się sama na sobie i być teraz sama. Powiedziałem, że warto omówić tą sytuacje twarzą w twarz - spotkaliśmy się więc na sylwestra, spędziliśmy razem 3 dni fajne dni, bawiliśmy się, wulgaryzm, jednak postanowiliśmy się z w.w przyczyny rozstać. Wróciliśmy do siebie w walentynki i podjęliśmy decyzję, że będziemy razem pracować nad naszą wspólną przyszłością. Jednak nie było to już to samo, dzwoniła do mnie codziennie wieczorem, rozmowy były schematyczne, brakowało jej entuzjazmu. Spotkania były zdecydowanie lepsze - chociaż i im brakowało nieco do tych najlepszych momentów. Biorąc pod uwagę jak wcześniej cierpiała starałem się być dla niej bardziej wyrozumiały, dzielić się z nią swoim charakterystycznym dla mnie życiowym entuzjazmem, wziąłem znaczną cześć utrzymywania tej relacji na swoje barki. W pewnym momencie ja również zacząłem tracić entuzjazm gdy na większość poruszanych zasadniczych kwestii zaczęła odpowiadać magiczną formułą - "nie wiem". Ostatecznie pod koniec maja zadałem jej pytanie podczas wieczornej rozmowy - czy za mną tęskni? Odpowiedziała, że nie wie. Czy coś do mnie czuje? Powiedziała również, że nie wie. Powiedziałem, że w tej sytuacji powinniśmy urwać na jakiś czas kontakt żeby sobie w jakiś sposób to przemyślała - rozpłakała się. Odezwałem się po 3 tygodniach - usłyszałem przez łzy, że ten czas pokazał jej, że jest jej samej ze sobą dobrze, ma świadomość, że nie sprawia mi przykrości swoją obojętnością i brakiem zaangazowania i nie jest w stanie teraz zmienić swojego zachowania, że prawdopodobnie potrzebuje czasu. Dość zasadniczo postawiłem sprawę, że czas tutaj już nic nie zmieni, podczas kilku godzinnej rozmowy doszliśmy do wniosku, że rozstanie wydaje się jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji. Ja nie mogę pozwolić sobie na ignorowanie mnie i stawianie kolejnych barier, a ona nie czuje potrzeby jakichkolwiek zmian. Chciałbym zapytać - gdzie dałem dupy, i skoro było tak dobrze, jak to się stało że koniec jest aż taki kiepski. Pozdrawiam.
1 2018-06-22 10:56:48 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-10-29 17:13:01)
związek na odległość to żaden związek i tyle.
Większość czasu byliście daleko od siebie, a nie przy sobie, dziewczynę to zaczęło przerastać i stąd dystans.
Może po prostu jej przeszło. Związki na odległość są trudne, nie każdy to przetrwa.
Nie do końca związek na odległość to żaden związek. Z moim partnerem w tej chwili jesteśmy w związku na odległość (on pracuje) i gdy się spotkamy znów (będziemy już wynająć mieszkanie i mieszkać razem na zawsze), to już będą 2 lata związku przez Internet.
Choć takie przypadki, jak u mnie, są wyjątkowe. Często słyszę o rozstaniu przez pary w związku na odległość. Powody są dość znane: wypalenie uczuć. Niestety taki związek jest ciężką misją dla wytrwałych ludzi. Ale nie przejmuj się tym, że nie wyszły Tobie relacje z ukochaną osobą, masz szansę na znalezienie nowej dziewczyny, tym razem w realu. My wszyscy z netkobiet wiemy, że jesteś idealnym partnerem, jak to określiłeś, ale nie jesteście sobie winni. Życie toczy się, trzeba umieć się podnieść i tworzyć nowe plany, skupiając się na wnioskach, jakie wyciągnęliśmy z przeszłości.
Nie sądzę, by to odległość była głównym problemem.
każdy związek ma swoją dynamikę.
wy doszliscie do jakiegoś fajnego punktu na wakacjach, a pod koniec wakacji zdyntansowała się.
więc coś się wydarzyło- że poczuła się niepewnie- obstawiam, że zobaczyła, że wasze zaangażowanie jest nierówne.
Nie wiem co to za odległość czy na innych kontynentach? I czy nic więcej nie dało się zrobić- ale nie przekonaleś jej.
może to też być jej niepewność siebie- czyli nic z Twojej strony- nie wykluczam..
Nie wiem, czy to pierwszy związek, na ile potrafisz się angażować i co wie o tym obecna dziewczyna- bo to też dla niej materiał do porównań.
Ty też masz chyba jakieś refleksje..
