Witajcie, nie chcę nikogo obrazić tytułem
Sprawa wygląda tak, mam 21 lat i do września byłam w związku, który trwał 6 lat.
Na początku było cudownie, pierwsze 2 lata jak z bajki, następne 2 super, ostatnie 2 katastrofa. Nie wiem co się stało, od zawsze się bardzo i często kłóciliśmy, ale od samego początku wiedziałam, że to ten jedyny.
Opiszę w skrócie te ostatnie dwa lata, kłóciliśmy się prawie przy każdym spotkaniu, dawaliśmy sobie kolejne ostatnie szanse, znowu się o siebie staraliśmy, a po dwóch tygodniach znowu to samo. Prawie się nie widywaliśmy, ostatnio raz w miesiącu to było dobrze, mimo że mieszkamy 15 minut od siebie. Moje uczucia bardzo opadły, nie starałam się (bo on się nie starał, a on się nie starał, bo ja się nie starałam). Czułam, że go nie kocham i chciałam to skończyć, ale nie miałam odwagi, bo w głębi serca czułam, że go kocham (logiczne, prawda?
Chyba nie dodała się reszta, więc dopisuje:
Nasze życie intymne prawie w ogóle nie istniało, ale jak już coś było to dogadaliśmy się dobrze, te same upodobania i w ogóle. Aczkolwiek ja prawie zawsze odmawiałam, mam problemy z osiągnięciem orgazmu i było mi wstyd. Bałam się, że będzie mu przykro, że nie może mnie zadowolić. Nie mówiłam mu nigdy o tym, teraz żałuję, ale jego pytania "czy już?" jeszcze bardziej mnie dołowały i często udawałam orgazm, mimo że odczuwałam przyjemność. Proponował wyjścia, kina, wyjazdy, a ja zawsze byłam na nie. Nawet nie wiem dlaczego.
Dopiero teraz jak mnie zostawił zrozumiałam, jaka byłam beznadziejna i że w większości to moja wina. Rozstaliśmy się miesiąc temu, codziennie o tym myślę i płaczę. Jestem cieniem człowieka, mimo że nie pokazuje tego ludziom. Razem z nim straciłam wszystko, szczęście, przyjaciół i radość z życia. Prawie w ogóle nie jem, schudłam 5kg (aktualnie ważę 46kg).
Przy rozstaniu powiedział mi, że jestem dla niego bardzo ważna i nie wyobraża sobie życia beze mnie, ale możemy się przyjaźnić. Że przekreślił nasz związek, ale nie znajomość ze mną.
Próbowałam cały miesiąc, ale nie potrafię się przyjaźnić. Ciągle do tego wracam. Potrzebuję pomocy, wierzę że moglibyśmy być szczęśliwi. Jestem w stanie zmienić pewne rzeczy, ale nie wszystko.
Doradźcie mi proszę, czy powinnam tkwić w tej "przyjaźni", walczyć o związek czy może totalnie się odciąć? Wszystko mi go przypomina, codziennie siedzę i rycze. Chcę się z nim spotkać, zadać mu 3 proste pytania - czy mu zależy, czy kocha i czy widzi jeszcze jakąkolwiek szansę, abyśmy byli razem. Jak nie, to nie widzę możliwości "przyjaźni", za dużo mnie to kosztuje. Nie myślę już racjonalnie, potrzebuję porozmawiać z kimś "z zewnątrz"
Miesiąc temu zostawił mnie facet, byliśmy razem 6 lat. Rozstaliśmy się w sumie z mojej winy, nie starałam się. Dopiero teraz wszystko do mnie dotarło, jaka byłam, co robiłam źle itd. To rozstanie otworzyło mi oczy, że na prawdę bardzo mocno go kocham, mimo że myślałam że to się wypaliło. Nie potrafię sobie z tym poradzić, myślałam że to będzie już na zawsze. Codziennie siedzę i płaczę, na zewnątrz udaje, że wszystko jest dobrze, że mnie to nie rusza, że to jego strata. Nie dociera do mnie, że to już koniec, że już nigdy go nie przytulę, nie rzucę mu się na szyję, nie powiem do niego kochanie. Znowu zaczęłam palić, znowu się pocięłam (kiedyś dzięki niemu przestałam), tylko to pomaga mi się uspokoić, gdy mam kolejny "atak" histerii. Mam ochotę uciec na drugi koniec Europy, żeby tylko o tym nie myśleć. Zostałam totalnie sama, nie mam już przyjaciół, mam tylko psa. Nie potrafię powiedzieć o nim "mój były chłopak". Chcę żeby wrócił..
