Jego znajomi namawiają go do rozstania.. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 16 ]

Temat: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Sprawa ma się tak. Jesteśmy razem 2 lata, znamy się dłużej, bardzo długo walczyliśmy o nasz związek i w końcu się udało. Byliśmy razem bardzo szczęśliwi. Aż do pewnego momentu. Mianowicie jego znajomi mnie nie lubią. Pierwsze spotkania były raczej neutralne, wszyscy się poznawaliśmy, jednak z czasem wyszło sporo różnic między naszym charakterem, sposobem spędzania wolnego czasu. Mnie nie kręcą spotkania na jaranie, picie i rozmowy o niczym, byle było zabawnie. Lubię poimprezować, spotkać się z kimś i porozmawiać o czymś miłym ,ale i również życiu. Nie będę kłamać, bo nienawidzę kłamstw, że sama po części przyczyniłam się do takiego stanu rzeczy, co zauważyłam dopiero niestety za późno. Jestem osobą mającą depresję spowodowaną uciążliwymi problemami zdrowotnymi. Mój chłopak zapewniał ,że mogę zaufać jego znajomym, że to porządni ludzie, nie będą się śmiać itp. I niestety zaufałam, zaczęłam nadmiernie mówić o sobie (nie na pierwszych spotkaniach ,a dopiero z czasem) ,zdarzało mi się też być nadmierną gadułą, wtedy przyznaję-trzeba mi powiedzieć, bym przystopowała, dała innym dojść do głosu. Zdaję sobie z tych wad sprawę i próbuję nad nimi pracować raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem. Jednak był okres w moim życiu ,który dał mi mocno popalić i nie miałam nawet opcji wyjść na posiadówkę ,imprezę. I zaczęło się. O ile na początku jego najlepszy przyjaciel powiedział, że jestem fajna, ładna i nie spodziewał się, że przyprowadzi taką mądrą dziewczynę, tak później zaczął uznawać, że mój chłopak ograniczył ilość spotkań z nimi z 7 w tygodniu do 3-4 na tydzień przeze mnie (choć sama nigdy tego nie wymagałam i zawsze mu powtarzałam, że jak chce ,to może iść do kolegów i nie będę zła. To był jego wybór ,że zostawał ze mną) Raz zdarzyły się dwie sytuacje, gdzie przyjechałam do niego na noc (nie mieszkamy razem) i wtedy uznał, że pójdzie do kolegów, poprosiłam go ,by chociaż wrócił wcześniej ,skoro u niego jestem, ale też nie zabraniałam iść. Poszedł ok 19 i obiecał ,że wróci o 22.30 najpóźniej, no ale o tej godzinie dalej go nie było. Wrócił o 1.30 w nocy ,wtedy rzeczywiście zrobiłam mu awanturę. Podobna sytuacja też się kiedyś powtórzyła. Ale na drugi dzień jego kumpel się nabijał i śmiał się, czy miał armagedon w domu. Innym razem ,gdy byłam u niego na noc, jego znajomi o tym wiedzieli i postanowili zrobić nam żart, co wyszło na jaw później. Zadzwonili do niego około północy, wtedy nie wiedzieliśmy ,że to oni, bo to wyszło z czasem , jeden z nich podszył się pod jakiegoś mężczyznę, który zaczął krzyczeć po moim facecie, że ma się odpier... od jego narzeczonej i ,że jeśli jeszcze raz się z nią będzie spotykał to jak mu życie miłe, lepiej niech przestanie. Mnie zatkało ,w pierwszej myśli uznałam, że mnie zdradza. Strasznie się pokłóciliśmy, wtedy też zaczęłam myśleć, że właśnie o to im chodzi. Zapytałam go o to, to przyznał, że jego znajomi ,a konkretniej dwójka ,ale szczególnie najlepszy przyjaciel za mną nie przepadają, uważają ,że jestem beznadziejna i namawiają go do rozstania,a poza tym, że siedzi pod pantoflem i nie potrafi się odezwać/ sprzeciwić mi co do spotkań.  Okej, ludzie się nie lubią i można z tym żyć, ale doszłam do wniosku, że mogę przecież jeszcze postarać się naprawić błędy, pokazać z tej lepszej strony itp. Z powodu skłonności depresyjnych ,uwierzyłam ,że ze mną naprawdę jest coś nie tak. Bardzo dużo płakałam. Mój chłopak podobno wyjaśnił z nimi tą sytuację. I przez jakiś czas był spokój. Aż wyciekły do niego informacje, że jestem przez jego kumpli wyzywana od pi...zd i innych najgorszych i leciały słowa, że wyje...bane na nią, że jak mój chłopak pojawia się na spotkaniach to ze mną, pewnie na chwile itd. I ,że mu wygarnie jeden na następnym spotkaniu, czego jednak nie zrobił. Mój chłopak w tej sytuacji również poszedł do przyjaciela i nie wiem tu już dokładnie jak rozmowa przebiegała, ale w skrócie zaczął mieć pretensje, że co ja do niego mam, że mam problem z każdym człowiekiem dlatego nikt mnie nie lubi (co jest nieprawdą, bo gdybym miała problem z każdym człowiekiem ,to nie miałabym do dziś dobrych kontaktów ze znajomymi byłego chłopaka. Oni do dziś są mi pomocni, lubią mnie, wspierają, z kolegami byłego mamy kontakt nawet mimo rozstania. Gdy związek się nam rozpadał, to pisali ze mną, doradzali. Teraz z tego ,co mi koleżanka mówiła dziwią się, że daję się tak źle traktować obecnemu chłopakowi, bo jestem świetna i do posiadówek ,imprez, grilli i do poważnych rozmów o życiu. A owszem, mam problem, ale tylko z ludźmi ,którzy chcą mi niszczyć długo wypracowane szczęście. Tak więc przyjaciel obecnego faceta zaczął go znów namawiać do rozstania, mówić że jestem beznadziejna,a on pod pantoflem, że weszłam mu na głowę, a babę trzeba sobie wychować, że doskonale opanowałam techniki udawania ofiary losu (nawiązanie do tego jak ciężką mam sytuację rodzinną i zdrowotną, w stylu ,że mam depresje, lepiej sobie odpuścić, że powinien złapać za inną kieckę, a nie kurczowo trzymać się mojej,że jestem dobrą aktorką z udawaniem poszkodowanej, tutaj zabolało mnie, że mój facet, który sam uczestniczy w dużej mierze w moim życiu nie potrafił mu