Ja byłam w związku na odległość przez 3 lata. Spotykaliśmy się w miarę często bo mój ex partner był mobilny, a dla mnie przejechanie 170km autobusem w jedną stronę też nie robiło wrażenia. Niestety o takie związki trzeba dbać bardziej niż się tylko spotykać i utrzymywać kontakt, bo bez ciągłej obecności siebie nawzajem człowiek nie podsyca uczucia. Tak było z moim ex. Ja dojrzałam do decyzji o wspólnym zamieszkaniu, on najwidoczniej nie chciał już tego kontynuować, bo próby wymuszenia jakiejkolwiek zmiany poskutkowały tym, że już nie jesteśmy razem.
Nauczka na przyszłość: nie ma sensu ciągnąc takiego związku w nieskończoność i czekać na cud, bo z góry wiadomo, ze nic się nie wydarzy. Warto po jakimś czasie ze sobą zamieszkać, jeżeli dwoje ludzi się pragnie. Jest oczywiście szansa, że taki związek też może się rozpaść, ale codzienna bliskość podsyca żar w człowieku. Codzienna bliskość nie pozwala zapominać, a takie długie przerwy między spotkaniami pozwalają nam właśnie zapominać i przyzwyczajać się do tęsknoty. Robią z człowieka opcję na ewentualne spędzanie razem czasu. Takie planowanie spotkań po dłuższym czasie wygląda jak planowanie np. wyjścia ze znajomymi do kina. Fajnie, wszyscy się cieszą, ale można bez tego żyć. Albo można pójść samemu
Jeśli dwie osoby się kochają to odległość nie ma znaczenia . Potrzeba wytrwałości i ogromnej cierpliwości. Od lutego jestem w związku z przyjacielem, którego poznałam 3 lata temu na grze. Mieszkamy od siebie ponad 700 km
) i staramy się widywać jak najczęściej. Mimo, że prace, dziecko z nieudanego związku, które kocha i się nim opiekuje oraz masę innych obowiązków to widujemy się na jakieś 5 dni co 3-4 tyg:). Po wakacjach planujemy wspólne mieszkanie!
Ja kiedyś też byłam w związku na odległość. 4 lata, 700km nas dzieliło. Prawda jest taka, że związek taki jest nieco trudniejszy ale ta tęsknota to nieźle nas zbliżała... Ale rozpadło się bo po pierwsze jednak do siebie nie pasowalismy, stwierdzam to po czasie a dwa, nie szło to na przód typu mieszkanie razem itp
Ja kiedyś też byłam w związku na odległość. 4 lata, 700km nas dzieliło. Prawda jest taka, że związek taki jest nieco trudniejszy ale ta tęsknota to nieźle nas zbliżała... Ale rozpadło się bo po pierwsze jednak do siebie nie pasowalismy, stwierdzam to po czasie a dwa, nie szło to na przód typu mieszkanie razem itp
Standardowo
Też miałam jednego chłopaka, który był Włochem. Pierwsze czasy są magiczne, w ogóle nie zwracamy uwagi na wady ukochanego, a po jakimś czasie coś odpada.
Bardzo dziwne zachowanie z jej strony przeżyła najlepsze wakacje w swoim życiu, ale zaczęła się dystansować bo nie ma tego na codzień? Przecież to właśnie jest bodziec do tego by oczekiwać kolejnego spotkania z euforią. Oczywiście jest to zrozumiałe bo wiadomo że jak coś smakuje to chcę się tego więcej. Być może nie przypasowałeś jej w rzeczywistości i dlatego zaczęła się dystansowac? Ja miałem podobną sytuację i kobiety mają pełno wymówek i potrafią ze wszystko wyjść z twarzą + typowe do tego teksty typu "nie wiem czy Cię kocham lub kocham Cię ale nie mogę z tobą być"
związek na odległość to żaden związek i tyle.
Większość czasu byliście daleko od siebie, a nie przy sobie, dziewczynę to zaczęło przerastać i stąd dystans.
Związki na odległość też istnieją.
Wiem to z mojej pracy, ale też z innych doświadczeń.
Jakim cudem niby jedna kobieta zdradziła w 2-3 lata męża pracującego w innym kraju z 5 innymi, a druga (ten sam facet, po rozwodzie, nowa żona, wcale nie jakaś kretynka, czy "łap szpadel") widzi w nim od ponad 3-4 lat mężczyznę swojego życia?
Przypadek autentyczny.
Wszystko zależy od charakterów i dopasowania...
Albo się znacie i rozumiecie, albo nie.
Znając kiedyś jedną dziewczynę, czułem do niej pewną sympatię, ale podczas krókiej znajomości nic więcej nie zdążyło się rozwinąć. Zwykła relacja koleżeńska
Pomyślałem sobie nad motywem, dlaczego nie mógłbym z nią być, nawiązujac z nią częstsze kontakty, jak i potem utrzymując je. Znalazłem dwa główne powody, dla których, nic by z tego nie wyszło( pod warunkiem, że już coś bym do niej czuł):
- jak się okazało była zajęta, więc wiadomo, poza tematem
- odłegłość ponad 500 km..
