W szkole był ze mnie typ samotnika. Teraz, po kilku latach od ukończenia liceum doskwiera mi wielka żałość, wielka tęsknota....Ciągle myślę o związku małżeńskim, o ślubach. Płaczę, gdy widzę obrączkę na czyimś palcu. Niegdyś śluby wywoływały u mnie cyniczny uśmieszek, zarzekanie się, że dożywotnio pozostanę w stanie wolnym, a teraz...Chcę tego najbardziej na świecie. Co się ze mną dzieje? Nie wiem, co spowodowało taką zmianę. Boję się, że umrę, zanim dowiem się, co to znaczy żyć w związku małżeńskim. Zresztą to jest finał, ja nawet nie wiem, co to znaczy randka. Idzie mi na 24. rok życia, a ja nie wiem nic na temat relacji z płcią przeciwną. Tragedia. Jestem beznadziejnym przypadkiem, psychicznym impotentem. Boje się, że sprawa jest już dla mnie przegrana. Błagam, doradźcie coś, bo oszaleję! To pragnienie jest bardzo silne...Tak bardzo chcę znaleźć swoją bratnią duszę, swoją druga połowę. Dla mnie przysięga małżeńska coś znaczy. Marzę o ślubie, o obrączce, zaręczynach. Marzę o tym jedynym. A wcześniej wydawało mi się, że do końca życia będę stanu wolnego, a teraz....Za nic w świecie! Chcę wyjść za mąż. Co o tym myślicie?Jest mi z tym bardzo źle. A nikt przecież nie robi się coraz młodszy. Czuję się jak ktoś, kto się zestarzał, zanim skorzystał z młodości. Boję się, że dla mnie sprawa jest już przegrana i umrę, nie doświadczając bliskości z drugim człowiekiem, nie wiedząc, co to miłość między mężczyzną a kobietą. Odczuwam ból, nie tylko psychiczny, ale i fizyczny wręcz. Dosłownie czuję, że palę się od środka jakby ogniem, odczuwam ból w okolicy narządów płciowych. Jak wyjść z takiej sytuacji?
1 2017-09-08 18:39:19 Ostatnio edytowany przez Litost (2017-09-08 18:42:39)
W szkole był ze mnie typ samotnika. Teraz, po kilku latach od ukończenia liceum doskwiera mi wielka żałość, wielka tęsknota....Ciągle myślę o związku małżeńskim, o ślubach. Płaczę, gdy widzę obrączkę na czyimś palcu. Niegdyś śluby wywoływały u mnie cyniczny uśmieszek, zarzekanie się, że dożywotnio pozostanę w stanie wolnym, a teraz...Chcę tego najbardziej na świecie. Co się ze mną dzieje? Nie wiem, co spowodowało taką zmianę. Boję się, że umrę, zanim dowiem się, co to znaczy żyć w związku małżeńskim. Zresztą to jest finał, ja nawet nie wiem, co to znaczy randka. Idzie mi na 24. rok życia, a ja nie wiem nic na temat relacji z płcią przeciwną. Tragedia. Jestem beznadziejnym przypadkiem, psychicznym impotentem. Boje się, że sprawa jest już dla mnie przegrana. Błagam, doradźcie coś, bo oszaleję! To pragnienie jest bardzo silne...Tak bardzo chcę znaleźć swoją bratnią duszę, swoją druga połowę. Dla mnie przysięga małżeńska coś znaczy. Marzę o ślubie, o obrączce, zaręczynach. Marzę o tym jedynym. A wcześniej wydawało mi się, że do końca życia będę stanu wolnego, a teraz....Za nic w świecie! Chcę wyjść za mąż. Co o tym myślicie?Jest mi z tym bardzo źle. A nikt przecież nie robi się coraz młodszy. Czuję się jak ktoś, kto się zestarzał, zanim skorzystał z młodości. Boję się, że dla mnie sprawa jest już przegrana i umrę, nie doświadczając bliskości z drugim człowiekiem, nie wiedząc, co to miłość między mężczyzną a kobietą. Odczuwam ból, nie tylko psychiczny, ale i fizyczny wręcz. Dosłownie czuję, że palę się od środka jakby ogniem, odczuwam ból w okolicy narządów płciowych. Jak wyjść z takiej sytuacji?