przyznać, że nie wymyśliłam sobie tych sytuacji, sam nie raz powtarzał bezpośrednio do mnie, że niejeden ,którego życie wyglądałoby w taki sposób jak moje załamałby się już dawno i ,że on by tego nie wytrzymał. Ale w mojej obronie nie stanął, więc sama się też nie dziwię, że jego znajomi uważają to za prawdę, usłyszałam później od niego ,że ten najlepszy przyjaciel zrzucił na mnie fakt, że podobno manipuluje swoim chłopakiem i zmieniłam go na gorsze (spotkania 3-4 wtyg zamiast 6-7 i ,że smsy za często pisane, gdzie on sam pisał do mnie ciągle, a ja przestawałam podczas ich spotkań ,chciałam ,żeby się skupił na spotkaniach z nimi) , ogólnie wmówił mu ,że jestem manipulantką przy której powinno się łapać za inne kiecki. Po tych wyzwiskach i po tych słowach załamałam się kolejny raz, a moja depresja się pogłębiła. Nie radzę sobie. Widzę ,jak nasz związek zaczał się psuć od momentu ,kiedy jego koledzy są przeciw mnie. Nie chcieli mi nawet dać szansy ,ocenili po najgorszym momencie życia i mają pretensję, że to ja coś do nich mam. Mój chłopak nie raz chciał doprowadzać do konfrontacji, ale powiedział, że nie zmusi kumpla, który uznał, że w szopki bawić się nie będzie, bo dla niego przyznanie się do czegoś twarzą w twarz to szopka. Gdyby był takim jego przyjacielem, zdawałby sobie sprawę, że mój chłopak się bał się, że przez nasz związek on z nim zerwie kontakt, a poza tym sam byłby nieszczęsliwy po rozstaniu ze mną. Raz uznałam, że może na serio będąc osobą chorą jestem jakaś gorsza i ,że powinien być z kimś zdrowym. Więc zaczełam mówić o rozstaniu, a on zaczął płakać, że nie chce mnie tracić. Gdy pojawiła się opcja przeprowadzki do innego miasta, ok 3-4 godziny drogi od obecnego, jego znajomi doszli do wniosku ,że go poje..ba..lo ,a ja to już całkiem nim dyryguje. Gdy powiedział jednemu ,że myśli nad zaręczynami ,to od razu zaczęli mu wmawiać, że jest idiotą, że poje..balo go, że oszalał itp ,gdzie chłopak sam wcześniej mówił mi ,że chciałby ,abym przyjęła jego oświadczyny ,mówił ,że zbiera pieniądze itp, wspominał nawet o dzieciach w przyszłości, gdzie w moim przypadku ja o dzieciach nie rozmyślam. Ale co mnie boli najbardziej? że nie potrafi mnie obronić, oni mogą wyzywać mnie od najgorszych ,a on radzi mi walić to, tak jak on wali ich ,mieć to w dupie, nie przejmować się ich opinią, a sam mimo tego dalej lata do nich na spotkania 3-4 x w tygodniu na jaranie, czasem picie itp i w tym jest sedno, jego znajomi robią ze mnie najgorszą i fakt, zrobiłam te błędy o których pisałam wyżej, ale to chyba nie powód,by chcieć komuś rozwalić związek, namawiać do szukania innych kiecek i wkręcać w zdradę. Nigdy też nie dawałam mu żadnego ultimatum, nie zabraniałam mu znajomości z nimi, bo wiedziałam ,że to przyjaźń trwająca latami i nie mam prawa się w to mieszać, a przecież mojemu chłopakowi zależy i na mnie i na tym przyjacielu. Ale w chwili ,gdy doszło do wyzwisk i podburzania go przeciw mnie sama już mam dość. Nie radze sobie z tym i przeszłam kolejne załamanie. Cokolwiek bym nie zrobiła, żeby poprawić relacje z jego znajomymi i tak to nie nastąpi, bo wszystko będą brać za moje aktorstwo ,czy manipulacje. Jego bliska osoba powiedziała do mnie, że wie ,dlaczego za mną nie przepadają, że nie lubią mnie dlatego, bo nie pochwalam ciągłego jarania i sama w to nie poszłam, bo wolę inne klimaty.  Już się zaczęłam śmiać przez łzy, że skoro mnie mają za taką dobrą aktorkę może rzeczywiście powinnam iść na aktorstwo ,próbować jakichś castingów.  Wszystkie moje bliskie osoby mówią, że to nie jest facet na życie, nie potrafi stanąć za mną murem i pozwala, by znajomi obrażali osobę ,którą kocha i nadal się z nimi przyjaźni,a  sam pokazuje, że można mnie obrażać. Moi rodzice tez za nim nie przepadają. Moje koleżanki go lubią, ale jako osobę, ale nie widzą go jako faceta na dalsze życie, choć mówiły, że mają nadzieję, że się nam ułoży i on się zmieni, ale że nie wierzą w cuda. I szkoda, bo na początku byliśmy bardzo szczęśliwi, a teraz już nie mogę tego powiedzieć. On wielokrotnie sam proponował, że wybierze mnie, a nie ich (to była jego propozycja), ale było też sporo sytuacji ,gdzie potrzebowałam wsparcia, a i tak wybrał spotkanie z kolegami na jaranie ,a sama żadnego ultimatum nie dałam i boję się, że oni mu wkrótce dadzą. Jego rodzina mnie lubi, z jego mamą mam dobry kontakt, nie nastawiałam nikogo, sama zaczęła mi mówić, że oni się mieszają w nasz związek i chcą go zniszczyć. Wyjechałam dość daleko, żeby odpocząć od tej sytuacji, ale za niedługo wracam. On nie widzi dalej o co chodzi, pisze bzdurne smsy bez większej treści, znalazłam też mieszkanie, chciałabym zmienić życie ,znaleźć nową pracę, dalej się uczyć. Zapytałam go ,czy szedłby na wspólne mieszkanie, mamy w końcu po ok 25 lat i dalej mieszka z rodzicami. Wiem też dlaczego się waha ,chodzi o kolegów blisko, cokolwiek ja chcę robić wszystko będzie i tak brane za manipulacje nim, a ja już z tym nie mam zamiaru walczyć. Napisałam sms ,żeby sobie przemyślał i do niego należy decyzja. Bo chcę ruszyć naprzód ,nie tkwić w jednym miejscu. Co o tym myślicie? Co byście zrobili na moim miejscu? Słyszałam o wielu związkach, nawet tych najlepszych, które rozpadały się przez brak akceptacji znajomych. Mieliście podobne sytuacje? Jak się one skończyły? Będę wdzięczna za rady i odpowiedzi.

