Brak wiary w siebie i swoje życie.. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Brak wiary w siebie i swoje życie..

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 28 ]

1

Temat: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Witam,

natrafiłem na to forum przypadkiem, albo może wcale nie przypadkiem? Nie wiem czy to odpowiedni dział, by trochę się "otworzyć", nie wiem czy to we mnie jest problem, co robię źle i co mogę zrobić by było lepiej.. Mam 27 lat (za 2 tygodnie). Od dziecka noszę aparat słuchowy ponieważ po przebytej chorobie straciłem słuch w prawym uchu, i trochę w lewym. Mimo wszystko zawsze sobie radziłem, w szkole czy na studiach, czy to podstawówka czy gimnazjum czy technikum. Nie bylem nigdy wyrzutkiem, nigdy się nad sobą nie użalałem. Miałem dużo znajomych, lepszych, gorszych - jak to w życiu, lubiłem się napić, nie miałem problemów z nauką (skończyłem mgr), do niedawna miałem pracę, niestety nie przedłużono ze mną umowy, szukam obecnie. W pewnym momencie coś zaczęło się psuć, pierwsze złe doświadczenie w życiu to technikum gdy dziewczyna ze mną zerwała po 3 miesiącach tłumacząc ze za bardzo mi zależy, za bardzo chcę - długo dochodziłem do siebie, potem przez parę lat różne epizody z dziewczynami, ale nigdy nie był to poważny związek i każdorazowo gdy nie wychodziło zamykałem się w sobie jeszcze bardziej. To jest fakt - jestem bardzo wrażliwy. Chcę zawsze dużo dać od siebie, a gdy sam nie otrzymuję nic w zamian.. to dołuje mnie strasznie. Nie potrafię nawiązać albo trafić na dziewczynę - normalną, miłą dziewczynę. Taką, która by mnie pokochała i którą pokochałbym ja. Coraz częściej mam wrażenie, że jestem odpychający, że to, że noszę aparat słuchowy niszczy mnie w oczach dziewczyn. A mam naprawdę wielu znajomych, nigdy nie mam problemów pogadać z dziewczynami.. Straciłem wiarę w siebie, rok temu przeszedłem lekki na szczęście udar mózgu (efekt picia energetyków, palenia papierosów, kawy, braku snu itp), fajki rzuciłem od razu. Czasami się zastanawiam, że dawno bym poszedł na dno gdyby nie mój przyjaciel. Jest ode mnie młodszy o 7 lat, ma dziewczynę i wiele wspólnych zainteresowań ze mną, poznaliśmy się, polubiliśmy i spędzamy naprawdę dużo czasu - to jedyna osoba do ktorej zawsze mogę zagadać. Prawdziwy przyjaciel. A jednak kłócę się z nim tak często.. Nie jest to tylko moja wina, on też ma mnie czasami dość a jednak ciągle się przyjaźnimy. Gdy on ma problemy, zawsze jestem przy nim, gdy ja mam problemy (a mam je stale..) wiem ze mogę na niego liczyć. Czasami zazdroszczę mu tego, że ma wszystko.. Nigdy nie powie mi czegoś miłego, nie podbuduje mnie jakimś gestem czy słowem mówiącym ze jestem dla niego tak wazny jak on dla mnie bo to, że mam przyjaciela to w tym momencie jedyne co mnie trzyma przy życiu. Że mam kogoś takiego. A ja? Mam rodzinę, przyjaciela, mialem pracę w ktorej czulem sie dobrze, a nie mam i nie potrafię znaleźć miłości (a samej miłości się boję bo nie mam doświadczenia..., odczuwam stres z tym związany) i wiem, że nie będę szczęśliwy dopóki nie znajdę tej stabilizacji w życiu. Czuję, że gdybym był szczęśliwy to wiele rzeczy w moim życiu by się poprawiło, moje relacje z przyjacielem na którym tak bardzo mi zależy, z rodziną, znowu byłbym tym optymistycznie nastawionym do życia chłopakiem, znowu cieszyłbym się z głupot. Często udaję przed ludźmi dobry humor, gdy jednak przyjaciel nie ma dla mnie czasu, gdy siedze sam w pokoju wieczorem, to czuję sie taki samotny.. Jestem wybuchowy, mam trudny charakter i jestem taki uparty, w sumie jak on. A jednak w te lepsze dni mam wrażenie, że jakoś sobie w życiu poradziłem mimo tej niepełnosprawności, że znajomi i mój przyjaciel mnie lubią, ze jestem dla nich ważny. A w te gorsze, czuje sie jak piąte koło u wozu, gdy coś nie idzie po mojej myśli to czuję taką frustrację, złości, bezsilność i łzy, że sobie nie radzę, że nie mam kogoś kto mnie pokocha i jestem do niczego.. A przy okazji ranię przyjaciela i bliskich swoim zachowaniem, choć sam często czuję się raniony przez nich. Złość zmienia się w smutek, siedzę i słucham muzyki i myślę o wszystkim. Jest mi przykro.. Zawsze chcę dobrze, zawsze daje od siebie 100% czy to chodzi o przyjaciela czy dziewczyny, a gdy coś nie idzie tak jak chcę to potrafię wszystkie dobre uczynki przekreślić jakimś złym zachowaniem, kłótnią, złością i zamknięciem się w sobie..

Co zrobić bym był szczęśliwy? Znaleźć dziewczynę.. Nawet na Badoo większość nawet nie odpisuje.. Czuję, że to jest to czego potrzebuję, akceptacji i poczucia, że komuś na mnie zależy. Chciałbym znów w siebie uwierzyć i czuć się docenionym przez innych...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Wiesz ciężko będzie Ci zachęcić kogoś do siebie jeśli masz tak niską samoocenę. Jesteś odpychający bo nosisz aparat słuchowy? Serio tak myślisz? To tylko głupi aparat, kto na to właściwie zwraca uwagę.
Chyba za duży nacisk kładziesz na miłość, myślisz, że ona rozwiążę wszystkie Twoje problemy i z chwilą gdy się zakochasz to będziesz już tylko szczęśliwy. Chyba tak to nie działa bo najpierw musisz skupić się na sobię, musisz się polubić ! Nic nie piszesz tutaj o zainteresowaniach? Masz jakies? Nie jestes glodny swiata? Na pewno cos lubisz robic. Rozwijanie pasji zawsze daje duzego kopa. No i przede wszystkim otwórz się na ludzi i nie mam na myśli Badoo big_smile

3

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Popieram mari0.
Racjonalizujesz sobie niepowodzenia, brak odczuwania szczęścia niepełnosprawnością i aparatem podczas gdy tak naprawdę nikt nie zwraca na to uwagi.
Mój brat też nosi taki aparat od kilku miesięcy (ma 18 lat) i na początku też przeżywał jak to będzie, ale jak tylko zaczął go nosić to okazało się, że nikt nie zwraca na to uwagi, więc i on już nie ma z tym żadnego problemu i dziewczyny też nie straciły nim zainteresowania.
Problem, jak zwykle, tkwi w Twojej sferze emocjonalnej i niskiej samoocenie. Nad tym musisz popracować. Bo żadna dziewczyna tego nie wypełni, mimo, że teraz tak Ci się wydaje. Wkrótce okazałoby się, że dalej czujesz się źle i jeszcze zaczął byś ją podświadomie o to obwiniać i robić jej jazdy.

4

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Generalnie jeśli osoba niepełnosprawna zbyt bardzo koncentruje się na własnych nieudolnościach to inaczej jest odbierany przez środowisko. Kto chciałby się związać z osobą, która szuka usprawiedliwień? Jeśli ma zostać zachowane partnerstwo to obie strony muszą się wspierać.
Uważam, że zanim nie poradzisz sobie z własnymi problemami (głównie postrzeganiem świata i samooceny) nie powinieneś wchodzić w związek. Istnieje wysokie ryzyko, że zrzucisz odpowiedzialność za swoje samopoczucie na drugą stronę przez co zaczniesz ją emocjonalnie osaczać. Masz problemy, ale nie mają one jakiegokolwiek związku z brakiem miłości.

