Hej, przypadkiem trafiłam na to forum i postanowiłam drogie kobietki poradzić się Was. Pół roku temu wyszłam za mąż, zmieniłam swoje życie o 180 stopni, a mianowicie od początku. Pochodzę ze wsi, udaje mi się dostać na studia do wielkiego miasta, skończyłam studia z wieloma wyróżnieniami, nagrodami i możliwością kontynuowania swojej kariery na uczelni oraz w dobrze prosperującej firmie... Po studiach jednak wyjechałam za granicę do narzeczonego, poszłam do pracy na produkcję. Po ślubie mój obecny mąż stwierdził, że łatwiej będzie wrócić na wieś ( rodzice, dom itp). Ja wróciłam pierwsza, dostałam pracę za 1400 zł w mieście niedaleko wsi, mąż wrócił za granicę ( dodam, że nigdy nie wiązałam większej przyszłości z życiem za granicą, cały czas myślałam, że jak odłożymy trochę to wrócimy układać sobie życie w "moim" studenckim mieście). Po wyjeździe męża zostałam praktycznie sama z pracą, która wcale mnie nie zadowalała. Wiele razy próbowałam rozmawiać o tym z mężem, ale on ciągle twierdził, że tylko narzekam i narzekam, nie raz potrafił nawet mnie wyzwać. Tu nie mam żadnych znajomych, szans na rozwój, zero życia towarzyskiego. Zaczęłam coraz bardziej tęsknic za miastem, w którym jakoś wszystko mi się układało. Mąż ostatnio stwierdził, że życia na wsi jest zbyt nudne i żebym również wracała z nim za granicę. Ta myśl wcale mnie nie satysfakcjonuje, gdyż znów to ja mam coś zmieniać pod niego. On za granicą ma dobrą prace( w Polsce skończył wyłącznie podstawówkę), znajomych... a ja... coraz bardziej czuje, że moje życie nie wygląda tak jak miało wyglądać. Do tego coraz bardziej zauważam, że nie mamy o czym rozmawiać, on całymi dniami siedziałby tylko grał w gry na komputerze, gdy zaproponowałam, że może pojedziemy na kilka dni we dwójkę to mnie wyśmiał bo przecież "we dwoje jest nudno", nawet moja mama zauważyla, że coś jest nie tak, że on nic od siebie nie daje. Teraz nawet potrafi mi dowalić tym, że jak za 1400 zł chcę utrzymać rodzinę,że kiedyś może i byłam kims, a teraz ?...Wiem, że w dużej mierze to też moja wina bo jak to mówią "sami jesteśmy kowalem swego losu"... Najgorsze jest to, że naprawdę od siebie się oddaliliśmy, a jesteśmy dopiero kilka msc po ślubie Co robić?
Rozwieść się i następnym razem nie być jak typowy Polak mądrym po fakcie. Nie pisz, że macie odmienne oczekiwania po slubie, bo przed ślubem co było? Kompletne zaślepienie? Aż nie pasuje do wykształconej i dobrze zapowiadającej się pani magister z wyróżnieniem.
Pierwszy podstawowy błąd jaki popełniłas, i jaki wiele kobiet nawet tu popełnia, to zrezygnowałaś z siebie, swoich ambicji, dla kogoś. Poświęciłaś swoją karierę, znajomych dla bycia mężatką? To tak niestety trochę wyglada, bo zbyt wiele Was z tego co piszesz nie łączy. Mało tego, zamiast być docenioną, to on Ci śmie wypominać, że może kiedyś byłaś kimś ale nie teraz?
Dlaczego zrezygnowałaś z perspektyw pracy i rozwoju, który miałaś po studiach? Dlaczego, jeżeli nie chcieliście być już za granicą, nie wróciłas do swojego studenckiego miasta, tylko na wieś? Po co braliście ślub jezeli nie zgadzaliście się w podstawowych kwestiach? Rezygnując z siebie będziesz nieszczęśliwa a w dodatku zafundujesz sobie poniżanie ze strony Twojego męża.