Nigdy nie poszedłbym na coś takiego... Kontakt tylko przez telefon czy Internet - to za mało. Dlatego związki na odłegłość dla mnie nie istnieją...
Lady Loka napisał/a:związek na odległość to żaden związek i tyle.
Większość czasu byliście daleko od siebie, a nie przy sobie, dziewczynę to zaczęło przerastać i stąd dystans.Związki na odległość też istnieją.
Wiem to z mojej pracy, ale też z innych doświadczeń.Jakim cudem niby jedna kobieta zdradziła w 2-3 lata męża pracującego w innym kraju z 5 innymi, a druga (ten sam facet, po rozwodzie, nowa żona, wcale nie jakaś kretynka, czy "łap szpadel") widzi w nim od ponad 3-4 lat mężczyznę swojego życia?
Przypadek autentyczny.Wszystko zależy od charakterów i dopasowania...
Albo się znacie i rozumiecie, albo nie.
Ale to się ani trochę nie odnosi do tego tematu, bo tutaj nie było małżeństwa.
Jeżeli związek jest na odległość i trwa to latami i nie ma żadnych planów na to, żeby ten stan zmienić i odległość zmniejszyć to żaden to związek.
Tak samo jeżeli jest związek na odległość, ale "para" przez 2 lata takiego związku ani razu się nie widziała to też żaden to związek.
Sytuacja z małżeństwami jest trochę inna, chociaż i tak będę twierdzić, że bardziej wyjątek potwierdza regułę. Jeżeli rozłąka jest chwilowa i prowadzi do tego, żeby ją zakończyć to zawsze jest jakieś wyjście. Ale jeżeli ktoś pracuje latami w innym kraju i widzi się z drugą osobą raz na kilka miesięcy weekendowo czy raz na kilka miesięcy na tydzień, to co właściwie to za małżeństwo? Nie ma wspólnego mieszkania, nie ma intymności, nie ma wspólnego gospodarstwa, bo jakby nie patrzeć, każde utrzymuje siebie, nawet jeżeli kasa jest wspólna.
Ja też mogę Ci dać autentyczny przypadek: pan mąż wyjechał do pracy za granicę i zamiast wrócić do żony i dzieci, wrócił sobie razem z nową kochanką.
Choćby nie wiem jak dopasowani byli ludzie, to każdy po jakimś czasie bycie na odległość pęknie. Bo tak się po prostu nie da. Ciężko żyć, kiedy wiesz, że potrzebujesz mieć obok partnera/partnerkę, żeby pogadać, przytulić, zapytać o coś, wyżalić się, a jej nie ma, bo jest x tysięcy kilometrów dalej. Skype i telefon pomagają, ale nie cały czas. Więc najpierw jest ten etap, kiedy chcesz, żeby był obok, a nie ma.
A potem jest etap, kiedy zaczynasz budować życie bez niego i zaczynają Ci przeszkadzać długie rozmowy na skype, bo w tym czasie możesz robić tyyyyle innych rzeczy, a tu trzeba opowiadać swój dzień komuś, kogo od miesięcy obok nie ma i już nie wie nawet jak wygląda Twoja rzeczywistość. To jest potwornie ciężkie i wymaga ogromu pracy nad sobą i nad relacją.
SanTi napisał/a:Lady Loka napisał/a:związek na odległość to żaden związek i tyle.
Większość czasu byliście daleko od siebie, a nie przy sobie, dziewczynę to zaczęło przerastać i stąd dystans.Związki na odległość też istnieją.
Wiem to z mojej pracy, ale też z innych doświadczeń.Jakim cudem niby jedna kobieta zdradziła w 2-3 lata męża pracującego w innym kraju z 5 innymi, a druga (ten sam facet, po rozwodzie, nowa żona, wcale nie jakaś kretynka, czy "łap szpadel") widzi w nim od ponad 3-4 lat mężczyznę swojego życia?
Przypadek autentyczny.Wszystko zależy od charakterów i dopasowania...
Albo się znacie i rozumiecie, albo nie.Ale to się ani trochę nie odnosi do tego tematu, bo tutaj nie było małżeństwa.
Jeżeli związek jest na odległość i trwa to latami i nie ma żadnych planów na to, żeby ten stan zmienić i odległość zmniejszyć to żaden to związek.