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Iceni (2018-04-21 09:52:16)

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Ja nie słyszałam o związku, który by się rozpadł z powodu braku akceptacji znajomych. Gdyby mój facet miał z tym problem i nie umiał wyznaczyć granic kumplom, to sama bym go zostawiła, niech sypia z kumplami skoro z niego taki ulegly *****...

3

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Teraz jeszcze mi napisał, że chce ze mna mieszkać, ale w okolicy zamieszkania kolegów. Tylko, że tam naprawdę są małe perspektywy i dużo więcej można zarobić w innym miejscu. To wszystko raczej zmierza do końca. Srasznie mi przykro...

4

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

ile macie lat? bo chyba niedużo skoro facet spędzał z kumplami 7 dni w tygodniu na jaraniu i piciu.  Dla mnie to nie jest normalne, sama często się spotykam z koleżankami, ale cholera... dorosly człowiek będący w związku, pracujący (?) lub uczący się nie ma czasu codziennie na posiadówy... 
A jego towarzystwo to wybacz, ale jakaś patologia...  wyzywają cię, wtrącają się w jego decyzje (odradzając zaręczyny) - ci ludzie próbują mieć o wiele za duży wpływ na jego życie, przyjaciele nie sterują życiem drugiej osoby. Jeśli macie <25 możesz mieć nadzieję, że dojrzeje i coś się zmieni, jednak szczerze? nie łudziłabym się i nie traciła czasu, chyba pora postawić sprawę na ostrzu noża i odcięcie tej przesadnej więzi z kumplami jeśli myśli o dorosłym życiu  Z TOBĄ.
Natomiast jeśli jesteście 25+ ( w co baaardzo wątpię ) to zastanów się, czy taka nieodcięta pępowina z kumplami jest NORMALNA  w tym wieku ?


Dodam, że sama jestem 25+ i miałam podobnego chłopaka; jego koledzy mnie nie lubili bo nie chciałam by codziennie z nimi pił/jarał (jak przed zwazkiem) smile I byłam wyzywana od wariatek i itd., bo robiłam mu awantury, że znowu się napił. Nie miałam siły, zerwałam i z tego co mnie słuchy dochodzą, wrócił do kolegów 7 dni w tyg smile

5 Ostatnio edytowany przez josz (2018-04-21 16:01:09)

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Jak widać obydwoje macie za sobą swoje "obozy", z tym, że jego obóz nie przebiera w środkach, żeby Cię zdyskredytować.

anna.kalina2 napisał/a:

Wszystkie moje bliskie osoby mówią, że to nie jest facet na życie, nie potrafi stanąć za mną murem i pozwala, by znajomi obrażali osobę ,którą kocha i nadal się z nimi przyjaźni,a  sam pokazuje, że można mnie obrażać. Moi rodzice tez za nim nie przepadają. Moje koleżanki go lubią, ale jako osobę, ale nie widzą go jako faceta na dalsze życie, choć mówiły, że mają nadzieję, że się nam ułoży i on się zmieni, ale że nie wierzą w cuda.

Twoi znajomi mają absolutną rację, Twój chłopak jest nielojalny, nie szanuje Cię, ulega manipulacjom. Nie Twoim bynajmniej, a swoich kumpli, szkoda, że tego nie dostrzega, może jaranie zaćmiewa mu zdrowy ogląd rzeczywistości? No właśnie, narkotyki (nie umniejszajmy, że to tylko trawka, o ile faktycznie tak jest), ktoś, dla kogo ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu jest picie i jaranie, nie jest raczej dobrym kandydatem na poważnego partnera. Wiele kobiet przejechało się na płonnej nadziei, że po ślubie on się zmieni.
Ciekawi mnie, skąd wiesz o tych wulgarnych epitetach pod swoim adresem, on Ci o tym powiedział, czy widziałaś, lub słyszałaś?
Jeżeli naprawdę, te wyzwiska są faktem, a Twój facet wysłuchuje tego, a potem usiłuje wymusić na Tobie... co? Żebyś się zmieniła? Nie reaguje, pozwala Cię obrażać, tzn, że jest totalną p**ą.
Nie licz też na to, że gdyby udało Ci się namówić go na przeprowadzkę i odciąć od jego towarzystwa, to już wszystko potem będzie ok. Nie będzie, bo on nie będzie szczęśliwy, oni nie odpuszczą i zaatakują Cię ze zdwojoną siłą, ewentualnie totalnie go oleją, co tymbardziej go unieszczęśliwi.
Chcesz iść do przodu, bardzo dobrze, ale postaraj się kierować rozsądkiem i nie walcz o tego faceta, myślę, że niewiele stracisz. Na przyszłość masz też nauczkę, żeby powściągnąć język i nie zwierzać się w szerszym, a zwłaszcza mało znanym towarzystwie, że swoich prywatnych spraw i klopotów.
Konfrontacja z jego kolegą nie ma najmniejszego sensu, chyba nie zamierzasz tłumaczyć się i dyskutować z jakimś typem, który obrzuca Cię inwektywami i z buciorami włazi w Wasz związek - za przyzwoleniem, niestety,  Twojego ukochanego sad

6 Ostatnio edytowany przez inay (2018-04-21 16:53:55)

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Mój były chłopak też miał zgraję kumpli od lat i spotykali się prawie codziennie ale tylko ci, którzy byli wolni. Kiedy któryś z nich zaczynał spotykać się z dziewczyną to wpadał raz lub dwa razy w tygodniu, czasem wcale w zależności od tygodnia. I żaden nigdy nie miał z tym problemu, dla nich było to normalne. Żal mieli tylko w momencie kiedy jeden urwał kompletnie kontakt i wcale się im nie dziwię.
Natomiast u Ciebie to co się dzieje nie jest normalne. Zamiast trzymać kciuki za kolegę to robią Wam pod górkę, to nie są przychylne osoby. Natomiast jeśli o Ciebie chodzi to ja tu niczego dziwnego nie zauważam, jesteś bardzo cierpliwa. Jednak niestety przyszłości Wam nie wróżę:(.

7

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Też nie słyszałam, żeby dobre związki rozpadały się przez znajomych. Słabe - owszem, ale dobre nie. Dobre mają to do siebie, że ludzie się wspierają, wierzą w siebie i są lojalni. Niestety  waszemu związkowi do bycia dobrym trochę brakuje.

Nie wyobrażam sobie, żeby być z kimś, kto jest w taki sposób zależny od kogokolwiek - nawet mnie. Spędzanie ciągle czasu w tym samym gronie znajomych, ciągłe liczenie się z ich zdaniem bez własnych przemyśleń? Co za różnica, czy to matka, siostra, koledzy czy nawet ja, taka bezwolność moim zdaniem źle wróży, a tym bardziej biorąc pod uwagę zachowanie ich znajomych wobec Ciebie. Serio, zapytaj go, czy dla niego jest to całkiem w porządku, że jego przyjaciele wyzywają cię od (różnych rzeczy) i zapytaj, czy sam też tak robi wobec innych dziewczyn. Nie oburzyć się i nie wkurzyć na maksa, że ktoś tak mówi o moim partnerze czy partnerce? Strasznie to słabe.

8

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Koledzy mojego ex również przestali za mną przepadac jak czepialam się o imprezy w klubach .. teraz jestem sama .. zostaw go zanim on zostawi Ciebie wkoncu wejdą mu na głowę całkowicie.