5

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

To chyba też nie do końca tak, że zrzucam winę na aparat. Noszę go od 10 roku życia, od dziecka musiałem sobie radzić, i zawsze sobie radziłem, miałem i mam wielu znajomych, węższe grono dobrych, kilku bardzo dobrych znajomych i jednego jedynego przyjaciela. Nigdy nikt mnie nie obraził z powodu niepełnosprawności wprost. A ja sam nauczyłem się z tym żyć po prostu, miałem trudniej ale uważam też, że są ludzie, którzy mają gorzej. Są tacy którzy nie widzą, nie mają nogi, ręki, mają inne trudne choroby więc mój niedosłuch to z pewnością pikuś. Jednak w tych gorszych dla mnie okresach "głupieję" - mam wrażenie, że zwyczajnie jestem na tyle nieatrakcyjny między innymi przez to. Kwestia miłości to coś na czym bardzo mi zależy, bardzo mi tego brakuje, nikt nie chce być sam. Mam już 27 lat i jestem sam. Wyobrażam sobie jak rodzina i inni życzliwi muszą obgadywać za plecami, tyle lat chłop ma i nie ma dziewczyny, żenada. Ktoś wyżej zapytał czym się interesuję, dużo mam zainteresowań. Muzyka, seriale zagraniczne, filmy, lubię czasami poczytać dobry kryminał, sportem żyję, 2x w tygodniu spotykam się ze znajomymi na hali i gram amatorsko w siatkówkę, przez lato na piasku, w głupią FIFĘ lubię zagrać czy tam obejrzeć twitcha, youtube. Naprawdę dużo rzeczy mnie interesuje, nie jestem typem nudziarza. Zauważyłem po sobie jednak, że jestem bardzo uczuciowy i wrażliwy, wszystko przeżywam, zwłaszcza niepowodzenia. Tłumaczę to sobie tym, że to dlatego, że zawsze na wszystkim mi zależy. Naprawdę chcę dobrze, ale może nie potrafię być dobry? Może tak naprawdę jestem kawałem chuja? Bo zjebałem przyjaciela za to, że np kolejny raz nie znalazł dla mnie czasu albo o coś się pokłócimy (głównie o byle gówno), a że obaj jesteśmy uparci to obaj mamy swoje racje. Ale fakt faktem już 4 lata się przyjaźnimy. To co zle zawsze przesłaniamy tym dobrym. Może to egoistyczne z mojej strony ale chciałbym, żeby on mnie czasami docenił, ile robie dla niego. Jak się staram. Odczuwam, że on tego nie docenia. Czasami żyję z dnia na dzień bo jakoś leci, tu się zobaczę z przyjacielem, 2x w tyg hala, w weekend jakieś wyjście ze znajomymi i tak leci, a czasami gdy się zatrzymam w tym pędzie to wbijam sobie dzień po dniu jaki muszę być beznadziejny, jak mało mam, i jak bardzo smutny jestem w życiu. W tym roku przez miesiąc spotykałem się z młodszą dziewczyną, która koniec końców po miesiącu spotykania się przyznała, że od tygodnia się z kimś spotyka, i znowu wpadłem w dół. Przyjaciel mnie wspierał, ale powiedział, że przez ten miesiąc byłem kimś innym. Śmiałem się, cieszyłem z życia i on to widział. Nie czuję się szczęśliwy po prostu a to wszystko sprawia, że z chłopaka który tryskał optymizmem i cieszył się z byle głupot stałem się kimś kto w siebie nie wierzy, ciągle jest smutny i tylko w towarzystwie bardziej udaje że jest w porządku. A tak naprawdę trzymam wszystko w sobie. Naprawdę chciałbym się cieszyć życiem, i sprawiać więcej radości bliskim, zwłaszcza przyjacielowi, który jest jedyną bliską mi osobą (poza rodziną oczywiście). Czasami chyba odreagowuje na nim.. Potem on na mnie. Ale on ma dziewczynę. Jest szczęśliwy, więc ja nie jestem tak istotny (tak to sobie tłumaczę) i z jednej strony zazdroszczę mu tego, ale jednocześnie cieszę się, że jest szczęśliwy bo mi na nim zależy (sam 2-3x ratowałem ich związek i go wspierałem w trudnych chwilach, choć z jego dziewczyną raczej nie jesteśmy w dobrych relacjach - ona jest o mnie zazdrosna, delikatnie mówiąc za mną nie przepada, może ja też). Tak naprawde chyba tylko on mnie zna jak nikt, wie o wszystkich moich problemach, o wszystkim mu mówię. Nawet rodzice czy siostra nie wie o mnie tyle co on smile

6

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Aparat jest tylko wymówką. Mój bratanek nosi aparat słuchowy i nikt mu nie robi przycinek, ma znajomych i kolegów.
Mojego męża kolega gra w jego drużynie i jest jednym z najlepszych zawodników.
Po prostu obaj akceptują siebie takimi jakimi są. Lubią siebie za to jakimi są i to jest sekret szczęścia.

Dlatego słowa...

Pzmk napisał/a:

wiem, że nie będę szczęśliwy dopóki nie znajdę tej stabilizacji w życiu.

są w ogóle nieadekwatne do sytuacji.
Nie znajdziesz stabilizacji dopóki nie będziesz szczęśliwy!!!

Jak być szczęśliwym? Zacząć od nie skupiania się na negatywach, na tym, ze ktoś mnie zranił, że piąte koło u wozu, że coś na NIE.
Pamiętaj, że ludzie Cię tak traktują jak im na to pozwalasz, że tak Cię traktują jak Ty siebie traktujesz.

To zacznijmy od tego jak Ty sam się siebie traktujesz? Czy lubisz się, lubisz ze sobą spędzać czas? Czy chciałbyś poznać kogoś takiego jak Ty? Czy sam siebie doceniasz za drobiazgi, małe choćby osiągnięcia? Zależy Ci samemu na sobie bardziej niż na opinii innych?

7

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Problem osób z niskim poczuciem wartości jest taki, że wszystko rozumieją opacznie.
Uzależniają szczęście od posiadania czegoś lub bycia z kimś. Bedę miał dom i samochód to poczuję się szczęśliwy. Bedę mieć żonę i 2 dzieci to osiągnę pełnie szczęścia. Tymczasem dostanie znacznie więcej, a nadal nie będzie czuć się szczęśliwy, dlaczego?
Bo problem leży w akceptacji siebie, we wierze w siebie, poczuciu wartości, a nie w innych osobach czy rzeczach. Jeśli nie lubię siebie dostatecznie dobrze, to nigdy z nikim nie będę 100% szczęśliwy. Tak wiec patrzałabym na te szczęśliwe osoby pod innym kątem.
Czy są pewne siebie, czy maja wysoką samoocenę, znają swoja wartość? Jeśli tak jest, to znajdą kochającego partnera i osiągną sukces zawodowy.
I to jest cały sekret szczęścia big_smile .

8

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..
tajemnicza75 napisał/a:

Dlatego słowa...

Pzmk napisał/a:

wiem, że nie będę szczęśliwy dopóki nie znajdę tej stabilizacji w życiu.

są w ogóle nieadekwatne do sytuacji.
Nie znajdziesz stabilizacji dopóki nie będziesz szczęśliwy!!!

Jak być szczęśliwym? Zacząć od nie skupiania się na negatywach, na tym, ze ktoś mnie zranił, że piąte koło u wozu, że coś na NIE.
Pamiętaj, że ludzie Cię tak traktują jak im na to pozwalasz, że tak Cię traktują jak Ty siebie traktujesz.

To zacznijmy od tego jak Ty sam się siebie traktujesz? Czy lubisz się, lubisz ze sobą spędzać czas? Czy chciałbyś poznać kogoś takiego jak Ty? Czy sam siebie doceniasz za drobiazgi, małe choćby osiągnięcia? Zależy Ci samemu na sobie bardziej niż na opinii innych?

