Piegowata'76 napisał/a:_v_ napisał/a:wola to co najwyżej może byc, aby z kims zostac w zwiazku
ale nie, zeby kochac
Fał, ale ta decyzja o pozostaniu, o pielęgnowaniu związku to przecież też miłość. Aczkolwiek nie zawsze oczywiście.
_v_ napisał/a:i wszystko sie konczy albo zmienia
na to nie ma recepty i zwyczajnie dobrze jest ten fakt zaakceptowac.
No, dobra,
A jednak są związki i małżeństwa, które trwają całe życie i niekoniecznie z przymusu. Nie mają może już tych emocji, co na początku, ale za to świadomość, że z tą osobą chce się wciąż być. I to jest właśnie wola.
Bez woli miotalibyśmy się w życiu jak ćmy.
przede wszystkim decyzja o pozostaniu nie oznacza automatycznie decyzji o pielęgnacji zwiazku. najczęściej decyzja o pozostaniu jest motywowana strachem lub wygodą. to raz.
dwa: takie zwiazki to jest ulamek ulamka. zdecyi większość ludzi nie ma pojecia i świadomości tego, ze zwiazek dwojga ludzi sie zmienia, bo i ludzie sie zmieniaja. oczekują, ze za 10, 20 lat wszystko będzie identyczne jak na poczatku. te same plany, priorytety, marzenia, nawet wygląd.
polecalam już kiedys ten tekst, ale moze wkleję go w calosci, bo linkow nie wolno. pochodzi z bardzo mądrej stronki: bez ego. warto ja czytać.
Hmm,tak sobie czytam to co piszesz Piegowata i nasuwa mi sie tylko jeden obraz: kobieta wchodzi do sklepu z obuwiem. wybiera pierwsze buty w swoim (wydawałoby się) rozmiarze, a potem idzie do kasy i je kupuje. a następnie oczekuje, ze bedzie w tych butach chodzic az do smierci, a one sie nie zmienią ani na jotę. w koncu ma taka wolę. więc nie Bedzie zwracać uwagi na to, ze odpadnie podeszwa, zmieni jej się stopa, nie bedzie odpowiedniej pogody na to obuwie,czy bedzie kompletnie nieodpowiednie na dana podróż. skoro ona ma wolę w nich chodzic do konca życia,to tak będzie, chocby trzeba bylo je kleic, łatac, obwiązywać sznurkiem i tak dalej.
Dlaczego dobre związki nie trwają wiecznie?
autor: Miriam Babula
Po czym poznać dobry związek?
To zależy od tego, czego w nim szukamy, rzecz jasna.
Jeśli jednak szukamy w nim autentyczności, wzajemnego szacunku i miłości – trwałość związku to kryterium, które musimy bezwzględnie i natychmiast wyrzucić do kosza.
I odwrotnie: jeśli naszym priorytetem jest związek, który będzie trwał aż po grób – szanse, że będzie autentyczny i oparty na szacunku i miłości są żadne.
Dlaczego tak jest oraz wyjaśnienie 2 najbardziej rozpowszechnionych lęków z tym związanych – w dzisiejszym tekście.
NB: Choć definiuję tutaj „dobry” związek jako taki, który nas wspiera w życiu w zgodzie ze sobą, jest to perspektywa czysto subiektywna. Każdy ma prawo definiować „dobry” związek tak, jak mu pasuje. Dlatego nie traktuj tego tekstu jak obiektywną wykładnię, a jedynie jako pretekst do głębszego zastanowienia się co „dobry” związek znaczy dla ciebie.
Zacznijmy od przyjrzenia się na czym polega:
Podstawowy kłopot z ideą, że dobry związek trwa wiecznie
Otóż polega on na tym, że boimy się wykonać minimalnego choć ruchu, który mógłby tą wieczność skrócić.
I mniej lub bardziej świadomie ucinamy wszystkie nasze potrzeby i pragnienia, które mogłyby się okazać nie do zaakceptowania przez drugą osobę.
