Witajcie,
Zacznę trochę nietypowo, bo od słów pewnej piosenki, ale ona idealnie odzwierciedla mój problem..
"Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże gdy cię długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam;
I tęskniąc sobie zadaję pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie? "
Kilka lat temu przez internet poznałam pewnego człowieka, nie było to celowe działanie. Zadałam w sieci pytanie na temat problemu ze sprzętem on odpisał mi na prive i tak się zaczęło.
Zaczęliśmy pisać ze sobą maile co jakiś czas, okazało się, że mamy ze sobą sporo wspólnego. Tak minęło nam kilka lat. Ktoś zapyta dlaczego tylko online? Nie wiem, tak jak napisałam, to nie był portal randkowy i naszym celem nie było "poznanie się" żadne z nas nie uważało spotkania za konieczne. Mieszkamy w innych miastach. Ostatecznie Ł ma delegacje do mojego miasta. Stwierdzamy czemu nie ? Spotkaliśmy się, było to trochę niecodziennie wiadomo " znamy się " już długo, ale to tylko Internet. Było całkiem fajnie, buzie nam się nie zamykały. Okazuję się, że z powodu pracy Ł będzie w moim mieście co tydzień, dwa na cały weekend.
Znajomość tak trochę naturalnie przechodzi już do spotkań mniej pisania.
Cały czas wydawało mi się, że mam do tego luz, ale ostatnio zauważyłam pewne symptomy, które mnie zaniepokoiły.
1) Łapie się na tym, że myślę o nim za/dość często
2) Dziwnie się czuję, gdy nie odzywa się dłuższy czas
3) Tęsknie za nim ! nie, że rozpaczam i usycham z tęsknoty, gdy nie widzę go dłuższy czas, to po prostu czegoś mi brakuję i chce już go zobaczyć
4) Podświadomie uwzględniam go w planach na przyszłość ( to odkrycie totalnie wbiło mnie w krzesło)
Mam już jednego przyjaciela znamy się sporo lat i NIGDY nie miałam takich " objawów " jak w przypadku Ł. Tęsknie za nim, ale tak bardziej sytuacyjnie ( potrzebuję pogadać, chciałabym żeby tu był), nie mam problemu z tym, że nie odzywa się np. dwa, trzy tygodnie etc.
Z drugiej strony nie mam takich typowych objawów zakochania/zauroczenia, serce mi nie wali na jego widok, nie miałam nigdy ochoty go pocałować etc.
Z Ł jesteśmy ze sobą zawsze szczerzy, więc bez podchodów powiedziałam mu o moim odkryciu, że nie wiem co mam z tym zrobić, nie chce go tracić i rujnować tego co zbudowaliśmy, ale wydaje mi się, że nasza znajomość nie może się dalej rozwijać, bo nie chce sobie i jemu zrobić krzywdy.
Nie był zachwycony perspektywą zerwania kontaktu, trochę go tym przygniotłam.
Ja nie mogę powiedzieć na 100 %, że TAK chce z nim być, ani tak samo NIE, nie chce z nim być.
Szkoda mi tej całej znajomości z Ł tak zwyczajnie po ludzku, oboje ciężko pracowaliśmy na nią. No i rzadko teraz spotyka się takich wartościowych ludzi jak Ł, więc tym bardziej nie chce tego wyrzucać do kosza.
Jak myślicie czy jest szansa na odbudowanie tego ? Poukładanie tego jakoś? Nie chce eksperymentować, wyrzucać tej znajomości totalnie do kosza, bo co? Bo coś, poczułam, bo coś mi się wydawało ?
Z drugiej strony nie mogę też bagatelizować tego co powyżej, bo skoro poczułam się z tym dziwnie jakbym przekroczyła jakąś granicę, to chyba jednak mam się czym martwić..
Póki co na moją prośbę kontaktu nie mamy, on to szanuję chociaż wiem,że nie jest mu łatwo, w końcu mieliśmy dość intensywny mailowy kontakt + od kwietnia ub roku spotkania.