9

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

bb29 - Ja mam dokładnie 22 lata, a mój chłopak 25. On uczy się zaocznie ze mną w szkole policealnej i pracuje w tygodniu. Nie przeszkadza to im w codziennych spotkaniach,bo mieszkają po prostu dom obok domu ,a inni także blisko, nie mają daleko do siebie. Dla mnie do pewnego czasu nie było nic złego w ich znajomości. W sumie cieszyłam się, że twierdził ,że ma prawdziwego przyjaciela i to od lat. Mało jest prawdziwych przyjaźni. Jednak z czasem zauważyłam właśnie, że przyjaciele raczej tak nie postępują. Bo skoro to taki przyjaciel ,to czemu nie zdaje sobie sprawy ,że rozstanie ze mną byłoby dla niego bolesne (podobno) ...bo szczerze sama w to zaczynam wątpić.. i ,że tekst o kieckach czy typu ''tego kwiatu pół światu'' raczej by znaczenia w takim przypadku nie miał. Nie rozumiem czemu sam nie potrafi powiedzieć jemu ,to co wiele razy mówił mnie. Właśnie najgorsze jest to, co piszesz. Że w takich przypadkach najczęściej kończy się rozstaniem. Próbowałaś wyjaśniać z jego znajomymi sytuacje, czy po prostu to olewałaś?

josz- Tak jak wcześniej myślałam nad tym, że fajnie by było wziąć z nim ślub, wiązałam z nim przyszłość, to był pierwszy mój facet z którym naprawdę chciałam żyć, myślałam o nim bardzo poważnie i jestem pewna, że chciałam tak z nim przeżyć całe życie, tak teraz odechciało mi się nawet tych zaręczyn. Nie chcę ich po prostu, nie chcę kolejnych nerwów. Wiem ,że po ślubie nic by się nie zmieniło, nawet byłoby gorzej. Cieszę się na ten moment, widząc jego brak chęci obrony mnie w stosunku do nich, że jednak nie doszło do ślubu. I tak, moja rodzina też nie ułatwia sprawy, ale nie wyzywała go nigdy ,a gdy kiedyś powiedzieli na jego temat coś ,co mi się nie spodobało od razu stanęłam w jego obronie i powiedziałam ,że jeszcze jeden taki tekst i nie będę więcej z nimi rozmawiać, oraz się odetnę od nich. Miałam na początku 'koleżanki' ,które śmiały się z niego ,podobnie jak 'koledzy' ,że to nie ta liga, że gdzie on próbuje, że nie te progi itd... ale całkowicie zerwałam z takimi ludźmi kontakt, bo nie lubili go bez powodu, nie znali go wtedy, oceniali powierzchownie- właśnie tak jak jego znajomi mnie, oceniając po zaledwie kilku spotkaniach. Poza tym ze strony mojej rodziny nigdy nie było prób zniszczenia nam związku, wkręcenia kogoś w zdradę itd. Podobno zgodził się na przeprowadzkę, ale mnie to nie cieszy. Nie mam zamiaru go odwodzić od kolegów, sama się najwyżej przeprowadzę ,a on niech tu zostanie skoro nie potrafi mnie obronić. Najbardziej boli fakt, że nikt poza nim nie wie ,jak naprawdę moje życie wygląda. Cholera jasna- sam w nim uczestniczy.. a potrafi słuchać jak jego kumple mnie obrażają i milczeć. Milcząc pozwala na to. I masz rację, nie mam zamiaru odcinać go od nich, to by pogorszyło wszystko. A poza tym -on byłby nieszczęśliwy. No i nauczkę mam ,na przyszłość już będę wiedziała, czego unikać.

inay - Bo to jest właśnie normalna przyjaźń moim zdaniem. Mniej więcej tak to wyglądało u kolegów mojego byłego chłopaka. Żaden jakoś nie miał problemów, że o rany spotykają się 3 x w tygodniu z 7 ,bo były okresy ,że po dwa-trzy tygodnie się nie widzieli. Każdy miał swoje życie, czasem ciężko było się dograć, zdarzało się, że jeden ,czy drugi odwoływał spotkanie ,bo chciał spędzić czas z dziewczyną i o żadnym nie mówiono ,że pantofel z niego i nie śmiano się, a jak mieszkałam z byłym ,to nawet organizowaliśmy dużo posiadówek ,żeby po prostu się zrelaksować i miło spędzić czas ze znajomymi. Sama też widzę, że na spotkaniach z ludźmi 'ode mnie' mój obecny chłopak się jakby nudził. Ale nic dziwnego. Bo u nas nie ma jarania, ludzie z którymi się spotykaliśmy jeśli już coś próbowali to tylko okazjonalnie i raczej woleliśmy zrobić fajny drink, puścić fajną muzykę i rozmawiać. Też szkoda, bo jakiś czas temu byliśmy na jednej imprezie ,gdzie poznaliśmy nowe osoby, super ludzie ,ale mają wadę. Że to nie jego koledzy. I czuć, że on nie jest chętny do spędzania czasu z moimi znajomymi.

Monoceros Dla mnie też to strasznie słabe, że jego to nie oburza. Ja bym nie potrafiła nadal przyjaźnić się i ot tak spotykać z ludźmi, którzy wyzywają bezpodstawnie moją ukochaną osobę. A on tego słuchał, wie, że mnie też obgadują, nabijają się i co robi? Spotyka się z nimi jakby nigdy nic... Jedynie radząc mi ich olać i walić ich ,tak jak on ich rzekomo wali..Najgorsze też jest to, że on może i ma swoje zdanie na wiele tematów, ale nie potrafi go wypowiedzieć. Jego koledzy naskakują na niego, że ma się postawić mnie, bo ja jestem manipulatorką, ale żeby postawić się im ,to też nie potrafi. Potrafi stawiać się im, ale ...do mnie. Do mnie pootrafił gadać na nich, mówić ,że to co o mnie mówią ma gdzieś ,że nie obchodzi go za jaką oni mnie uważają, jednocześnie spotykając się z nimi dalej, ale w twarz tego co mi o nich mówił, im nie powie. To też jest ciekawe. Potrafi bronić mnie, ale tylko do mnie. A ja obrony do mnie nie potrzebuję.

Wydajemisię Bo my wszystkie przesadzamy niby i czepiamy się o byle co, a widać później jak się to kończy...

Mnie to po prostu bardzo boli ,bo kochałam go jak wariatka... Broniłam go, pomagałam w wielu sytuacjach nie tylko słownie. Mieliśmy związek jak z bajki ,póki nie zaczęli robić mi 'nowej' opinii za plecami do niego. Ale i tak nigdy 'nie wygram' z nimi i nie mam zamiaru, niech dalej nazywają mnie aktorką, manipulantką ,już po prostu nie mam sił..Wygrali, chcieli się mnie pozbyć, próbowali różnych rzeczy od namawiania go do wkręcania w to ,że mnie zdradza. Tak się po prostu nie robi..Dlatego wyprowadzę się sama.

10

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

,,Bo chcę ruszyć naprzód ,nie tkwić w jednym miejscu"- właśnie tego się trzymaj. Chłopak albo z Tobą pójdzie, albo pozostanie przy swoich znajomych (raczej trudno nazwać ich przyjaciółmi, skoro nie tolerują jego dziewczyny. Lubić Cię nie muszą, ale tolerować... wypadałoby).

A wyżej dziewczyny bardzo dobrze Ci napisały.

