To co pisza dziewczyny to wszystko prawda. Wydaje mi sie, jednak, ze Twoim problemem nie jest to, ze nie wiesz jak nalezy cwiczyc i jak jesc, a to, ze jestes niekonsekwetna i masz napady obzarstwa (i to jest wlasnie ten czynnik przez, ktory nie chudniesz i tak bardzo Cie frustuje). Wystarczy, ze pojawi sie cos nieoczekiwanego i Ty odpuszasz - wyjazd ze znajomymi, bolesna miesiaczka, nawet jakies klotnie z facetem...itd. Robisz sobie przerwe i pozniej probujesz wrocic do swojej `diety` i zestawu cwiczen. I co? Wtedy znowu jest tak samo ciezko jak na poczatku, prawda? Brak formy, znowu potrzebujesz czasu, silnej woli, zeby sie w to wszystko wciagnac. Pamietaj, ze Tobie bedzie trudniej wrocic, niz osobie, ktora prowadzi regularnie, konsekwentnie cwiczenia oraz zdrowo je - a to dlatego, ze jej organizm jest do tego przyzwyczajony, "przeprogramowany". Wszystkie hormony, procesy organizmu zupelnie inaczej u takiej osoby dzialaja. Wiec oczywiscie, mozesz wprowadzic posilki przed treningiem, mozesz robic intensywniejsze treningi i serdecznie zycze Ci, zeby sie to wszystko udalo. A kiedy juz schudniesz, zycze Ci, zebys dala rade to wszystko utrzymac i nigdy wiecej sie nie rozleniwila (i wiem, ze zawsze sobie tak mowimy, a pozniej niestety zycie wszystko weryfikuje, czasami nawet po roku cos lupnie) i mam nadzieje, ze sie uda, mimo tego wszystkiego. To co Ci napisze, raczej nie gryzie sie z tym, co pisaly Ci dziewczyny, wiec jesli bedziesz miec ochote - skorzystaj.
Przedewszystkim przestan sie odchudzac, przestan sie dodatkowo stresowac (kompulsywne obzeranie sie alert! alert!). Nie mow sobie "musze schudnac", nie mow sobie "chce byc chuda do lata". Moim zdaniem jest to bez sensu i tylko wpedza w poczucie winy, za kazdym razem, gdy sie nie udaje. Zamiast wprowadzac "diete", ktora czesto jest rozumiana jako etap, w ktorym chudniemy - wprowadz sobie zdrowy tryb zycia - na stale, madre jedzenie plus konsekwentna aktywnosc fizyczna. Bez fiksacji, bez wazenia sie co sekunde i tego wszystkiego co wpedza nas we frustracje. Wyluzuj. Nie musisz schudnac nagle, szybko i pozniej sama nie wiesz jak, ale jakos bedziesz walczyc o sylwetke. To sie mija z celem. Okej, a to moje pro tipsy:
Liczenie kalorii - oczywiscie nie chce tu napisac, nie licz, olej zryj! Nie. Ale chce Ci wytlumaczyc, ze jest to bardzo niedokladna wartosc i o ile, tak, warto na to zwracac uwage, to nie nalezy fiksowac i trzymac sie co do najmniejszego grama, czy kilokalorii. Ogolnie jest tak, ze liczenie kalorii ma na celu uzyskanie ujemnego bilansu energetycznego (spalic wiecej, niz przyjac). Ok ma to sens. Ale niestety jezeli zjesz 2tys. kcal czekolady nie ma opcji, zeby rownalo sie to 2tys. kcal samej salaty (abstrakcyjny przyklad, ale rozumiesz o co mi chodzi - salata ma zupelnie inne wartosci, istnieje tez masa rzeczy, ktora jest kaloryczniejsza, a wplywa korzystnie na metabolizm). Czyli samo osiagniecie ujemnego bilansu, mija sie z celem. Lepiej przyjac wiecej kcal czegos zdrowego, niz zjadac batoniki, miescic sie w limicie kalorycznym i udawac, ze sie chudnie i co najwazniejsze - je zdrowo. No nie. To tak jakbys powiedziala, ze kilo wody jest tym samym, co kilo boczku. Nie - nie jest tym samym. Waza tyle samo, do poprzedniego przykladu: zjedzac odpowiednia ilosc czekolady oraz odpowiednia ilosc salaty - maja tyle samo kalorii, ale nie - to nie jest to samo. Dlatego tak wazne jest, bys zwrocila uwage, co w siebie wrzucasz. Jest taka ogolnie przyjeta zasada - ze kobieta srednio aktywna fizycznie, w tym i tym wieku, ma przyjmowac tyle i tyle kalorii. To tez jest bardzo "uproszczone". Kazdy organizm jest inny, inny metabolizm, inny poziom hormonow. Dlatego tez fiksowanie na punkcie przyjmowanych kalorii, co do 1 kcal znowu sluzy tylko temu, zeby sie niepotrzebnie stresowac. Wez, te dane jako przyblizone, a nie dokladne ramy, w ktorych masz sie zmiescic. Kolejna rzecza jest to, ze producenci czesto robia nas w bambuko i zanizaja kcal na opakowaniu ;> Czaisz? Ty spalilas tyle kcal, zjadlas tyle. Bilans energetyczny teoretycznie powinien byc ujemny, ale okazuje sie ze masz gorszy metabolizm, inne zapotrzebowanie kaloryczne, niz wedlug ogolnie przyjetych zasad i nieswiadomie pobralas wiecej kcal, niz sie spodziewalas, do tego ten dietetyczny, niby niskokaloryczny jogurcik mial w sobie mase cukru --> i boom, nie chudniesz! Frustrujace co? A Tobie kalkulator powiedzial, ze schudniesz
Tak, jak przyjmiesz 5tys kcal nie schudniesz. Ale nie fiksuj tak nad ta wyzsza matematyka liczenia kalorii i skup sie lepiej na tym, co zawiera dany produkt. Mnie zawsze interesuje tluszcz, cukier i indeks glikemiczny. Pewnie powinno sie wiecej sprawdzac, ale az tak dalece sie nie znam.
Podjadanie - Zjadlas posilek, ssie i albo wszamiesz kostke czekolady, albo sie trzymasz i wrzucisz kawalek marchewki. Spoko. Wlasnie zaburzylas sobie proces trawienia (cykl trawienny trwa 3h). Dodatkowo podwyzszylas sobie poziom cukru we krwi. No i lipa.
Poziom cukru we krwi - z tego co piszesz, masz napadly wilczego glodu. A wiec, byloby dobrze, gdybys zwrocila uwage na to co zachodzi w Twoim organizmie. Chudniemy wtedy, kiedy poziom cukru we krwi utrzymywany jest na stalym poziomie (nie moze go byc, ani za duzo, ani za malo). Jezeli zjesz jakis produkt o wysokim indeksie glikemicznym, poziom cukru we krwi skacze ponad norme. Wtedy produkujesz insuline, zeby usunela ten cukier z krwi. Jest to bardzo gwaltowny proces. Twoj mozg, zywi sie miedzy innymi cukrem. Wiec, kiedy nastepuje nagly spadek cukru Twoj mozg dostaje szoku i zada szybko cukru, a w Twoich oczach zamiast zrenic zapalaja sie dwie tabliczki czekolady. I znowu nastepuje to samo. Glukoza jest usuwana z krwi. A przyjelas jej tak duzo, ze organizm (watroba?) tego nie strawi - wiec kolokwialnie idzie w dupe. To samo sie dzieje, kiedy sie glodzisz i nie jesz co 3h - poziom cukru spada zbyt nisko, a Twoj mozg sie go domaga, juz natychmiast. Dlatego przejrzyj sobie tabelki z indeksem glikemicznym, poczytaj jak utrzymywac poziom cukru na normalnym poziomie. Wtedy Twoj organizm nie bedzie miec szoku w postaci niedoboru cukru. Dodatkowo - pewnie wiesz - cukier jest wszedzie, nie tylko w slodyczach. Wiec jesli zjesz zdrowy posilek, Twoj poziom glukozy delikatnie sie podnosi w ciagu kolejnych 3h. Jezeli posilek jest zdrowy, w zgodzie z indeksem glikemicznym - tak ma byc. Ale jesli w miedzyczasie cos podjesz - Twoj poziom cukru idzie w gore o dodatkowa wartosc. I juz mozesz nie miescic sie w normie poziomu cukru we krwi. Z ciekawostek to: piwo ma wyzszy poziom glikemiczny od czystej glukozy / gotowana marchew ma wyzszy indeks, niz miod, pizza z serem, lody z cukrem, czy brzoskwinie z puszki. Przegladnij te tabelki. Przemysl - jezeli doprowadzasz do tego, ze Twoja insulina musi ciagle sie produkowac (nie wiem, czy dobrze to ujelam) to zaczyna ona coraz gorzej usuwac cukier z krwiobiegu i to jest pozniej powodem cukrzycy. Chyba nie chcesz jej miec na starosc, lub nawet wczesniej. Nie musisz nie wiadomo jak liczyc swojego indeksu glikemicznego. Nie masz cukrzycy. Wystarczy, ze bedziesz sie orientowac mniej wiecej, co ma wysoki indeks, bedziesz jesc regularnie i nie bedziesz podjadac.