Pytasz co zrobić? Moim zdaniem masz dwa wyjścia, ale musisz być konsekwenta i zadbać o siebie: 1. Wracasz za granicę do męża i tam próbujesz znaleźć pracę przynajmniej w jakimś stopniu spełniającej Twoje ambicje (zawsze to coś na początek). Jesli trzeba pójdź do jakiejś szkoły. Jesteś zdolna, poradzisz sobie. I nie będziesz miała poczucia, że marnujesz czas w jakiejś beznadziejnej pracy. Jeśli nie, to 2. Wracasz do swojego studenckiego miasta i tam próbujesz. To już nie będzie to samo, co od razu po studiach, ale masz więskze szanse na znalezienie ciekawszej i lepiej płatnej pracy, niż na wsi. Trzeciej opcji raczej nie widzę. I póki co nie tyle bym się zastanawiała się nad sensem małżeństwa, co zadbała o siebie. Wtedy nawet jak się rozejdziecie, nie będzie to dla Ciebie tragedia.
Hej, przypadkiem trafiłam na to forum i postanowiłam drogie kobietki poradzić się Was. Pół roku temu wyszłam za mąż, zmieniłam swoje życie o 180 stopni, a mianowicie od początku. Pochodzę ze wsi, udaje mi się dostać na studia do wielkiego miasta, skończyłam studia z wieloma wyróżnieniami, nagrodami i możliwością kontynuowania swojej kariery na uczelni oraz w dobrze prosperującej firmie... Po studiach jednak wyjechałam za granicę do narzeczonego, poszłam do pracy na produkcję. Po ślubie mój obecny mąż stwierdził, że łatwiej będzie wrócić na wieś ( rodzice, dom itp). Ja wróciłam pierwsza, dostałam pracę za 1400 zł w mieście niedaleko wsi, mąż wrócił za granicę ( dodam, że nigdy nie wiązałam większej przyszłości z życiem za granicą, cały czas myślałam, że jak odłożymy trochę to wrócimy układać sobie życie w "moim" studenckim mieście). Po wyjeździe męża zostałam praktycznie sama z pracą, która wcale mnie nie zadowalała. Wiele razy próbowałam rozmawiać o tym z mężem, ale on ciągle twierdził, że tylko narzekam i narzekam, nie raz potrafił nawet mnie wyzwać. Tu nie mam żadnych znajomych, szans na rozwój, zero życia towarzyskiego. Zaczęłam coraz bardziej tęsknic za miastem, w którym jakoś wszystko mi się układało. Mąż ostatnio stwierdził, że życia na wsi jest zbyt nudne i żebym również wracała z nim za granicę. Ta myśl wcale mnie nie satysfakcjonuje, gdyż znów to ja mam coś zmieniać pod niego. On za granicą ma dobrą prace( w Polsce skończył wyłącznie podstawówkę), znajomych... a ja... coraz bardziej czuje, że moje życie nie wygląda tak jak miało wyglądać. Do tego coraz bardziej zauważam, że nie mamy o czym rozmawiać, on całymi dniami siedziałby tylko grał w gry na komputerze, gdy zaproponowałam, że może pojedziemy na kilka dni we dwójkę to mnie wyśmiał bo przecież "we dwoje jest nudno", nawet moja mama zauważyla, że coś jest nie tak, że on nic od siebie nie daje. Teraz nawet potrafi mi dowalić tym, że jak za 1400 zł chcę utrzymać rodzinę,że kiedyś może i byłam kims, a teraz ?...Wiem, że w dużej mierze to też moja wina bo jak to mówią "sami jesteśmy kowalem swego losu"... Najgorsze jest to, że naprawdę od siebie się oddaliliśmy, a jesteśmy dopiero kilka msc po ślubie
Co robić?
Dziwne mi się wydaje, że dziewczyna po dobrych studiach, ukończonych z wyróżnieniem rzuca w cholerę rozwijającą się karierę i jedzie za meżem pracować na produkcji... Serio??
Mąż jakiś nieogarnięty życiowo, a to wyjeżdża, a to wraca, a to znów wyjeżdża... A Ty jak kukiełka za nim, porzucasz swoje życie, pakujesz walizkę i jeździsz.
Jeśli on sam nie wie, czego chce, to chociaż Ty to wiedz. Przecież to jest oczywiste, że jeżeli Ty jesteś dobrze wykształcona, z wyróżnieniami, z perspektywami, to powinniście jechać tam, gdzie możesz zacząć robić karierę i zarabiać, bo on tego nie zrobi, on Wam przyszłości nie zapewni, a i szkoda, żebyś Ty się marnowała w pacy za 1,4 tyś. Przestań za nim jeździć, masz tyle samo do powiedzenia na temat tego, gdzie mieszkacie, co on.