Przede wszystkim, nie panikuj. Masz dopiero 24 lata. Dopiero. Jeszcze zdążysz. Nie narzucaj sobie presji, bo to się źle skończy dla Ciebie - np będziesz chciała tej obraczki na palcu tak bardzo, że wyjdziesz za pierwszego lepszego, który się pojawi. Nie rób tego.
Zacznij szukać chłopaka, umawiaj się na randki, ale ustal sama ze sobą, jakiego chłopaka szukasz, czego oczekujesz, co nie podlega negocjacjom, a na co możesz przymknąć oko - chodzi mi tu o cechy, o wygląd też. Chodzi zwyczajnie o to, byś nie rzuciła się na pierwszego, który się pojawi, byś miała jakieś kryteria co do partnera.
W szkole był ze mnie typ samotnika. Teraz, po kilku latach od ukończenia liceum doskwiera mi wielka żałość, wielka tęsknota....Ciągle myślę o związku małżeńskim, o ślubach. Płaczę, gdy widzę obrączkę na czyimś palcu. Niegdyś śluby wywoływały u mnie cyniczny uśmieszek, zarzekanie się, że dożywotnio pozostanę w stanie wolnym, a teraz...Chcę tego najbardziej na świecie. Co się ze mną dzieje? Nie wiem, co spowodowało taką zmianę. Boję się, że umrę, zanim dowiem się, co to znaczy żyć w związku małżeńskim. Zresztą to jest finał, ja nawet nie wiem, co to znaczy randka. Idzie mi na 24. rok życia, a ja nie wiem nic na temat relacji z płcią przeciwną. Tragedia. Jestem beznadziejnym przypadkiem, psychicznym impotentem. Boje się, że sprawa jest już dla mnie przegrana. Błagam, doradźcie coś, bo oszaleję! To pragnienie jest bardzo silne...Tak bardzo chcę znaleźć swoją bratnią duszę, swoją druga połowę. Dla mnie przysięga małżeńska coś znaczy. Marzę o ślubie, o obrączce, zaręczynach. Marzę o tym jedynym. A wcześniej wydawało mi się, że do końca życia będę stanu wolnego, a teraz....Za nic w świecie! Chcę wyjść za mąż. Co o tym myślicie?Jest mi z tym bardzo źle. A nikt przecież nie robi się coraz młodszy. Czuję się jak ktoś, kto się zestarzał, zanim skorzystał z młodości. Boję się, że dla mnie sprawa jest już przegrana i umrę, nie doświadczając bliskości z drugim człowiekiem, nie wiedząc, co to miłość między mężczyzną a kobietą. Odczuwam ból, nie tylko psychiczny, ale i fizyczny wręcz. Dosłownie czuję, że palę się od środka jakby ogniem, odczuwam ból w okolicy narządów płciowych. Jak wyjść z takiej sytuacji?
Jak dla mnie, to kolejny prowokacyjny post tutaj. Ludzie, co wy chcecie Tym osiągnąć?
W szkole był ze mnie typ samotnika. Teraz, po kilku latach od ukończenia liceum doskwiera mi wielka żałość, wielka tęsknota....Ciągle myślę o związku małżeńskim, o ślubach. Płaczę, gdy widzę obrączkę na czyimś palcu. Niegdyś śluby wywoływały u mnie cyniczny uśmieszek, zarzekanie się, że dożywotnio pozostanę w stanie wolnym, a teraz...Chcę tego najbardziej na świecie. Co się ze mną dzieje? Nie wiem, co spowodowało taką zmianę. Boję się, że umrę, zanim dowiem się, co to znaczy żyć w związku małżeńskim. Zresztą to jest finał, ja nawet nie wiem, co to znaczy randka. Idzie mi na 24. rok życia, a ja nie wiem nic na temat relacji z płcią przeciwną. Tragedia. Jestem beznadziejnym przypadkiem, psychicznym impotentem. Boje się, że sprawa jest już dla mnie przegrana. Błagam, doradźcie coś, bo oszaleję! To pragnienie jest bardzo silne...Tak bardzo chcę znaleźć swoją bratnią duszę, swoją druga połowę. Dla mnie przysięga małżeńska coś znaczy. Marzę o ślubie, o obrączce, zaręczynach. Marzę o tym jedynym. A wcześniej wydawało mi się, że do końca życia będę stanu wolnego, a teraz....Za nic w świecie! Chcę wyjść za mąż. Co o tym myślicie?Jest mi z tym bardzo źle. A nikt przecież nie robi się coraz młodszy. Czuję się jak ktoś, kto się zestarzał, zanim skorzystał z młodości. Boję się, że dla mnie sprawa jest już przegrana i umrę, nie doświadczając bliskości z drugim człowiekiem, nie wiedząc, co to miłość między mężczyzną a kobietą. Odczuwam ból, nie tylko psychiczny, ale i fizyczny wręcz. Dosłownie czuję, że palę się od środka jakby ogniem, odczuwam ból w okolicy narządów płciowych. Jak wyjść z takiej sytuacji?