Tluszcze - tu nie trzeba sie rozpisywac, sa bardzo kaloryczne i nie mozemy ich jesc za duzo, nawet tych zdrowych, bo bedziemy tyc. Ale jesc nalezy. Unikaj tych niezdrowych, pochodzenia zwierzecego i jedz te zdrowe, roslinne. Jedz tez tluste ryby 2 razy w tyg. Jest jeszcze taki tluszcz CLA (nie pamietam pelnej nazwy), ktory w odpowiedniej ilosci ulatwia odchudzanie (wiem, ze on jest w serku wiejskim, jogurcie, tlustym mleku, wolowinie - dlatego calkiem z tego, tez nie rezygnuj). Googluj, bo na tluszczach, dokladnie sie nie znam. Staram sie ich nie przedawkowywac, ale uwzgledniam je w diecie.
Witamina C - jedz na potege, ciezko ja przedawkowac, bo usuwana jest wraz z moczem. Jedz wiecej niz dzienne zapotrzebowanie (wiecej niz 100mg, ale nie przeginaj, po co Ci zgaga, czy rozwolnienie). Po pierwsze wzmacnia odpornosc. Po drugie rozpuszcza tluszcze (!). Po trzecie, dzieki niej przyswajasz wszystkie inne witaminy. Jesli dodasz cytryne do wody, nie przeleci ona przez ciebie "jak przez sito" tylko o wiele lepiej Cie nawodni (nawadnianie organizmu pomaga w odchudzaniu). Wazne, zebys przyjmowala ja po trochu, niz jedna wielka dawke na raz, bo po prostu usuniesz ja z organizmu zbyt szybko i nic sie nie wydarzy. Witamine C masz nie tylko w cytrusach, ale tez np. w pietruszce.
Pewnie warto dbac o inne rzeczy, takie jak wapn (wspomaga tez odchudzanie), blonnik (reguluje wyproznianie, co jest mega wazne przy odchudzaniu - nie schudniesz przy zatwardzeniu ! xD well, sorry), witaminy z grupy B itd. itp. tego jest mnostwo. Ja wypisalam moj must have. Jesli bedziesz jadla zdrowo, tak tez bedziesz sie czula, bedziesz miec wiecej sily (np. do cwiczen), lepszy nastroj. MAgnes, zelazo, witamina D. Nie wiem, czy to najlepsze rozwiazanie, ale mimo, ze jem duzo warzyw i tego wszystkiego i tak biore witaminy w tabsach (nie chce mi sie chrzanic i liczyc tego wszystkiego). Blonnik sobie dostarczam Xenna. Ubostwiam chilli, pije zielona herbate i ogolnie herbate (choc jej nie cierpie, pomaga Ci utrzymac szczupla sylwetke), po wypiciu kawy uzupelniam wode. Jezeli chodzi o jedzenie, to lepiej skupic sie na jakosci, niz jesc wszystko jalowe, odchudzone bez zadnych wartosci odzywczych, byleby uzyskac jak najnizszy bilans energetyczny, o ktorym juz pisalam, bo jedzac odrobine kaloryczniej, mozesz podkrecic sobie mega metabolizm i dopiero to wyjdzie na zdrowie - Tobie i Twojej sylwetce.
Silna wola - jedzenie - co kupie to predzej, czy pozniej zjem. No inaczej sie nie da! Dlatego, najbardziej skupiam sie na swojej diecie i slabosciach w sklepie. Wlasciwie, juz mi sie to rzadko zadarza, ale kiedys tak bylo dosc czesto (szczegolnie, kiedy nie patrzylam na indeks glikemiczny ;> ). Wpadla Ci czekolada w rece, i niechacy do koszyka? Spojrz na nia, pomysl o tym jakim swinstwem chcesz sie pasc, pomysl o tym, ze nie zjesz przeciez kostki, tylko wciagniesz ja cala, i patrz na nia tak dlugo, az zdecydujesz sie ja odlozyc - na polke, zamiast w postaci tluszczu w sama siebie. Zrob sobie liste zdrowych produktow, ktore chcesz miec w lodowce, zawsze kiedy nie masz pomyslu co w siebie wrzucic. Oczywiscie, jak gdzies raz odpuscisz, przezyjesz. Ale prawda jest taka - jak przyzwyczaisz organizm do normalnego poziomu glukozy we krwi, nie bedziesz miec juz takich skokow na cukier i wzmozonego apetytu na smieci. Mozna na poczatku wspomoc sie chromem.
