Cześć. Nigdy wcześniej nie pisałam na forum, ale kilkakrotnie czytałam wątki innych kobiet i widziałam, że wiele z Was naprawdę potrafiło je wesprzeć. Teraz sama jestem w sytuacji, w której potrzebuję rady.
Otóż jestem w wieloletnim związku, od 3 lat mieszkamy razem. Niestety regularnie się kłócimy, przede wszystkim o błahostki. Zwykle niesnaski nie trwają długo. Od jakiegoś czasu mój partner w kłótni nazywa mnie pasożytem. Faktycznie on zarabia zdecydowanie więcej ode mnie, jednak ja też mam swoje dochody, z których nas żywię. W związku z tym nigdy nie czułam, żebym na nim rzeczywiście pasożytowała. Kiedy się godzimy zawsze słyszę, że tak naprawdę wcale tak nie uważa, że mówi to w złości, bo wie, że to mnie denerwuje. Ostatnio jednak poszedł krok dalej, w kłótni zostałam nazwana k***. Zapytałam czy wie co to znaczy, na co dostałam odpowiedź, że owszem „k*** dostaje kasę za to, że nic nie robi, za seks, dokładnie jak ty”. Poczułam się jakbym dostała w twarz, rzeczywiście przelewa mi nieraz kasę, kilkaset złotych raz na 4-5 miesięcy, jak sobie przypomni. Nie oczekuję tego od niego, bo mam swoje dochody i generalnie nie potrzebuję jego pieniędzy, ale nigdy nie spodziewałabym się takiego komentarza… Usłyszałam też, że jestem spaślakiem. Rzeczywiście mogłabym trochę zrzucić, ale uwierzcie, że moja nadwaga nie przekracza 5 kg…
Nie robię z siebie świętej, sama też go zwyzywałam, jednak w moim przypadku były to raczej głupie gadki, mówiłam dokładnie to co mi ślina na język przyniosła, bez argumentów w stylu „jesteś pasożytem, bo to ja Cię utrzymuję”. Najgorsze jest to, że za kilka miesięcy mamy brać ślub, a ja po ostatniej kłótni zastanawiam się czy to w ogóle ma sens. Pojawiają się coraz gorsze wyzwiska, ja sama reaguję tak jak nigdy bym się tego po sobie nie spodziewała. Boję się, że dziś jestem k***, a z czasem podczas kłótni zostanę uderzona (to się na szczęście nigdy nie zdarzyło przez te wszystkie lata).