Hej,
Mój pierwszy post na forum, temat może enigmatyczny.
Mam przyjaciela od 2 lat (jako że wiem ma znaczenie to ja 24, on 26 lat) jego do mnie ciągnęło wcześniej, ale nigdy nie miał odwagi na pierwszy krok, a mi jakoś było nie po drodze. W międzyczasie on był z kim innym, ja z kim innym, obydwoje wyszliśmy z tych relacji poranieni. W telegraficznym skrócie:
W październiku zbliżylismy się do siebie i postanowiliśmy dać sobie szansę, jednak ani dla mnie ani dla niego nie był to dobry okres, ciągle kłótnie, nieporozumienia, nie byliśmy w stanie się dogadać, jako dwoje zamkniętych w sobie ludzi, łatwych do zranienia, zerwalismy.
Jakiś czas temu odnowilismy kontakt, znów zaczęliśmy się spotykać, ale nie rozmawiając o tym, co między nami jest - mieszkamy w różnych miastach, więc widujemy się średnio co dwa tygodnie, ale codziennie rozmawiamy.
No i tu zaczyna się problem.
Przyjeżdżam do niego wieczorem, spędzamy cały następny dzień, czasem zbierzemy się na wycieczkę, robi mi śniadania do łóżka, obiad robimy razem, kiedy mam jakiś problem zawsze jest dla mnie. Kiedy wracam do domu zawsze czeka, żebym napisała, że dotarlam, kiedy on gdzieś jedzie - pisze, że dojechał. Po jednej z kłótni na fb, gdzie on zawinił, po 2h pojawił się pod moimi drzwiami (czyli od razu wsiadł w auto, bo tyle zajmuje trasa). Śpimy trzymając się za ręce, śmiejemy się i wyglupiamy. Obydwoje raczej stroniacy od towarzystwa intowertycy, ale mimo to jesteśmy dla siebie od rana do nocy, słodko, co?
No i co byście powiedzieli? Zależy chłopu to z czym mam problem? Ano wczoraj miałam gorszy dzień, wypiłam wino i mnie tak naszło na zaczecie rozmowy, że ja to nie wiem czy jestem dla niego ważna czy nie. Jego słowa "nie będzie z tego nic więcej, niż przyjaźń".
No i ja nie rozumiem. Zachowujemy się, jak para, ale jeśli przychodzi do rozmowy o takich rzeczach albo w ogóle o hipotetyzowaniu na temat związków - mówi, że będzie sam. Miał trochę przejść z dziewczynami, raczej czarnowidz. Niepewny siebie z kiepskim dzieciństwem i nieumiejętnością mówienia o uczuciach.
Zabolało mnie to. Po prostu. Bo nie rozumiem, jeśli on niczego nie chce to skąd to zachowanie?
I co dalej w tej sytuacji? Słyszę, że nic z tego nie będzie no to prosta piłka, najlepiej byłoby zerwać kontakt i nie robić sobie nadziei. Albo jeśli byłabym w stanie to ukrócić spotkania z nocowaniem i zostać faktycznymi znajomymi. Ale nie wiem czy jestem na którąś z opcji gotowa, jednak z tyłu głowy jest ta nadzieja, że "on taki jest, gada różne bzdury, a najważniejsze jest co robi, wiesz że jest zamknięty w sobie i mogłabyś mu dać czas", ale nawet gdybym postanowiła sobie poczekać to pojęcia nie mam, jakbym się miała zachowywać? Może przesadzam i warto byłoby poczekać bez w ogóle zaczynania takich tematów, niech się dzieje co chce?
A w realnym świecie, a nie snujac nadzieje " może to zwykle friends with benefits z tym, że oparte na faktycznej przyjaźni i stąd jego ciepłe zachowanie? I wsiada w auto po kłótni w dwugodzinną trasę, bo jestem zła?
Czy może możecie mnie czymś walnąć, żebym spojrzała na to wszystko obiektywnie?