Twoje tematy zostały połączone w jeden wątek, ponieważ dotyczą tego samego problemu. Zapoznaj się, proszę, z regulaminem forum. Pozdrawiam, Cslady
Witajcie, nie chcę nikogo obrazić tytułem
Sprawa wygląda tak, mam 21 lat i do września byłam w związku, który trwał 6 lat.
Na początku było cudownie, pierwsze 2 lata jak z bajki, następne 2 super, ostatnie 2 katastrofa. Nie wiem co się stało, od zawsze się bardzo i często kłóciliśmy, ale od samego początku wiedziałam, że to ten jedyny.
Opiszę w skrócie te ostatnie dwa lata, kłóciliśmy się prawie przy każdym spotkaniu, dawaliśmy sobie kolejne ostatnie szanse, znowu się o siebie staraliśmy, a po dwóch tygodniach znowu to samo. Prawie się nie widywaliśmy, ostatnio raz w miesiącu to było dobrze, mimo że mieszkamy 15 minut od siebie. Moje uczucia bardzo opadły, nie starałam się (bo on się nie starał, a on się nie starał, bo ja się nie starałam). Czułam, że go nie kocham i chciałam to skończyć, ale nie miałam odwagi, bo w głębi serca czułam, że go kocham (logiczne, prawda?
21 lat, 6 lat razem i jako argument "na poczatku bylo cudownie"? A jak mialo byc dla 15-latki?
Od zawsze wiedzialas, ze to ten jedyny? A wiec w wieku 15-lat mialas swiadomosc, ze bedzie wspanialym mezem i ojcem waszych dzieci?
To dlaczego sie z nim klocisz? Skoro jest tak doskonaly, ze juz jako nastolatka wiedzialas, ze jest "tym jedynym" to klocwnie sie z nim, przeciwstawianie byloby tylko oznaka twojej glupoty - przeciez jezeli ktos jest tak doskonaly, to jprzeciwstawianie sie jest dzialaniem na wlasna szkode :
czy moze momo uplywu lat pozostalas mentalnie nadal 15-latka?...
Zostałam totalnie sama, nie mam już przyjaciół, mam tylko psa. Nie potrafię powiedzieć o nim "mój były chłopak". Chcę żeby wrócił..
Czyli on ma wrócić, bo tobie źle jest samej?
Wcześniej przez 2 lata było kiepsko i do bani, ale nie przeszkadzało to tobie, bo on był z doskoku? Wystarczyło, że był?
Twoja motywacja do związku jest strasznie egoistyczna. Drugi człowiek nie służy do tego, żeby koić twoje lęki, podnosić twoją samoocenę, czynić twoje życie bardziej uzasadnionym.
Dorośnij.
"Czy warto robić z siebie zdesperowaną kretynkę?"
Pytanie retoryczne.
Gdy zaczęliście być w "związku", byliście jeszcze dziećmi, z upływem lat, okazało sie, że nie jest Wam po drodze, stąd te kłótnie i nieporozumienia. Takie młodzieńcze związki prędzej, czy później rozpadają się z w/w powodów, lepiej, gdy dzieje się to prędzej.
Rozstania zawsze bolą, szczególnie strone porzuconą, ale uświadom sobie, że więcej masz z tego korzyści, niż strat, bo szkoda kolejnych lat na walkę z sobą.