Czy dobrze zrozumiałam? On jest tylko po podstawówce? Jakim to sposobem wyszłaś za takiego człowieka?
A co do tego, że mu z Tobą nudno - tylko nudni ludzie się nudzą, więc to raczej o nim świadczy. Pewnie za wiele nie ma do powiedzenia, zainteresowań pewnie mało i jak nie ma komputera, to nie znajdzie sobie rozrywki...
Ciężko widzę ten wasz związek...
kobietaaa89, jeszcze jedno... ja obecnie mam podobny problem, tylko jestem na innym etapie, niż Ty. Podobnie jak Ty byłam/jestem bardzo ambitna. Już na 5-tym roku studiów dostałam propozycję pracy, miło że były to studia dzienne. W tym czasie mój ówczesny chłopak wyjechał do USA (też tylko po zawodówce). Ja wtedy miałam dołączyć do niego po studiach. Dlatego poniekąd rozumiem, pomimo tego co wyżej zauważyli przedmówcy, że do wykształconej osoby z perspektywami to nie pasuje. Szczególnie, jeśli jak piszesz jesteś ze wsi, więc pewnie presja inna. Najważniejsze wyjść za mąż a nie jakieś studia, kariera, bo zaraz stara panna i co sąsiedzi powiedzą (choć mogę się mylić).
Ja nie zrobiłam jednak tego bo uznałam, że nie poświęcę swojego wysiłku, perspektywcznej, ciekawej pracy dla niepewnego związku, pracy tam. Oczywiscie mogliśmy wziąć „ślub” dla gwaracji, że będziemy razem, ale dla mnie to żaden argument. Ja rozwijłam się zawodowo, zmianiłam pracę, miasto. Stałam się niezależna. Oczywiście to nie jest gwarancją, że sukces zawodowym od razu przełoży się na życie prywatne. Tu nie miałam zabardzo szczęscia. Zawód, rozczarownie... i mnie dotknęły. Oczywiście takie doświadczenia sprawiają ból, człowiek emocjonalnie sie rozkleja, jednak świadomość, poczucie niezalezności, że bez faceta sobie świetnie radzisz, że robisz co lubisz i się w tym spełniasz, jest bezcenna.
Ja również wyjechałam w końcu za granicę, nie do ale przez faceta. I tu poznałam swojego obecnego, z którym jestem już ponad rok. I obecnie też stoję przed dylematem, bo ja początkowo nie chciałam wyjeżdżać tu na stałe. Chciałam się odciąć od tego, co było w Polsce i zdobyć nowe doświadczenie. Z tymże u mnie wyjazd, zmiana pracy wiązała się z awansem i lepszymi pieniędzmi. Dylemat polega jednak na tym, czy zrezygnować z powrotu do Polski i założyć tu rodzinę, czy nalegać na partnera by się ze mną przeprowadził. Tylko, że on nie chce, nie widzi siebie w Polsce. Tu jest jego dom, rodzina, znajomi, praca. Mi z kolei brakuje tu mojej rodziny, znajomych z Polski. Ale nawet jak tu zostanę i zdecyduję się założyć rodzinę (na ślub i dziecko), to nie będzie to jakies wielkie poświęcenie z mojej strony. Ja tu nie przyjechałam do niego, nie jestem zdana na jego łaske i niełaskę. Jestem finansowo niezalezna i lubię swoją pracę.
Dlatego Ci powiem, że głupotę zrobiłaś, że nie zdobyłaś choć troche doświadczenia po studiach w pracy na Twoim poziomie, zgodnym z wykształceniem i możliwościami. Wtedy i ew za granicą miałabyś łatwiej. Teraz będzie Ci trudniej ale nie znaczy, że to poza Twoim zasięgiem o ile nie bedzesz zwlekać i zaczniesz coś w tym kierunku robić. Potem, kiedy ew zajdziesz w ciążę, to już nie bedzie czas na „karierę”. A na męża, na to, że doceni Twoje poświęcenie już wiesz, że nie masz co liczyć. No niestety, my kobiety musimy być trochę egoistyczne, więcej myśeć o sobie, a nie na ślepo poświęcać w imię miłości czy nie wiem czego.
