Cześć. Piszę na tym forum, ponieważ mam mętlik w głowie, w jednej chwili straciłam dwie najbliższe mi osoby i nie wiem zupełnie, komu mogę ufać. Ale może po kolei.
Parę dni temu, kiedy padał u nas deszcz ze śniegiem, mój narzeczony, jako że niósł w ręku ważne projekty, postanowił schronić się pod dach, ażeby nie zmokły. Akurat w pobliżu mieszkała moja najbliższa przyjaciółka. Tego, że był on u niej, się nie zapiera, ale teraz przyjaciółka moja twierdzi, że on jak zobaczył ją otwierającą mu drzwi do mieszkania owiniętą w sam ręcznik (była pod prysznicem, kiedy zadzwonił do jej drzwi), to proponował jej seks, kiedy on twierdzi, że nic takiego ni miało miejsca. Zupełnie nie wiem, komu ufać, cała sytuacja jest bardzo dziwna. W chwili obecnej wszystko wygląda tak, że narzeczony się do mnie nie odzywa, obraził się na mnie, że jak mogę go posądzać o takie rzeczy, a przyjaciółka zasypuje mnie SMS-ami z pretensjami, że chyba jej ufam, że znamy się od dziecka, że jak ona mogłaby mnie okłamać, skoro raz siedzieliśmy w ławce przez całą szkołę, od podstawówki po liceum. Zupełnie nie wiem, jak dojść, kto mówi prawdę, a to ma fundamentalne znaczenie. Przez całą tę sytuację popadłam w paranoję - raz myślę, że może on być winny, bo polubił na facebooku jej zdjęcie w bikini, choć wiem, że to absurd, a zaraz wydaje mi się, że może ona kłamie, bo chce mi go odebrać - pamiętam, jak w lato, na naszym grupowym weekendowym wyjeździe paradowała przy nim w bikini, nawet jak temperatura wynosiła zaledwie jakieś 18-20 stopni. Wiem, że ani jedno, ani drugie to nie jest żaden dowód, ale sama już nie wiem, co robić... Macie jakiś pomysł, jak się przekonać, kto mówi prawdę?