Na rozdrożu - w którą stronę pójść? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Na rozdrożu - w którą stronę pójść?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 14 ]

Temat: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?

Ostatnimi czasy pewne rozterki nie dają mi spać. Jako iż bliscy i przyjaciele doradzają mi w tej sprawie sprzecznie, liczę na to, że któraś z Was być może miała podobne doświadczenia i będzie w stanie przytoczyć możliwe zakończenie podobnej historii.
Jest to streszczenie naprawdę kolorowej historii, że tak to ujmę, co skutkuje oczywiście pominięciem wielu szczegółów po drodze i na pewno jest to wizja jednostronna. Więc prosiłabym, zanim sporządzicie ekspresowy portret psychologiczny winnego wnioskując z pierwszego postu, wstrzymać się i w zamian zadać pytania wink Przy pełnym wachlarzu danych można oceniać. Otóż, mam 27 lat. Za sobą jeden krótszy i jeden długi związek. Parę lat temu, tuż po studiach, dostałam rozwojową i lukratywną propozycję pracy za granicą, wyjechałam. Żyło się dobrze, liczne podróże, totalna wolność, robiłam to, na co miałam ochotę, finansowo wszystko się zgadzało. Poznawałam także mężczyzn, miałam adoratorów, większość na wysokim poziomie intelektualnym, o wysokim statusie. Żaden nie zainteresował mnie na tyle, abym zdecydowała się na dłuższy związek, z żadnym nie ‘’zaiskrzyło’’. Wydawało mi się, że są sztuczni, że pilnują się na każdym kroku, próbują się przedstawić w jak najlepszym świetle aby mnie zdobyć.  A ja cenię szczerość, naturalność, otwartość i prostotę. Lubię naturę, kiedyś moim marzeniem było wyjechać w jakieś mało zaludnione tereny i żyć z prostego rzemiosła. Ale ważny jest dla mnie też samorozwój, stąd ta praca. Dwa i pół roku temu poznałam Jego, byłam w delegacji i poznaliśmy się wieczorem w pubie. Skandynaw, lat 29. On był tam ze swoimi znajomymi, ja ze swoimi. Było miło, rozmawialiśmy, odprowadził mnie do hotelu. Ujął mnie błyskotliwością i dystansem do siebie. Wymieniliśmy się Facebookiem, dużo pisaliśmy, potem rozmawialiśmy przez Skype. Po jakichś dwóch miesiącach codziennych naprawdę długich rozmów zaprosił mnie do siebie na weekend a ja zdecydowałam się polecieć. I naprawdę od samego początku czułam się z nim komfortowo, był szarmancki, nie nachalny i bił od niego spokój… Poza tym zauważyłam jego bezpośredniość i nietuzinkowe myślenie. Miał podobne poglądy, podobne zainteresowania, zaimponował mi mnogością talentów, tym jak traktował swoją matkę i swoich przyjaciół. Myśleliśmy bardzo podobnie, ja zaczynałam zdanie, on je kończył. Po pierwszej wizycie latałam już do niego co miesiąc (on był u mnie trzy razy). Bawiliśmy się ze sobą świetnie (de facto była to dla mnie świetna odskocznia od pracy), była też namiętność. Potem wracałam do siebie do kraju, do szarej rzeczywistości, samotności i pracy. Po niecałym roku padło pierwsze ‘’kocham’’ a później zaczęliśmy snuć plany wspólnego zamieszkania. Mieliśmy w perspektywie jeszcze kolejny rok osobno, więc przewinęło się w tym czasie wiele pomysłów. Ja miałam trzy naprawdę dobre propozycje pracy w kraju, w którym mieszkałam, lecz on nigdy nie chciał się do mnie przeprowadzić, stwierdził, że nie widzi tam dla siebie przyszłości. Muszę dodać, że jest między nami spora różnica w wykształceniu (zawodówka kontra doktorat) i w tamtym momencie była też duża różnica finansowa, pomogłam mu m.in. wyjść z długów, ale nie będę teraz zagłębiać się w szczegóły. W każdym razie stanęło na tym, że ja za te kilka miesięcy przeprowadzę się do niego i ‘’na pewno znajdę szybko dobrą pracę’’. Podczas tych kolejnych miesięcy nasza internetowa relacja była dobra, z irytującymi kłótniami wywołanymi epizodami jego zazdrości i zaślepienia emocjami, co skutkowało brakiem logicznego rozumowania. Natomiast każdy weekend, tydzień u niego, na żywo, to była bajka. Wszyscy mówili, że to idealne dopasowanie. Toteż po zakończeniu swojego projektu, zamieszkałam w jego kraju, z nim. Na początku było pięknie, on zresztą wcześniej obiecał mi, że będzie starał się hamować swoje wybuchy zazdrości (złości) i tak było, dogadywaliśmy się świetnie. Ja szukałam pracy, wtedy jeszcze żyliśmy głównie z moich oszczędności, potem on wrócił do pracy, a ja jestem już ponad pół roku bezrobotna. Jemu, jak widzę, to nie przeszkadza, natomiast nie omieszka czasem wytknąć mi, że to on za wszystko płaci, oraz radzi mi znaleźć sobie jakąkolwiek pracę fizyczną. Poza tym pojawiły się u niego epizody agresji w momencie kłótni, podczas których krzyczy na mnie, rzuca przedmiotami i raz nawet podniósł na mnie rękę (nie uderzył, ale podniósł). Nie zdarza się to często, raz w miesiącu może, ale mam wtedy wrażenie, że to inny człowiek. Ostatnio przeprowadziliśmy poważną rozmowę, po tym, jak oświadczyłam mu, że jeśli nie popracuje nad swoją agresją, to odchodzę. Obiecał poprawę, od tego momentu (3 tygodnie) wszystko jest dobrze, jednak we mnie narasta niepewność, czy mój partner w przyszłości nie posłuży się pięścią, tłumacząc się jakimś mało logicznym argumentem np. ‘’sama mnie do tego prowokujesz’’ (kiedy o to pytam, żywo zaprzecza, twierdzi, że nigdy by mnie nie uderzył). Do tego dochodzi frustracja z powodu braku pracy mimo starań, żal, że być może popełniłam życiowy błąd, odrzucając propozycję pracy w tamtym kraju na rzecz przeprowadzki tutaj. Rodzina wciąż powtarza mi, że to nie partia dla mnie, że zasługuję na więcej, przede wszystkim przeszkadza im jego wykształcenie i stan majątkowy. Dopóki byłam niezależna od niego, to widziałam w nim przede wszystkim osobowość, teraz już nie wiem, co myśleć. Czuję się źle sama ze sobą, z jednej strony rozum mówi jedno, że nie chcę tak żyć, bo skąd mam wiedzieć, czy jutro nie straci nad sobą kontroli, poza tym jego pensja pozwala na skromne życie, z drugiej serce przecież kocha…i to naprawdę mocno. Jego ‘’plan’’ wobec naszego związku jest taki, że kiedy ja znajdę pracę, on idzie do szkoły i potrwa to co najmniej 2,5 roku (co wiąże się znów z tym, że będę musiała go utrzymywać, jak wcześniej), a ja chcę partnerstwa, jesteśmy już dość starzy, by zacząć w końcu się czegoś dorabiać, być na swoim. Na co byście postawiły w mojej sytuacji? Postawić na siebie i odejść, czy postawić na to uczucie i ‘’mieć nadzieję’’, że być może kiedyś uda nam się zdobyć wymarzony dom i będziemy mogli sobie pozwolić na posiadanie dzieci? Obawiam się, że być może nigdy nie znajdę nikogo tak kompatybilnego ze mną pod względem osobowości.
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi i pozdrawiam.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?

