Jesteśmy razem 2 lata. Obydwoje pracujemy, on ma swoją firmę, mieszkanie, ja stoję trochę gorzej bo poza pracą nie mam nic.
Gdy był młody był agresywny gdy wypił, wiem że część młodości spędził na bijatykach. Miał z tego prawne konsekwencje.
Ale teraz się uspokoił. Nie pije. Na poczatku było ok, gdy sie poklocilismy o byle głupotę, mój facet wpadal w szal, ja zachowywałam spokój, starałam się go uspokoić, ale to przynosiło odwrotny skutek, potrafił wygonic mnie z pokoju, krzyczeć ze to koniec . Po ok roku to sie zmieniło. Teraz ja też nie wytrzymuje, czuję się jakby nagle mnie nie znal. Z fajnej wesołej relacji zmienia się w osobę nie do poznania. Gdy się poklocimy nie ma zwyczajnych sprzeczek, tylko jest rzucanie obelgami, on patrzy na mnie jakby mnie nienawidził, klotnie przyciąga do maxa, zawsze po sprzecce karał mnie tym, że uciekał spać osobno. Wiedział, że na wspólnym spaniu zależy mi najbardziej. Więc celowo zabierał poduszke i znikał w salonie. Oczywiście wszystko zawsze jest moja winą, z racji tego że nie lubię się długo kłócić zawsze wyciągnęłam rękę na zgodę. Prosiłam go, przekonywałam, że tak już nie będzie, że go kocham itp.
Tym razem poklocilismy się najmocniej, klotnia trwa 2 tydzień. On oczywiście wydarl się, że to koniec bo jak ja mogłam coś powiedzieć. A powiedziałam dużo. On chciał mnie zdenerwowac mówiąc, za kogo to się nie mam, darl się, że jestem brzydka, więc powiedziałam mu żeby popatrzył na swoje byłe, bo piękniejsze nie były, a jak mu nie pasuje niech do nich wróci. I się zaczęło. Polecialy wyzwiska, przykre słowa. Od 2 tyg każda rozmowa kończy się kłótnią. On twierdzi, ze to sie znaowu powtórzy, że znowu się poklocimy a wg niego nie powinniśmy się kłócić w ogóle. Bo ludzie się nie kłócą. Powiedziałam mu więc, przestań i się nie kłóc. Nie dociera do niego, każda moja spokojna rozmowa kończy się jego krzykiem.
Kocham go, bardzo mi na nim zależy. Jak go przekonać żeby zapomniał o wszystkim. Ja chce spokoju. Wiem, że reaguje zbyt nerwowo czasami, ale chyba mam prawo mieć zły humor, zły dzień? Tak samo jak on. Tylko mi złość przechodzi bardzo szybko, ja już chwilę po klotni, chce się pogodzić, nie tracić czasu i energii. On mówi że również chce spokoju, ale jak skoro nie potrafi wyciągnąć ręki na zgodę? Nigdy tego nie zrobił, nie przeprasza. Nie używa w ogóle słowa przepraszam.
Jak dojść z nim do porozumienia?
1 2018-04-20 18:05:13 Ostatnio edytowany przez rabarbarek433 (2018-04-20 18:19:27)
2 2018-04-20 19:10:25 Ostatnio edytowany przez evalougo (2018-04-20 19:11:11)
Jak dojść do porozumienia- skoro żadne argumenty nie trafiają- to nie wiem, ale wiem, jak takich sytuacji uniknąć. A rzecz jest bardzo prosta: przytakuj mu, rób wszystko, tak jak on chce, przyznawana mu zawsze rację (nawet jeśli jej nie ma), zachwycają się nim, bądź na każde jego zawołanie, broń Boże nie prowokuj trudnych rozmów bo mogą się one skończyć kótnianią itd, itp...
A tak poważnie: to, co opisałaś trudno- według mnie- nazwać normalną, zdrową relacją między dwojhiem, kochającymi i szanujacymi się ludźmi.
łobuz kocha najbardziej
Kolejny etap waszego związku jest taki, że przy którejś kłótni z kolei dostaniesz łomot. Oczywiście potem się bardzo przestraszy tego co zrobił, bo przecież ludzie nie powinni się bić i na jakiś czas się poprawi. A potem sytuacja się powtórzy. I tak bez końca.
Nie chciałbym być waszym sąsiadem.
Jak go uspokoić? Wór pokutny na siebie, padnij na kolana i proś - a będzie Ci dane.
Ale wiadomo, że łobuz kocha najbardziej. Z tego forum zdecydowanie wyłania się obraz Polki-masochistki. Po co budować normalny związek z mężczyzną, który szanuje, ufa, jest szczery, skoro można mieć jazdy z gościem, który traktuje jak szmatę.