Witajcie, jestem już kompletnie załamana, proszę pomóżcie mi...
Z moim chlopakiem jestem już ponad 2 lata. Zawsze był dla mnie kochany, nawet kiedy ja byłam na niego wściekła on zawsze próbował załagodzić sytuacje. Pamiętał o wszystkich ważnych wydarzeniach, co jakiś czas zdarzały się drobne upominki, zawsze był przy mnie kiedy działo mi się coś złego, potrafił mnie wspierać, byłam bardzo szczęśliwa... ale od kilku miesięcy zaczęło dziać się coś bardzo dziwnego. Zaczęło się od mniejszego kontaktu z nim (ja byłam jeszcze wtedy na studiach w innym mieście a on kończył liceum). Tłumaczył się nauka ale tez tym
ze nie może robić wszystkiego z telefonem, ze czuje ze trochę zaniedbał rodzine i znajomych i chce to naprawić. Początkowo pojawiły się u mnie myśli czy może sobie kogoś nie znalazł, ale wiem ze to nieprawda. W każdym razie zrozumiałam go i dałam mu trochę odetchnąć. Później on powiedział ze mam nie pisać do niego w nocy, bo go to budzi. Dziwnym trafem jeszcze miesiąc wcześniej mówił, ze kompletnie mu to nie przeszkadza i mogę do niego napisać wiadomość czy dwie, ważne żebym ja była szczęśliwa. Nastąpiła chwila oburzenia, ale po chwili stwierdziłam- ok, w sumie ja sama tez nie chciałabym żeby mi ktoś w nocy wysyłał smsy gdy śpię, Wiec to również zrozumiałam. Najgorzej zaczęło dziać się na wakacje. Chłopak zaczął się po prostu stawiać i to jak dla mnie w zupełnie absurdalnych sytuacjach np. Napisałam mu ze go kocham a on był wręcz wściekły ze mu to pisze bo on dobrze o tym wie i żebym skończyła z tą dziecinadą (?) to było cholernie przykre, bo zazwyczaj to z jego strony zawsze padało mnóstwo ciepłych i kochanych słów... jeszcze do niedawna bal się rozstania jak cholera a teraz potrafi powiedzieć ze chyba rzeczywiście warto to skończyć, bo on już ma dosyc moich pretensji. Tyle, ze te moje pretensje niestety wynikają z jego zachowania. Rozumiem, ze okres różowych okularow mógł się już u niego skończyć ale chyba nie powinno się dopuszczać czegoś takiego, ze jak się już kogoś zdobędzie to człowiek ma się kompletnie o niego nie starać. To wszystko jest naprawdę przykre... ostatnio nie chciał nawet ze mną zostać na dłużej i pójść posiedzieć do parku (a zawsze to uwielbialiśmy robić), bo powiedział ze jest bardzo zmęczony i ze go głowa boli. Po czym wieczorem pił piwo ze swoimi współlokatorami. Generalnie widzę po nim ze nie chce mu się spotykać ze mną tak często jak kiedyś, nawet sama nie wiem czy nie robi już może tego czasem z przymusu lub przyzwyczajenia... czuje się poniekąd oszukana, bo był kimś zupełnie innym wcześniej niz teraz. Wiem, ze myśli o rozstaniu ale nie potrafi tego ostatecznie zrobić, widzę po nim ze sam walczy ze sobą. Czy ja nie jestem dla niego czasem za dobra ? Może on zbyt pewnie czuje się w tym związku i sądzi ze ja wszystko za nas dwoje rozwiąże i zrobię? Doradźcie mi proszę, już i tak przypłacam to wszystko bólami serca...
Chciałam jeszcze dodać ze rozmawialam z nim już o tym wielokrotnie ale za każdym razem jedno sprzeczalo się z drugim. Może należałoby jakoś ograniczyć kontakt z nim żeby nim wstrząsnąć? Już sama nie wiem