Skandynaw po zawodówce i z długami?? Sry ale jakaś bujda na resorach rotfl big_smile big_smile

3 Ostatnio edytowany przez Riana_of_Ladros (2017-08-22 19:28:33)

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?
On-WuWuA-83 napisał/a:

Skandynaw po zawodówce i z długami?? Sry ale jakaś bujda na resorach rotfl big_smile big_smile

Zakładam więc, że to porada w kierunku odejścia big_smile
A posługując się konkretami: w jego kraju wg oficjalnych statystyk max. 23% ma wyższe wykształcenie i kredyty traktuje się bardzo lekko, nie tak, jak w Polsce. Ludzie biorą kredyty na wakacje(!), co dla mnie jest nie do pomyślenia.
Myślisz, że chciałoby mi się pisać ten esej, jeśli miałaby to być bujda?

4

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?
Riana_of_Ladros napisał/a:

liczne podróże, totalna wolność, robiłam to, na co miałam ochotę, finansowo wszystko się zgadzało.  A ja cenię szczerość, naturalność, otwartość i prostotę. Lubię naturę, kiedyś moim marzeniem było wyjechać w jakieś mało zaludnione tereny i żyć z prostego rzemiosła. Ale ważny jest dla mnie też samorozwój, stąd ta praca.Ujął mnie błyskotliwością i dystansem do siebie. I naprawdę od samego początku czułam się z nim komfortowo, był szarmancki, nie nachalny i bił od niego spokój… Poza tym zauważyłam jego bezpośredniość i nietuzinkowe myślenie. Miał podobne poglądy, podobne zainteresowania, zaimponował mi mnogością talentów, tym jak traktował swoją matkę i swoich przyjaciół. Myśleliśmy bardzo podobnie, ja zaczynałam zdanie, on je kończył.  Bawiliśmy się ze sobą świetnie (de facto była to dla mnie świetna odskocznia od pracy), była też namiętność.

Wyciąłem zdania, które określają  co jest dla Ciebie ważne w osobie płci przeciwnej.

Riana_of_Ladros napisał/a:

Muszę dodać, że jest między nami spora różnica w wykształceniu (zawodówka kontra doktorat) i w tamtym momencie była też duża różnica finansowa,  z irytującymi kłótniami wywołanymi epizodami jego zazdrości i zaślepienia emocjami, co skutkowało brakiem logicznego rozumowania.  a ja jestem już ponad pół roku bezrobotna. Jemu, jak widzę, to nie przeszkadza, natomiast nie omieszka czasem wytknąć mi, że to on za wszystko płaci, oraz radzi mi znaleźć sobie jakąkolwiek pracę fizyczną. Poza tym pojawiły się u niego epizody agresji w momencie kłótni, podczas których krzyczy na mnie, rzuca przedmiotami i raz nawet podniósł na mnie rękę (nie uderzył, ale podniósł).  ale mam wtedy wrażenie, że to inny człowiek.

Wyciąłem zdania, które określają co Ci nie pasuje w NIM


Riana_of_Ladros napisał/a:

we mnie narasta niepewność, czy mój partner w przyszłości nie posłuży się pięścią, tłumacząc się jakimś mało logicznym argumentem np. ‘’sama mnie do tego prowokujesz’’ (kiedy o to pytam, żywo zaprzecza, twierdzi, że nigdy by mnie nie uderzył). Do tego dochodzi frustracja z powodu braku pracy mimo starań, żal, że być może popełniłam życiowy błąd, odrzucając propozycję pracy w tamtym kraju na rzecz przeprowadzki tutaj. Rodzina wciąż powtarza mi, że to nie partia dla mnie, że zasługuję na więcej, przede wszystkim przeszkadza im jego wykształcenie i stan majątkowy. Dopóki byłam niezależna od niego, to widziałam w nim przede wszystkim osobowość, teraz już nie wiem, co myśleć. Czuję się źle sama ze sobą, z jednej strony rozum mówi jedno, że nie chcę tak żyć, bo skąd mam wiedzieć, czy jutro nie straci nad sobą kontroli, poza tym jego pensja pozwala na skromne życie, z drugiej serce przecież kocha…i to naprawdę mocno.

