Witam, zarejestrowałam się tu, żeby poszukać pomocy, ale głównie się wygadać, bo sytuacja jest beznadziejna i nie mam się do kogo zwrócić.
Nie jestem pewna, jak dowiedziałam się o istnieniu implantów, ale byłam zachwycona - to coś jakby zostało stworzone specjalnie z myślą o mnie! Spirala i krążki mnie przerażają, z prezerwatywą za dużo zachodu, podporządkowywanie życia łykaniu pigułki mi się nie widzi, bieganie co chwila po zastrzyk też nie, a plaster na pewno się odklei. Nie mogę i nie chcę być w ciąży, wpadka byłaby dla mnie końcem świata. Po odłożeniu kasy pobiegłam się zaczipować w maju zeszłego roku.
Gehenna zaczęła się niewinnie: plamienia, częstsze okresy, więcej plamień, coraz silniejsze... Zagryzałam zęby i tłumaczyłam sobie, że przez kilka miesięcy tak musi być. U lekarza wylądowałam, gdy silne krwawienie utrzymywało się dwa tygodnie i nie chciało ustąpić. Dostałam dwa opakowania tabletek. Pomogły tylko na chwilę, zjawiłam się ponownie u lekarza miesiąc po odstawieniu. Dostałam znowu te same tabletki (Cyclo-Progynova, jeśli to istotne), tyle samo. Tym razem było trochę lepiej, wytrzymałam jakieś 2,5 miesiąca zanim znowu zrobiło się źle. Znów dostałam to samo. Jestem w połowie opakowania i nadal krwawię. Jestem załamana. Relacja z chłopakiem się pogarsza, seks bywa ewentualnie raz na tydzień-dwa i zawsze jest krew... On czasem mówi, żebym dała sobie spokój, bo mu prezerwatywy AŻ tak nie przeszkadzają. Wtedy się odgryzam "Tak? A kto na nie marudził?!" i awantura gotowa
Czuję się jak w potrzasku. Wydałam 1000zł na rzecz, która rujnuje mi życie. Nie wiem, czy po takim czasie jest sens się łudzić, że to wszystko się jeszcze uspokoi. Mogłabym brać pigułki przez te dwa lata do końca terminu, ale lekarz raczej się na to nie zgodzi. Nie rozumiem, co się dzieje, nie miałam nigdy żadnych problemów na tle ginekologicznym. Nie wiem, co powoduje, że moje ciało tak ostro reaguje na jeden głupi hormon. Nie wiem już, co robić, każde wyjście wydaje się być całkowitą porażką. Proszę, niech mnie ktoś chociaż pocieszy, bo coraz bardziej odechciewa mi się żyć