Z zarciem jest jak z uzaleznieniem. Organizm sie domaga. Jesli to rzucisz, to w koncu organizm sie przyzwyczai i ureguluje wszystkie procesy, ktore w nim zachodza.
Ruch - troche juz o tym pisalam, na poczatku. Ja stawiam na konsekwencje, bardziej niz na intensywnosc. Przeprogramuj swoj organizm na ruch. Nie wyrzeczeniami, cwiczeniem za wszelka cene, bo tluszcz nie bedzie sie spalal, bo dieta, bo to nic nie da. Nie fiksuj znowu! Cwiczenia, nie maja Ci tylko pomoc w tym (o zgrozo) ujemnym bilansie energetycznym. Wszystkie procesy, ktore zachodza w Twoim ciele, zachodza lepiej kiedy sie ruszasz, takze metabolizm. Wycisk fizyczny, tabaty, interwaly - tak! Ale nie kosztem, tego, ze sie przecwiczysz, zniechecisz, rzucisz to w pi...! Znowu polegniesz, rozleniwisz - nie traktuj ruchu jak sposobu na schudniecie, ale wpisz go w swoj codzienny styl zycia juz na zawsze. Kazda forma ruchu jest dobra, ale codziennie. Juz slysze w tle "nie wolno codziennie, miesnie musza odpoczac...blablabla". Tak. Ale ruch powinien byc codziennie. Codziennie nalezy podkrecac metabolizm. Ja zaczelam tak: przyjelam, ze o ile moge sie wykrecac od intensywnego treningu, o tyle wyjscie na spacer (zwawym marszem, 40min-1h) nie jest wysilkiem. Nie moge powiedziec, ej boli mnie, nie mam sily (nie masz sily isc serio? To powiedz sobie jestem leniem i sie nie oklamuj). Takie cos nie zniecheca, bo nie jest wysilkiem. Jest forma aktywnosci fizycznej. I jest super na gorszy dzien. Zaczelam chodzic, pozniej polowe chodzilam, polowe biegalam, w miedzy czasie, jak mialam dobry dzien robilam sobie interwal. Jak mialam zakwasy po cwiczeniach - na drugi dzien szlam na spacer (szybciej wrocisz do siebie, nie bedziesz plakac 4 dni, bo zakwasy). Nie wazne jak, byleby sie ruszac. Codziennie. I tez lapal mnie len. Ale marsz, nie jest wysilkiem, wiec jak juz wyjdziesz - to pojdziesz. Dzwon w tym czasie do kolezanki, szybciej minie czas, sluchaj muzyki, albo cos czytaj. Najwazniejsze, zebys dostosowywala aktywnosc fizyczna do swojej aktualnej formy. Czyli, ze jezeli czujesz moc - to wycisk, a jesli nie masz sily to marsz (zwawy pamietaj, nie spacer). Zwiekszaj dystans, albo predkosc. To ma byc wysilek, ktory Cie nie wykonczy, ale masz go poczuc! Ja zawsze o 20.00 wybywam z domu. Po pierwsze robiac przerwe od ostrych treningow - nie zastygalam na kanapie. Po drugie - robiac to codziennie, zwiekszajac sobie powoli intensywnosc - nabralam formy i teraz glownie biegam i robie treningi. Nie mialam zadnych wyrzutow sumienia, ze odpuscilam, bo nie odpuszczalam (do tej pory, jak mnie zzera miesiaczka, to tylko ide). I nie byl to wysilek - mowilam, nie masz wymowki - nie powiesz nie mam sily isc. Nie zniechecalam sie, ze jest mi ciezko. Nie frustrowalam, ze nie mialam sil na ostry trening, czy ze moja diete szlag trafi, bo nie mialam diety, a zmienilam styl zycia. Weszlo mi w krew. Jak robie przerwe od treningow, nie czuje juz takiego spadku formy i brak treningow nie traktuje jak "odpoczynku od aktywnosci fizycznej", bo jakis jednak mam. Sumienie czystrze, cialo zdrowsze i dupa lzejsza ^^
A schudlam przy okazji
mialam tak jak Ty (spaslam sie na tabletkach antykoncepcyjnych i nie moglam wrocic do siebie, odchudzalam sie na sile, pozniej lapaly mnie napady glodu, bo przeginalam z tymi dietami), i w koncu zaczelam sie zle czuc, wiec wlasciwie moja motywacja stalo sie zdrowie, a nie sylwetka. Na luzie, bez stresu, zdrowo
Powodzenia i trzymam kciuki jakakolwiek droga pojdziesz.