Hej.
Zacznę od początku, postaram się żeby było jak najmniej chaotycznie - choć teraz właśnie chaos mam w głowie.
Jesteśmy z R. od 9 lat razem. To nasz pierwszy poważny związek, mój pierwszy chłopak, takie "highschool sweethearts", miłość od liceum. On jest rok starszy. Studiowaliśmy w jednym mieście, gdy poszłam na magisterkę zamieszkaliśmy razem. R. miał lekkie zawirowania na studiach: najpierw nie zdał parę razy, potem zmienił uczelnię. Koniec końców jest na 3. roku inżynierki, ja już po obronie, pracuję w zawodzie i niestety przeprowadziłam się z racji pracy do naszego miasteczka. On został i miał kończyć studia, potem do mnie dołączyć.
Niestety R. był coraz bardziej samotny, na studiach znów mu przestało się układać, popadł w długi, ja mu też pomagałam przez pewien czas finansowo i dopiero teraz zaczął stawać na nogi. Całe dnie ma zajęte - rano studia, do 22.00 praca i tak codziennie. Widywaliśmy się głownie na weekendy, 2-3 razy w miesiącu. Słabo.
Doszła choroba genetyczna, która też ma duży wpływ na jego psychikę.
Do tego nie ma wsparcia ze strony swojej rodziny, chyba bardziej moja rodzina o niego dba, koledzy też się wypięli i odzywają się tylko w celach imprezowych ewentualnie jak mają z tego jakąś korzyść. Prawdę mówiąc jestem jedną z niewielu osób, którym na nim zależy.
Popadł w depresję i czeka właśnie na wizytę u psychiatry.
Żeby było jasne - na prawdę nam na sobie zawsze zależało. Ja, gdy go widziałam, zawsze miałam przyspieszone bicie serca, byliśmy tą parą, która zawsze trzyma się za ręce i nie boi się okazywać uczuć, zawsze przytuleni, i na prawdę się wspieraliśmy.
Problem w tym, że on stwierdził teraz, że nie wie czy mnie kocha i czy nasz związek ma sens. Jest samotny, studia zawalone, wie, że ja mam pewne oczekiwania i chciałabym iść do przodu z moim życiem (założenie rodziny), czuje się jak kula u nogi i on mówi, że nie chce się czuć dla mnie jak problem.
Rzecz w tym, że dla mnie wcale tak nie jest. Cały czas dawałam mu znać, że dalej go kocham, że przejdziemy przez jego depresję razem i przez cały etap leczenia, ale ostatnio mi powiedział, że mam mu dać święty spokój, przestać mówić że go kocham (od 3. tygodni mi na to nie odpowiedział), i że on chce teraz przestrzeni. Powiedziałam, że nie rozumiem, czemu to się skupia na mnie, jakbym ja była centrum problemu, ale że dam mu tę przestrzeń.
I teraz tak się zastanawiam: na ile to jest prawdziwe, że on chce przestrzeni, a na ile to jest przygotowanie do zerwania? Czy są tu osoby, które miały depresję będąc w związku? Czy udało Wam się ją pokonać? Jaki mieliście stosunek do partnera? Czego od niego oczekiwaliście?
Bardzo liczę na sensowne odpowiedzi, nie kopcie leżącego