Tak samo jeżeli jest związek na odległość, ale "para" przez 2 lata takiego związku ani razu się nie widziała to też żaden to związek.Sytuacja z małżeństwami jest trochę inna, chociaż i tak będę twierdzić, że bardziej wyjątek potwierdza regułę. Jeżeli rozłąka jest chwilowa i prowadzi do tego, żeby ją zakończyć to zawsze jest jakieś wyjście. Ale jeżeli ktoś pracuje latami w innym kraju i widzi się z drugą osobą raz na kilka miesięcy weekendowo czy raz na kilka miesięcy na tydzień, to co właściwie to za małżeństwo? Nie ma wspólnego mieszkania, nie ma intymności, nie ma wspólnego gospodarstwa, bo jakby nie patrzeć, każde utrzymuje siebie, nawet jeżeli kasa jest wspólna.
Ja też mogę Ci dać autentyczny przypadek: pan mąż wyjechał do pracy za granicę i zamiast wrócić do żony i dzieci, wrócił sobie razem z nową kochanką.Choćby nie wiem jak dopasowani byli ludzie, to każdy po jakimś czasie bycie na odległość pęknie. Bo tak się po prostu nie da. Ciężko żyć, kiedy wiesz, że potrzebujesz mieć obok partnera/partnerkę, żeby pogadać, przytulić, zapytać o coś, wyżalić się, a jej nie ma, bo jest x tysięcy kilometrów dalej. Skype i telefon pomagają, ale nie cały czas. Więc najpierw jest ten etap, kiedy chcesz, żeby był obok, a nie ma.
A potem jest etap, kiedy zaczynasz budować życie bez niego i zaczynają Ci przeszkadzać długie rozmowy na skype, bo w tym czasie możesz robić tyyyyle innych rzeczy, a tu trzeba opowiadać swój dzień komuś, kogo od miesięcy obok nie ma i już nie wie nawet jak wygląda Twoja rzeczywistość. To jest potwornie ciężkie i wymaga ogromu pracy nad sobą i nad relacją.
Uwierz mi, że w mojej pracy na każde 10 rozwodów spowodowanych związkiem na odległość - w 8-9 przypadkach zdradzała kobieta, a w 1-2 facet... No, ale fakt - to się akurat wiąże z charakterystyką niektórych zawodów i tym, że facet zagryzie zęby i wytrzyma, a kobieta się raczej rozklei...
Żyłam 2 lata na odległość, widzieliśmy się w miesiącu kilka dni, reszta - skype. I głupio mi przyznać, ale gadaliśmy wtedy więcej niż teraz normalnie w domu, całymi godzinami, czasem do 03:00 lub 04:00 nad ranem.
Ale już np. kuzynka stwierdziła, że się rozwodzi, bo nie zniesie tego, że mąż średnio pół roku pracuje na drugim końcu świata (i przy okazji znalazła se młodszego na miejscu), choć mówiłam jej nie raz, że powinni porozmawiać o kompromisie. No, ale po co jej facet, co nie wyskoczy do marketu po pieluchy i szampon, gdy ją głowa boli. On jest teraz sam, ona ma już trzeciego z kolei...
Osobiście: bardziej nie rozumiem podejścia młodych typu: "no przecież raz w tygodniu idziemy razem na dyskotekę, w środę na kawę i ciastko, w piątki seks, a esemesy wysyłamy sobie kilka razy dziennie, więc chyba jesteśmy w trwałym związku, co nie?". Do związku nie potrzeba obrączki, ale pomieszkania ze sobą, wspólnych planów i "interesów" życiowych, kompromisów, poświęcenia itd...
Czasem związek na odległość jest związkiem, a taki "obok siebie" wcale nie. I tylko o to mi chodziło...
Ja tu widzę 1 zasadniczy błąd. Po wakacjach była bardzo "rozbudzona" w niej miłość. Po powrocie była ogromna tęsknota. Wtedy trzeba było kuć żelazo póki gorące. ona wyczuła że nie jest tak że zrobisz dla niej wszystko i ewidentnie miała żal stąd ten dystans. później do równia pochyła. Zabiła was odległość i nie zgranie w czasie.
Tak szczerze, to nie widzę kompletnie tego czegoś, co by miało związek podtrzymywać, jeśli osoby dzieli odległość na tyle duża, że widują się bardzo rzadko, powiedzmy raz na dwa tygodnie lub rzadziej. Już bardziej dążyłbym do tego, zęby ten dystans zmniejszyć lub jakoś spróbować nawet przeprowadzić się z czasem do miejsca zamieszkania partnera. Całkiem nie pojęte jest dla mnie, jak ktoś żyje tak ze sobą kilka lat, przecież to nawet ciężko, żeby się coś rozwinęło. Zawsze podziwiam, że ludziom po prostu wystarcza kontakt przez telefon czy Internet, bo jak tu porównywać głos czy widok z kamerki lub tekst z czatu do realnego kontaktu z drugim człowiekiem. Nie muszę się widywać codziennie, ale grunt, że widuję partnera na żywo.