Czasami siebie nienawidzę. Nie uważam, żebym był przystojny choć nie jest też tak, żebym zawsze zwracał na to specjalnie uwagę. A nienawidzę się za to jaki czasami jestem. Ze potrafię pokłócić z przyjacielem, po czym gdy sie do siebie nie odzywamy brakuje mi go bardzo. Potrafię przyznać się do błędu choć ciężko mi to przychodzi, taki mam charakter, zdaję sobie sprawę że mam wiele wad, ale skoro przyjaźnimy się tyle lat to o czymś świadczy, że akceptujemy siebie pomimo tych wad a nie tylko dla zalet. Ale siebie nie lubię, chyba nie chciałbym takiego siebie poznać, nie takiego kiedy jestem zdołowany i przybity, bez humoru. I wiem, że dla mojego przyjaciela to tez na pewno jest ciężkie. Ale czuję, że gdyby on czasami dał coś od siebie, jakimś głupim gestem czy słowem dał mi odczuć, że jestem dla niego ważny? Może na siłę szukam akceptacji? A może po prostu w życiu brakuje mi wlaśnie tego, sam innych doceniam bardzo i zawsze staram się jakimś miłym gestem czy słowem docenić, ale sam od innych tego nie czuję? Chyba nie, obrona mgr czy jakieś drobne sukcesy cieszą mnie tylko chwilowo. Nie dumam nad tym, przechodzę z tym do porządku dziennego i tyle. Jeśli chodzi zaś o opinię innych, to tak naprawdę chyba mi nie zależy. Najbardziej zalezy mi na opinii bliskich, najbliższego otoczenia i przyjaciela. Ale możliwe, że się okłamuję i biorę do siebie coś czego nie powinienem, bardziej zależy mi na innych niż sobie. Chyba tak jest.

9

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Widzisz... sam sobie odpowiedziałeś na pytanie. Jak inni maja Cię lubić, skoro Ty sam siebie nienawidzisz. Jak chcesz kogoś wartościowego poznać skoro sam się nie uważasz za wartościową osobę.  Jak inni mają Cie doceniać skoro sam siebie nie umiesz docenić. Jeżeli nie zależy Ci na sobie, to czemu innym ma na Tobie zależeć? Rozumiesz zależność?
To takie smutne sad .
Nie czekaj na laury od innych, sam zacznij się doceniać, lubić i szanować. Podejrzewam, że przyjaciel nie ma tak niskiego poczucia wartości jak Ty. Dlatego okazuje Ci zainteresowanie na swój sposób, czyli wg osoby ze zdrową samooceną i pewnością siebie. Ty oczekujesz, czy wręcz domagasz się wyjątkowego traktowania. Powiesz, że wcale nie... ale tak jest. Robisz to nieświadomie. Po prostu sam siebie nie doceniasz, więc chcesz by on zrobił to podwójnie, za Ciebie i za siebie. Brakuje Ci nie jego pozytywnej uwagi, ale swojej własnej.

Pzmk> przed Tobą długa, wyboista i kręta droga do polubienia siebie. Tylko wtedy zaczniesz żyć normalnie, zaczniesz odczuwać szczęście. Jeśli będziesz gotowy, napisze jak to zrobić. Pomogę Ci.

10 Ostatnio edytowany przez Pzmk (2017-12-30 11:48:45)

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Dziękuję za jakąkolwiek chęć pomocy. Nie wiem już sam, śmieszne, że będąc młodszy nie zważałem na nic. Nie przejmowałem się, nie rozmyślałem, życie brałem na klatę i dobrze się bawiłem. Podobno ludzie mnie lubią, myślę, że za to jaki jestem - ale jak już wspomniałem taki chciałbym być kiedy przebywam z nimi, zabawny, z poczuciem humoru, wydający się na pewnego siebie. A tak naprawdę w środku jestem przybity, nieszczęśliwy. Oni tego nie wiedzą. Wie o tym tylko mój przyjaciel. Im jestem starszy odczuwam coraz większą pustkę. Odczuwam presję z tego powodu, że jestem singlem mając już 27 lat. Tak bardzo marzę o tym, żeby ktoś kiedyś powiedział mi, że mnie kocha. Żebym czuł się doceniany i ważny dla bliskich mi osób. Mam przyjaciela, rodzinę, znajomych, wykształcenie i doświadczenie w pracy - jakąś pracę pewnie znajdę niedługo ale nie sprawia mi to radości. Spędzając z nim czas jest mi dobrze, bo nie jestem sam. Kiedy jednak siedzę sam w domu albo zacznę myśleć o tym wszystkim co mi w życiu nie wyszło to wpadam w dołek. Nawet sylwestra spędzę sam w tym roku, niby zwykły dzień a jednak ludzie spędzają go wspólnie - ja nie mam z kim. Ciężko polubić siebie samego kiedy mam wrażenie, że nic mi w życiu nie wychodzi tak jak chcę. Możliwe, że wpadłem w błędne koło o którym wspomniałaś - nie będę szczęśliwy dopóki nie znajdę stabilizacji w życiu, gdy tak naprawdę nie znajdę stabilizacji dopóki nie będę szczęśliwy. Ale nie wiem jak stać się szczęśliwym, nie wiem od czego zacząć. Może to, że tutaj napisałem to jakiś początek, może podświadomie pisząc tutaj naprawdę tego chcę? A może tak naprawdę zasługuję na to wszystko, może brakuje mi charakteru, inteligencji i po prostu nie jestem dobrym człowiekiem...

11 Ostatnio edytowany przez mari0 (2017-12-30 18:20:29)

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..
Pzmk napisał/a:

Odczuwam presję z tego powodu, że jestem singlem mając już 27 lat.

Kurde co Ty masz z tą presją big_smile Wyluzuj.. smile Ja jestem po 30 właśnie się rozwodzę i też będę singlem a jeszcze będę musiał walczyć z demonani przeszłości najbliższy czas. Ludzie po 40-50 potrafią sobie ułożyć jeszcze życie a Ty masz dopiero 27 lat!  Mam wrażenie, że sam sobie dokręcasz śrubę tej presji bo w kółko o tym powtarzasz jak byś chciał to tamto. Przede wszystkim zacznij robić coś żeby polubić siebie bo z takim nastawieniem to na prawdę ciężko Ci będzie kogoś poznać. Może pomyśl o wizycie u psychologa?

12 Ostatnio edytowany przez Brainless (2017-12-30 14:28:49)

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..
Pzmk napisał/a:

Odczuwam presję z tego powodu, że jestem singlem mając już 27 lat.

Ja mam 34 lata i powiem Tobie, nie idź tą drogą. Jestem dokładnie w tej samej sytuacji, co Ty, tj. wieczny singiel z nałożoną na siebie silną presją znalezienia kogoś, w dodatku chorobliwie zazdroszczący wszystkim naokoło posiadania życiowych partnerów.
To do niczego dobrego nie prowadzi, w końcu tak jak mnie, ogarnie Twoją osobę zniechęcenie, rezygnacja i zaczniesz przestawać odczuwać potrzebę zrobienia ze swoim życiem towarzyskim czegokolwiek.

13 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-12-30 16:30:55)

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..
Pzmk napisał/a:

Dziękuję za jakąkolwiek chęć pomocy. Nie wiem już sam, śmieszne, że będąc młodszy nie zważałem na nic. Nie przejmowałem się, nie rozmyślałem, życie brałem na klatę i dobrze się bawiłem. Podobno ludzie mnie lubią, myślę, że za to jaki jestem - ale jak już wspomniałem taki chciałbym być kiedy przebywam z nimi, zabawny, z poczuciem humoru, wydający się na pewnego siebie. A tak naprawdę w środku jestem przybity, nieszczęśliwy. Oni tego nie wiedzą. Wie o tym tylko mój przyjaciel. Im jestem starszy odczuwam coraz większą pustkę. Odczuwam presję z tego powodu, że jestem singlem mając już 27 lat. Tak bardzo marzę o tym, żeby ktoś kiedyś powiedział mi, że mnie kocha. Żebym czuł się doceniany i ważny dla bliskich mi osób. Mam przyjaciela, rodzinę, znajomych, wykształcenie i doświadczenie w pracy - jakąś pracę pewnie znajdę niedługo ale nie sprawia mi to radości. Spędzając z nim czas jest mi dobrze, bo nie jestem sam. Kiedy jednak siedzę sam w domu albo zacznę myśleć o tym wszystkim co mi w życiu nie wyszło to wpadam w dołek. Nawet sylwestra spędzę sam w tym roku, niby zwykły dzień a jednak ludzie spędzają go wspólnie - ja nie mam z kim. Ciężko polubić siebie samego kiedy mam wrażenie, że nic mi w życiu nie wychodzi tak jak chcę. Możliwe, że wpadłem w błędne koło o którym wspomniałaś - nie będę szczęśliwy dopóki nie znajdę stabilizacji w życiu, gdy tak naprawdę nie znajdę stabilizacji dopóki nie będę szczęśliwy. Ale nie wiem jak stać się szczęśliwym, nie wiem od czego zacząć. Może to, że tutaj napisałem to jakiś początek, może podświadomie pisząc tutaj naprawdę tego chcę? A może tak naprawdę zasługuję na to wszystko, może brakuje mi charakteru, inteligencji i po prostu nie jestem dobrym człowiekiem...

