Witam,
Od pół roku jestem w związku małżeńskim, chciałabym opisać Wam moją historię "ku przestrodze".
W momencie kiedy wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy razem dostrzegłam jak bardzo się różnimy ( nie do końca pod względem charakterów, bardziej w kontekście tego jak zostaliśmy wychowani, czego nas nauczono i jak żyją nasze rodziny).
W dużym skrócie moje osobiste odczucia:
Jego rodzice na obecnie mieszkają sami ( On mieszka ze mna i moimi rodzicami), w wielkim domu w lesie, który należy do Jego siostry ( Ona obecnie siedzi w USA, nie wiadomo czy/kiedy wróci). Mają firmę,z której żyją wszyscy, prowadzi ją mój mąż
Rok przed tym jak się poznaliśmy, Jego ojciec był długo w szpitalu ze wzgl na krwiaka w głowie, teraz jest już zdrowy ale nadal sam sobie narzuca dietę ( bez cukru) i wyznaczone godziny posiłków. Nie widział się z własną matką przez dwa lata , "bo Go denerwuje" ( pracuje w mieście w którym mieszka Jego mama więc jest tam codziennie). Generalnie nikt ich nie odwiedzał, Oni nigdzie nie jeździli.
Na tą chwilę Jego ojciec jest jak rozpuszczony dzieciak , wiecznie w dupie źle, wiecznie marudzi, zero wdzięczności ( jak Jego córka przyjechała ostatnio na nasz ślub to zrobiła tort dla wszystkich + dla Niego wersję bez cukru to się obraził, bo dostał to nie o tej godzinie i siedział naburmuszony). Kiedyś jechaliśmy razem samochodem ( ja , mąż i Jego rodzice, teść prowadził). Jego ojciec cały czas gadał o pracy więc mąż poprosił żeby zmienił temat bo ja też jestem i możemy pogadać o czymś innym. Obraził się i powiedział,że ja Nam się nie podoba to możemy sobie autobusem wracać. Uwierzcie, następnym razem jak usłyszę taki tekst to poproszę żeby wysadził mnie na przystanku.
On generalnie wyśmiewa wszystkich, zawsze jak tam jestem to się z kogoś nabija.
Dodatkowo, zachowuje się jak stary zbok. Komentuje wszystkie dziewczyny, napala się, jak oglądaliśmy zdj z naszego wesela to powiedział,że jedną dziewczynę sobie znalazł na fb i widział jakie ma "fajne zdjęcia w rajstopkach". Obrzydza mnie to. Zawsze mówi do mojego męża,że np był w sklepie i była ta blondyneczka co mu sie tak podoba. A ja za każdym razem nie wiem jak się zachować...
Jego matka niewiele może powiedzieć w domu. On zawsze Ją podsumuje jaka to jest głupia , albo ,ze ma się uspokoić bo się popisuje. Ona wtrąca się we wszystko, wiecznie z każdą pierdołą dzwoni do mojego męża.
Mój mąż nie jest nauczony szacunku do innych ( nawet do nich) , wszyscy to debile , Oni są najmądrzejsi. ZAWSZE kiedy tam byłam były kłótnie, krzyki, darcie się na siebie nawzajem.
Jego rodzice każdy swój krok relacjonują na fb, z dokładnym opisem co kiedy gdzie i jak było ( oczywiście Jego ojciec bardzo chętnie naśmiewa się z tych, którzy cokolwiek wrzucają na fb). Nie maja w zwyczaju spędzać razem czasu, pić wspólnie kawy etc. Nawet po Wigilii po zjedzeniu każdy w swoją stronę.
Nie wolno mi NIC na nich powiedzieć bo od razu robi mi wojnę.
Zaraz jak przeprowadził się do mnie, jeździł do nich codziennie. Prawie się nie widzieliśmy bo siedział tam do wieczora. Ja kładłam się sama do łóżka, sama chodziłam na spacery. Byłam sama jak palec, nie było Jego. Najgorsze było jak jechaliśmy do Jego rodziców a Jego ojciec mówił jak się cieszy,że mój mąż się wyprowadził, że ma spokój etc. On wciąż był tam, ze mną wcale...