Trol albo trolica, bo po czasownikach ciężko się zorientować. Pewne jednak, że z rodziny troli.
Niby dlaczego uważacie to za żart albo prowokację? Piszę poważnie.
Nie piszesz jak kobieta, a stawiasz się w roli kobiety. Psychiczny impotent itp. Nie wyszło tym razem, ale może następnym uda się lepiej.
Nie jestem trollem. Piszę poważnie. Bardzo mi doskwiera samotność. Niegdyś wydawało mi się, że to dobry sposób na życie, teraz jednak widzę, że potrafi ona dać się nieźle we znaki.
W szkole był ze mnie typ samotnika. Teraz, po kilku latach od ukończenia liceum doskwiera mi wielka żałość, wielka tęsknota....Ciągle myślę o związku małżeńskim, o ślubach. Płaczę, gdy widzę obrączkę na czyimś palcu. Niegdyś śluby wywoływały u mnie cyniczny uśmieszek, zarzekanie się, że dożywotnio pozostanę w stanie wolnym, a teraz...Chcę tego najbardziej na świecie. Co się ze mną dzieje? Nie wiem, co spowodowało taką zmianę. Boję się, że umrę, zanim dowiem się, co to znaczy żyć w związku małżeńskim. Zresztą to jest finał, ja nawet nie wiem, co to znaczy randka. Idzie mi na 24. rok życia, a ja nie wiem nic na temat relacji z płcią przeciwną. Tragedia. Jestem beznadziejnym przypadkiem, psychicznym impotentem. Boje się, że sprawa jest już dla mnie przegrana. Błagam, doradźcie coś, bo oszaleję! To pragnienie jest bardzo silne...Tak bardzo chcę znaleźć swoją bratnią duszę, swoją druga połowę. Dla mnie przysięga małżeńska coś znaczy. Marzę o ślubie, o obrączce, zaręczynach. Marzę o tym jedynym. A wcześniej wydawało mi się, że do końca życia będę stanu wolnego, a teraz....Za nic w świecie! Chcę wyjść za mąż. Co o tym myślicie?Jest mi z tym bardzo źle. A nikt przecież nie robi się coraz młodszy. Czuję się jak ktoś, kto się zestarzał, zanim skorzystał z młodości. Boję się, że dla mnie sprawa jest już przegrana i umrę, nie doświadczając bliskości z drugim człowiekiem, nie wiedząc, co to miłość między mężczyzną a kobietą. Odczuwam ból, nie tylko psychiczny, ale i fizyczny wręcz. Dosłownie czuję, że palę się od środka jakby ogniem, odczuwam ból w okolicy narządów płciowych. Jak wyjść z takiej sytuacji?
Kiedyś miałam podobnie,teraz mi przeszło. Zacznij szukac chłopaka, a jak juz znajdziesz odpowiedniego to wtedy możesz zacząc myslec o slubie.
Tylko gdzie mam szukać? I skąd pewność, że będzie odpowiedni? W październiku wybieram się na studia, ale myślę, że żadna relacja mi raczej nie "grozi", bo jestem niezauważalna jeżeli chodzi o relacje damsko-męskie. Nikt mi nigdy randki nie proponował. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
No cóż! Zawalasz życie. I randki nikt Ci nigdy nie zaproponuje. Wiesz dlaczego? Bo to nie oferta pracy, tylko relacje międzyludzkie...
