Jakiś czas temu wylądowałam w łóżku z wieloletnim przyjacielem. Znamy się od dawna, zaczynaliśmy od randkowania, po pewnym czasie zrozumieliśmy, że nic z tego nie będzie ( a może on to zrozumiał,a ja nie chciałam walczyć) więc przeszliśmy do relacji kumpelskich/przyjacielskich. Wiedział o mnie wszystko. Gadaliśmy o kobietach,facetach, pocieszał mnie po rozstaniach i właściwie nie było między nami tematu tabu. Aż pewnego dnia przyjechał, poszliśmy na impreze, wróciliśmy do mnie i stało się. Rano nie było niezręcznego momentu, nie wybiegł zaraz po przebudzeniu i właściwie można uznać,że nic się nie stało. Nic, poza tym, że chyba nigdy się z niego nie "wyleczyłam". A po seksie nie mogę wyrzucić go ze swojej głowy. I mimo,że zapewniałam,ze mogę oddzielić seks od emocji to cały czas o tym myślę. Nie chcę go stracić, z drugiej strony wiem,że nie jest gotowy na związek, nawet nie mam pewności czy kiedykolwiek rozważał bycie w związku ze mną.
Co powinnam zrobić? Zerwać znajomość ? Dać sobie czas?
Dosiaczku,
Trudna sprawa, skoro nie możesz chęci głębszego związku z nim wymazać z pamięci.
Układ "friends with benefits" raczej jednostronny. Ale będąc na Twoim miejscu nie zrywałabym znajomości, ale nie wiem jakiej jesteś konstrukcji psychicznej.
Jeśli Cię to przerasta - to rozstanie jest rozsądnym wyjściem.
Jeśli widzisz mimo wszystko korzyści w takim układzie - specjalnie nie nazywam tego związkiem - to trwaj i czerp radość z towarzystwa faceta do którego masz zaufanie.
Kwestia co dalej, kiedy dojdziesz do wniosku, że układ w którym tkwisz jest na pewno nierozwojowy a Ty zapragniesz ustabilizować swój status typu dom, rodzina, dzieci, o ile jesteś w wieku, ze już zaczynasz odczuwać presję czasu.
To na razie tyle, jako tezy do przemyśleń.
Wątek Twój widzę ogromny...
Problem w tym,że konstrukcji psychicznej jestem kiepskiej. Świetnie idzie mi zgrywanie twardej i udawanie,że wszystko jest ok, a seks nic dla mnie nie znaczył, ale w głębi serca jest zupełnie inaczej. Niestety należę do tego typu osób, który nie okazuje słabości na zewnątrz tylko tłumi ją w sobie.
Na pewno szkoda mi tych kilku lat chociaż bywało różnie,ale doszliśmy do etapu kiedy nic nas nie krępuje, możemy ze sobą pogadać dosłownie o wszystkim a w swoim towarzystwie czujemy się naprawdę dobrze.
Czy mam gwarancję,że ten związek by się udał? Nie,ale chciałabym spróbować żeby w końcu ruszyć dalej. Z drugiej strony mam 25 lat, nie szukam desperacko miłości, ale chciałabym mieć chłopaka, a w przyszłości męża i dzieci i nie wiem czy chce marnować czas na coś co nie daje zbyt dużej szansy na powodzenie.