Witam,
piszę tutaj, bo sobie nie radzę. Jakiś czas temu (w zeszłym roku) opisywałam swoją historię o zerwanych zaręczynach, co bardzo przeżyłam. Nagle odniosłam wrażenie, że w końcu los się do mnie uśmiecha - miesiąc temu przez jeden z portali mężczyznę, zaczęły się rozmowy bez końca, smsy, rozmowy telefoniczne do późnych godzin nocnych, kontakt przez większość czasu. Zaczęły padać deklaracje (głównie z jego strony), zaczął wszystko planować, obiecywać, że na spotkaniu powie mi coś ważnego. Dzieliło nas 400 km, ale w końcu przyjechał, spotkaliśmy się...i było wspaniale. Doszliśmy do wniosku, że od tego dnia jesteśmy razem, że trzeba będzie jakoś uporządkować całą sytuację, wyczuliśmy wzajemne porozumienie, umówiliśmy się na drugi dzień (miał zostać tutaj cały weekend). Nagle rano SMS, że zaczął rozkminiać, że on nie potrafi przenieść świata wirtualnego na realny, że boi się, że mnie skrzywdzi, że jest świadomy tego, że pasujemy do siebie, nie przeszło mu, ale miał inne wyobrażenie o tym wszystkim. Postawiłam ultimatum - albo ryzykujemy i brniemy w to, albo całkowicie urywamy kontakt. Nie chciał zrywać kontaktu, a mimo to wrócił do siebie tego samego dnia i od tej pory nie odzywamy się do siebie...
Jak mam to wszystko rozumieć? Dlaczego nagle uciekł?