Mam taką nietypową sytuację. Jestem z moim partnerem od 10 lat, mamy dwójkę dzieci. Od jakiegoś czasu nam się nie układa. On twierdził, że to moja wina. Zamknęłam się w sobie i reagowałam bardzo nerwowo na niego. Udałam się do psychologa i psychiatry i moje stany się unormowały. Jednak on nadal widzi jakieś problemy. Fakt jest taki, że znamy się długo. Ale wcześniej jako nastolatki. I ja w wieku 18 lat go zdradziłam. Można powiedzieć, że zrobiłam to z premedytacją bo miałam innego chłopaka. Ale byłam młoda, głupia i nie do końca wiedziałam co to miłość. Bo w tym wieku raczej mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Mimo to w wieku 21 lat zeszliśmy się i po roku urodziła nam się córeczka. Zawsze wydawało mi się, że jesteśmy szczęśliwi. A teraz on obwinia mnie za to, że go wtedy zdradziłam. Że kłamie, że wymyślam. A ja nigdy od czasu kiedy jesteśmy razem i mamy rodzinę nie dałam mu powodów nawet do tego, żeby tak pomyślał. Wczoraj powiedział, że chce odejść. jestem załamana. Twierdzi, że się już nie dogadamy. Co ja mam robić? Ja nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Wypomina Ci cos co dzialo sie 10 lat temu?
Posadz go przy stole i zapytaj po co w takim razie byl z Toba przez te 10 lat, skoro go to tak gryzie.
Mam nadzieje ze bierzesz pod uwage ze on mogl kogos sobie znalesc w ramach tego rewanzu.Ty kiedys moglas to czemu on nie moze sprobowac ale nie mowie ze jest tak napewno.To jest tylko jedna z opcji.10 lat i nagle zmiana.Zmiany sa pod wplywem czegos lub kogos.Mysle ze ty nic nie zrobisz i musisz pozwolic by zycie toczylo sie nadal.Jezeli on jest pewny to niech odejdzie a ty musisz to przezyc i czego ci nie zycze.Smutne to ze z dnia na dzien czlowiek zostaje prawde mowiac ''bez reki'' bo zawsze ta druga polowka to taka nasza druga reka i wsparcie.Mam nadzieje ze wszystko ci sie ulozy.