11

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Ja napiszę ze swojej perspektywy, która jest w sumie zgodna z poprzednimi wpisami.
Moi znajomi poza pracą to głównie ochlejmordy i/lub ćpuni, po wyrokach, złodzieje, generalnie towarzystwo nie za ciekawe. ALE! jeśli któryś wprowadza w towarzystwo nową dziewczynę - a bywają różne, od tych zupełnie poukładanych po patolę - to nie daj Boże, żeby coś złego powiedzieć. Swoje zdanie można wyrazić, oczywiście, ale to od razu jest ukrócane, jeśli dana osoba zacznie się zachowywać nie w porządku przy dziewczynie/chłopaku albo ją/jego obgaduje. Nigdy nie dochodzi do sytuacji grupowego odrzucenia, to się w pale nie mieści. A to jest towarzycho degeneratów, więc w normalnym to powinno się w ogóle nie dziać, a na pewno nie na taką skalę.

12

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Z tego co piszesz to jego znajomi to patologia, coś jak te chłopaki co stoją pod blokami, którzy nie mają ambicji, ale ciągle stają z kolegami, palą i piją. Nawet jeżeli tutaj wygląda to trochę inaczej to i tak jest chore. Mogą być dorośli, ale zachowują się niedojrzale. Jeżeli Twój chłopak był dojrzalszy od nich to umiałby wyznaczyć granice i najważniejsze byłoby dla niego to, żebyście oboje mieli dobrą pracę i ogólnie byli szczęśliwi. On jednak nie myśli tak dojrzale i raczej dla niego ważniejsze jest, by mieć obok kolegów. Może mówić o Waszej wspólnej przyszłości, ale u niego to raczej słowa niż coś co by robił, by tak było. Normalny facet nie pozwoliłby obrażać swojej kobiety. Nic im nie zrobiłaś, dla nich najlepiej, by on nie był z nikim lub może z dziewczyną, z którą zobaczy się raz na tydzień, a resztę z nimi. No ale przecież jak się jest dojrzałym i się kocha, to przyszłość wiąże się z tą drugą osobą i inni też są ważni, ale to z nią zazwyczaj spędza się zazwyczaj najwięcej czasu, a zwłaszcza potem jak się razem mieszka. Wiadomo jest też praca, więc tego czasu razem jest mniej, ale czasu jest mniej też dla kolegów, bo ma się swoje obowiązki. Jeżeli jednak będziesz z nim, a on nie zmieni swojego zachowania, to będziecie razem, ale Ty będziesz na dalszym planie, a tak nie powinno być. On zawsze wtedy, gdy tylko będzie możliwość, to pójdzie do nich. Zastanowiłabym się nad tym związkiem.

13

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..
anna.kalina2 napisał/a:

bb29 - Ja mam dokładnie 22 lata, a mój chłopak 25. On uczy się zaocznie ze mną w szkole policealnej i pracuje w tygodniu. Nie przeszkadza to im w codziennych spotkaniach,bo mieszkają po prostu dom obok domu ,a inni także blisko, nie mają daleko do siebie. Dla mnie do pewnego czasu nie było nic złego w ich znajomości. W sumie cieszyłam się, że twierdził ,że ma prawdziwego przyjaciela i to od lat. Mało jest prawdziwych przyjaźni. Jednak z czasem zauważyłam właśnie, że przyjaciele raczej tak nie postępują. Bo skoro to taki przyjaciel ,to czemu nie zdaje sobie sprawy ,że rozstanie ze mną byłoby dla niego bolesne (podobno) ...bo szczerze sama w to zaczynam wątpić.. i ,że tekst o kieckach czy typu ''tego kwiatu pół światu'' raczej by znaczenia w takim przypadku nie miał. Nie rozumiem czemu sam nie potrafi powiedzieć jemu ,to co wiele razy mówił mnie. Właśnie najgorsze jest to, co piszesz. Że w takich przypadkach najczęściej kończy się rozstaniem. Próbowałaś wyjaśniać z jego znajomymi sytuacje, czy po prostu to olewałaś?


Wiesz co, mój były akurat po kilku większych awanturach o codziennie jaranie i popijanie z kolegami bardzo rozluźnił kontakty i wybrał mnie, spotykał się z kolegami w innych warunkach (nie na podwórku, barach tylko np w domu na mecz) np raz na tydzień. Ostatecznie i tak się rozstaliśmy, bo o ile koledzy byli już na drugim planie to pozostawał problem alkoholu i jarania. Zwróć uwagę swoją drogą, czy Twój też nie robi tego za często, bo może tu być jeszcze poważniejszy problem niż koledzy czego Ci oczywiście nie życzę.
Masz w 100% rację - prawdziwy przyjaciel chce dobrze dla swojego przyjaciela, natomiast przyjaciel Twojego chłopaka chce dobrze tylko dla siebie  - żeby mieć Twojego na każde zawołanie i najlepiej codziennie. Zachowuje się bardzo egoistycznie i nie jest to przyjaźń.
Czemu nie potrafi powiedzieć...prawdopodobnie boi się wyśmiania, że jest pantoflem etc.
Generalnie muszę Ci powiedzieć, że średnio to rokuje... W wieku 25 lat powinnaś Ty być ważniejsza, szczególnie, że to już nie taki małolat.

14

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..
anna.kalina2 napisał/a:

Sprawa ma się tak. Jesteśmy razem 2 lata, znamy się dłużej, bardzo długo walczyliśmy o nasz związek i w końcu się udało. Byliśmy razem bardzo szczęśliwi. Aż do pewnego momentu. Mianowicie jego znajomi mnie nie lubią. Pierwsze spotkania były raczej neutralne, wszyscy się poznawaliśmy, jednak z czasem wyszło sporo różnic między naszym charakterem, sposobem spędzania wolnego czasu. Mnie nie kręcą spotkania na jaranie, picie i rozmowy o niczym, byle było zabawnie. Lubię poimprezować, spotkać się z kimś i porozmawiać o czymś miłym ,ale i również życiu. Nie będę kłamać, bo nienawidzę kłamstw, że sama po części przyczyniłam się do takiego stanu rzeczy, co zauważyłam dopiero niestety za późno. Jestem osobą mającą depresję spowodowaną uciążliwymi problemami zdrowotnymi. Mój chłopak zapewniał ,że mogę zaufać jego znajomym, że to porządni ludzie, nie będą się śmiać itp. I niestety zaufałam, zaczęłam nadmiernie mówić o sobie (nie na pierwszych spotkaniach ,a dopiero z czasem) ,zdarzało mi się też być nadmierną gadułą, wtedy przyznaję-trzeba mi powiedzieć, bym przystopowała, dała innym dojść do głosu. Zdaję sobie z tych wad sprawę i próbuję nad nimi pracować raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem. Jednak był okres w moim życiu ,który dał mi mocno popalić i nie miałam nawet opcji wyjść na posiadówkę ,imprezę. I zaczęło się. O ile na początku jego najlepszy przyjaciel powiedział, że jestem fajna, ładna i nie spodziewał się, że przyprowadzi taką mądrą dziewczynę, tak później zaczął uznawać, że mój chłopak ograniczył ilość spotkań z nimi z 7 w tygodniu do 3-4 na tydzień przeze mnie (choć sama nigdy tego nie wymagałam i zawsze mu powtarzałam, że jak chce ,to może iść do kolegów i nie będę zła. To był jego wybór ,że zostawał ze mną) Raz zdarzyły się dwie sytuacje, gdzie przyjechałam do niego na noc (nie mieszkamy razem) i wtedy uznał, że pójdzie do kolegów, poprosiłam go ,by chociaż wrócił wcześniej ,skoro u niego jestem, ale też nie zabraniałam iść. Poszedł ok 19 i obiecał ,że wróci o 22.30 najpóźniej, no ale o tej godzinie dalej go nie było. Wrócił o 1.30 w nocy ,wtedy rzeczywiście zrobiłam mu awanturę. Podobna sytuacja też się kiedyś powtórzyła. Ale na drugi dzień jego kumpel się nabijał i śmiał się, czy miał armagedon w domu. Innym razem ,gdy byłam u niego na noc, jego znajomi o tym wiedzieli i postanowili zrobić nam żart, co wyszło na jaw później. Zadzwonili do niego około północy, wtedy nie wiedzieliśmy ,że to oni, bo to wyszło z czasem , jeden z nich podszył się pod jakiegoś mężczyznę, który zaczął krzyczeć po moim facecie, że ma się odpier... od jego narzeczonej i ,że jeśli jeszcze raz się z nią będzie spotykał to jak mu życie miłe, lepiej niech przestanie. Mnie zatkało ,w pierwszej myśli uznałam, że mnie zdradza. Strasznie się pokłóciliśmy, wtedy też zaczęłam myśleć, że właśnie o to im chodzi. Zapytałam go o to, to przyznał, że jego znajomi ,a konkretniej dwójka ,ale szczególnie najlepszy przyjaciel za mną nie przepadają, uważają ,że jestem beznadziejna i namawiają go do rozstania,a poza tym, że siedzi pod pantoflem i nie potrafi się odezwać/ sprzeciwić mi co do spotkań.  Okej, ludzie się nie lubią i można z tym żyć, ale doszłam do wniosku, że mogę przecież jeszcze postarać się naprawić błędy, pokazać z tej lepszej strony itp. Z powodu skłonności depresyjnych ,uwierzyłam ,że ze mną naprawdę jest coś nie tak. Bardzo dużo płakałam. Mój chłopak podobno wyjaśnił z nimi tą sytuację. I przez jakiś czas był spokój. Aż wyciekły do niego informacje, że jestem przez jego kumpli wyzywana od pi...zd i innych najgorszych i leciały słowa, że wyje...bane na nią, że jak mój chłopak pojawia się na spotkaniach to ze mną, pewnie na chwile itd. I ,że mu wygarnie jeden na następnym spotkaniu, czego jednak nie zrobił. Mój chłopak w tej sytuacji również poszedł do przyjaciela i nie wiem tu już dokładnie jak rozmowa przebiegała, ale w skrócie zaczął mieć pretensje, że co ja do niego mam, że mam problem z każdym człowiekiem dlatego nikt mnie nie lubi (co jest nieprawdą, bo gdybym miała problem z każdym człowiekiem ,to nie miałabym do dziś dobrych kontaktów ze znajomymi byłego chłopaka. Oni do dziś są mi pomocni, lubią mnie, wspierają, z kolegami byłego mamy kontakt nawet mimo rozstania. Gdy związek się nam rozpadał, to pisali ze mną, doradzali. Teraz z tego ,co mi koleżanka mówiła dziwią się, że daję się tak źle traktować obecnemu chłopakowi, bo jestem świetna i do posiadówek ,imprez, grilli i do poważnych rozmów o życiu. A owszem, mam problem, ale tylko z ludźmi ,którzy chcą mi niszczyć długo wypracowane szczęście. Tak więc przyjaciel obecnego faceta zaczął go znów namawiać do rozstania, mówić że jestem beznadziejna,a on pod pantoflem, że weszłam mu na głowę, a babę trzeba sobie wychować, że doskonale opanowałam techniki udawania ofiary losu (nawiązanie do tego jak ciężką mam sytuację rodzinną i zdrowotną, w stylu ,że mam depresje, lepiej sobie odpuścić, że powinien złapać za inną kieckę, a nie kurczowo trzymać się mojej,że jestem dobrą aktorką z udawaniem poszkodowanej, tutaj zabolało mnie, że mój facet, który sam uczestniczy w dużej mierze w moim życiu nie potrafił mu przyznać, że nie wymyśliłam sobie tych sytuacji, sam nie raz powtarzał bezpośrednio do mnie, że niejeden ,którego życie wyglądałoby w taki sposób jak moje załamałby się już dawno i ,że on by tego nie wytrzymał. Ale w mojej obronie nie stanął, więc sama się też nie dziwię, że jego znajomi uważają to za prawdę, usłyszałam później od niego ,że ten najlepszy przyjaciel zrzucił na mnie fakt, że podobno manipuluje swoim chłopakiem i zmieniłam go na gorsze (spotkania 3-4 wtyg zamiast 6-7 i ,że smsy za często pisane, gdzie on sam pisał do mnie ciągle, a ja przestawałam podczas ich spotkań ,chciałam ,żeby się skupił na spotkaniach z nimi) , ogólnie wmówił mu ,że jestem manipulantką przy której powinno się łapać za inne kiecki. Po tych wyzwiskach i po tych słowach załamałam się kolejny raz, a moja depresja się pogłębiła. Nie radzę sobie. Widzę ,jak nasz związek zaczał się psuć od momentu ,kiedy jego koledzy są przeciw mnie. Nie chcieli mi nawet dać szansy ,ocenili po najgorszym momencie życia i mają pretensję, że to ja coś do nich mam. Mój chłopak nie raz chciał doprowadzać do konfrontacji, ale powiedział, że nie zmusi kumpla, który uznał, że w szopki bawić się nie będzie, bo dla niego przyznanie się do czegoś twarzą w twarz to szopka. Gdyby był takim jego przyjacielem, zdawałby sobie sprawę, że mój chłopak się bał się, że przez nasz związek on z nim zerwie kontakt, a poza tym sam byłby nieszczęsliwy po rozstaniu ze mną. Raz uznałam, że może na serio będąc osobą chorą jestem jakaś gorsza i ,że powinien być z kimś zdrowym. Więc zaczełam mówić o rozstaniu, a on zaczął płakać, że nie chce mnie tracić. Gdy pojawiła się opcja przeprowadzki do innego miasta, ok 3-4 godziny drogi od obecnego, jego znajomi doszli do wniosku ,że go poje..ba..lo ,a ja to już całkiem nim dyryguje. Gdy powiedział jednemu ,że myśli nad zaręczynami ,to od razu zaczęli mu wmawiać, że jest idiotą, że poje..balo go, że oszalał itp ,gdzie chłopak sam wcześniej mówił mi ,że chciałby ,abym przyjęła jego oświadczyny ,mówił ,że zbiera pieniądze itp, wspominał nawet o dzieciach w przyszłości, gdzie w moim przypadku ja o dzieciach nie rozmyślam. Ale co mnie boli najbardziej? że nie potrafi mnie obronić, oni mogą wyzywać mnie od najgorszych ,a on radzi mi walić to, tak jak on wali ich ,mieć to w dupie, nie przejmować się ich opinią, a sam mimo tego dalej lata do nich na spotkania 3-4 x w tygodniu na jaranie, czasem picie itp i w tym jest sedno, jego znajomi robią ze mnie najgorszą i fakt, zrobiłam te błędy o których pisałam wyżej, ale to chyba nie powód,by chcieć komuś rozwalić związek, namawiać do szukania innych kiecek i wkręcać w zdradę. Nigdy też nie dawałam mu żadnego ultimatum, nie zabraniałam mu znajomości z nimi, bo wiedziałam ,że to przyjaźń trwająca latami i nie mam prawa się w to mieszać, a przecież mojemu chłopakowi zależy i na mnie i na tym przyjacielu. Ale w chwili ,gdy doszło do wyzwisk i podburzania go przeciw mnie sama już mam dość. Nie radze sobie z tym i przeszłam kolejne załamanie. Cokolwiek bym nie zrobiła, żeby poprawić relacje z jego znajomymi i tak to nie nastąpi, bo wszystko będą brać za moje aktorstwo ,czy manipulacje. Jego bliska osoba powiedziała do mnie, że wie ,dlaczego za mną nie przepadają, że nie lubią mnie dlatego, bo nie pochwalam ciągłego jarania i sama w to nie poszłam, bo wolę inne klimaty.  Już się zaczęłam śmiać przez łzy, że skoro mnie mają za taką dobrą aktorkę może rzeczywiście powinnam iść na aktorstwo ,próbować jakichś castingów.  Wszystkie moje bliskie osoby mówią, że to nie jest facet na życie, nie potrafi stanąć za mną murem i pozwala, by znajomi obrażali osobę ,którą kocha i nadal się z nimi przyjaźni,a  sam pokazuje, że można mnie obrażać. Moi rodzice tez za nim nie przepadają. Moje koleżanki go lubią, ale jako osobę, ale nie widzą go jako faceta na dalsze życie, choć mówiły, że mają nadzieję, że się nam ułoży i on się zmieni, ale że nie wierzą w cuda. I szkoda, bo na początku byliśmy bardzo szczęśliwi, a teraz już nie mogę tego powiedzieć. On wielokrotnie sam proponował, że wybierze mnie, a nie ich (to była jego propozycja), ale było też sporo sytuacji ,gdzie potrzebowałam wsparcia, a i tak wybrał spotkanie z kolegami na jaranie ,a sama żadnego ultimatum nie dałam i boję się, że oni mu wkrótce dadzą. Jego rodzina mnie lubi, z jego mamą mam dobry kontakt, nie nastawiałam nikogo, sama zaczęła mi mówić, że oni się mieszają w nasz związek i chcą go zniszczyć. Wyjechałam dość daleko, żeby odpocząć od tej sytuacji, ale za niedługo wracam. On nie widzi dalej o co chodzi, pisze bzdurne smsy bez większej treści, znalazłam też mieszkanie, chciałabym zmienić życie ,znaleźć nową pracę, dalej się uczyć. Zapytałam go ,czy szedłby na wspólne mieszkanie, mamy w końcu po ok 25 lat i dalej mieszka z rodzicami. Wiem też dlaczego się waha ,chodzi o kolegów blisko, cokolwiek ja chcę robić wszystko będzie i tak brane za manipulacje nim, a ja już z tym nie mam zamiaru walczyć. Napisałam sms ,żeby sobie przemyślał i do niego należy decyzja. Bo chcę ruszyć naprzód ,nie tkwić w jednym miejscu. Co o tym myślicie? Co byście zrobili na moim miejscu? Słyszałam o wielu związkach, nawet tych najlepszych, które rozpadały się przez brak akceptacji znajomych. Mieliście podobne sytuacje? Jak się one skończyły? Będę wdzięczna za rady i odpowiedzi.


