Mam taki problem, że mój facet z którym jestem dwa lata, a z którym równiez remontujemy u niego piętro (póki co ja mieszkam u swoich rodziców, ale wkrótce, gdy juz skończymy remont, mamy zamieszkać razem) często wkurza się, iż jego zdaniem "bezmyślnie" wydaje pieniądze, jego argumentami jest to, że boi się, że tak będzie jak już zamieszkamy razem. Nie wiem czy bezmyślnie wydaje pieniądze,choć czasem mam wyrzuty sumienia jak coś kupuje ponieważ boje się jego reakcji, czasem np. zaniżam cenę, a od pewnego czasu przyznaję się, że coś kupiłam dopiero po czasie, nie myślcie sobie, to nie są ubrania czy kosmetyki, do fryzjera chodze raz do roku,a do kosmetyczki raz na dwa miesiące, zazwyczaj są to rzeczy do naszego wspólnego domu, różne rzeczy, bardzo i mniej potrzebne, mam wrażenie, ze on zarzuca mi, że jestem rozrzutna.. Sypie zdaniem typu "no tak, przecież skoro Cię stać" itp. ale z sarkazmem, albo "no tak, przeciez grzech nie było kupić, taka cena", czasem nie chodzi nawet o rzecz, ale o cenę, że np. jego zdaniem to nie było wart tej ceny, bądź było za drogie jego w mniemaniu. Podam przykład, chce kupić garnki, on mówi, po co, przecież twoja mama może nam da, albo moja albo "kupimy na wagę", a ja uważam, że garnki mają służyć lata, więc lepiej dołożyć i kupić takie za np.250-300zł co dla niego oczywiście jest absurdalne.. Chciałam np. najpierw wyposażyć całą kuchnię, potem łazienkę i tak dalej, więc zrobiłam sobie listę od bardzo potrzebnych rzeczy takich jak szklanki czy sztućce do takich mniej potrzebnych jak np. forma na muffiny, a on uważa, że kupuję "pierdoły", tyle że ja naprawdę lubię pichcić i dla mnie dobre wyposażenie kuchni to podstawa. Teraz kupiłam używaną lampę z Ikei, wiem, że się wścieknie totalnie, bo to taka lampa nad stół do kuchni (nie taka główna, która będzie oświetlać całą kuchnię), ale po postu trafiła się okazja i ktoś chciał tanio sprzedać, więc po prostu kupiłam, on oczywiście uważa, że po co nam dwie lampy w kuchni? więc już sobie wyobrażam te jego komentarze, jak zobaczy tę lampę, powie, że jeszcze nie mamy nawet stołu, a ja już kupiłam lampę, tak samo mówił kiedy kupowałam rzeczy do kuchni "jeszcze nie mamy wyremontowanej kuchni, a Ty już kupujesz wyposażenie". Czy to źle? czy on powinien tak wtrącać się w moje finanse, kiedy nawet jeszcze razem nie mieszkamy i nie mamy wspólnego budżetu? Co o tym myslicie? Nie wiem już sama, czy to ja źle robię i powinnam zmienić zachowanie czy to on przesadza.
Powinien się jeszcze cieszyć, że kupujesz do JEGO mieszkania wyposażenie. Lepiej zbieraj rachunki, no chyba, że po rozstaniu będziesz zabierać to co Ty kupiłaś. Przede wszystkim to sa Twoje pieniądze i Twoje wydatki. Po przeprowadzce ustal ile będziesz sie dokładać do opłat, a resztę sobie odkładaj dla siebie, ja ogólnie nie wróżę dobrze temu związkowi, mam nadzieję, że się mylę.
Podpisuje się w pełni pod zdaniem Nirvanki.
Wydajesz SWOJE pieniądze na JEGO mieszkanie... Powinien się raczej cieszyć - a Ty powinnaś zachować paragony.
Jakby Pan i Władca Twoich Pieniędzy choć raz w życiu urządzał dom lub mieszkanie to by wiedział, że nawet nie mając podłogi warto kupić lampę. Bo a) jest w niższej cenie niż rynkowa i/lub b) później już się takiej nie dostanie.
Chłop ma jakieś konkretne problemy z podejściem do pieniędzy. Ja bym już teraz i w tej chwili ustaliła z nim zasady zarządzania kiesą. Potem będziecie darli koty.
5 2018-02-08 00:58:29 Ostatnio edytowany przez truskaweczka19 (2018-02-08 00:59:18)
Podpisuje się w pełni pod zdaniem Nirvanki.
Wydajesz SWOJE pieniądze na JEGO mieszkanie... Powinien się raczej cieszyć - a Ty powinnaś zachować paragony.