Jak Jego tata poszedł na zaplanowany zabieg do szpitala to siedział u Niego codziennie do 19 + musiał odwieźć mame i wrócić do domu ( ok 2 h to zajmowało). Raz powiedziałam,że pojadę z Nim , ucieszył się. Umówiliśmy się na 14 ale okazało się,że MUSIMY jechać o 12 bo Jego tata dostaje wtedy obiad i TRZEBA KONIECZNIE tam wtedy być i zawieźć Mu jedzenie gdyby okazało się,że dają coś czego On nie lubi... ( On miał dodatkowe jedzenie w szafce). I,że musimy jechać na zakupy. Zdziwiłam się, bo miał jedzenie to raz, dwa to On nie leży w noclegowni tylko w szpitalu i nic mu nie będzie... Mąż zrobił wojnę. zezwal mnie etc. Strasznie się pokłóciliśmy , koniec końców ja głupia wybaczyłam,bo przeprosił i zrobiliśmy wielkie zakupy. A jaka była reakcja mojego teścia? Nadarł się na nich,że mu przywieźli ZA DUŻO DO WYBORU I ON SIĘ ZESTRESOWAŁ PRZEZ NICH. Sytuacji tego typu było wiele, generalnie to zawsze ja jestem debilem.
Moja rodzina:
Nie będę obiektywna dlatego napiszę tylko podstawowe rzeczy. Moi rodzice są przede wszystkim przyjaciółmi. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek podnieśli na siebie głos ( u nas w domu jakoś nigdy nikt na nikogo nie krzyczał). Zdarzały im się ciche dni, owszem, ale nigdy nie było wielkiej wojny w domu. Codziennie rano piją razem kawe ( nawet jeśli któreś ma wolne to wstaje wcześniej żeby wypić wspólnie kawe). Po pracy rozmawiają o tym co się wydarzyło w ciągu dnia , oglądamy razem tv ( według moich teściów debile oglądają tv ), pijemy kawe popołudniu czy jemy razem obiad albo kolacje. Mamy rodzinę, która odwiedza nas a my ich. Spotykamy się też przy okazji imienin, świąt. Zawsze mogę na nich liczyć a Oni na mnie.
Moje małżeństwo:
Aktualnie mieszkamy z moimi rodzicami. Pytałam męża czy tego chce, chciał. Rodzice odstąpili nam 3 pokoje w sumie ( został jeden dla nich + salon dla wszystkich + jeden, który jest mojego brata- studenta). Na początku mąż robił wojnę bo On musi mieć biuro w domu. Bo On musi tam pracować, bo klienci tam będą przychodzić, ogólnie to musi być Jego etc. Ok, zgodzili się i zrobiliśmy biuro. Od pół roku nie było tam żadnego klienta, nie ma szyldu, nie ma nic, a On pracuje tam może 4 razy w miesiącu. MUSIAŁ kupić specjalny stół pod wymiary, szafę. Nie skręcił nic z tego i leży w kartonach. Mój mąż co jakiś czas powtarza,że chce się wyprowadzić, że za mało miejsca etc. Potem przychodzi i mówi,że jednak nie, że jest ok. I tak na zmianę w zależności "jak wiatr zawieje". Ostatnio był naburmuszony ,bo nie ma ( UWAGA) pokoju, w którym mógłby trzymać ubrania, które juz raz ubrał i nie są zupełnie świeże ( więc normalnie w szafie być nie mogą) ale nie są też brudne ( więc do prania się nie nadają). Czasami nie mam siły na te idiotyzmy. Co gorsza, Jego rodzice mają graciarnię w domu, są zawaleni niepotrzebnym sprzętem i innymi pierdołami. Kupują wszystko co się nawinie. I On by też tak chciał. A no cóż, na wiosła do ćwiczeń faktycznie nie ma miejsca czy na automatyczną tarkę wielkości mikrofali ( bo raz musiał zetrzeć marchewkę na ręcznej tarce). Wiecznie mu coś nie pasuje... Raz mówi,że chce się wyprowadzić, kupuje nowy dom ( przedwczoraj usłyszałam,że najpierw spisze intercyzę żeby nie musiał mnie pytać o zgodę), potem stwierdza,że możemy tu mieszkać, że jest ok. I tak w kółko. Jestem tym strasznie zmęczona.