Tutaj jest Twoje ustosunkowanie do tego co Ci w nim nie pasuje ( Twoje emocje ).

Riana_of_Ladros napisał/a:

a ja chcę partnerstwa, jesteśmy już dość starzy, by zacząć w końcu się czegoś dorabiać, być na swoim. Na co byście postawiły w mojej sytuacji? Postawić na siebie i odejść, czy postawić na to uczucie i ‘’mieć nadzieję’’, że być może kiedyś uda nam się zdobyć wymarzony dom i będziemy mogli sobie pozwolić na posiadanie dzieci? Obawiam się, że być może nigdy nie znajdę nikogo tak kompatybilnego ze mną pod względem osobowości.

A tu Twoje potrzeby, które nie są realizowane.


Jeśli mam być szczery, a chcę, to napiszę tak: Popełniłaś mezalians społeczny. Jesteście z dwóch różnych światów. Być może potrafi on być inny, niż faceci wokół. Być może jest bardziej wrażliwy i spontaniczny, niż faceci wokół, ale jak to się ma do doktoratu i realizowania własnych potrzeb, kariery, celów z półrocznym siedzeniem na tyłku obok faceta, który nawet się tym nie przejmuje? Jesteś młoda i na początku powinnaś realizować siebie oraz "docierać" się w związkach, a nie ryzykować dla jednej relacji. Uważam, że tego typu posunięcia są ogromnym błędem.

Nie bardzo rozumiem jak możesz mieć doktorat, pracować w super-hiper placówkach i zarabiać dużo pieniędzy, skoro doktorat w Polsce najszybciej można obronić w wieku 28 lat ( czasem szybciej ). A ty, z tego co piszesz, masz już doktorat i kilka lat pracy za sobą. Trochę naciągana historia - mam wrażenie.

Rozwiązanie: Jeśli pytasz co robić, to uciekaj jak najszybciej, bo z czasem będzie coraz gorzej. Uciekaj, zacznij realizować siebie, a faceci, których opisałaś w 1 cytowanym fragmencie przeze mnie - pojawią się prędzej czy później.

5 Ostatnio edytowany przez On-WuWuA-83 (2017-08-22 20:48:21)

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?
Riana_of_Ladros napisał/a:

Zakładam więc, że to porada w kierunku odejścia big_smile

Hahaha, jeżeli chodzi o finanse to niekoniecznie to porada w kierunku odejścia ale dziwne zestawienie tongue ^^

Riana_of_Ladros napisał/a:

i kredyty traktuje się bardzo lekko, nie tak, jak w Polsce. Ludzie biorą kredyty na wakacje(!), co dla mnie jest nie do pomyślenia

Może cie zadziwię ale mam kumpla zarabiającego ponad 6k pln w Polsce w pracy biurowej i on też brał kredyt na wakacje bo za cholerę nic nie mógł odłożyć tongue (no ja to się śmieję z takiej sytuacji trochę i dla mnie też to jest raczej ni edopomyślenia tongue)

Riana_of_Ladros napisał/a:

Myślisz, że chciałoby mi się pisać ten esej, jeśli miałaby to być bujda?

Nie no juz wierzę ^^ Jakby był to Polak to bym mówił aby szansę dać ale, jak ma "przechwycić" nam krajankę jakiś zagraniczniak  wink big_smile to powiem, że koleś słabo wygląda w porównaniu do takiego hydraulika-Polaka ^^. Facet ma niezłe szczęście bo zgarnął zapewne atrakcyjną i wykształconą babkę ^^ samemu nie prezentując błyskotliwości w robieniu kariery i zarabianiu $$ Widać, że nie jesteś materialistką tongue chociaż masz prawo się zastanawiać czy z nim dalej ci "po drodze".
A tak się zapytam - po co mu teraz szkoła? Pewnie ma około 30l? To chyba szkoda juz czasu na uczenie się. Niech pracuje fizycznie lub w jakichś usługach i zarabia, ty masz wykształcenie to pewnie znajdziesz w końcu lepiej płatną pracę i dacie sobie radę. Nie zawsze to musi być tak, że facet jest tym który więcej przynosi do domu. Żyjesz na "zachodzie" to tym bardziej standardy tam są trochę inne niż w PL. Nie ładne jest to jego wytykanie, że on cię teraz utrzymuje gdy szukasz pracy. Uprzedził bym go, że lepiej niech nie świruje wink big_smile

Acha napisałaś, że masz 27l i jesteś stara - jest to nie prawda tongue big_smile

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?