Dla równowagi zaś wprowadzamy w życie fantastyczne porady z kolorowych magazynów zazwyczaj zebranych w listy typu: „10 sposobów, żeby zatrzymać go / ją przy sobie – już na zawsze!”.
W efekcie, zamiast reagować na to, co się dzieje Tu i Teraz w zgodzie z tym co czujemy, łamiemy sobie głowę, jaki ruch najlepiej przywiąże do nas najbliższą osobę i odgrywamy niezwykle rozbudowane role.
Czyli przestajemy być sobą i zaczynamy udawać kogoś, kim nie jesteśmy.
A skoro my stajemy na rzęsach i postępujemy wbrew sobie po to, aby związek trwał wiecznie (a to wymaga przecież wysiłku, czyż nie?) – zaczynamy wymagać tego samego od drugiej osoby.
I zamiast cieszyć się każdą razem spędzaną chwilą – zamieniamy się w czujnego kaprala, który 24/7 pilnuje, aby uwaga drugiej osoby była skupiona tylko na nas! Każde najmniejsze nawet zainteresowanie kimś / czymś innym to przecież zagrożenie, że traci zainteresowanie nami! I pójdzie sobie od nas precz!
couple look a tme
Patrz na mnie! Na mnie! Tylko na mnie!! Cały czas na mnie!!!
Zaczynają się pojawiać wyrafinowane manipulacje, najlepiej oparte na strachu lub poczuciu winy, aby „ukochanej osobie” to pójście precz nawet nie przyszło do głowy.
I choć taki związek faktycznie może trwać wiecznie – jest to w rzeczywistości trup, a raczej zombie, które tym się różni od trupa, że chodzi.
Ale radości życia w nim dokładnie tyle samo.
Bo radość życia wyprowadza się natychmiast, gdy tylko wprowadzają się role, które trzeba odgrywać pod groźbą dąsów, cichych dni i wszelkiej maści agresji i afer.
Radość życia, choć niewinna i delikatna, to jednak nie da sobie chodzić po głowie 
Radość życia, choć niewinna i delikatna, to jednak nie da sobie chodzić po głowie 
Prawdziwy związek zaś jest żywy i spontaniczny
Ciągle się zmienia, pulsuje – bo osoby go tworzące są żywe i ciągle się zmieniają. Prawdziwy związek oddycha.
Są wdechy – zbliżenia.
I wydechy – oddalenia.
W prawdziwym związku szanujemy naturalną dla każdego człowieka oscylację między potrzebą bliskości i niezależności. Własną. I drugiej osoby. Nie próbujemy zamrozić wahadeł na wychyleniu „BLISKOŚĆ TOTALNA”. Nie wpadamy w panikę i nie karzemy za to, że wahadło bliskiej osoby poszło w drugą stronę. Ani nie czujemy się winni, gdy akurat nasze to uczyniło.
W prawdziwym związku dbamy o to, aby być jak najbardziej autentycznym w każdym spędzanym razem Tu i Teraz – bez względu na to, czy to spowoduje rozpad relacji, czy nie. Bo jest to równoznaczne z szacunkiem dla wolności wyboru drugiej osoby. Jeśli nie jesteśmy tym, z kim czuje się autentycznie dobrze, próby zatrzymania jej są… zwykłą przemocą.
(Stali bywalcy „bez ego” dobrze to wiedzą, ale jeśli jesteś tu pierwszy raz koniecznie zajrzyj do Iluzje wolności, czyli po czym poznać niewolnika? (medytacja liberała 1/3), żeby zobaczyć, że swobodne wyrażanie agresji nie ma nic wspólnego z byciem autentycznym.)
W prawdziwym związku nie trzymamy najbliższej osoby w klatce, tylko wspieramy ją, żeby rozszerzała swoje horyzonty, rozwijała się i rosła, nawet jeśli ciągnie ją zupełnie gdzie indziej niż nas. Pamiętamy bowiem, że jej życie należy do niej, a nie do nas.