I jeszcze dwa słowa ad tego, że do siebie nie pasujecie. Ja też tak uważam. Ludzie z wykształceniem mają inną perspektywę, świadomość, której Twojemu mężowi brakuje. Jemu wystarczy praca i komuter ew znajomi. Może byliście na podobnym poziomie kiedyś, ale nie teraz. Ja mogę powiedzieć ze swojego doświadczenia, że z tym moim ex, nie mam kompletnie żadnych tematów do rozmów, nie dlatego, że nasze drogi rozeszły bo rozstaliśmy się w zgodzie ale jego życie toczy się wokół kumpli, imprez, panienek, alkoholu itd. Nawet dobrze się angielskiego nie nauczył mimo że już n lat mieszka w USA. Jego matka wciąż nie może przeżyć, że się rozstaliśmy, że na ludzi bym go wyprowadziła, że taka synowa to byłby skarb... ale ona może se gadać. Wolałabym być sama niż z nim związać.
Co robić?
Wrócić do miasta - odnowić kontakty, znaleźć prace, wynająć mieszkanie.
Mąż i tak przebywa za granicą, więc nie ma większego znaczenia, gdzie Ty jesteś - i tak nie mieszkacie razem.
Myśl o sobie, bo możliwe, że:
mój obecny mąż
niedługo będzie byłym mężem.
Moją uwagę przybiły słowa "myślałam, ze..." . Ludzie naprawdę ze sobą nie rozmawiają przed ślubem??? Nie znają swoich oczekiwań, nie mają wspólnych planów? Jak to możliwe żeby wychodzić za maż/żenić się nie znając zamiarów i poglądów małżonka?
Nigdy tego nie zrozumiem.
Porzucić studia dla chłopa ze wsi, który nawet szk. zawodowej nie mógł skończyć... straszne.
Co robić? Czasu nie cofniesz, bo gdyby była taka możliwość, to bym sugerowała się nie chajtać. Skoro jednak już wzięłaś z nim ślub, a jego i tak nie ma nigdy w domu, to żyj jak Ty chcesz.
Dziewczyna po studiach wychodzi za gościa po...podstawówce. Ja rozumiem, że wykształcenie to tylko wykształcenie. Ale tak z czystej ciekawości zapytam, czym on Cię tak ujął ? Bo z Twojego opisu można wnieść, że inteligencją emocjonalną to on też nie powala.
Dziewczyna po studiach wychodzi za gościa po...podstawówce. Ja rozumiem, że wykształcenie to tylko wykształcenie. Ale tak z czystej ciekawości zapytam, czym on Cię tak ujął ? Bo z Twojego opisu można wnieść, że inteligencją emocjonalną to on też nie powala.
Podczepiać się pod pytanie wilczyska. Umieram z ciekawości, co też przyciąga tak, że traci się wzrok, rozum, ambicje i ...pewnie jeszce kilka rzeczy.
wilczysko napisał/a:Dziewczyna po studiach wychodzi za gościa po...podstawówce. Ja rozumiem, że wykształcenie to tylko wykształcenie. Ale tak z czystej ciekawości zapytam, czym on Cię tak ujął ? Bo z Twojego opisu można wnieść, że inteligencją emocjonalną to on też nie powala.
Podczepiać się pod pytanie wilczyska. Umieram z ciekawości, co też przyciąga tak, że traci się wzrok, rozum, ambicje i ...pewnie jeszce kilka rzeczy.
Może to jakaś elitarna podstawówka była ? Teraz różne są te szkoły. W sumie studia też nic wielkiego nie dają.
11 2018-01-22 16:05:23 Ostatnio edytowany przez CatLady (2018-01-22 16:07:21)
wilczysko napisał/a:Dziewczyna po studiach wychodzi za gościa po...podstawówce. Ja rozumiem, że wykształcenie to tylko wykształcenie. Ale tak z czystej ciekawości zapytam, czym on Cię tak ujął ? Bo z Twojego opisu można wnieść, że inteligencją emocjonalną to on też nie powala.
Podczepiać się pod pytanie wilczyska. Umieram z ciekawości, co też przyciąga tak, że traci się wzrok, rozum, ambicje i ...pewnie jeszce kilka rzeczy.
Dziewczyna jest ze wsi - moze sama perspektywa posiadania męża wystarczyła? Do tego niskie poczucie własnej wartości i myślenie typu "lepszego nie znajdę" i wystarczyło, by zawrzeć małżeństwo.