W naszym domu On nie robi nic. Kompletnie nic. Tam do rodziców potrafi jechać na całą sobotę ( bo siostra twierdzi,że mu ten dom zapisze). Jak Go proszę o pomoc w czymkolwiek to jest wielki problem i lament ( np poprosiłam żeby pozmywał to był foch i głupie teksty ,że jak mam problem ze zmywaniem to mam zmywarkę kupić bo On nie będzie tego robił). Gdybyśmy mieszkali razem to siedziałabym sama jak palec i musiałabym robić wszystko...
Ale najgorsze jest dla mnie to jak mnie traktuje...
Jestem obecnie w ciąży, w 6 miesiącu. Będziemy mieć synka. Od początku naszej znajomości powtarzał jak bardzo marzy o synu etc. No i okazało się,że jestem w ciąży. Dowiedział się trochę później bo właściwie od ślubu nie widzieliśmy się wcale ( wiecznie był tam) albo kłócilismy się bez przerwy. W końcu poszedł ze mną do lekarza w piątek i się dowiedział. Niby się ucieszył. Wróciliśmy do domu i powiedzieliśmy moim rodzicom- byli przeszczęśliwi:) Umówiliśmy się,że do Jego rodziców pojedziemy w niedziele i im powiemy. On pojechał do nich jak zwykle w sobote z samego rana. Wrócił o 18 i chciał ze mna jechać powiedzieć im o wnuku. Zdziwiłam się, bo umawialiśmy się inaczej i mieliśmy wieczór zaplanowany ( poza tym dopiero co wrócił od nich to po co jechać znowu?). Wpadł w szał, darł się na mnie ( bylismy sami w domu), powiedział,że jestem mu niepotrzebna jak już będzie miał dziecko, że gdyby nie mały to nie byłby ze mna ,że pożałuję tego etc. Uciekłam przed Nim do piwnicy, ryczałam i cała się trzęsłam. Przyszedł zdziwiony o co mi chodzi. Oczywiście pojechaliśmy do nich ( chciał jechać sam ze zdjęciem, w sumie teraz widzę jaka jestem głupia). Powiedziałam Mu tylko,że nigdy mu tego nie wybaczę.
Od momentu kiedy dowiedział się o ciąży , płakałam chyba z milion razy. Sprawia mi tyle przykrości, bardzo często płaczę... Ostatnio byliśmy rozejrzeć się za sukienką na Sylwestra dla mnie . Stwierdził ,że chętnie pójdzie. Kiedy w dwóch sklepach nic nie przymierzyłam to powiedział,że to bez różnicy co ubiorę bo i tak we wszystkim będę wyglądać "jak kobyłka" . Samoocena z hukiem zaliczyła glębę a ja nie potrafiłam powstrzymać łez. Oczywiście był wściekły. Generalnie czuje się gruba, nieatrakcyjna a mój mąż z chęcią obserwuje wszystkie chude panienki , mnie raczej nie dotyka...
Na Sylwestra zaprosiliśmy Jego znajomych. Jedna para miała mieć dziecko ale dziewczyna poroniła . Powiedziałam Mu,że możliwe,że nikt nie przyjedzie bo będą chcieli zostać z Nimi i ich pocieszyć. Wkurzył się i stwierdził,że to moja wina, bo PRZEZE MNIE żadna dziewczyna nie chce się ze mna przyjaźnić.
Dodatkowo bardzo kłócimy się o Jego rodziców,bo ja nie chce do nich jeździć. I On też już przestał ale co jakiś czas Jego matka dzwoni do siostry i się Jej skarży albo Jemu nadaje przez telefon. I On wtedy chce mnie zmusić żebym jechała.
Ma momenty,że jest przemiły, przekochany. Przytula, cmoka,głaszcze brzuch ( BARDZO RZADKO). Ale częściej jestem najgorsza, wszystko co złe dzieje się z mojej winy.
To małżeństwo jest moją osobistą porażką. Jestem już zrezygnowana i nie zależy mi żeby było dobrze. Chce tylko pokazać małemu co to znaczy prawdziwa rodzina. Jest kochanym chłopcem i wiem,że czuje już,że coś jest nie tak. Ale postaram dać mu wszystko