To ja Ci napiszę od czego zacząć - przestać żyć przeszłością i oczekiwaniami o przyszłości. Naucz się cieszyć malutkimi rzeczami, nienarzuconymi przez społeczeństwo np. idź z rana do parku, nakarm kaczki i poczuj się z tym dobrze smile. Do tego jeśli dobrze zrozumiałam jesteś typem choleryka. Zatem popracuj trochę nad charakterem i swoją emocjonalną stroną. Śmiem twierdzić, iż nie odróżniasz wrażliwości (bardzo pozytywnej cechy) od przewrażliwienia nawet lekko ocierającego się o nerwicę. Nie radzisz sobie z porażkami. Nie ważne ile wżyciu odniesiesz sukcesów, ale jak radzisz osobie z przeciwnościami losu - jak je rozwiązujesz.
Obecne życie jest ciężkie, bo fałszywe obrazy ludzi doskonałych z internetu dołują i obniżają samoocenę. Wszyscy mają problemy., tylko niektórzy tuszują je za pomocą photoshop'a, bądź przemilczają pewne fakty.

14 Ostatnio edytowany przez Brainless (2017-12-30 17:16:24)

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Fałszywe obrazy rzeczywistości i innych ludzi przede wszystkim powstają w głowach osób z niską samooceną. Podświadomość takich osób ma już wgrany program, że jest się gorszym od innych, a negatywne reakcje otoczenia są wychwytywane na potwierdzenie słuszności tego programu.

15

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..
Brainless napisał/a:

Fałszywe obrazy rzeczywistości i innych ludzi przede wszystkim powstają w głowach osób z niską samooceną. Podświadomość takich osób ma już wgrany program, że jest się gorszym od innych, a negatywne reakcje otoczenia są wychwytywane na potwierdzenie słuszności tego programu.

Na pewno. Jednak gorsza jest strefa komfortu. To logiczne, że nie ma sukcesu bez porażek. Jeśli ktoś "zatnie się" w połowie to koniec.

16

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Leśny owoc dobrze pisze.
Cieszyć się drobiazgami, to takie błahe a takie ważne. Tego prawie nikt nie umie.
Zacznij od życia tu i teraz i nie pisz, że nie można, bo MOŻNA. Dla chcącego nic trudnego. Cały problem pewnie w tym, że nie wiesz czego chcesz. Jedynie wyczytałam, że chcesz by się wszystko układało jak chcesz. Heloł, życie to nie koncert życzeń.
Na wszystko trzeba ciężko zapracować, a co Ty robisz by osiągnąć to co chcesz? Poza wspominaniem przeszłości, użalaniem się jak to czujesz się nieszczęśliwy. Co robisz by być szczęśliwym?
Napisałam wcześniej, aby nie czekać na laury od innych, a doceniać się samemu, polubić się samemu. To nie jest uzależnione od posiadania czegoś czy oceny innych. Powinieneś zacząć żyć tak jakbyś tylko Ty był na świecie. Chcesz usłyszeć coś miłego, to wstań, idź do lustra i powiedz sobie to co chcesz usłyszeć. Nic prostszego smile . Masz ochotę na spacer, to idź.
Osiągniesz sukces, to kup sobie szampana, zaproś przyjaciela i wypijcie za to. Nie czekaj, aż on kupi i pogratuluje. Rób coś tylko dla siebie, bez względu na innych.
Poza tym... 27 lat to młody wiek i nie wiem doprawdy skąd ta presja. Mój mąż miał 31 lat gdy się ze mną chajtał, a jego siostra 39 lat gdy wychodziła za mąż. To nie są czasy gdy zaraz po 18-tce trzeba szukać męża/zony wink .

Jest na psychologii taki wątek "co mnie dziś spotkało miłego". Warto potraktować to jako swego rodzaju pamiętnik. Każdego dni można wyłapać drobiazg, mała rzecz z jakiej można być zadowolonym. A to, że przepuszczono Cię w kolejce, że od razu dodzwoniłeś się do przychodni, że ekspedientka była wyjątkowo sympatyczna... . Tylko miej oczy i uszy otwarte. Sam wyłapuj takie momenty, szukaj uparcie takich fragmentów dnia, a gwarantuję, ze znajdziesz. W ten sposób nie będziesz się skupiał nad negatywami: przestaniesz wspominać przeszłość i użalać się, a  zaczniesz czuć się lepiej. Jeśli naprawdę Tobie zależy, to zrobisz to.

17

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..
mari0 napisał/a:
Pzmk napisał/a:

Odczuwam presję z tego powodu, że jestem singlem mając już 27 lat.

Kurde co Ty masz z tą presją big_smile Wyluzuj.. smile Ja jestem po 30 właśnie się rozwodzę i też będę singlem a jeszcze będę musiał walczyć z demonani przeszłości najbliższy czas. Ludzie po 40-50 potrafią sobie ułożyć jeszcze życie a Ty masz dopiero 27 lat!  Mam wrażenie, że sam sobie dokręcasz śrubę tej presji bo w kółko o tym powtarzasz jak byś chciał to tamto. Przede wszystkim zacznij robić coś żeby polubić siebie bo z takim nastawieniem to na prawdę ciężko Ci będzie kogoś poznać. Może pomyśl o wizycie u psychologa?

Właśnie dlatego tutaj napisałem, ponieważ nie chcę iść do psychologa. Liczę na wsparcie i rady anonimowych bądź co bądź ludzi, którzy stojąc z boku i czytając to co mam do przekazania będą potrafili mi w jakimś stopniu pomóc zrozumieć siebie i tą sytuację. I za to również Tobie dziękuję. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, czy lubię siebie samego. A gdy uznałem, że jednak nie to nie sądziłem, że to może mieć jakiś wpływ.. A presja, sam nie wiem. Teraz jak się zastanowię to w rodzinie czy wśród znajomych były albo są przypadki, kiedy mają 30, 31, 33 lata albo nawet więcej i dopiero wyszli za mąż albo wcale jeszcze też nie mają drugiej połówki. Ale narzucam sobie sam bo.. eh czuję, że życie mi ucieka przez palce. Boję się tego, że zostanę sam. Boję się nawet tego, że kiedyś w przyszłości mój przyjaciel się ożeni w końcu i nie będzie miał nawet dla mnie czasu, i wtedy nie będę miał nikogo..

Brainless napisał/a:
Pzmk napisał/a:

Odczuwam presję z tego powodu, że jestem singlem mając już 27 lat.

Ja mam 34 lata i powiem Tobie, nie idź tą drogą. Jestem dokładnie w tej samej sytuacji, co Ty, tj. wieczny singiel z nałożoną na siebie silną presją znalezienia kogoś, w dodatku chorobliwie zazdroszczący wszystkim naokoło posiadania życiowych partnerów.
To do niczego dobrego nie prowadzi, w końcu tak jak mnie, ogarnie Twoją osobę zniechęcenie, rezygnacja i zaczniesz przestawać odczuwać potrzebę zrobienia ze swoim życiem towarzyskim czegokolwiek.

Jak sobie z tym poradziłeś albo radzisz?

Leśny_owoc napisał/a:

To ja Ci napiszę od czego zacząć - przestać żyć przeszłością i oczekiwaniami o przyszłości. Naucz się cieszyć malutkimi rzeczami, nienarzuconymi przez społeczeństwo np. idź z rana do parku, nakarm kaczki i poczuj się z tym dobrze smile. Do tego jeśli dobrze zrozumiałam jesteś typem choleryka. Zatem popracuj trochę nad charakterem i swoją emocjonalną stroną. Śmiem twierdzić, iż nie odróżniasz wrażliwości (bardzo pozytywnej cechy) od przewrażliwienia nawet lekko ocierającego się o nerwicę. Nie radzisz sobie z porażkami.