Zgadzam się. Też myślę, że wielu facetów by się cieszyło, że dziewczyna kupuje rzeczy do jego mieszkania, że nie musi, ale to robi. Dla niektórych może to nie są ważne dziewczyny, nie interesują ich jakich będą używać garnków, ale jednak zazwyczaj faceci nie mają problemu z tym, że ich kobieta kupi coś do mieszkania czy coś innego. Do tego to są jej pieniądze. Moim zdaniem trzeba porozmawiać na temat finansów. No bo albo to jakiś jego brak dojrzałości albo może też być tak, że będzie ciągle mówił, że za dużo wydajesz i wszystko będzie wyliczał. No a wtedy to będzie ciężko.
Wprawdzie w kwestii samego kupowania mam podobne zdanie do Twojego faceta - nie widzę sensu w kupowaniu większości droższych garnków, kiedy nie wszystkie rzeczy dają odczuwalną różnicę w użytkowaniu, lampkę na stół uważam za bibelot, a z mniejszymi dodatkami raczej sprawdzam, czy najpierw chociaż ze dwa razy pożałuję, że tego nie mam - to absolutnie nie podoba mi się jego podejście do tego, jak wydajesz SWOJE pieniądze. Okej, rozumiem, że czasem warto poprosić kogoś o przemyślenie naprawdę kompletnie nieracjonalnego wydatku - sama kazałam swojemu facetowi usiąść na tyłku i porządnie się zastanowić, czy tego potrzebuje, jak znalazł w ogłoszeniu tani SEJF (nie mamy absolutnie niczego, co należałoby trzymać w sejfie) - jednak o ile może Twoje zakupy nie są naprawę pierwszej potrzeby, to są normalne i logiczne. Gdyby miał obawy co do Twojego racjonalnego osądu w kwestii wydawania pieniędzy, to by normalnie o tym powiedział, a nie robił głupie docinki.
CatLady napisał/a:Podpisuje się w pełni pod zdaniem Nirvanki.
Wydajesz SWOJE pieniądze na JEGO mieszkanie... Powinien się raczej cieszyć - a Ty powinnaś zachować paragony.
Zgadzam się. Też myślę, że wielu facetów by się cieszyło, że dziewczyna kupuje rzeczy do jego mieszkania, że nie musi, ale to robi. Dla niektórych może to nie są ważne dziewczyny, nie interesują ich jakich będą używać garnków, ale jednak zazwyczaj faceci nie mają problemu z tym, że ich kobieta kupi coś do mieszkania czy coś innego. Do tego to są jej pieniądze. Moim zdaniem trzeba porozmawiać na temat finansów. No bo albo to jakiś jego brak dojrzałości albo może też być tak, że będzie ciągle mówił, że za dużo wydajesz i wszystko będzie wyliczał. No a wtedy to będzie ciężko.
Co masz na myśli jeśli chodzi o brak dojrzałości? Myślisz, że może nie jest do końca pewien, czy te mieszkanie razem to dobry pomysł i może dlatego nie chce abym tak angażowała się w wyposażanie tego mieszkania? Czasem mnie to zastanawia. Wiecie jak to jest, pierwszy raz będę z kimś mieszkać, jestem bardzo podekscytowana, chciałbym żeby wszystko było super i mieliśmy wszystko co trzeba, żeby było ładnie i żebyśmy dobrze się w nim czuli. Jednak boję się czasem, że będę się tam czuła jak jakiś intruz W końcu to wciąż JEGO dom, więc jak mu coś nie spasuje, albo się pokłócimy, to ja będę musiała się wyprowadzić, po prostu nie podoba mi się takie życie w konkubinacie, bo właściwie kim ja dla niego jestem?
Zawsze będę musiała siedzieć cicho, bo to w końcu JEGO dom.. Co innego gdybyśmy wynajmowali, albo kupili, wtedy mozna powiedzieć że to nasze wspólne. Teraz to już w ogóle zastanawiam się czy to dobry pomysł z tym mieszkaniem razem, nie chce być tylko jego współlokatorką, która mu pierze, sprząta i gotuje.. Chyba wiecie co mam na myśli?
A z wydatkami ustalaliśmy że ja będę kupować jedzenie, a on płacił rachunki.
Nie pakuj się w to, dziewczyno. On już próbuje dysponować TWOIMI pieniędzmi... co będzie później?
truskaweczka19 napisał/a:CatLady napisał/a:Podpisuje się w pełni pod zdaniem Nirvanki.
Wydajesz SWOJE pieniądze na JEGO mieszkanie... Powinien się raczej cieszyć - a Ty powinnaś zachować paragony.
Zgadzam się. Też myślę, że wielu facetów by się cieszyło, że dziewczyna kupuje rzeczy do jego mieszkania, że nie musi, ale to robi. Dla niektórych może to nie są ważne dziewczyny, nie interesują ich jakich będą używać garnków, ale jednak zazwyczaj faceci nie mają problemu z tym, że ich kobieta kupi coś do mieszkania czy coś innego. Do tego to są jej pieniądze. Moim zdaniem trzeba porozmawiać na temat finansów. No bo albo to jakiś jego brak dojrzałości albo może też być tak, że będzie ciągle mówił, że za dużo wydajesz i wszystko będzie wyliczał. No a wtedy to będzie ciężko.