Dlatego właśnie:
Dbanie o trwałość związku w rzeczywistości go niszczy
W każdej chwili, którą spędzamy z najbliższą osobą, możemy wybrać jedną z dwóch opcji:
Możemy wykonać ruch w zgodzie z nami samymi, takimi jakimi jesteśmy Tu i Teraz.
Albo sięgnąć myślą w przyszłość, wyobrazić sobie, jaki ruch najlepiej przywiąże do nas drugą osobę, a potem ten ruch wykonać. Skazując tym samym siebie na tkwienie w fałszywej roli, a drugą osobę – na życie jako ofiara oszustwa i manipulacji.
Jeśli wierzymy, że hej! wszystkie chwyty dozwolone, byleby związek trwał! to jest to nasze święte prawo. Jednak warto pamiętać, że prawdziwe uczucia nie rodzą się z fałszu. Nawet jeśli wytrwamy w tym fałszu 100 lat.
Jeśli jednak manipulowanie najbliższą osobą budzi w nas szczerą zgrozę, szukamy relacji wyrastającej z autentycznych uczuć. I pamiętamy, że związki kończą się nie dlatego, że były „niedobre”, tylko dlatego, że każdy z nas ciągle się zmienia, a szanse, że druga osoba będzie się zmieniać w tym samym tempie i kierunku nie wynoszą 100%.
Poczucie, że związek był „niedobry” bierze się jedynie stąd, że nie pozwoliliśmy mu się skończyć wtedy, kiedy rzeczywiście się skończył. I trwaliśmy w relacji, której już dawno (nigdy?) nie było.
I tu pojawia się pewnie tysiąc znaków zapytania. Na tysiąc nie ma tu miejsca, spójrzmy więc na:
2 najbardziej powszechne wątpliwości
Wątpliwość nr 1: przecież jak zaczniemy szanować cudzą potrzebę niezależności i pozostawimy drugiej osobie wolną rękę – pójdzie sobie od nas precz przy pierwszej lepszej sposobności.
Zwiewam póki patrzy w drugą stronę!
Zwiewam póki patrzy w drugą stronę!
No cóż… jeśli się tak faktycznie stanie, to… super!
Cały kłopot polega na tym, że jesteśmy na co dzień bombardowani przekazem, że tacy jacy jesteśmy Tu i Teraz nie wystarcza, żebyśmy byli szanowani i kochani.
Że musimy coś osiągnąć, udoskonalić się, stać się kimś wielkim (a przynajmniej większym niż jesteśmy Tu i Teraz), żeby na te uczucia zasłużyć.
Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do tej myśli, że przestaliśmy zauważać, że to, co autentycznie zbliża dwie osoby to… miłość i szacunek, które są już Tu i Teraz, a nie dopiero wtedy, gdy zaciśniemy zęby i odegramy rolę, której oczekuje „najbliższa” osoba.
Jeśli chcemy żyć w zgodzie ze sobą, a „najbliższa” osoba nie kocha i nie szanuje nas takimi, jakimi jesteśmy Tu i Teraz, tylko dzień w dzień próbuje nas zmieniać, to lepiej będzie (dla obydwu stron) jak sobie pójdzie! I to jak najprędzej.
Prawdziwe związki to związki oparte na autentycznych i dobrowolnych uczuciach do drugiej osoby, a nie na manipulacjach i udawaniu. Jeśli te uczucia są – nikt sobie nigdzie nie pójdzie ani przy pierwszej, ani przy drugiej, ani nawet przy sto jedenastej okazji. Jeśli zaś tych uczuć nie ma – związywanie dwóch osób manipulacją nic nie da – oprócz zapewnienia sobie trwałości związku, rzecz jasna 
I nie zdejmę tej kłódki, dopóki nie zaczniesz mnie kochać na wieki wieków amen 
I nie zdejmę tej kłódki, dopóki nie zaczniesz mnie kochać na wieki wieków amen 
Wątpliwość nr 2: przecież jak będziemy żyć w zgodzie ze sobą, to zmienimy się we wstrętnych egoistów, przestaniemy dbać o drugą osobę i związek sam się rozpadnie!