Ale to nie jest takie proste.. nie dla mnie, jak mam nauczyć cieszyć się małymi rzeczami, skoro to małe rzeczy mnie dobijają, to się nawarstwia i w końcu wybucham bo nie potrafię dłużej tłumić w sobie. Staram się bardzo, jestem wyciszony, staram się mieć dobre relacje po czym gdy coś pójdzie nie tak - raz, drugi, trzeci to nie wytrzymuję hmm I wtedy np. pokłócę się z przyjacielem. Bo on mnie nie zrozumie, albo postawi na swoim albo mnie "zawiedzie" jakimś zachowaniem. Często staram się ogarnąć, mówię sobie - ogarnij sie, uspokój, nie rób wontów. I potrafię, jakiś czas jest spokój. Ale do czasu właśnie aż nie wytrzymam.. Czasami mam wręcz wrażenie, że on coś robi mi na przekór, specjalnie a to pewnie nie do końca tak jest. Mam do niego czasami żal o byle gówno, a czasami wiem, że mam rację. Zresztą sam mi czasami powie, że wie że miałem rację. Myślę, że zapominam czasami, że on ma dopiero 19 lat. Ma prawo zachowywać się jak "gówniarz" choć traktuję go jak młodszego brata. Ma prawo nie rozumieć wszystkiego, on nie przejmuje sie wszystkim jak ja choć też jest bardzo wrażliwy.

tajemnicza75 napisał/a:

Leśny owoc dobrze pisze. Cieszyć się drobiazgami, to takie błahe a takie ważne. Tego prawie nikt nie umie. Zacznij od życia tu i teraz i nie pisz, że nie można, bo MOŻNA. Dla chcącego nic trudnego. Cały problem pewnie w tym, że nie wiesz czego chcesz. Jedynie wyczytałam, że chcesz by się wszystko układało jak chcesz. Heloł, życie to nie koncert życzeń.
Na wszystko trzeba ciężko zapracować, a co Ty robisz by osiągnąć to co chcesz? Poza wspominaniem przeszłości, użalaniem się jak to czujesz się nieszczęśliwy. Co robisz by być szczęśliwym?
Napisałam wcześniej, aby nie czekać na laury od innych, a doceniać się samemu, polubić się samemu. To nie jest uzależnione od posiadania czegoś czy oceny innych. Powinieneś zacząć żyć tak jakbyś tylko Ty był na świecie. Chcesz usłyszeć coś miłego, to wstań, idź do lustra i powiedz sobie to co chcesz usłyszeć. Nic prostszego smile . Masz ochotę na spacer, to idź.
Osiągniesz sukces, to kup sobie szampana, zaproś przyjaciela i wypijcie za to. Nie czekaj, aż on kupi i pogratuluje. Rób coś tylko dla siebie, bez względu na innych.

Jest na psychologii taki wątek "co mnie dziś spotkało miłego". Warto potraktować to jako swego rodzaju pamiętnik. Każdego dni można wyłapać drobiazg, mała rzecz z jakiej można być zadowolonym. A to, że przepuszczono Cię w kolejce, że od razu dodzwoniłeś się do przychodni, że ekspedientka była wyjątkowo sympatyczna... . Tylko miej oczy i uszy otwarte. Sam wyłapuj takie momenty, szukaj uparcie takich fragmentów dnia, a gwarantuję, ze znajdziesz. W ten sposób nie będziesz się skupiał nad negatywami: przestaniesz wspominać przeszłość i użalać się, a  zaczniesz czuć się lepiej. Jeśli naprawdę Tobie zależy, to zrobisz to.

O cieszeniu się drobiazgami napisałem trochę wyżej, nie wiem jak się tego nauczyć. Jak się teraz zastanowię, to ja naprawdę tego nie umiem. To znaczy, może umiem się czymś cieszyć ale tylko na chwilę, nie potrafię przekuć tego w dobry humor, samopoczucie, tak żeby ten stan trwał dłużej. Doskonale wiem, że życie to nie koncert życzeń, o wszystko musiałem zawsze walczyć i mam wrażenie, że ciągle muszę. Miałem bardziej na myśli, że to co sobie założę, na co liczę lub mam nadzieję, albo jakiś plan w głowie - to się często nie udaje i to mnie irytuje. Wydaje mi się, że wiem czego chcę - chcę rodziny, pracę, mieć własny dom i żonę, dzieci, mieć do końca życia przyjaciela i wieść spokojne, normalne życie. Nic więcej mi nie trzeba. Ale to takie trudne... Nie jestem narcyzem, który mówi do siebie jaki jestem piękny, jak wspaniale robię to czy tamto. Wręcz przeciwnie, nie uważam, zebym był przystojny. Chyba niska samoocena wynika z tego, że przestałem być zadowolony z życia, nigdy nie miałem problemów z samooceną - inaczej bym już za dzieciaka dał sobą pomiatać bo niepełnosprawny, prawda? A to inni byli zawsze gnębieni, nie ja. Ale dlaczego przestałem być zadowolony? Nie umiem dostatecznie odpowiedzieć na to pytanie, żeby trafić w sedno. Bo brakuje mi miłości? Bo często coś nie wychodzi tak jak sobie zakładam albo planuje? Bo zdarza mi się być zazdrosnym o innych? Bo jak mam gorszy okres to sam siebie karzę wbijaniem sobie do głowy, że jestem beznadziejny bo zachowałem się tak albo tak zamiast dać na luz?

18

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..
Pzmk napisał/a:

Jak sobie z tym poradziłeś albo radzisz?

W zasadzie obecny etap to zrezygnowanie i próba zadania sobie pytania, czemu akurat mnie musiał spotkać fakt, że jestem takim aspołecznym, nudnym burakiem, który nie umie wzbudzić zainteresowania sobą płci przeciwnej.
Aktualnie robię kolejny reset życiowy, zmieniam pracę, miejsce zamieszkania podpalając kolejny most, na którym spotkały mnie głównie rozczarowania.

Ty w odróżnieniu ode mnie przynajmniej poza rodziną masz osoby, z którymi możesz spędzać wolny czas. No i te 27 lat... powiem Tobie, że tragedii nie ma. Tylko tak, jak napisali ludzie powyżej nie fiksuj się na obecnych brakach w Twoim życiu tylko skup się na tym, co czyni Cię szczęśliwym, bo inaczej obudzisz się z ręką w nocniku, jak ja.

19

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Pzmk> nie umiem... nie potrafię... boje się... ile razy dziennie to sobie powtarzasz, a ile razy dziennie ciesze się, fajnie? Skoro nie umiesz to się naucz. Zrób dokładnie tak jak napisałam wcześniej. Wyłapuj te drobiazgi i się ciesz. Cieszysz się chwilę, bo tylko chwile o tym myślisz, a o żalach myślisz wciąż. Jeśli stale myślisz o smutkach, to czujesz się źle. Myśl o czymś miłym, przyjemnym, fajnym, aby się dobrze czuć. To jest tak logiczne, ze aż wstyd to tłumaczyć wink .

Zazdrość to wynik niskiego poczucia wartości. To, ze brak Ci miłości, to wynik tego samego (sam sobie nie okażesz, a to nie ma nic wspólnego z narcyzmem). To, ze planujesz, a nic z tego nie wynika  to też zaniżona wartość siebie. Czyli wszytko się sprowadza do tego samego.
Nie doszukuj się już dziury w całym tylko zabierz się do pracy nad sobą. Mam wrażenie, ze chciałbyś aby ktoś pstryknął i wszystko Ci wyczarował http://forumpsychologiczne.org/images/smilies/icon_eek.gif.

Niech nie będzie dla Ciebie słowa NIE. Umiesz i potrafisz, tylko średnio chcesz wink . Chciałbyś... ale w sumie szału nie ma, bo trochę przywykłeś do tego stanu w jakim jesteś. Zapragnij z całego serca, bo dla prawdziwie chcącego nic trudnego.
A teraz pewna opowieść, którą już tu na forum cytowałam nie raz. Zastanów się nad tym poważnie i zadziałaj.

http://pu.i.wp.pl/bloog/95424708/53626379/2_tO_orig.jpg

"Kiedy koncentruję się na tym, czego chcę, czuję się dobrze. Kiedy koncentruję się na braku tego, czego chcę, czuję się źle".
Cytat z książki "Proś, a będzie ci dane"-polecam.

20

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

A jeśli jest w sytuacji anhedonii i nie możliwości odczuwania przyjemności/szczęścia. Co wtedy?