Wiem że będzie bolało ale zostaw,go dobrze ci radzę. Tak będzie najlepiej.

15

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Uznałam ,że w sumie może warto się tu zalogować i dać znać co tam u mnie się podziało. Tak więc, można uznać, że posłuchałam rad, ale trochę czasu mi to zajęło, ponieważ jak większość kobiet- kochałam. Po jakimś czasie przejrzałam na oczy, że to wcale nie był normalny związek, że sama przy nim również stawałam się gorszą wersją siebie. Czułam się ciągle smutna, ciągle niekochana. Wydarzyło się w międzyczasie kilka innych sytuacji, które sprawiły ,że coś we mnie pękło. Z każdą sytuacją pękało coraz mocniej, aż któregoś dnia nie wytrzymałam i powiedziałam ,że to koniec. Byłam jeszcze o tyle naiwna, że miałam nadzieję na to, iż on będzie walczyć o mnie. Ale się przeliczyłam. Szczerze mówiąc sama zastanawiam się, czy on kiedykolwiek mnie kochał, czy był tylko z wygody. Wiem jak trudne jest rozstać się z kimś, kogo się kocha. Ale w momencie ,gdy dochodzą do tego uzależnienia, brak obrony własnej kobiety, długi -taki związek nie ma przyszłości. Bolało okropnie, pierwszy tydzień nocami nie spałam, brałam leki uspokajająco-nasenne, bo mając wstać o godzinie 5 nadal o 3 wierciłam się z boku na bok. Samotność była dla mnie straszna. I nadal trochę jest, niemniej jednak.. Codzienny płacz, tęsknota.. było sporo chwil podczas ,których sama miałam ochotę do niego lecieć i pewnie bym tak zrobiła, gdyby nie fakt, że jego brak reakcji co do kolegów to był wierzchołek góry lodowej o czym dowiedziałam się później przypadkiem. Dzisiaj każdej kobiecie, w podobnej sytuacji radzę odejść. Walczyłam ,chciałam naprawiać, ba ,nawet chciałam się zmieniać, byle jego towarzystwo mnie zaakceptowało. To była głupota tez z mojej strony. Po rozstaniu znajomi odpowiednio starali się o mnie zadbać, wszędzie mnie wyciągali gdzie się dało, momentalnie mnóstwo mężczyzn zaczęło się do mnie odzywać, pisać ,zapraszać na spotkania. Można uznać, że na brak powodzenia nie narzekam ,a nawet mogę pozwolić sobie na wybór z tym ,że na razie się nie spieszę, chociaż nie ukrywam, chciałabym z kimś być. Doszłam do wniosku, że wszystko się dzieje po coś, że teraz chyba mam odpowiedni czas ,by zadbać o siebie. Co najważniejsze? Moja samoocena poszybowała w górę, wiadomo, zdarzają się chwile załamań, jednak ludzie, którymi się otaczam lubią i akceptują mnie taką ,jaką jestem. Spotykam na swojej drodze facetów ,dla których choroba nie jest żadną przeszkodą (choruję przewlekle i mój były wmawiał mi ,że nikogo sobie nie znajdę przez to, że jestem chora) ile kobiet słyszało coś podobnego? Albo coś w stylu ,że nikt Cię nie zechce, tylko ja.. to czysta manipulacja i złośliwość. Tak jak pisałam na brak powodzenia nie narzekam, kilku kolegom już o chorobie powiedziałam i to ich też nie zraża smile A wnioski? Czasem nie warto trzymać się tego, co nas niszczy tylko dlatego, że kochamy. Nie wiem ,nie potrafię na dzień dzisiejszy określić, czy nadal kocham mojego byłego. Skasowałam wszystkie zdjęcia z telefonu ,zostały te z komputera, których za niedługo się pozbędę jak będę robić czystki. Może jakbym go zobaczyła uczucie by odżyło ,dlatego unikam opcji spotkania się z nim. Przejrzałam na oczy w ważnym dla mnie dniu podczas ,którego jego nie było... I nic mi nie pomogło tak bardzo jak uświadomienie sobie samej ,że związek ten nie ma przyszłości. Nie rozstaliśmy się w nienawiści. Mamy czasem kontakt, ale wiem ,że na sto procent już nigdy do niego nie wrócę i mam nadzieję, że wkrótce ułożę sobie związek z kimś innym smile Oby.. Znajomi się śmieją, że teraz poznaję tyle nowych ludzi i jestem tak lubiana, że powinnam szukać chłopaka w moim towarzystwie, wtedy jego kumple nie będą mieli nic przeciwko mnie tak jak to było w przypadku byłego smile Ps. Dziś dziękuję za to, że mijał czas i nie doszło do zaręczyn ,których wtedy tak bardzo pragnęłam.