Jesteś teraz inną osobą, dorosłaś, dojrzewasz, masz świadomość popełnionych błędów, ale nie oznacza to, ze zawsze masz się dostosować do oczekiwań drugiej osoby. Zdaj sobie sprawę z tego, że nie pasowaliście do siebie. On mial inne priorytety niż Ty.
Pogódź się z tym rozstaniem, a skoro tak cierpisz, to nie utrzymuj z nim kontaktu, wyjdzie Ci to na dobre i oczywiście nie dobijaj się desperacko i nie błagaj o szansę.
Daj sobie szansę na poznanie nowych ludzi i faceta, który będzie do Ciebie pasował.
Droga Iceni, niestety jeszcze nie wiem czy i jak można tu kogoś oznaczyć.
Może to śmiesznie zabrzmi, ale tak. Od początku wiedziałam, że to ten jedyny. Wiedziałam, że kiedyś będzie dobrym mężem czy ojcem (oboje raczej dzieci mieć nie chcieliśmy, ale gdyby była taka sytuacja to myślę, że byłby dobrym ojcem). Kłotnie zdarzają się w każdym związku, w 90% były to kłótnie o pierdoły, ja niestety nie umiem przepraszać od razu sama z siebie, jak typowa kobieta z kawałów wywlekałam coś, żeby ostatecznie to on musiał przeprosić, jeden jedyny raz poklocilismy się o coś poważniejszego niż to, że któreś z nas powiedziało coś złego. Jednakże nawet niewielka sprzeczka potrafiła osiągnąć rozmiary wielkiej, kilkugodzinnej awantury, przeze mnie. Dlaczego? Nie wiem..Pisząc, że było cudownie mam oczywiście wspólne spędzanie czasu, każdej wolnej chwili, dogadaliśmy się super. Wtedy oboje bardzo się staraliśmy, wspólne wyjazdy, kino czy kwiaty. Takie drobne rzeczy, których nie było dawna, a jednak są bardzo ważne. Być może i masz rację, że mentalnie dalej jestem 15 latką.
Przyjaźń po zerwaniu jest możliwa ale dopiero po czasie,jak już się wyleczysz ale najlepiej jest sobie podarować bo każde jego miłe słowo będziesz odbierać jak "o Boże,może jednak nie wszystko stracone"
Co do różnych priorytetów to trochę się zgodzę. Facet w tym wieku chce się wyszaleć, wychodzić z kumplami na piwo/mecz, nigdy nie miałam z tym problemu, żeby sobie szedł gdzieś beze mnie. Ja odkąd zaczęłam studia trochę jakby zdziadziałam, nie wychodzę prawie nigdzie, tylko uczelnia dom. Trochę tak jest przez mojego ojca, który traktuje mnie czasem jak małą dziewczynkę. Bardzo go kocham, nie lubię się z nim kłócić, jestem na jego utrzymaniu, więc grzecznie się go słucham. Jak nie wrócę do domu do 23:30 to się obraża i nie odzywa kilka dni, nie potrafię "wynegocjować" żeby móc zostawać gdzieś dłużej. Powiedział, że woli żebym wracała wcześniej sama, niż ktoś miałby mnie odprowadzić później (np o 1, na prawdę nie zależy mi na imprezach do rana), o zostaniu u chłopaka na noc nie było mowy. chłopakowi bardzo to przeszkadzało, a mi głupio przy każdym wyjściu uciekać o 23, bo tatuś mi tak każe. Wolałam już nie wychodzić w ogóle..może dlatego mam mentalność 15 łatki..tego zmienić niestety nie potrafię, próbuję od wielu lat i nie umiem. Podejrzewam, że to był jeden z powodów dlaczego chłopak miał dosyć tego wszystkiego..
Przyjaźń po zerwaniu jest możliwa ale dopiero po czasie,jak już się wyleczysz ale najlepiej jest sobie podarować bo każde jego miłe słowo będziesz odbierać jak "o Boże,może jednak nie wszystko stracone"
Póki co dokładnie tak jest! Ostatnio się widzieliśmy w niedzielę, zapytałam czy mogę się przytulić. Poczułam się jak dawniej, że może jeszcze nie wszystko stracone. Każde jego miłe słowo dokładnie tak odbieram. Niestety on zachowuje się jakby te wszystkie lata nic nie znaczyły, nie widać żeby w jakikolwiek sposób to przeżywał, że mu przykro i to mnie chyba najbardziej załamuje..aczkolwiek przy rozstaniu no o mało co sam się nie popłakał, nie potrafił tego powiedzieć..
