Cześć wszystkim, mam cichą nadzieję że znajdą się głowisie co zechcą mi pomóc.
Byłem w związku przez 3 lata aż do paru dni wstecz kiedy to nastąpiło rozstanie- bardziej z jej strony gdyż zaczęło wkradać się wypalające się uczucie.
Ja- gość skory do analizowania wszystkiego i dość twardo stąpający po ziemi, z charakteru choleryk, zaradny, samowystarczalny z gospodarstwa, ona rozchwiana emocjonalnie dziewczyna od płaczu z byle powodu po arogancką pewność siebie, na codzień miła, spokojna uśmiechnięta dziewczyna (studiująca kierunek który znienawidziła) - rodzina wykształcona.
Nie będę pisać jak się poznaliśmy bo nie tędy droga, przez cały okres trwania związku wystąpiły 4 poważne kłótnie przez które bez rozmowy i naprawienia samych siebie byśmy nie byli dalej razem aż do paru dni wstecz*.
Ja dla mojej lubej robiłem praktycznie wszystko o co mnie poprosiła, pomagałem jej ze studiami, zachęciłem do prawa jazdy którego i tak nie skończyłam, gdy miała jakieś ''swoje'' problemy ze sobą- radziłem, byłem pomagałem, była mi wdzięczna za to ale gdy ja poprosiłem w ramach podziękowania za jedną rzecz którą uczyniłem, ona tego nie zrobiła, a jeśli zrobiła to jeszcze zostałem obrzucony inwektywami jaki nie jestem.
W naszym związku przyjęliśmy regułę że każdy płacił za siebie i płacił w większości przypadków, do mojej gestii należało paliwo ewentualne rzeczy za które chciałem z nią zapłacić mimo że protestowała, robiliśmy rzeczy jak w normalnych związkach- częste wyjścia do knajp na jedzenie, basen, jakieś nowe pomysły z jej strony i z mojej, generalnie niczego nie brakowało, aż do czasu gdy ona zaczęła odczuwać monotonię, mieliśmy zapisane plany na rok 2018, były to dwie wycieczki, ja chciałem zaoszczędzić trochę kasy i tyle nie wychodzić, ona też zastrzegał się że nie chce jej tyle tracić bo potem nie ma nawet jak uzbierać aby wyjechać na dłuższy pobyt gdzieś, po drodze coś pękło i ta monotonia z jej strony pociągnęła spadek uczucia w moją stronę, motorem napędowym tego spadku był jeszcze brak czułości z mojej strony- bardzo tego potrzebowała ''bo taka jest'', mnie w domu nie rozczulano może dlatego byłem taki zimny, w domu z rodzicami relacje mam mieszane są lepsze o gorsze dni, przy pracy często się denerowowałem że coś nie idzie po mojej myśli bywałem impulsywny dla otoczenia lecz nie dla bliskich, ona miała obawy że to się przełoży na nią lecz nigdy na nią nie nakrzyczałem ani złego słowa nie powiedziałem.
Jeśli chodzi o nią to nie przejawiała wobec mnie takich typowych zachowań tego ''jedynego'' kiedy ją odwoziłem nie pytała czy szczęśliwie dojechałem, gdy czasem przyjechałem do niej nie zapytała nawet czy jestem głodny etc ( bywało że się pytała ale nie zawsze)- to dla mnie ważne rzeczy małe, ale ważne, często mnie olewała, podczas tych kłótni wyżej wspomnianych obiecywała zmianę lecz ona nie nastąpiła.
Wiele razy ją prosiłem aby coś zrobiła wobec tego związku zazwyczaj to były tylko pusto brzmiące słowa, chciałem ją zachęcić aby łyknęła mojego fachu mojej pracy, powiedziała że z chęcia pożyczy ode mnie jakąś książkę z dziedziny rolnictwa- nie zrobiła tego, zrobiło mi się przykro, poświęcałem czas swojej pracy na niektóre pomysły które ona wymyśliła a mnie zbytnio nie przekonywały, czas w którym uczyłem ją do tego prawa jazdy z nim mnie tylko skwitowała że zaczeła je robić abym dał jej święty spokój z tym, czas który byłem z nią robić badania do pracy magisterskiej- nawet jej w tym pomagałem, ona pewnego razu wpadła w amok imprez i była orędowniczką dla pewnego jej znajomego którego zostawiła dziewczyna, zdenerwowało mnie to gdyż ja sam odłożyłem swoje wyjazdy ze znajomymi abyśmy mogli się więcej razy widzieć w weekend i czasem razem poimprezować, był to taki związek na odległość, 5 dni w mieście studenckim i weekendy nasze, ona zamiast zwrócić uwagę na moe prośby nie ustępowała, hardo trzymała się swoich słów '' że ona musi się teraz wyszaleć''. To były takie główniejsze problemy, całość tego wypalającego uczucia nastąpiła z jej strony z powodu wkradającej się tej monotonii do związku, brak bliskości z mojej strony, jej ''wy***ka na mnie i tak razem przestaliśmy się sobą interesować,
Kocham ją nadal lecz nie wiem cóż już poczynić, to wszystko jest tak pogmatwane zresztą jak widzicie u góry... nie wiem sam co myśleć, serce podpowiada żeby wrócić ale do czego?
Rozum i rozsądek zakończyć, proszę doradźcie mi coś gdyż naprawdę nie wiem jak postawić sprawę, za dużo i tak się już stało, czy jest sens wracać do czegoś co z jej strony już praktycznie gaśnie.
Przepraszam za nie zwięzłość tekstu i pomoc cóż mógłbym poczynić.
Pozdrawiam gorąco.