Witajcie
Cóż... pisać autobiografii nie chcę, ale po krótcę zarysuję sytuację, aby poruszyć sam "problem". Cztery lata temu przeprowadziłem się z Warszawy do Lublina. Powodem były studia, ponieważ nie dostałem się na WUM to wybrałem właśnie to miasto na kontynuowanie mojej nauki. Półtora roku temu poznałem moją obecną partnerkę. Jako, że ona dostała pracę w pewnej prywatnej klinice w Warszawie, a ja właśnie skończyłem licencjat, podjęliśmy decyzję o przeprowadzce.
No ale gdzie ten sponsoring, spytacie. Otóż moja obecna partnerka "zajmowała się" tym na początku studiów (tak w ogóle to jest o trzy lata starsza). Miała tam kilku sponsorów w trakcie około dwóch lat.
No o co ja miałem począć? Powiedziała mi o tym po dwóch miesiącach od momentu jak się poznaliśmy i kiedy nasza znajomość zaczęła być poważniejsza. Uznałem jednak, że to było jednak jakiś czas temu i może nie należy wysnuwać pochopnych wniosków.
No i wszystko byłoby "git", gdyby nie przeprowadzka do Warszawy...
Wszystko było fajnie, chodziło się na spotkania ze znajomymi, generalnie kumple też polubili ją i było ok. Do momentu gdy jeden ze znajomych gdzieś wywęszył archiwalne ogłoszenie. Ja już nie wnikam, czy szukał - co było dziwne, czy znalazł przypadkowo. No ale znalazł to znalazł. No i nagle z fajnej dziewczyny stała się "tępą dziwką". Generalnie z 80% znajomych było na tyle nieznośnych, że nie szło się z nimi spotykać. Nawet samemu nie mogłem pójść, bo wysłuchiwanie, a to jakichś docinek, a to węszenie spisków, dlaczego niby ze mną. Cóż pewne kontakty trzeba było zakończyć. Niektórzy tak bardzo martwili się o moje dobro, że poinformowali moich rodziców. To już mnie absolutnie rozwaliło. Oczywiście wszystko było dobrze, ale jak się dowiedzieli to zmiana o 180 stopnia. No ale im się nie dziwie.
I tak piszę sobie w sumie z nudów ten temat, ale też z jakąś ciekawością co o tym sądzicie. Czy ja faktycznie jestem jakiś głupi, że mimo wiedzy na ten temat poszedłem w to, czy może ta większość nie ma racji? Prawie półtora roku jesteśmy razem i nic nie wskazuje na to, żeby miał nastąpić koniec. Wręcz odwrotnie jest ciągły postęp.