Nie pisz proszę posta pod postem
Podejrzewam, że to był jeden z powodów dlaczego chłopak miał dosyć tego wszystkiego..
Podejrzewasz?
Rozmawialiście o zamieszkaniu razem, uwolnieniu się od nadopiekuńczego ojca?
zapytałam czy mogę się przytulić
Lubisz sprawiać sobie ból,co?
Niestety on zachowuje się jakby te wszystkie lata nic nie znaczyły
To daj sobie spokój na jakiś czas, niech on za Tobą zatęskni - jeżeli tak się nie stanie to faktycznie nic to dla niego nie znaczyło.
I nie biegaj na jego skinięcie palcem, ma Ci udowodnić że mu zależy tak dla własnego dobra...
13 2017-10-22 18:03:15 Ostatnio edytowany przez Ginger witch (2017-10-22 18:21:45)
Nie pisz proszę posta pod postem
Podejrzewam, że to był jeden z powodów dlaczego chłopak miał dosyć tego wszystkiego..
Podejrzewasz?
Rozmawialiście o zamieszkaniu razem, uwolnieniu się od nadopiekuńczego ojca?zapytałam czy mogę się przytulić
Lubisz sprawiać sobie ból,co?
Niestety on zachowuje się jakby te wszystkie lata nic nie znaczyły
To daj sobie spokój na jakiś czas, niech on za Tobą zatęskni - jeżeli tak się nie stanie to faktycznie nic to dla niego nie znaczyło.
I nie biegaj na jego skinięcie palcem, ma Ci udowodnić że mu zależy
tak dla własnego dobra...
Nie, nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Oboje studiujemy dosyć ciężkie i wymagające kierunki. Nie bylibyśmy w stanie się teraz utrzymać. Nawet finansowo nie opłaca nam się wyprowadzać, bo ja jestem sama z tatą, on sam z mamą, więc musieliby utrzymywać drugie mieszkanie, a chyba nie o to chodzi. Wyprowadzić się chce dopiero po zrobieniu inżyniera, jak będę mogła się sama utrzymać. To też był jeden z jego "argumentów", że inne pary już razem mieszkają. Moje pytanie brzmi, jak my mamy zamieszkać razem, jeśli w tym momencie oni kupili nowe mieszkanie razem z mamą i sie urządzają? Mam im się wprowadzić na trzeciego? Ja aktualnie od sierpnia mieszkam sama i właśnie liczyłam, że chłopak będzie u mnie przynajmniej pomieszkiwać, no ale jak widać pomyliłam się. On nie ma teraz czasu, bo pisze prace dyplomową, urządzają mieszkanie i nawet mnie nie odwiedził. Myślałam, że właśnie teraz nasz związek rozkwitnie, będzie lepiej.. Niestety właśnie łapie się, że jestem na jego zawołanie, chciał w niedzielę pojechać do centrum miasta porobić zdjęcia do pracy, pojechałam. Chciałam żeby zobaczył, że mi zależy na spotkaniu się z nim, że mi zależy, że możemy spędzić cały dzień razem bez żadnych ograniczeń. Dla mnie teraz każda chwila spędzona z nim jest na wagę złota. Jak się widzieliśmy to próbowałam kilka razy z nim porozmawiać, ale gdy tylko poruszałam temat, to mówił "a ty znowu zaczynasz".. Cały czas mam nadzieję, że uda mi się naprawić to co spie***lilam..nawet nie wiecie jaką mam ochotę, żeby mu powiedzieć, że go kocham..
"a ty znowu zaczynasz"..
I tu masz odpowiedź kim dla niego jesteś... Potrzebował czasoumilacza i Ty przybiegłaś.
