Cześć Wszystkim. Piszę z następującym problemem - nie umiem poradzić sobie z problemami i cieszyć się życiem, codziennie czuję się potwornie przybita. Będę wdzięczna za przeczytanie i jakieś rozsądne rady
Mam 24 lata, za pół roku będę bronić mgr z ochrony środowiska, studiuję dziennie. Studia wybrałam ze strachu. Bałam się, że nie dam rady finansowo utrzymać się sama w Warszawie ( opłacenie mieszkania i wyżywienia), a wiedziałam,że ten kierunek skończę bez wysiłku, że będę mogła dorabiać sobie, bo w stolicy jest dużo pracy dla studentów, a w najgorszym wypadku będę mogła pomieszkać kątem u Babci. No więc kierunek jest totalnie bez przyszłości, ja męczę się na nim od samego początku. Dziś bym poszła na programowanie, na stomatologię albo lingwistykę stosowaną. Konkretny zawód, który by mnie interesował i dał chleb.
Pracuję w korpo w finansach, praca jest potwornie nudna, ale dopóki nie obronię się, nie chcę jej zmienić. Zdobywam jakieś doświadczenie, udaje mi się pogodzić pracę z uczelnią. Mam plan,żeby po obronie zmienić pracę na lepiej płatną i ciekawszą, ale póki co, zależy mi na zdobywaniu doświadczenia do cv - żeby po studiach było mi łatwiej znależć coś ciekawego. Lubię pracować, chcę się rozwijać i chciałabym być zadowolona z pracy.
Rodzice rozstali się dawno temu, tu jest masa chorych sytuacji, nie mogę na nich liczyć finansowo ani psychicznie. W ogóle się mną nie interesują. Wychowywała mnie Babcia w sumie.
W związki pakuję się toksyczne... zawsze zakocham się w kimś kto mnie nie chce, podobno przez relację w domu ciągnie mnie do takich osób. No więc facet mnie zostawił ( on ma 29 lat) i kontaktu nie mamy. Nie zgłaszał żadnych uwag, nie rozmawiał ze mną o niczym co by mu przeszkadzało - poprostu uznał,że sam nie wiedział czego chce, że był ze mną , bo myślał,że coś się w nim obudzi, ale niestety.
Czuję się brzydko pisząc jak śmieć i gówno. Taka odrzucona. Dobija mnie brak rodziny, bo święta są dla mnie koszmarem. Nie mogę z nimi pogadać czy pojechać do nich i wypocząć, bo oni nie mają na to ochoty. Mam tendencję do brania winy na siebie. Strasznie boli mnie rozstanie z facetem, ale nie chcę być w chorym układzie, skoro nie chce ze mną być, to muszę to przyjąć. Boli mnie jak diabli...
Mam możliwość pojechania do Islandii do pracy fizycznej w fabryce, tam byłabym z byłą dziewczyną brata i drugim bratem. Ale to też jest dla mnie pewien strach, bo kurczę... Islandia jest przy kole podbiegunowym. Tam jest ciągle zimno, ciemno i mało ludzi. Praca w fabryce jest bardzo ciężka, po pracy byłabym sama jak palec, z dala od znajomych.... Zarobiłabym jakąś część na własną kawalerkę, ale wróciłabym do Polski bez żadnej praktyki w konkretnej pracy, zaczynałabym od zera mając 26 lat za grosze w korpo. Mało ciekawa perspektywa.
Ale też nie chcę tkwić w tym gównie. Poszłam na terapię... nie wiem jak mi to może pomóc, takie gadanie z osobą, która nic o mnie nie wie i pozna sytuację tylko z mojej perspektywy, ale uznałam,że spróbuję. Jeżeli ja sobie nie pomogę, to nikt mi nie pomoże, dlatego chcę wziąć życie w swoje ręce. Od 4 miesięcy systematycznie trenuję siłowo i biegam. Zaczęłam bardziej dbać o siebie. Staram się oszczędzać, żeby pieniądze przeznaczyć na usamodzielnienie się po studiach i móc wynająć pokój, bo zakup mieszkania odpada - rodzice nie chcą być żyrantami. No i postanowiłam nie pisać więcej do tego chłopaka i nie ośmieszać się. On ma mnie w 4 literach i trudno, muszę zapomnieć. Łatwo mi się pisze ,,trudno", ale w środku naprawdę czuję się potwornie samotnie. Mieszkam teraz z Babcią w kawalerce, nie mam prywatności i własnej przestrzeni - a to już 4 rok tak jest. Dogadujemy się bardzo dobrze, tylko chodzi o złe warunki mieszkaniowe. Bardzo chciałabym usamodzielnić się, ruszyć dalej, być szczęśliwa i żyć. Nie chcę ciągłych dołków, to mi nic nie da.
Może macie jakieś pomysły jak tu sobie pomóc ?
Mogłabym sama wziąć się za naukę języka obcego,ale to po studiach, czyli za pół roku. Nie chcę łapać paru srok za ogon. Teraz ma na głowie pracę, mgr, treningi i na tą terapię zaczęłam chodzić. Są szkoły programowania i też o tym myślałam, to byłaby dobra inwestycja. Potwornie ciespię przez to odrzucenie przez faceta, to głupie, ale ciężko mi się opanować,żeby do niego nie pisać. Mam głupie wizje jak on zaraz się zakocha i ożeni... no ale to durne wizualizacje w mojej głowie. Boję się samotności, nie chcę być sama na starość... 24 lata to młody wiek, ale jakoś do tej pory nie miałam ani jednego zdrowego związku, same jakieś ,,układy", a tego nie chcę ! Sprawa mieszkania też mnie dobija... wydawać w błoto na wynajem pieniądze... lepiej byłoby kupić małe i ciasne mieszkano,ale własne. Ale na to nie mam kasy, nawet kredytu mi nie dadzą, bo rodzice nie będą tymi żyrantami.
Będę wdzięczna za odp... narzekanie mi nic nie da, jeżeli nie wezmę odpowiedzialności sama za siebie, to będę tak źle się czuła do usranej śmierci.