Dziękuję obu Panom za opinie. Bardzo rozsądne zresztą, ale znów sprzeczne.

rinho91 napisał/a:

Nie bardzo rozumiem jak możesz mieć doktorat, pracować w super-hiper placówkach i zarabiać dużo pieniędzy, skoro doktorat w Polsce najszybciej można obronić w wieku 28 lat ( czasem szybciej ). A ty, z tego co piszesz, masz już doktorat i kilka lat pracy za sobą. Trochę naciągana historia - mam wrażenie.

Gwoli wyjaśnienia, bo chyba wciąż nie jestem dość wiarygodna. Jak wspominałam, wyjechałam na doktorat do jednego z krajów skandynawskich. A tam, jak też w wielu innych europejskich krajach, doktorant postrzegany jest jako ''początkujący naukowiec'', za co dostaje wynagrodzenie zgodne ze standardami uczelni (wystarczająco powyżej średniej krajowej). Poza tym jednocześnie brałam udział w międzynarodowym projekcie, za co dostawałam stypendium. Doktorat tam trwa 3 lata, więc kończąc mgr w wieku 24 lat można spokojnie się wyrobić do 27 wink Mam znajomych z tytułem w wieku 26-iu lat, z Francji czy Wlk. Bryt., którzy studia robili trybem ''ciągłym'', skróconą magisterkę, podczas której z wyprzedzeniem zadeklarowali chęć robienia doktoratu. Swoją drogą może to jest właśnie to, co odstrasza we mnie potencjalnych pracodawców - mój życiorys jest zwyczajnie niewiarygodny.

rinho91 napisał/a:

Jeśli mam być szczery, a chcę, to napiszę tak: Popełniłaś mezalians społeczny. Jesteście z dwóch różnych światów. Być może potrafi on być inny, niż faceci wokół. Być może jest bardziej wrażliwy i spontaniczny, niż faceci wokół, ale jak to się ma do doktoratu i realizowania własnych potrzeb, kariery, celów z półrocznym siedzeniem na tyłku obok faceta, który nawet się tym nie przejmuje? Jesteś młoda i na początku powinnaś realizować siebie oraz "docierać" się w związkach, a nie ryzykować dla jednej relacji. Uważam, że tego typu posunięcia są ogromnym błędem.

Rozwiązanie: Jeśli pytasz co robić, to uciekaj jak najszybciej, bo z czasem będzie coraz gorzej. Uciekaj, zacznij realizować siebie, a faceci, których opisałaś w 1 cytowanym fragmencie przeze mnie - pojawią się prędzej czy później.