Miałaś tylko być a nie próbować z nim rozmawiać.
Cały czas mam nadzieję, że uda mi się naprawić to co spie***lilam..
Nie ma czego naprawiać bo to nie Ty zepsułaś.
Poza tym co chcesz naprawiać? I jak sobie wyobrażasz późniejsze życie bo z tego co piszesz to jestem na 99% pewny że ani Ty nie zostawisz ojca samego ani on matki...
Albo co gorsza postawi Ci ultimatum - albo zamieszkasz ze mną i teściową albo pa pa
15 2017-10-22 18:32:51 Ostatnio edytowany przez Ginger witch (2017-10-22 18:41:03)
Nie ma czego naprawiać bo to nie Ty zepsułaś.
Poza tym co chcesz naprawiać? I jak sobie wyobrażasz późniejsze życie bo z tego co piszesz to jestem na 99% pewny że ani Ty nie zostawisz ojca samego ani on matki...
Albo co gorsza postawi Ci ultimatum - albo zamieszkasz ze mną i teściową albo pa pa
Oj nie, z tym ultimatum się nie zgodzę. To nie taki typ człowieka. Kiedyś jednak będzie trzeba wyfrunąć z gniazda. Niestety to ja zepsułam, dlaczego uważasz, że jest inaczej? To ja prawie zawsze odmawiałam współżycia przez moje kompleksy, o której mu nie mówiłam, to ja nie chciałam się spotykać bo jakby nie patrzeć proponował różne wyjścia, kina czy wyjazdy..Jak ją to sobie wyobrażam? Ja szczerze mówiąc nie wybiegam myślami za bardzo w przyszłość, bo różnie może być. Gdybyśmy do siebie wrócili to na pewno bym starała (tym razem naprawdę, bo do tej pory zawsze myślałam, że on przesadza) się zmienić tą moją niechęć do spotkań, zwiększyć ich częstotliwość no i w ogóle bardziej się starać. Niestety mam wrażenie, że nie będę miała takiej szansy. Naprawdę czuje się winna, że to się tak skończyło. Boję się, że znalazł sobie lepszą dziewczynę i skończył to, bo tak trzeba..ale to tylko moje teorie
Odetnij się od niego.
Przyjaźń po takim długim związku jest mało możliwa. A już zupełnie niemożliwa na początku. Może do wypracowania z czasem, ale wtedy, kiedy oboje będziecie szczęśliwi z innymi ludźmi, a Ty nie będziesz szukała w każdym jego uśmiechu znaku, że chce, żebyś wróciła.
17 2017-12-11 18:12:11 Ostatnio edytowany przez Ginger witch (2017-12-11 18:14:25)
Cześć!
Wiele się zmieniło od czasu napisania tego wątku. Z byłym chłopakiem próbuje się przyjaźnić, nie potrafię się oderwać, nie da się.
Ja go wciąż kocham, zrozumiałam swoje błędy, on też mnie kocha, ale obawia się, że jak wrócimy do siebie to znowu będzie tak źle jak kiedyś. Trochę się zbliżyliśmy do siebie przez ten czas, ale nadal jako przyjaciele.