Nie mogłoby być stwierdzenia dalszego od prawdy. Jest to bowiem smutne pokłosie przekonania, że życie w zgodzie ze sobą to dawanie upustu wszelkim swoim EGO-istycznym zachciankom i manie innych głęboko w nosie. No bo jak nie są nam potrzebni do szczęścia, to po co o nich dbać?
W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie. To właśnie strach, że najbliższa osoba odejdzie i zostawi nas bez szans na szczęście powoduje, że o nią NIE dbamy. Bo strach zawęża nam perspektywę do skrajnie egoistycznej i zaczyna nas interesować jedynie to, czego MY chcemy, a nie to, czego potrzebuje najbliższa osoba. To pod wpływem takiego strachu właśnie przestajemy szanować cudzą wolność samo-stanowienia, cudzą wolność do rozwoju w zgodzie ze sobą. Czy jest im z tym dobrze, czy nie – mają zacisnąć zęby i być z nami. I to tak jak MY chcemy. I już!
W rzeczywistości, najlepszą motywacją do dbania o innych jest… bezwarunkowa miłość. Powoduje bowiem podjęcie działań autentycznie wspierających, a nie jedynie noszących takie znamiona po to, abyśmy się mogli w przyszłości domagać rewanżu, albo uzyskali wreszcie święty spokój od wiecznie krytykującej „najbliższej” osoby.
A bezwarunkowa miłość pojawia się dopiero wtedy, gdy ujrzymy w drugiej osobie Wolnego Człowieka, który jest tutaj po to, żeby rozwijać się w zgodzie ze sobą, a nie po to, żeby odgrywać role niezbędne do tego, abyśmy to MY byli szczęśliwi. Ewentualnie, żeby nasz związek trwał wiecznie.
Czyli wtedy, kiedy dajemy i sobie i drugiej osobie wolność bycia sobą.
I w końcu czas na:
Paradoks Autentycznych Związków
Bo przecież może zdarzyć się i tak, że autentyczne uczucia, które zbliżyły dwie osoby trwają i trwają. I w końcu okazuje się, że spędziły razem całe życie.
Prawdziwe związki mogą – choć nie muszą – trwać wiecznie.
Paradoks polega na tym, że jeśli uczepimy się idei, że „dobre związki trwają wiecznie” – nie mamy na ten prawdziwy związek, który trwa i trwa, cienia szansy. Bo natychmiastową – i niestety śmiertelną – ofiarą tej idei jest autentyczność i szczerość, czyli fundamenty prawdziwego związku.
Szanse na taki związek mamy dopiero, gdy tą ideę wyrzucimy do kosza, przestaniemy kombinować jaki by tu sprytny ruch wykonać, żeby zagwarantować sobie oddanie drugiej osoby aż po grób i wraz z partnerem wejdziemy w to, co autentycznie się dzieje między nami Tu i Teraz.
Kto wie, co się wtedy wydarzy…? 
(Pierwszą część rozważań na temat prawdziwych związków znajdziesz w Po czym poznać, że jesteś (lub za chwilę będziesz) w toksycznym związku?)
* * *
Tkwienie w relacji, w której każde Tu i Teraz spędzamy zaciskając zęby w imię „dobrego związku, który trwa wiecznie” jest, rzecz jasna, indywidualnym wyborem, do którego każdy ma prawo.
I każdy może to uznać za „dobry związek”.
Pytanie zasadnicze jednak brzmi: czy TY uważasz związek, w którym udajesz kogoś, kim nie jesteś i zmuszasz do tego samego najbliższą osobę za „dobry”?