Piszesz jak trol, faktycznie.
W szkole był ze mnie typ samotnika. Teraz, po kilku latach od ukończenia liceum doskwiera mi wielka żałość, wielka tęsknota....Ciągle myślę o związku małżeńskim, o ślubach. Płaczę, gdy widzę obrączkę na czyimś palcu. Niegdyś śluby wywoływały u mnie cyniczny uśmieszek, zarzekanie się, że dożywotnio pozostanę w stanie wolnym, a teraz...Chcę tego najbardziej na świecie. Co się ze mną dzieje? Nie wiem, co spowodowało taką zmianę. Boję się, że umrę, zanim dowiem się, co to znaczy żyć w związku małżeńskim. Zresztą to jest finał, ja nawet nie wiem, co to znaczy randka. Idzie mi na 24. rok życia, a ja nie wiem nic na temat relacji z płcią przeciwną. Tragedia. Jestem beznadziejnym przypadkiem, psychicznym impotentem. Boje się, że sprawa jest już dla mnie przegrana. Błagam, doradźcie coś, bo oszaleję! To pragnienie jest bardzo silne...Tak bardzo chcę znaleźć swoją bratnią duszę, swoją druga połowę. Dla mnie przysięga małżeńska coś znaczy. Marzę o ślubie, o obrączce, zaręczynach. Marzę o tym jedynym. A wcześniej wydawało mi się, że do końca życia będę stanu wolnego, a teraz....Za nic w świecie! Chcę wyjść za mąż. Co o tym myślicie?Jest mi z tym bardzo źle. A nikt przecież nie robi się coraz młodszy. Czuję się jak ktoś, kto się zestarzał, zanim skorzystał z młodości. Boję się, że dla mnie sprawa jest już przegrana i umrę, nie doświadczając bliskości z drugim człowiekiem, nie wiedząc, co to miłość między mężczyzną a kobietą. Odczuwam ból, nie tylko psychiczny, ale i fizyczny wręcz. Dosłownie czuję, że palę się od środka jakby ogniem, odczuwam ból w okolicy narządów płciowych. Jak wyjść z takiej sytuacji?
Mam dokladnie to samo, z tym ze ja mialam tak od poczatku liceum, teraz mam 20 i z kazdym rokiem robi sie to coraz bardziej przerazajace, dodam ze w miedzy czasie mialam kilku chlopakow ale zawsze stylu strach ze za tego akurat nie wyjde i marnuje czas
Ale jak się nie zaryzykuje i na randkę nie pójdzie, to nigdy nie będziecie mieć tej obrączki. Trzeba zaryzykować. Nie wyjdzie z tym, wyjdzie z innym. Trzeba przeżyć swoje, żeby nie pchać się w pierwsze lepsze małżeństwo, które po roku się rozwali, bo dążenie do ślubu przesłoni Wam wszystko inne.
a najlepsze jest to, że mimo tego,ze to troll, to ludzie i tak piszą swoje dobre rady
Mam dokladnie to samo, z tym ze ja mialam tak od poczatku liceum, teraz mam 20 i z kazdym rokiem robi sie to coraz bardziej przerazajace, dodam ze w miedzy czasie mialam kilku chlopakow ale zawsze stylu strach ze za tego akurat nie wyjde i marnuje czas
Należy sobie uświadomić, że żyjemy w takich czasach że nigdy nie można być pewnym, że coś jest na całe życie. Zmiana obyczajów, nowe możliwości poznawania ludzi, przełamanie różnych schematów i tabu powodują, że nawet małżeństwa teoretycznie na całe życie rozpadają się i to często dość szybko. Gdyby człowiek wychodził z takiego założenia, ze nie warto próbować bo to się kiedyś może posypać to ogólnie życie jako takie nie miałoby sensu.
Proponuję psychoterapię, bo narobisz sobie szkód w życiu. Znajdziesz pierwszego lepszego chętnego na ślub, szybko się ohajtasz a potem będziesz żałowała.
Nie skupiaj się na tym, a zajmij się myśleniem i robieniem zupełnie czegoś innego. Wówczas samo wpadnie w ręce, niespodziewane i niezupełnie planowane. Poza tym trąci to jakąś niezdrową obsesją, zwłaszcza w tak młodym wieku.