AAa i tak mi przyszło na myśl... chodzi o wątek o mężczyznach traktowanych jak dodatki, czy słynny, epicki juz wątek widelca. Tu mamy przykład takiej idealnej dla nich kobiety - całkowity brak wymagań wobec partnera, mimo że sama ma sporo do zaoferowania. Jednak tak zakompleksiona, że nie śmie wybrzydzać, wymagać, nie zastanowi się, tylko bierze, co się nawinęło.
summerka88 napisał/a:wilczysko napisał/a:Dziewczyna po studiach wychodzi za gościa po...podstawówce. Ja rozumiem, że wykształcenie to tylko wykształcenie. Ale tak z czystej ciekawości zapytam, czym on Cię tak ujął ? Bo z Twojego opisu można wnieść, że inteligencją emocjonalną to on też nie powala.
Podczepiać się pod pytanie wilczyska. Umieram z ciekawości, co też przyciąga tak, że traci się wzrok, rozum, ambicje i ...pewnie jeszce kilka rzeczy.
Dziewczyna jest ze wsi - moze sama perspektywa posiadania męża wystarczyła? Do tego niskie poczucie własnej wartości i myślenie typu "lepszego nie znajdę" i wystarczyło, by zawrzeć małżeństwo.
AAa i tak mi przyszło na myśl... chodzi o wątek o mężczyznach traktowanych jak dodatki, czy słynny, epicki juz wątek widelca. Tu mamy przykład takiej idealnej dla nich kobiety - całkowity brak wymagań wobec partnera, mimo że sama ma sporo do zaoferowania. Jednak tak zakompleksiona, że nie śmie wybrzydzać, wymagać, nie zastanowi się, tylko bierze, co się nawinęło.
Moja żona też jest ze wsi. I też po studiach... Cholera...:D No chyba nie była tak zdesperowana.
Moja żona też jest ze wsi. I też po studiach... Cholera...:D No chyba nie była tak zdesperowana.
Wilku, mnie nie chodzi o to, że coś nie tak z pochodzeniem ze wsi, ale o to, że może tam panować specyficzna mentalność u starszego pokolenia zwłaszcza. Może taką rodzinę ma autorka? Babka, matka, ciotki jej nakładły do głowy. Do tego dodać zaniżone poczucie własnej wartości i masz efekt.
Normalna dziewczyna nie przejmowałaby się gadaniem, ale zakompleksiona owszem.
Albo liczyła, że znajdzie męża na studiach, nie znalazła, więc wzięła, kto się nawinął.
wilczysko napisał/a:Moja żona też jest ze wsi. I też po studiach... Cholera...:D No chyba nie była tak zdesperowana.
Wilku, mnie nie chodzi o to, że coś nie tak z pochodzeniem ze wsi, ale o to, że może tam panować specyficzna mentalność u starszego pokolenia zwłaszcza. Może taką rodzinę ma autorka? Babka, matka, ciotki jej nakładły do głowy. Do tego dodać zaniżone poczucie własnej wartości i masz efekt.
Normalna dziewczyna nie przejmowałaby się gadaniem, ale zakompleksiona owszem.
Albo liczyła, że znajdzie męża na studiach, nie znalazła, więc wzięła, kto się nawinął.