W weekend byłam na imprezie, poznałam pewnego chłopaka, który chyba postanowił wykorzystać fakt, że nie jestem w związku. Trochę wypiliśmy, przegadalismy całą imprezę, a jak poszliśmy zatańczyć to mnie pocałował. Ja nie protestowałam, ale teraz bardzo źle się z tym czuje, bo zależy mi i kocham mojego byłego. Calowalismy się kilka razy na tej imprezie i to niestety przy znajomych. Postanowiłam, że muszę powiedzieć o tym mojemu byłemu (dla ułatwienia nazwijmy go Kacper), bo jeśli mamy do siebie wrócić to powinien o tym wiedzieć ode mnie, a nie kiedyś od ludzi. Dlaczego to zrobiłam? Alkohol na pewno zrobił swoje, może dlatego że w końcu ktoś mi okazał zainteresowanie jako kobiecie, dowartościowało mnie to, że mogę się podobać? Sama nie wiem, ale przez ten czas brakowało mi takiej jakby bliskości. Nie potrafię się wytłumaczyć dlaczego. Jak byłam z kacprem to nigdy go nie zdradziłam, nigdy nie przyszło mi to do głowy. Teraz czuje się jakbym dopusciła się zdrady. Jak mu o tym powiedzieć, nie chce się tłumaczyć alkoholem. Nie wiem czy powinnam opowiedzieć mu to co się wydarzyło ze szczegółami czy może po prostu powiedzieć, że mnie pocałował (bo w sumie to wyszło z jego inicjatywy). Wstyd mi, wiem że źle zrobiłam i boję się, że Kacper mnie za to znienawidzi, nie będzie mógł znieść myśli że pojawił się ktoś inny i szanse na nasz powrót do siebie legną w gruzach. Nie chce żadnych rad typu: olej Kacpra, on się tylko tobą bawi, jesteś łatwa czy coś w tym stylu. Po prostu proszę o radę jak mu o tym powiedzieć, czy mówić kim jest ta osoba (Kacper go trochę zna z różnych imprez) czy wchodzić w szczegóły itd
Jeśli nie byliście razem to mówienie o tym, a już na pewno w tym momencie zanim się zejdziecie jest złym pomysłem.
Jeśli nie byliście razem to mówienie o tym, a już na pewno w tym momencie zanim się zejdziecie jest złym pomysłem.
Dlaczego tak myślisz, czy aby szczerość nie jest podstawą potencjalnego związku/przyjaźni?
Co jeśli się zejdziemy i np za parę miesięcy powie mu o tym ktoś obcy, Ty byś nie był wściekły w takiej sytuacji, nie poczułbyś się jak głupek, że o niczym nie wiesz, mimo że przez cały ten czas miałeś stały kontakt z partnerką?
Miesiąc temu zostawił mnie facet, byliśmy razem 6 lat. Rozstaliśmy się w sumie z mojej winy, nie starałam się. Dopiero teraz wszystko do mnie dotarło, jaka byłam, co robiłam źle itd. To rozstanie otworzyło mi oczy, że na prawdę bardzo mocno go kocham, mimo że myślałam że to się wypaliło. Nie potrafię sobie z tym poradzić, myślałam że to będzie już na zawsze. Codziennie siedzę i płaczę, na zewnątrz udaje, że wszystko jest dobrze, że mnie to nie rusza, że to jego strata. Nie dociera do mnie, że to już koniec, że już nigdy go nie przytulę, nie rzucę mu się na szyję, nie powiem do niego kochanie. Znowu zaczęłam palić, znowu się pocięłam (kiedyś dzięki niemu przestałam), tylko to pomaga mi się uspokoić, gdy mam kolejny "atak" histerii. Mam ochotę uciec na drugi koniec Europy, żeby tylko o tym nie myśleć. Zostałam totalnie sama, nie mam już przyjaciół, mam tylko psa. Nie potrafię powiedzieć o nim "mój były chłopak". Chcę żeby wrócił..
Jesteście oboje bardzo młodzi, a od sześciu lat trzymaliście się za rękę.
Tak bywa. Pierwsza miłość jest tą, której zapomnieć nie sposób. Tyle, że - Waszym wypadku, obojgu zaczęło doskwierać świadomość, że na nim i na Tobie świat się nie kończy.
Po co więc starać się, skoro szukacie czegoś innego dla siebie. Chociaż - w głębi, coś tam jeszcze się tli. A to, za mało, jak widać.