21

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..
robert.w napisał/a:

A jeśli jest w sytuacji anhedonii i nie możliwości odczuwania przyjemności/szczęścia. Co wtedy?

Wtedy pomoże tylko terapia. Innej opcji nie ma.

22

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Też noszę aparat i wiem , że to nie w tym problem tylko w tym , że nie ma się sensu życia . Sens życia to nie kobieta , nie znajomi , nie to żeby wyglądać jak najlepiej , być najlepszy , być przez wszystkich akceptowany, sensem życia może być dawanie z siebie a nie tylko branie . Np Ty chcesz dziewczynę , żeby nie czuć się nieszczęśliwy , chcesz być akceptowany żeby się wpasować w społeczeństwo , chcesz pracę bo ona przyniesie Ci szczęście. Ja osobiście miałem wszystko kobietę, pracę , wygląd , zdrowie i tego nie doceniłem ciągle byłem niezadowolony zamiast z siebie dać a nie skupiać się na sobie, to ciągle byłem nie do końca szczęśliwy . Wnioski jakie z tego wysnułem są takie: cieszmy się z tego co mamy bo jutro może tego nie być , skupmy się na dawaniu wartości ludziom a nie tylko na sobie . Bo to niby tylko my jesteśmy nieszczęśliwi , a wystarczyłoby przejść się do hospicjum lub obejrzeć dokument o więźniach Auschwitz-Birkenau albo o obozach w Korei Północnej i już nagle widać , że brak dziewczyny to nie jest koniec świata, a aparat to nie jest ogromne upośledzenie jak to zwykle się wyolbrzymia . Trzeba przekuć wadę w zaletę . Tutaj niby wada aparat , ale jeśli się inaczej do tego podejdzie to okazuje się , że to doskonały filtr przed pustymi kobietami : bo co to za kobieta , która przekreśla jakimi jesteśmy ludźmi tylko dlatego , że ma się aparat ? Albo wniosek , który jest również mocny to to , że odpowiednie podejście do swoich wad czy ograniczeń pokazuje SIŁĘ . Pokaż , że masz charakter i śmiej się z tego np : to nie aparat tylko to jest takie specjalne urządzenie do czytania w myślach i śmiej się z tego . Zobaczysz , że w tedy to może być zaletą a nie problemem . Polecam świetny krótkometrażowy film na YT : Cyrk Motyli Nick Vujicic. Film świetnie obrazuje jak ograniczenia można przekuć w zaletę . Trwa 20 min a może Ci zmienić poglądy na życie i świat. Mam nadzieję , że choć trochę pomogłem.

23

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..
Pzmk napisał/a:

Witam,

natrafiłem na to forum przypadkiem, albo może wcale nie przypadkiem? Nie wiem czy to odpowiedni dział, by trochę się "otworzyć", nie wiem czy to we mnie jest problem, co robię źle i co mogę zrobić by było lepiej.. Mam 27 lat (za 2 tygodnie). Od dziecka noszę aparat słuchowy ponieważ po przebytej chorobie straciłem słuch w prawym uchu, i trochę w lewym. Mimo wszystko zawsze sobie radziłem, w szkole czy na studiach, czy to podstawówka czy gimnazjum czy technikum. Nie bylem nigdy wyrzutkiem, nigdy się nad sobą nie użalałem. Miałem dużo znajomych, lepszych, gorszych - jak to w życiu, lubiłem się napić, nie miałem problemów z nauką (skończyłem mgr), do niedawna miałem pracę, niestety nie przedłużono ze mną umowy, szukam obecnie. W pewnym momencie coś zaczęło się psuć, pierwsze złe doświadczenie w życiu to technikum gdy dziewczyna ze mną zerwała po 3 miesiącach tłumacząc ze za bardzo mi zależy, za bardzo chcę - długo dochodziłem do siebie, potem przez parę lat różne epizody z dziewczynami, ale nigdy nie był to poważny związek i każdorazowo gdy nie wychodziło zamykałem się w sobie jeszcze bardziej. To jest fakt - jestem bardzo wrażliwy. Chcę zawsze dużo dać od siebie, a gdy sam nie otrzymuję nic w zamian.. to dołuje mnie strasznie. Nie potrafię nawiązać albo trafić na dziewczynę - normalną, miłą dziewczynę. Taką, która by mnie pokochała i którą pokochałbym ja. Coraz częściej mam wrażenie, że jestem odpychający, że to, że noszę aparat słuchowy niszczy mnie w oczach dziewczyn. A mam naprawdę wielu znajomych, nigdy nie mam problemów pogadać z dziewczynami.. Straciłem wiarę w siebie, rok temu przeszedłem lekki na szczęście udar mózgu (efekt picia energetyków, palenia papierosów, kawy, braku snu itp), fajki rzuciłem od razu. Czasami się zastanawiam, że dawno bym poszedł na dno gdyby nie mój przyjaciel. Jest ode mnie młodszy o 7 lat, ma dziewczynę i wiele wspólnych zainteresowań ze mną, poznaliśmy się, polubiliśmy i spędzamy naprawdę dużo czasu - to jedyna osoba do ktorej zawsze mogę zagadać. Prawdziwy przyjaciel. A jednak kłócę się z nim tak często.. Nie jest to tylko moja wina, on też ma mnie czasami dość a jednak ciągle się przyjaźnimy. Gdy on ma problemy, zawsze jestem przy nim, gdy ja mam problemy (a mam je stale..) wiem ze mogę na niego liczyć. Czasami zazdroszczę mu tego, że ma wszystko.. Nigdy nie powie mi czegoś miłego, nie podbuduje mnie jakimś gestem czy słowem mówiącym ze jestem dla niego tak wazny jak on dla mnie bo to, że mam przyjaciela to w tym momencie jedyne co mnie trzyma przy życiu. Że mam kogoś takiego. A ja? Mam rodzinę, przyjaciela, mialem pracę w ktorej czulem sie dobrze, a nie mam i nie potrafię znaleźć miłości (a samej miłości się boję bo nie mam doświadczenia..., odczuwam stres z tym związany) i wiem, że nie będę szczęśliwy dopóki nie znajdę tej stabilizacji w życiu. Czuję, że gdybym był szczęśliwy to wiele rzeczy w moim życiu by się poprawiło, moje relacje z przyjacielem na którym tak bardzo mi zależy, z rodziną, znowu byłbym tym optymistycznie nastawionym do życia chłopakiem, znowu cieszyłbym się z głupot. Często udaję przed ludźmi dobry humor, gdy jednak przyjaciel nie ma dla mnie czasu, gdy siedze sam w pokoju wieczorem, to czuję sie taki samotny.. Jestem wybuchowy, mam trudny charakter i jestem taki uparty, w sumie jak on. A jednak w te lepsze dni mam wrażenie, że jakoś sobie w życiu poradziłem mimo tej niepełnosprawności, że znajomi i mój przyjaciel mnie lubią, ze jestem dla nich ważny. A w te gorsze, czuje sie jak piąte koło u wozu, gdy coś nie idzie po mojej myśli to czuję taką frustrację, złości, bezsilność i łzy, że sobie nie radzę, że nie mam kogoś kto mnie pokocha i jestem do niczego.. A przy okazji ranię przyjaciela i bliskich swoim zachowaniem, choć sam często czuję się raniony przez nich. Złość zmienia się w smutek, siedzę i słucham muzyki i myślę o wszystkim. Jest mi przykro.. Zawsze chcę dobrze, zawsze daje od siebie 100% czy to chodzi o przyjaciela czy dziewczyny, a gdy coś nie idzie tak jak chcę to potrafię wszystkie dobre uczynki przekreślić jakimś złym zachowaniem, kłótnią, złością i zamknięciem się w sobie..

Co zrobić bym był szczęśliwy? Znaleźć dziewczynę.. Nawet na Badoo większość nawet nie odpisuje.. Czuję, że to jest to czego potrzebuję, akceptacji i poczucia, że komuś na mnie zależy. Chciałbym znów w siebie uwierzyć i czuć się docenionym przez innych...

Popracować nad  sobą więcej wiary w siebie.

24

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Z góry zaznaczam, że mam problem z lakonicznymi wypowiedziami i to spory! Sorki

Kiedyś wymyśliłam, że za wszystkie niepowodzenia odpowiedzialny jest mój wygląd. Wymyśliłam sobie, że jestem gruba i mam twarz jak świnia. Unikałam luster. Czułam odraze do każdego, komu się podobałam. Jeżeli chodzi o charakter lubiłam siebie i dbałam o ludzi, więc to na pewno wygląd musiał być przyczyną. A jak!