Co masz na myśli jeśli chodzi o brak dojrzałości? Myślisz, że może nie jest do końca pewien, czy te mieszkanie razem to dobry pomysł i może dlatego nie chce abym tak angażowała się w wyposażanie tego mieszkania? Czasem mnie to zastanawia. Wiecie jak to jest, pierwszy raz będę z kimś mieszkać, jestem bardzo podekscytowana, chciałbym żeby wszystko było super i mieliśmy wszystko co trzeba, żeby było ładnie i żebyśmy dobrze się w nim czuli. Jednak boję się czasem, że będę się tam czuła jak jakiś intruz
W końcu to wciąż JEGO dom, więc jak mu coś nie spasuje, albo się pokłócimy, to ja będę musiała się wyprowadzić, po prostu nie podoba mi się takie życie w konkubinacie, bo właściwie kim ja dla niego jestem?
Zawsze będę musiała siedzieć cicho, bo to w końcu JEGO dom.. Co innego gdybyśmy wynajmowali, albo kupili, wtedy mozna powiedzieć że to nasze wspólne. Teraz to już w ogóle zastanawiam się czy to dobry pomysł z tym mieszkaniem razem, nie chce być tylko jego współlokatorką, która mu pierze, sprząta i gotuje.. Chyba wiecie co mam na myśli?
A z wydatkami ustalaliśmy że ja będę kupować jedzenie, a on płacił rachunki.
Konkubinat, czy małżeństwo nie ma to znaczenia, to i tak jego dom jest i będzie. Uwierz lepiej przeprowadzić się do faceta, niż, jak facet ma się przeprowadzić do Ciebie. Ja już to przerabiałam, teraz, mieszkam w kupionym przez narzeczonego mieszkaniu i mam ten komfort, ze jak się coś między nami stanie (nie zakładam, tylko teoretyzuję) to ja w każdej chwili mogę sie spakować i odejść do mieszkania mojej mamy, które i tak będzie moje i do którego cały czas się dokładam. Z poprzednim chłopakiem miałam tak, ze on u mnie mieszkał, jak się popsuło i chciałam go wykopać, to siedział u mnie jszcze z 3-4 miesiące.
Co do podziału z opłatami, nigdy nie zgodziłabym się opłaty- jedzenie. Nie wiem ile je Twój facet, ale mój potrafi zeżreć wszystko , poza tym, normalnie robiąc zakupy spożywcze wydaje się w dzisiejszych czasach fortunę, no chyba, ze zamiast normalnej wędliny będzie się lecieć na mielonce z supermarketu, a i te są drogie w kontekście miernej jakości. My jak mieliśmy zamieszkac razem, powiedziałam, ze dokładam się do połowy opłat (połowę też dopłacam mamie, w końcu to moje mieszkanie w przyszłości, a ona ma bardzo mały dochód), a jedzenie najpierw mozemy dzielić też na pół (jak do tej pory, jak spędzaliśmy weekendy),a potem zobaczymy jak to się pokrywa z ilością zjedzonego przez nas pożywienia, jeżeli on będzie jadł więcej i drożej, to sorry, ale każdy będzie płacił za swoje. Z tym, że ja zarabiam ok 2000-2500zł, a on 5 razy więcej. Oczywiście ubrania, kosmetyki, każdy kupuje sobie, no i jakieś pierdółki też każdy dla siebie. Ja obecnie jestem uziemiona, ale wcześniej też kupowałam jakieś małe rzeczy do mieszkania, za które nie chcę zwrotu kasy
. NAtomiast bardzo dużo dostaliśmy od rodziców, teraz gdy dokupujemy coś do mieszkania to płaci narzeczony (ostatnio kanapa, stół, krzesła),w końcu to jego przyszły "kapitał".
Z tym, ze ja jednoznacznie powiedziałam, ze gdybyśmy brali rozwód, ja dla siebie nic nie chcę, tylko dla dzieci. Ja mam gdzie mieszkać i zawsze będę się w stanie utrzymać.
10 2018-02-08 11:47:15 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2018-02-08 11:54:05)
Macie inne podejście skąd wziąć owe przedmioty. I albo będziecie kupować wspólnie, albo bierz pieniądze na tego typu rzeczy z własnego konta. Nie będzie nieporozumień. I nie ma znaczenia ile kto zarabia. Kupuj na ile stać Ciebie, nie jego. Nie ma niczego niedojrzałego w jego spojrzeniu na wydatki. Pewnie nie musisz płacić wielkich kwot za wynajem, więc pieniędzy masz sporo. Jeśli zakupy te robisz w własnych to po prostu musicie kiedyś usiąść i wspólnie pogadać. Takie rzeczy lepiej znać wcześniej. A naprawdę różne są spojrzenia na tego typu wydatki.