Witam wszystkich. Mam ''mały'' problem i nie wiem, co o tym myśleć.
Problemem jest podejście mojego chłopaka do mojej seksualności.
Ja mam 20 lata on 21. Wiem, że to co teraz napisze jest dziwne, ale to prawdziwy problem.
Od początku... Znam mojego partnera od dwóch lat, a jestem z nim od niecałych sześciu
miesięcy. Nie wiedziałam, że on jest prawiczkiem, a on myślał, że ja mam przed
sobą pierwszy raz. Po około dwóch tygodniach związku byliśmy u niego sami w mieszkaniu,
całowaliśmy się i chciałam zainicjować coś więcej. On się zdziwił i spytał czy jestem
dziewicą, powiedziałam, że nie i tu się zaczął problem. Zaczął dopytywać itp.
Nie mówiłam mu z kim, kiedy i ile razy, ponieważ uważam, że o takich sprawach się nie
mówi. W każdym razie wtedy do niczego nie doszło i przez parę dni sytuacja między nami
była napięta, on ciągle dociekał, ja nic nie mówiłam.
Po paru dniach dosżło do kłótni, a ja w złości powiedziałam, że ok, powiem. Powiedziałam, że
miałam wcześniej dwóch partnerów. On był zszokowany, powiedział, że nie spodziewał
się po mnie tego.
Ale w końcu doszliśmy do porozumienia, jeśli tak to można nazwać i normalnie byliśmy razem
, zaczęliśmy współżycie i było ok.
Niedawno temat powrócił. Chodzi o to, że na początku po tej akcji opisanej wyżej
nie inicjowałam przez jakiś czas seksu. Seks był, jednak tylko wtedy gdy on pokazał,
że chce. Jednak po czasie znowu zaczęłam co jakiś
czas dawać mu znać, że mam ochotę. I raz jak zaczęłam się do niego dobierać
to powiedział, że musimy porozmawiać.
W rozmowie dowiedziałam się, że on się źle czuje z tym kiedy ja coś zaczynam sugerować.
Nie powiedział wprost ale chodzi mu o to, że w jego mniemaniu, to facet powinien
zaczynać. Uznał, że jestem zbyt 'odważna'' w tych sprawach, że chciałby żebym była
bardziej skromna, nieśmiała i niedostępna. Pytałam go czemu tak myśli,
przecież jesteśmy razem, nie musimy udawać jakiś głupich gierek, że nie znaczy tak.
On ma takie myslenie i już.
Probelem dla niego jest też coś co dla mnie jest kompletnie absurdalne.
Złości go fakt, że dużo wiem o antykoncepcji. On wie tylko tyle co z WDŻ kiedyś w szkole
, a wiadomo jak to w większości wygląda, ja sama się w tej kwestii edukowałam bo
ze szkoły nic szczególnego nie wyniosłam, a potem jeszcze miałam rozmowę z ginekologiem.
Wiem więc bardzo dużo o tym i właściwie wszystko co powinnam. Dlatego też musiałam go
doedukować bo gdybym miała polegać na jego wiedzy to już dawno skończyłoby się to ciążą.
On uważa, że to facet powinien wiedzieć więcej o takich sprawach i, że to WSTYD iż
ja się w ogóle tym interesowałam. Dla mnie to jest co najmniej dziwne. przecież
każdy bez względu na płeć powinien znać się na tym i wiedzieć jak się zabezpieczyć.
Ogólnie on uważa, że ja powinnam być całkowicie nieobeznana w seksie, antykoncepcji i
we wszystkim co z tym związane. Powinnam, owszem, lubić seks ale tylko kiedy on zechce
bo gdy jak coś zaczynam inicjować to on się z tym źle czuje. Według niego powinnam
polegać tylko na nim i od niego się uczyć. Uważa, że jego dziewczyna nie powinna
być taka rozwiązła. Twierdzi, że ciągle myślę o seksie, co nie jest prawdą!
Co powinnam mu powiedzieć? Wszystko co mu mówię on nie przyjmuje do wiadomości.