Przeszło mi i teraz wiem, że w samoocenie był problem. Jeśli jesteś generalnie miły dla ludzi no to, o co chodzi? Musi być wygląd! I sie sami pogrążamy, bo prawda jest taka, że ludzie ogólnie z natury lubią sobie dokopywać i trzeba mieć twardy tyłek, żeby to przetrwać. Jeśli dajesz komuś dobro, a ten Ci dokopuje to szukamy wyjaśnień. Dlaczegoooo? Dlaczego? A odpowiedz jest taka: bez powodu.

Dążę do tego, żebyś nie wymyślał sobie, że to wina aparatu. Wyglądu. Choroby. Po prostu, albo nie ma wokół Ciebie odpowiedbich ludzi, albo takich sam sobie dobierasz. Dużo zależy też od typu osobowości. Niektóre są rzadkie i trudno nam dobrać osoby, z którymi będzie nam pykać. No ale z czasem to się dzieje. Tylko trzeba mądrze szukać.

Twój kolega ma szczęśliwy związek. I super. Nie ma co zazdrościć. Nie wiemy jeszcze, co go w życiu czeka. Nie wiemy, co czeka Ciebie. Miejmy nadzieje, że same dobroci. Tylko widzisz - posiadanie partnera nie oznacza, że będziesz szczęśliwy i spełniony do końca życia. Związki wyglądają świetnie z boku, a bardzo często jeśli przyjrzysz się bliżej zobaczysz, że jest to splot szczęścia, wielkiego cierpienia i jeszcze większej pracy nad sobą i związkiem. Nie ma dwóch idealnych połówek pomarańczy. Ludzie musza się dotrzeć. Czasami są w związkach, a wciąż czują się samotni. Dlatego bycie w związku - to nie jest twoje być, albo nie być. Nie jest synonimem szczęścia.

Uważam, że nazdrowsze związki powstają, jeśli ludzie (zanim się zwiążą) odnajdą własne szczęscie i równowagę. Są z kimś, bo chcą. Nie dlatego, że czują pustkę i próbują załatać tę dziurę, tworząc sobie sens życia, którego brakowało.

Poza tym ludzi nie kręci depresja. Nie znajdziesz dziewczyny będąc nieszczęśliwy. Bo ona potrzebuje radości w życiu i ma swoje problemy. Nie może ogarnąć jeszcze Twoich. Z nimi poradzić musisz sobie sam. Jeśli ją okłamiesz, że jesteś szczęsliwy wyczuje to (nawet podświadomie i pryśnie).

Gdzie znaleźć szczęście, wykluczając związek? Każdy ma je gdzie indziej. Pomoże Ci w tym dbanie o swoja fizyczność (zdrowie, samopoczucie, sport, witaminy), kontrola swoich myśli (zastępuj negatywne myślenie pozytywnym, zawsze gdy przychodzą te negatywne - przerwij je. Wstań i zajmij się czymś co lubisz, z czasem myślenie negatywne przechodzi. Potrzebna duża sanokontrola, ale to naprawdę pomaga w życiu. Negatywne myślenie jest jak patola, uzależnienie, ciągnie w dół. Trzeba to od razu ukrócać), szukaj pasji.

Zrozum, że jesteś jedyna osoba, która odpowiada za swoje szczescie. Nie możesz tej odpowiedzialności zwalać na innych (przyjaciół, dziewczynę, rodzinę). Oni odpowiadają za siebie. Nie możesz wymagać od nich, że sprawią, że będziesz szczęśliwy. Za to odpowiadasz ty sam. Więc dbaj o siebie. Kiedy obarczasz innych odpowiedzialnością za Twoje szczęście, zależy ono od nich. Nie jest to stabilne szczęście, nie znajduje się w Twoich rękach. Kiedy  odpowiedzialność za szczęście bierzesz Ty sam - jest stabilne jak cholera.

Naucz się siebie lubić. Zaufaj sobie. Ucz się zdrowego egoizmu. Nie krzywdz ludzi, ale pamietaj, ze przede wszystkim musisz dbac o siebie SAM. Ludzie sa jak dzieci - im wiecej dajesz, tym wiecej wymagaja - jesli dajesz, to tez wymagaj. Mow innym o swoich potrzebach. Dbaj o swoj komfort. Nie poswiecaj sie. Wbrew pozorom, kobieta będzie czuła się przy Tobie o wiele bardziej bezpieczna, jeśli sam będziesz siebie znał, ufał, lubił oraz dbał o siebie, NIŻ wtedy, kiedy ostatkiem sił spróbujesz ją wesprzeć w jej problemach, olewając swoje. To jest jak maska tlenowa. Najpierw Ty. Później dziecko (inni ludzie).

Doceniaj to co masz. Dąż do tego, by spełniać marzenia. Ja odnalazłam swoje szczęście w ośrodku dla osób niepełnosprawnych. Przypadkiem trafiłam do grupy osób głęboko uposledzonych (nie martw się szczegóły zostawliam dla siebie. Traumy nie będziesz miał). Tam był chłopak w moim wieku. Zachował umysł, zamknięty w swoim ciele. Próbuje Ci pokazać, jak wiele mamy, a nie doceniamy tego. I jak wiele możemy jeszcze osiągnąć. A wielu ma już tę bramkę zamkniętą. I jak obrzydliwie jest narzekać na te wszystkie błache rzeczy, o których gadamy!

Licz się z tym, że jeśli jesteś niemiły dla przyjeciela, to może on kiedyś pójść w swoja stronę. I zostaniesz sam. Szanuj ludzi, którzy są w twoim życiu, bo ich obecność nie jest pewnikiem. Szczególnie przyjaciela - on jest w Twoim życiu, bo chce. Wszystko ma cene. Ty czujesz irytację. Drzesz na niego gębę. I czujesz się już dobrze. A cena jest taka, że możesz go stracić. Warto? Może teoche samokontroli?

Trzymaj się. I jeśli dotrwałeś do końca pamiętaj: Samokontrola. Zdrowy egoizm. Polubić siebie. Docenić życie. Polegać na sobie. Znaleźć sens życia. Być szczęśliwym z samym sobą ---> zbudować fajny związek. Powodzenia.