Ginger witch napisał/a:Miesiąc temu zostawił mnie facet, byliśmy razem 6 lat. Rozstaliśmy się w sumie z mojej winy, nie starałam się. Dopiero teraz wszystko do mnie dotarło, jaka byłam, co robiłam źle itd. To rozstanie otworzyło mi oczy, że na prawdę bardzo mocno go kocham, mimo że myślałam że to się wypaliło. Nie potrafię sobie z tym poradzić, myślałam że to będzie już na zawsze. Codziennie siedzę i płaczę, na zewnątrz udaje, że wszystko jest dobrze, że mnie to nie rusza, że to jego strata. Nie dociera do mnie, że to już koniec, że już nigdy go nie przytulę, nie rzucę mu się na szyję, nie powiem do niego kochanie. Znowu zaczęłam palić, znowu się pocięłam (kiedyś dzięki niemu przestałam), tylko to pomaga mi się uspokoić, gdy mam kolejny "atak" histerii. Mam ochotę uciec na drugi koniec Europy, żeby tylko o tym nie myśleć. Zostałam totalnie sama, nie mam już przyjaciół, mam tylko psa. Nie potrafię powiedzieć o nim "mój były chłopak". Chcę żeby wrócił..
Jesteście oboje bardzo młodzi, a od sześciu lat trzymaliście się za rękę.
Tak bywa. Pierwsza miłość jest tą, której zapomnieć nie sposób. Tyle, że - Waszym wypadku, obojgu zaczęło doskwierać świadomość, że na nim i na Tobie świat się nie kończy.
Po co więc starać się, skoro szukacie czegoś innego dla siebie. Chociaż - w głębi, coś tam jeszcze się tli. A to, za mało, jak widać.
Jesli się kogoś kocha i zależy, to chyba to jest wystarczający powód by się starać?
Excop napisał/a:Ginger witch napisał/a:Miesiąc temu zostawił mnie facet, byliśmy razem 6 lat. Rozstaliśmy się w sumie z mojej winy, nie starałam się. Dopiero teraz wszystko do mnie dotarło, jaka byłam, co robiłam źle itd. To rozstanie otworzyło mi oczy, że na prawdę bardzo mocno go kocham, mimo że myślałam że to się wypaliło. Nie potrafię sobie z tym poradzić, myślałam że to będzie już na zawsze. Codziennie siedzę i płaczę, na zewnątrz udaje, że wszystko jest dobrze, że mnie to nie rusza, że to jego strata. Nie dociera do mnie, że to już koniec, że już nigdy go nie przytulę, nie rzucę mu się na szyję, nie powiem do niego kochanie. Znowu zaczęłam palić, znowu się pocięłam (kiedyś dzięki niemu przestałam), tylko to pomaga mi się uspokoić, gdy mam kolejny "atak" histerii. Mam ochotę uciec na drugi koniec Europy, żeby tylko o tym nie myśleć. Zostałam totalnie sama, nie mam już przyjaciół, mam tylko psa. Nie potrafię powiedzieć o nim "mój były chłopak". Chcę żeby wrócił..
Jesteście oboje bardzo młodzi, a od sześciu lat trzymaliście się za rękę.
Tak bywa. Pierwsza miłość jest tą, której zapomnieć nie sposób. Tyle, że - Waszym wypadku, obojgu zaczęło doskwierać świadomość, że na nim i na Tobie świat się nie kończy.
Po co więc starać się, skoro szukacie czegoś innego dla siebie. Chociaż - w głębi, coś tam jeszcze się tli. A to, za mało, jak widać.Jesli się kogoś kocha i zależy, to chyba to jest wystarczający powód by się starać?
Owszem. Ale, jak wspomniałaś wcześniej, ze staraniami daliście sobie spokój?
Starać się, to rozmawiać o rzeczach, które nam przeszkadzają albo o tych, których brakuje.
A także, czy jesteśmy na siebie skazani?
To ostatnie, to przyczyna, jak mniemam.
Owszem. Ale, jak wspomniałaś wcześniej, ze staraniami daliście sobie spokój?
Starać się, to rozmawiać o rzeczach, które nam przeszkadzają albo o tych, których brakuje.
A także, czy jesteśmy na siebie skazani?
To ostatnie, to przyczyna, jak mniemam.
Rutyna, w którym związku z długim stażem jej nie ma? Ktoś mówi, że coś mu nie pasuje, a Ty myślisz "znowu czepia się bez powodu " i nie traktujesz tego poważnie. Do pewnego momentu.