Wiem. Żartowałem
Patrzę, że bardzo dużo ludzi przegląda te forum, aby tylko hejtować Tak więc naprostuje, ja nigdy nie oceniałam i nie oceniam ludzi z perspektywy wykształcenia, gdyż znam bardzo wielu ludzi, którzy więcej osiągnęli nie mając wykształcenia niż Ci nawet z bardzo dobrym... Zakompleksiona nie jestem i nigdy nie byłam oraz nie robiłam nic na siłę na zasadzie bo co powiedzą ludzie ze wsi, nie oszukujmy się to już nie są te czasy, że kobieta musi mieć jak dorośnie męża i dwójkę dzieci
. W mojej sytuacji plan był taki, że pierw próbuję ja zjechać, jak znajdę pracę zaraz mąż miał zjechać bo w zasadzie pracę na początek też by miał. To on pierwszy stwierdził, że jednak woli zostać za granica bo jak posiedział trochę po ślubie tu to stwierdził, ze życie jest zbyt nudne na wsi i on wraca, ja już miałam pracę więc nie mogłam z dnia na dzień tak po prostu kupić bilet i wyjechać, a jeszcze usłyszałam, że ja mogę robić co chce tzn jak chce mogę wyjechać z nim, jak chce mogę wracać do mego studenckiego miasta, jak chce mogę zostać tu. Nawet usłyszałam, że jak zacznę zarabiać więcej to możemy zrobić tak, ze on będzie tylko raz na jakiś czas wyjeżdżał i wracał, bo jakbym miała większe zarobki to on nie musiałby mieć stałej pracy tylko dorywczą za granicą.... Wcześniej przed ślubem nie było takiego gadania, ja przez to wszystko przez wysłuchiwanie "jak chcesz" też zaczęłam się bardziej dołować i nie wiedziałam sama co robić,Nie mówię, że ja jestem bez winy, na pewno dużo też jest mojej winy bo już za granicą pracowałam po 12 godz dziennie+dojazd i było mało czasu na rozmowy itp, to pewnie w dużej mierze też nas zgubiło, ale też wiele razy mówiłam mu, że wole żyć biedniej, ale razem. On natomiast zaczął mieć większe oczekiwania typu, że na wakacje pojechać musi, żyć na poziomie, wiadomo za granicą w dużej części przypadków można zarobić więcej niż w Polsce i pozwolić sobie na "więcej"... mi na takich rzeczach wcale jakoś nie zależało nigdy. Po prostu zaczęłam czuć się samotna po jego wyjeździe za granicę, a on nawet nie starał się mnie zrozumieć tylko demotywował. Wcześniej jakoś potrafiliśmy wspólnie zorganizować sobie czas, a teraz to ja musialam wychodzić z jakąś inicjatywą bo mu się nie chciało nic robić bo jak to twierdził "odpoczywał". Śmieszą mnie komentarze typu " nie znalazła męża na studiach to wzięła kogo się nawinął", albo jest ze wsi to to czy tamto... ja ze wsi wyjechałam już 6 lat temu i fakt mój błąd, ze powrót to może była nie do końca przemyślana decyzja, ale bez przesady, żeby naskakiwać od razu i oceniać kogoś w ten sposób, ja jakby nie było to spróbowałam, może nie znalazłam pracy swoich marzeń, ale jednak znalazłam, nie poddałam się, ale później przez to, że byłam tu sama to zaczęłam zastanawiać się nad tym wszystkim, że mogło to wszystko inaczej wyglądać, ja już nie raz coś zmieniałam, wyjeżdżałam, a mąż jest dalej za granicą bo przecież tam ma stabilizację tzn m.in. pracę, a Ty rób co chcesz
kobietaaa89, ale wydźwięk Twojego pierwszego wpisu był inny niż ten, pewnie dlatego wypowiedzi w sumie zbieżne. Pierwsze co się nasuwało, dlaczego zrezygnowałaś z perspektywicznej pracy i wyszłaś za mną za kogoś z kim niewiele Cię łączy. Ale Ty sama swoją sytuację tak przedstawiłaś, więc nie miej pretensji.
Pretensji nie ma, pisząc post w internecie wiadomo, że można spotkać się z różnym odbiorem wiadomości, może przy pierwszym poście trochę źle opisałam sytuację, fakt faktem pisałam ją pod wpływem dużych nerwów, po kolejnej telefonicznej kłótni z mężem i faktycznie może to wygląda tak, że najbardziej skupiłam się na tym, że jaka to ja biedna i nieszczęśliwa, że zmarnowałam karierę.
18 2018-01-22 21:00:38 Ostatnio edytowany przez Roxann (2018-01-22 21:03:35)
No ok. Tylko czego Ty chcesz od forumowiczów? Napisałaś po wpływem emocji, nie spodobały Ci się komentarze, zmieniłaś narrację.
Przecież nie chodzi o to kto skąd jest. Też mam znajomych którzy po podstawówce osiągnęli więcej niż niejeden po studiach. Ale umówny się presja na wyjście za mąż jest na wsiach jednak większa.
Rozumiem, że jak emocje po kłótni opadły to i problem jakby znikł? Bo w sumie już nie wiem o co Ci w tym wątku chodzi.