25

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

moim zdaniem nie ma co się załamywać wink

26

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Cześć. To znowu ja, nie było mnie tutaj trochę. Jestem zaskoczony, że tyle osób napisało. Marnujecie czas dla kogoś takiego jak ja. Mimo wszystko naprawdę to doceniam, dziękuję każdemu z osobna za każdą odpowiedź. Starałem się przez ten czas trochę inaczej podchodzić do różnych rzeczy, zdystansować się, przestać się zamartwiać wszystkim i zwyczajnie dostrzegać jakieś pozytywy. I chyba jakiś progres jest. Zorganizowałem małe przyjęcie urodzinowe, na które zaprosiłem parę bliskich osób, dostałem od nich prezenty, od przyjaciela też. Było mi miło i to było fajne, cieszyłem się nawet z tego. Od marca wracam do pracy, więc i tutaj jest progres. Ale zauważyłem, że mam takie "dni" kiedy czuję się do niczego i jest mi źle. Wtedy zaczynam się dołować, albo kiedy problemy się dla mnie nawarstwiają. Czasami dzień po dniu leci i nie czuję tej pustki gdy jestem czymś zajęty, mam co robić. A potem wraca ten czas kiedy czuję tą pustkę i wtedy potrafię sam siebie zdołować że jestem beznadziejny, że mam 27 lat i nie mam dziewczyny. A jednocześnie oglądałem ostatnio przez przypadek na twitchu stream charytatywny dla młodego Kajtka chorego na czterokońćzynowe dziecięce porażenie mózgowe i płakałem, jak on mówił, że jest mu smutno gdy nie może biegać, że potrzebuje 300tys zł na operację. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że są większe dramaty niż moje poczucie samotności bo jestem sam. Zawsze też starałem się myśleć, że to że nie słyszę i noszę aparat to nic wielkiego, bo są ludzie którzy nie widzą, nie mają nóg, rąk, cierpią na gorsze choroby. Sam 2 lata temu przeżyłem cudem udar mózgu, to było ostrzeżenie przed niezdrowym trybem życia (fajki, energetyki, brak snu, kawa) - rzuciłem to od razu. Na całe szczęście nie było żadnych efektów ubocznych tego przypadku. Ale nie wiem jak poradzić sobie z myśleniem, że otoczenie (rodzina) pewnie gada za plecami, że nie mam dziewczyny i sobie życia nie umiem ułożyć. Nigdy mnie to nie ruszało, w sensie opinie innych bo czułem swoją wartość i się nie przejmowałem, ale im jestem starszy, tym bardziej sam wobec siebie czuję presję, sam ją sobie narzucam. Błędne koło bo wiem, że miłość sama przyjdzie ale z drugiej strony sam tak bardzo jej pragnę. Mam też takie towarzystwo, że raczej ciężko wyskoczyć z nimi gdzieś do Energy czy jakiś klubów (zresztą sam specjalnie nie przepadam).. Za 2 miesiące mam zaproszenie na wesele, fajnie byłoby iść z miłą sympatyczną dziewczyną i sprawić, by dobrze się bawiła i czuła w moim towarzystwie a ja w jej. Myślę nad tym, czy nie napisać czegoś na spotted? Zrobić jakiś krok by w jakiś sposób znaleźć osobę towarzyszącą a przy okazji zawiązać fajną znajomość? Pogadać, spotkać się. Wszyscy zawsze mówią, że jestem spoko gość i tylko ja gdy mam doła widzę kogoś beznadziejnego, a gdy o tym nie myślę, to i tak o sobie nie myślę. Naprawdę staram się być dobry dla ludzi, gdy jednak problemy się dla mnie piętrzą, gdy czuję, że wszystko mi ucieka, gdy coś nie idzie po mojej myśli, to zamykam sie w sobie, nie mam na nic ochoty, zniechęcam się, albo pokłócę się z przyjacielem. Jak to w sobie zmienić? Mam taki charakter, że jestem tak uparty, a jednocześnie jestem tak wrażliwy, że potrafię się przejmować bardziej np egzaminem przyjaciela niż swoją własną obroną, bolą mnie opinie innych wtedy albo się ich obawiam. I czuję zazdrość, że inni mają dziewczynę, chłopaka, a ja jestem sam. Jak zawsze. Jak palec.

Pozdrawiam, Pzmk

27

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..

Jeśli macie duże problemy, proszę spróbujcie odmawiać Nowennę Pompejańską. To Nowenna nie do odparcia, wszystkim pomaga. Mi też pomogła. Piszę to bo obiecałam, że jeśli mi pomoże to będę ja rozpowszechniać!

28

Odp: Brak wiary w siebie i swoje życie..
Pzmk napisał/a:

Witam,

natrafiłem na to forum przypadkiem, albo może wcale nie przypadkiem? Nie wiem czy to odpowiedni dział, by trochę się "otworzyć", nie wiem czy to we mnie jest problem, co robię źle i co mogę zrobić by było lepiej.. Mam 27 lat (za 2 tygodnie). Od dziecka noszę aparat słuchowy ponieważ po przebytej chorobie straciłem słuch w prawym uchu, i trochę w lewym. Mimo wszystko zawsze sobie radziłem, w szkole czy na studiach, czy to podstawówka czy gimnazjum czy technikum. Nie bylem nigdy wyrzutkiem, nigdy się nad sobą nie użalałem. Miałem dużo znajomych, lepszych, gorszych - jak to w życiu, lubiłem się napić, nie miałem problemów z nauką (skończyłem mgr), do niedawna miałem pracę, niestety nie przedłużono ze mną umowy, szukam obecnie. W pewnym momencie coś zaczęło się psuć, pierwsze złe doświadczenie w życiu to technikum gdy dziewczyna ze mną zerwała po 3 miesiącach tłumacząc ze za bardzo mi zależy, za bardzo chcę - długo dochodziłem do siebie, potem przez parę lat różne epizody z dziewczynami, ale nigdy nie był to poważny związek i każdorazowo gdy nie wychodziło zamykałem się w sobie jeszcze bardziej. To jest fakt - jestem bardzo wrażliwy. Chcę zawsze dużo dać od siebie, a gdy sam nie otrzymuję nic w zamian.. to dołuje mnie strasznie. Nie potrafię nawiązać albo trafić na dziewczynę - normalną, miłą dziewczynę. Taką, która by mnie pokochała i którą pokochałbym ja. Coraz częściej mam wrażenie, że jestem odpychający, że to, że noszę aparat słuchowy niszczy mnie w oczach dziewczyn. A mam naprawdę wielu znajomych, nigdy nie mam problemów pogadać z dziewczynami.. Straciłem wiarę w siebie, rok temu przeszedłem lekki na szczęście udar mózgu (efekt picia energetyków, palenia papierosów, kawy, braku snu itp), fajki rzuciłem od razu. Czasami się zastanawiam, że dawno bym poszedł na dno gdyby nie mój przyjaciel. Jest ode mnie młodszy o 7 lat, ma dziewczynę i wiele wspólnych zainteresowań ze mną, poznaliśmy się, polubiliśmy i spędzamy naprawdę dużo czasu - to jedyna osoba do ktorej zawsze mogę zagadać. Prawdziwy przyjaciel. A jednak kłócę się z nim tak często.. Nie jest to tylko moja wina, on też ma mnie czasami dość a jednak ciągle się przyjaźnimy. Gdy on ma problemy, zawsze jestem przy nim, gdy ja mam problemy (a mam je stale..) wiem ze mogę na niego liczyć. Czasami zazdroszczę mu tego, że ma wszystko.. Nigdy nie powie mi czegoś miłego, nie podbuduje mnie jakimś gestem czy słowem mówiącym ze jestem dla niego tak wazny jak on dla mnie bo to, że mam przyjaciela to w tym momencie jedyne co mnie trzyma przy życiu. Że mam kogoś takiego. A ja? Mam rodzinę, przyjaciela, mialem pracę w ktorej czulem sie dobrze, a nie mam i nie potrafię znaleźć miłości (a samej miłości się boję bo nie mam doświadczenia..., odczuwam stres z tym związany) i wiem, że nie będę szczęśliwy dopóki nie znajdę tej stabilizacji w życiu. Czuję, że gdybym był szczęśliwy to wiele rzeczy w moim życiu by się poprawiło, moje relacje z przyjacielem na którym tak bardzo mi zależy, z rodziną, znowu byłbym tym optymistycznie nastawionym do życia chłopakiem, znowu cieszyłbym się z głupot. Często udaję przed ludźmi dobry humor, gdy jednak przyjaciel nie ma dla mnie czasu, gdy siedze sam w pokoju wieczorem, to czuję sie taki samotny.. Jestem wybuchowy, mam trudny charakter i jestem taki uparty, w sumie jak on. A jednak w te lepsze dni mam wrażenie, że jakoś sobie w życiu poradziłem mimo tej niepełnosprawności, że znajomi i mój przyjaciel mnie lubią, ze jestem dla nich ważny. A w te gorsze, czuje sie jak piąte koło u wozu, gdy coś nie idzie po mojej myśli to czuję taką frustrację, złości, bezsilność i łzy, że sobie nie radzę, że nie mam kogoś kto mnie pokocha i jestem do niczego.. A przy okazji ranię przyjaciela i bliskich swoim zachowaniem, choć sam często czuję się raniony przez nich. Złość zmienia się w smutek, siedzę i słucham muzyki i myślę o wszystkim. Jest mi przykro.. Zawsze chcę dobrze, zawsze daje od siebie 100% czy to chodzi o przyjaciela czy dziewczyny, a gdy coś nie idzie tak jak chcę to potrafię wszystkie dobre uczynki przekreślić jakimś złym zachowaniem, kłótnią, złością i zamknięciem się w sobie..

Co zrobić bym był szczęśliwy? Znaleźć dziewczynę.. Nawet na Badoo większość nawet nie odpisuje.. Czuję, że to jest to czego potrzebuję, akceptacji i poczucia, że komuś na mnie zależy. Chciałbym znów w siebie uwierzyć i czuć się docenionym przez innych...




Musisz   sam siebie    docenić po lubić    uwierzyć  w siebie.Zrobić    coś dla siebie.

Posty [ 28 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Brak wiary w siebie i swoje życie..

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024