16

Odp: Jego znajomi namawiają go do rozstania..
anna.kalina2 napisał/a:

Uznałam ,że w sumie może warto się tu zalogować i dać znać co tam u mnie się podziało. Tak więc, można uznać, że posłuchałam rad, ale trochę czasu mi to zajęło, ponieważ jak większość kobiet- kochałam. Po jakimś czasie przejrzałam na oczy, że to wcale nie był normalny związek, że sama przy nim również stawałam się gorszą wersją siebie. Czułam się ciągle smutna, ciągle niekochana. Wydarzyło się w międzyczasie kilka innych sytuacji, które sprawiły ,że coś we mnie pękło. Z każdą sytuacją pękało coraz mocniej, aż któregoś dnia nie wytrzymałam i powiedziałam ,że to koniec. Byłam jeszcze o tyle naiwna, że miałam nadzieję na to, iż on będzie walczyć o mnie. Ale się przeliczyłam. Szczerze mówiąc sama zastanawiam się, czy on kiedykolwiek mnie kochał, czy był tylko z wygody. Wiem jak trudne jest rozstać się z kimś, kogo się kocha. Ale w momencie ,gdy dochodzą do tego uzależnienia, brak obrony własnej kobiety, długi -taki związek nie ma przyszłości. Bolało okropnie, pierwszy tydzień nocami nie spałam, brałam leki uspokajająco-nasenne, bo mając wstać o godzinie 5 nadal o 3 wierciłam się z boku na bok. Samotność była dla mnie straszna. I nadal trochę jest, niemniej jednak.. Codzienny płacz, tęsknota.. było sporo chwil podczas ,których sama miałam ochotę do niego lecieć i pewnie bym tak zrobiła, gdyby nie fakt, że jego brak reakcji co do kolegów to był wierzchołek góry lodowej o czym dowiedziałam się później przypadkiem. Dzisiaj każdej kobiecie, w podobnej sytuacji radzę odejść. Walczyłam ,chciałam naprawiać, ba ,nawet chciałam się zmieniać, byle jego towarzystwo mnie zaakceptowało. To była głupota tez z mojej strony. Po rozstaniu znajomi odpowiednio starali się o mnie zadbać, wszędzie mnie wyciągali gdzie się dało, momentalnie mnóstwo mężczyzn zaczęło się do mnie odzywać, pisać ,zapraszać na spotkania. Można uznać, że na brak powodzenia nie narzekam ,a nawet mogę pozwolić sobie na wybór z tym ,że na razie się nie spieszę, chociaż nie ukrywam, chciałabym z kimś być. Doszłam do wniosku, że wszystko się dzieje po coś, że teraz chyba mam odpowiedni czas ,by zadbać o siebie. Co najważniejsze? Moja samoocena poszybowała w górę, wiadomo, zdarzają się chwile załamań, jednak ludzie, którymi się otaczam lubią i akceptują mnie taką ,jaką jestem. Spotykam na swojej drodze facetów ,dla których choroba nie jest żadną przeszkodą (choruję przewlekle i mój były wmawiał mi ,że nikogo sobie nie znajdę przez to, że jestem chora) ile kobiet słyszało coś podobnego? Albo coś w stylu ,że nikt Cię nie zechce, tylko ja.. to czysta manipulacja i złośliwość. Tak jak pisałam na brak powodzenia nie narzekam, kilku kolegom już o chorobie powiedziałam i to ich też nie zraża smile A wnioski? Czasem nie warto trzymać się tego, co nas niszczy tylko dlatego, że kochamy. Nie wiem ,nie potrafię na dzień dzisiejszy określić, czy nadal kocham mojego byłego. Skasowałam wszystkie zdjęcia z telefonu ,zostały te z komputera, których za niedługo się pozbędę jak będę robić czystki. Może jakbym go zobaczyła uczucie by odżyło ,dlatego unikam opcji spotkania się z nim. Przejrzałam na oczy w ważnym dla mnie dniu podczas ,którego jego nie było... I nic mi nie pomogło tak bardzo jak uświadomienie sobie samej ,że związek ten nie ma przyszłości. Nie rozstaliśmy się w nienawiści. Mamy czasem kontakt, ale wiem ,że na sto procent już nigdy do niego nie wrócę i mam nadzieję, że wkrótce ułożę sobie związek z kimś innym smile Oby.. Znajomi się śmieją, że teraz poznaję tyle nowych ludzi i jestem tak lubiana, że powinnam szukać chłopaka w moim towarzystwie, wtedy jego kumple nie będą mieli nic przeciwko mnie tak jak to było w przypadku byłego smile Ps. Dziś dziękuję za to, że mijał czas i nie doszło do zaręczyn ,których wtedy tak bardzo pragnęłam.

Gratuluję dobrej decyzji! Właściwie mogę się podpisac pod niemal każdym slowem tego co napisałaś (tylko kilka miesięcy wcześniej;) łącznie z przewlekłą chorobą. U mnie co prawda doszło do zaręczyn a zaraz po nich podjęłam decyzję o zerwaniu... Bolało jeszcze mocniej. Życzę wytrwałości i przesyłam dużo dobrej energii smile!

Posty [ 16 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Jego znajomi namawiają go do rozstania..

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024