Hej wszystkim. Muszę opisać tutaj swoją sytuacje, bo zwariuje. Rok temu w maju poznałam faceta. Maj - piękny miesiąc, zielono, wszystko budzi się do życia. Poznaliśmy się przypadkowo zupełnie. Dodam ze ja mam 24, on 26 lat. Byłam po nieudanym związku, straciłam nadzieje ze poznam kogoś odpowiedniego, ale nagle to się zmieniło. Przystojny facet, wesoły, uśmiechnięty. Dogadywaliśmy się. Były kwiaty, wycieczki, prezenty. Powiedział mi ze nie wyobraża sobie innej dziewczyny przy swoim boku niż mnie. Pomagał mi w wielu rzeczach np w domu, moim rodzicom nawet coś przywoził, babcia nawet dostała od niego prezent. Jak był między nami jakis lekki konflikt potrafił przyjechać niezapowiedzianie, aby załagodzić sytuacje, przytulić. Pomyślałam, ze chyba trafiłam na „swojego”, moja rodzina również tak myślała. Mówił ze jestem wyjątkowa kobieta i ze podobam mu się fizycznie. Tak jest do tej pory, widzę ze go pociągam, ale inne sprawy odeszły od normy....
Nie minął jeszcze rok, a ja już przestałam być dla niego wyjątkowa kobieta, a przecież ciagle jestem taka sama dziewczyna jak i wtedy. Ja jestem dziewczyna, która ma własne zdanie. Na początku jemu się to bardzo podobało, teraz widzę problem. Kiedy jest jakiś konflikt, on nie dąży do twgo aby to wyjaśnić, a twiedzi ze on niż złego nie robi i problem leży we mnie.
Najgorsze jest to ze on nie widzi tego co ja dla niego robię. Skupia się na jakiś zle wypowiedzianych moich słowach, na tym co ja zrobiłam zle. Np kiedyś on jechał do mnie do domu, ale ja byłam w mieście po pracy. Niefortunnie się darzyło ze nie mogłam się spotkać, a on był już u mnie prawie pod domem. W ramach rekompensaty za to zabrałam go do restauracji innego dnia. I on nie widzi tego dobrego, tylko ciagle skupia się na tym ze on tyle jechał, a mnie nie było w domu. Jeżeli ja coś zrobię zle, to on potrafi po jakimś czasie sobie to przypomnieć i zaczyna się ostro kłócić. Nie patrzy na całokształt.
Stwierdził ze jak gdzieś jedziemy to ja się nic do paliwa nie dokładam, a on rozmawiał z jakimiś znajomymi i u innych w związku nie ma takich sytuacji, ze widocznie mi szkoda na chłopaka i to taka wlasnie miłość jest. I znowu, on nie widzi ze jeżeli gdzieś jedziemy, to ja np wtedy coś kupuje, przygotowuje jakiś posiłek w domu. Skupia się na jednej rzeczy której nie robię. Jest fajna atmosfera, ale nagle on coś sobie przypomni. Ja generalnie wychodzę na ta zła osobę w tym związku. Słyszałam ze jestem egoistka zapatrzona w siebie a inna.... to by zrobiła tak i tak... inna to by go doceniła bardziej. Mój znajomy, nawet własna matka powiedzieli mi, ze widać z boku ze ja się bardzo staram, ze zawsze coś do jedzenia przygotuje, ze on ma we mnie oparcie, może się wygadać. Ze próbuje dążyć do porozumienia. On jest na to ŚLEPY, albo nie chce twgo widzieć. Słyszę teksty „Boże co ja tu jeszcze robię, ryjesz mi banie”
Wczoraj, już tez sibie przypomniał jakaś sytuacje w której wyszłam negatywnie. Napisał smsa „ty się pierdol” gdzie ja nigdy na niego nie powiedziałam brzydkiego słowa. Często nazywana jestem księżniczką, ale jest to raczej negatywny wydźwięk.
To są takie jakby hmmm sinusoidy. Raz przytula, całuje. Zabiera na wycieczkę. Raz mnie zjedzie od góry do dołu.
Powiedziałam, ze jeżeli ja jemu az tak nie pasuje i tak na mnie przeklina i ja mu „ryje banie” to niech odejdzie. Zdystansowałam się do niego. A on już ma „pełno w gaciach” wydzwaniał do mnie kilka razy. Napisał „ja nic takiego nie pisałem, nie chcesz już postrzępić języczka? ale bym Cię przytulił teraz” czyli było to nic.
Ja już nie wiem co mam robić. Mówię ze skoro ja się do paliwa jemu nie dokładam to oddaje pieniądze, jak ma się czuc z tym zle i tyle a on „ja ci je bym oddał i tak, daj spokój kochanie”
Nie mam siły...