Historia pewnie typowa a ja jednak nie potrafię znaleźć rozwiązania
Znamy się od 1,5 roku, oboje dobrze po 30. Powiem szczerze nigdy w życiu się tak nie zakochałam, pierwsze miesiące to była prawdziwa sielanka, radość, szczęście, duuuzo pozytywnych uczuć. Szybko zaczęliśmy snuć wspólne plany na przyszłość. Ale gdzieś po drodze oboje zdjęliśmy różowe okulary i nastąpiło ciężkie zderzenie z rzeczywistością. Okazało się ze bardzo się od siebie różnimy. On bardzo towarzyski i rozrywkowy, ja trochę bardziej wycofana, on spontaniczny – ja raczej rozważna. Ja marząca o rodzinie – on o podróżach. Ale dużo ze sobą rozmawialiśmy i miałam wrażenie, że te wszystkie punkty zapalne, jakie się pojawiały zwalczaliśmy w zarodku i udawało nam się wypracować kompromis. Chyba nigdy się tak nie otworzyłam przed żadnym facetem. Z natury jestem dosyć nieufna i niezbyt wylewna w okazywaniu uczuć. Często ich po prostu nie czuje, nie mam do nich dostępu. Chodzę od kilku lat na terapie i widzę w sobie zmiany, ale na razie bardzo powolne. Bardzo chciałam to zmienić dla niego – bo wiem, że to było dla niego ważne, on jest dosyć uczuciowy i mówił że tego mu z mojej strony brakuje. O tym też rozmawialiśmy, od początku mówiłam ze tak to u mnie jest z tymi uczuciami, chciałabym to zmienić, ale to nie będzie szybka i radykalna zmiana tylko powolny proces. Kilka miesięcy temu on wyjechał na jakiś czas z Polski. Wrócił mam wrażenie odmieniony, taki odległy. Skończyły się zapewnienia o miłości i tęsknocie, nasza relacja się zmieniła. Próbowałam rozmawiać, ale nic z tego nie wynikło, stwierdził że już dawno miedzy nami tak było i że on nie potrafi być z kimś tak zamkniętym jak ja. Uprzedzając pytania i komentarze – na pewno nie chodzi o inną kobietę, tego jestem pewna. Od tamtego czasu minęły 3 miesiące, dla mnie bardzo ciężkie, bo zżera mnie niepewność. Widzę że gdzieś zniknęła ta magiczna nic porozumienia miedzy nami, mam często wrażenie ze go irytuje. Próbowałam jakoś to zmienić, dać cos więcej z siebie, ale to nie działa. Jak mu mówię ze kocham, to on milczy, jak mówię że tęsknię to też nie dostaje odpowiedzi zwrotnej. Proponowałam też żebyśmy poszli razem do psychologa, ale on nie chce. Ale mimo tego wszystkiego cięgle ze mną jest. Raz już nie wytrzymałam i chciałam się rozstać, ale on tak pokierował rozmowa ze tego finalnie nie zrobiłam. Nie wiem, co mogę jeszcze zrobić? On twierdzi ze teraz zachowuje się tak jak ja wcześniej, ze dostosował się do mojego poziomu. Trudno mi się z tym zgodzić, bo nigdy nie traktowałam go tak olewczo, nigdy nie zostawiałam ważnych, intymnych wyznań bez odpowiedzi. Przyznaje ze były momenty ze się „odcinałam” ale po chwili wracałam i starałam się pokazać że mi zależy. Jeśli nie mógł tego poczuć to chciałam żeby przynajmniej to wiedział, starałam sie często mówić to co czuje. Mam do siebie samej pretensje i jest mi źle że tak słabo sobie radze z uczuciami, widzę że on nie jest ze mną szczęśliwy, ja też nie jestem szczęśliwa i boje się najbardziej że ja nigdy nie będę w stanie dać drugiej osobie prawdziwego szczęścia. Tak na prawdę każdy facet nie ważne jak twardy i silny z zewnątrz pragnie kobiety ciepłej i wrażliwej - którą ja nie jestem niestety
Ale zastanawia mnie też fakt dlaczego on mimo wszystko nadal ze mną jest?
Przepraszam za przydługą opowieść i będę wdzięczna za wszystkie Wasze rady