Nikt tu nie hejtuje - stawiamy hipotezy. Odrobina krytyki też nie od razu jest hejtem - choć w dzisiejszych czasach chyba już tak
Problem polega nie na powrocie do Polski, ale na tym, że w ogóle wyjechaliście - zwłaszcza Ty. Jakby nie patrzeć, porzuciłaś perspektywy dobrej, rozwojowej pracy, by zasuwać na produkcji - doświadczenie, któe nic do Twojej kariery nie wnosi. I po co? Żeby pojechać za mężem. A potem to już jest jedno wielkie zamieszanie - z mojego punktu widzenia. Kto wraca, kto nie wraca, gdzie będziecie mieszkać...
Całkowity bezsens wracać na wieś, gdzie wiadomo, że nie będzie dobrej pracy. Od razu trzeba było do miasta studenckiego. A już zupełna abstrakcja, to jego słowa, że możesz robić, co chcesz. Tak jakby miał to gdzieś. JAk możesz robić, co chcesz, to po co był ten ślub, czemu jesteście małżeństwem, jak jemu wszystko jedno?
Wg mnie to nadal wygląda tak, że on sam nie wie czego chce i Ty też nie wiesz, ale zamiast się zastanowić, to jeździsz w kółko za nim. A to Ty powinnaś myśleć, bo to Ty masz lepsze perspektywy zawodowe. Nie marnuj czasu.
Nawet usłyszałam, że jak zacznę zarabiać więcej to możemy zrobić tak, ze on będzie tylko raz na jakiś czas wyjeżdżał i wracał, bo jakbym miała większe zarobki to on nie musiałby mieć stałej pracy tylko dorywczą za granicą.
Do tego pan wygodny. Ty masz zapewniać podstawowy byt a on sobie będzie jeździł w tę i we w tę. Świetny plan. A dzieci jak w to wkomponujecie?
Wiesz co? Faktycznie go posłuchaj i zacznij robić to, co chcesz. Zastanów się, co to jest, co jest dla Ciebie dobre i zacznij to robić, bo z nim to za daleko nie zajedziesz.
20 2018-01-23 00:03:28 Ostatnio edytowany przez josz (2018-01-23 00:04:43)
Odnoszę wrażenie, że ślub z Tobą, dla Twojego męża , był w pewnym sensie nobilitacją. Liczył może na wygodne życie u boku dobrze ustwionej zawodowo żony, a on będzie pracował dorywczo.
Nawet usłyszałam, że jak zacznę zarabiać więcej to możemy zrobić tak, ze on będzie tylko raz na jakiś czas wyjeżdżał i wracał, bo jakbym miała większe zarobki to on nie musiałby mieć stałej pracy tylko dorywczą za granicą....
Po wyjeździe za granicę, on w przeciwieństwie do Ciebie, ze swoim marnym wykształceniem znalazł satysfakcjonującą pracę i od razu podniosła mu się samoocena, jednocześnie stracił respekt i szacunek dla Ciebie.
Teraz nawet potrafi mi dowalić tym, że jak za 1400 zł chcę utrzymać rodzinę,że kiedyś może i byłam kims, a teraz ?
Poczuł się silny, ważny, ma pieniądze w przeciwieństwie do Ciebie, przestało mu zależeć na Tobie, stąd to lekceważące "rób co chcesz".
Nie rozumiem, dlaczego siedzisz nadal na tej wsi, dlaczego uzależniasz swoje decyzje od niego. Przecież on ma w nosie, co zrobisz, gdzie zamieszkasz, gdzie podejmiesz pracę, powiedział Ci to wprost.
Przykre, ale dałaś się nabrać, Twój mąż najzwyczajniej wypiął sie na Cibie, pokazał Ci środkowy palec. Przed ślubem dobrze rokowałaś finansowo, ale teraz on już nie potrzebuje Twojego wsparcia, z 1400zł miesięcznie - wybacz
Zamiast wykłócac się z nim, rzuć tę nędzną pracę, wracaj do miasta gdzie miałaś prespektywy dobrej pracy i rozwoju i zastanów się nad sensem swojego małżeństwa.
Dalej nie napisałaś dlaczego za niego wyszłaś, z tego o piszesz mężowi zależy tylko na wygodnym życiu, jeśli będziesz dobrze zarabia to będziesz go utrzymywać. Mąż karze Ci robi o chcesz? to zrzucenie odpowiedzialności uważam, że mąż odpowiada za żonę i odwrotnie a jeśli zrobisz coś nie tak to będzie tylko i wyłącznie twoja wina. Tak czy inaczej wasze małżeństwo chyba nie potrwa zbyt długo.