Witam. Trafiłem tutaj szukając strony gdzie mógłbym z siebie coś wylać i nie dostać miliona głupich komentarz (mam nadzieje że forum dla kobiet to odpowiednie miejsce) i to w sumie tyle.
Zawsze byłem typem samotnika ale dzisiaj coś we mnie pękło i czuję potrzebę "wyżalenia się". Zawsze uważałem że określenie "docenisz coś, kiedy to stracisz" (bądź jesteś tego bliski) za totalny banał, do dzisiaj.
Poznaliśmy się przez internet około 10 lat temu. Byliśmy wtedy smarkaczami i dzieliło nad około 300 km. Ona się we mnie zauroczyła, ja byłem zbyt głupi żeby wtedy to zauważyć. Przez długi czas naszej znajomości odgrywałem role starszego brata, doradzałem jej we wszystkim, także we związkach. Oczywiście nie bawiłem się w rozbijanie tych związków, doradzałem jako przyjaciel z męskim punktem widzenia. Po kilku latach ograniczonego kontaktu wróciliśmy do praktycznie codziennych rozmów i wtedy na nowo (tym razem obustronnie) zaczęło się rozwijać pierwsze zauroczenie z mojej strony. Po krótkim czasie spotkaliśmy się pierwszy raz(nie będę opowiadał jak wyglądało spotkanie dwóch zauroczonych osób bo to raczej oczywiste). Związki na odległość nie należą do najłatwiejszych i jakiś czas po drugim spotkaniu stwierdziliśmy że jednak powinniśmy odpuścić. Cały czas utrzymywaliśmy przyjacielskie stosunki a ja wróciłem do roli "starszego brata". Przez ten czas mieliśmy innych partnerów i żadna ze stron nie miała z tym problemu. Rozmawialiśmy wtedy mniej ale dalej mieliśmy ze sobą dobre stosunki. W momentach gdy oboje byliśmy singlami zdarzało się że rzucałem obowiązki i do niej jechałem, a wtedy stare uczucie odżywało. Zawsze odnosiłem wrażenie że mamy problem z wyrażaniem swoich uczuć (przynajmniej z mojej strony) i badamy siebie nawzajem. Za którymś razem zapytała mnie czy jeszcze coś do niej czuje czy ciągnie nas tylko wzajemny popęd. Odpowiedziałem wtedy że nie (skłamałem) bo wtedy nie widziałem naszej wspólnej przyszłości i chciałem to zakończyć. Nie udało mi się to. Cały czas wracaliśmy do tej chorej relacji ale już nigdy nie rozmawialiśmy szczerze o uczuciach. Aż do dzisiaj. Jest w związku i myśli poważnie o swojej przyszłości w owym związku. Gdzie powiedziała że gdyby nie odległość to prawdopodobnie bylibyśmy razem. Wtedy dopiero poczułem że tracę chyba miłość mojego życia. Mógłbym rzucić wszystko żeby z nią być. Lecz jeśli jest szczęśliwa to nie chce tego niszczyć. Czuję że straciłem szansę na miłość.
Ps. Wybaczcie zagmatwany tekst ale nie mam doświadczenia w pisaniu takich rzeczy plus mam totalny mętlik w głowie.