Ostatnio czytałam dość długi wątek o rzekomym mezaliansie właśnie. I podobnie jak wypowiadający się w wątku mam zdanie, że obecnie mezalians może występować tylko na poziomie intelektualnym, czego między mną a moim mężczyzną nie ma. Rozumiem, gdyby on faktycznie miał umysł jak stereotypowy absolwent zawodówki, a ja była milionerką, wtedy można mówić o mezaliansie. On poszedł do tej, a nie innej szkoły z przyczyn losowych. Bardzo wcześnie musiał zacząć pracować na rodzinę po śmierci ojca (co bardzo w nim szanuję). Nie do końca chyba jest w takiej sytuacji życiowej z wyboru. Zdarzyło Wam się kiedyś mieć w swoim życiu osobę ''unikalną''? Osobowość, z którą czujecie silną więź na poziomie spirytualnym, której następcy próżno szukać w przeszłości czy przyszłości. Ja w życiu poznałam trzy takie osoby, jedną z nich jest On. Osoby ''Świadome'', jak to nazywam. Ciężko jest dać takiej osobie odejść, tym bardziej, jeśli na szali leży coś tak przyziemnego jak kariera czy pięniądze. Tylko dlaczego tak ciężko znaleźć kompromis...Czego innego się spodziewałam po tej wyprowadzce i on raczej też. Jeszcze jedna kwestia, która zaprząta mi ostatnio głowę, to zmiana mojego nastawienia w stosunku do statusu finansowego. Nigdy nie rozumiałam kobiet, które swoich mężczyzn wybierają wedle kryterium ''zaradności''. Z punktu widzenia biologii ewolucyjnej jest to oczywiste, ja nigdy nie posiadałam instynktu macierzyńskiego, ani też nie musiałam być od nikogo zależna. Teraz nagle jestem. A i zaczęłam myśleć o potomstwie. Ciekawe zjawisko, prawda? Nagle zaczęło delikatnie niepokoić mnie to, że on nie zarabia wystarczająco dużo, że jeszcze nie mamy domu (tutaj też standardy są inne, ludzie zakładają rodziny wcześnie i zwykle posiadają jakiś rodzinny majątek, czego on nie miał). W związku z tym, że nie mogę znaleźć pracy, nie czuję też wystarczającej kontroli nad swoim życiem i zmieniają mi się kryteria, z twardej kobiety zmieniłam się w słabą, która potrzebuje oparcia. Chcę pracować, jednak jeśli znajdę pracę w innym kraju, a on pojedzie ze mną, to przynajmniej na początku będę odpowiedzialna za wszystko, bo będzie to moja decyzja. On ma wyrzuty sumienia, że mnie tu ściągnął i że nie poszło po naszej myśli. Myślicie, że gdyby mu na mnie zależało wtedy, kiedy jeszcze mieszkałam w poprzednim kraju, to polecił by mi przyjąć tę wcześniej oferowaną mi pracę i przeprowadził się do mnie zamiast nalegać na moją przeprowadzkę? Co zrobiłby mężczyzna, który naprawdę mocno kocha? Piszesz, że mam uciekać, jasne, jedną nogą jestem już za drzwiami, ale oczami wyobraźni widzę siebie za te kilka lat, z mężczyzną sukcesu, wysokim, przystojnym, ambitnym...i pustym w środku. Zupełnie przeciętnym, bez charakteru, bez szóstego zmysłu, intuicji, zgadzającym się na wszystko, bądź też zdradzającym, lekceważącym, czy takim, z którym mogę porozmawiać co najwyżej o wyborze nowej pralki, albo który faktycznie za zamkniętymi drzwiami będzie potworem. Rozumiecie, co chcę przekazać? Brak tej nieuchwytnej więzi, porozumienia bez słów. Jakieś tam pojęcie o statystyce mam i zdaję sobie sprawę, iż prawdopodobieństwo jest niewielkie wink

On-WuWuA-83 napisał/a:

Może cie zadziwię ale mam kumpla zarabiającego ponad 6k pln w Polsce w pracy biurowej i on też brał kredyt na wakacje bo za cholerę nic nie mógł odłożyć tongue (no ja to się śmieję z takiej sytuacji trochę i dla mnie też to jest raczej nie do pomyślenia tongue)

Z tego, że mój M. nie posiada zdolności zarządzania finansami, zdawałam sobie doskonale sprawę od samego początku. I nie oczekuję od niego, że przeistoczy się cudownie w rekina biznesu. Chodzi raczej o tę moją nagłą bezradność, poczucie słabości i pytanie, czy warto się im poddać. Bo jeśli ja znajdę pracę, to jestem pewna, że wszystko się ułoży.

On-WuWuA-83 napisał/a:

Nie no juz wierzę ^^ Jakby był to Polak to bym mówił aby szansę dać ale, jak ma "przechwycić" nam krajankę jakiś zagraniczniak  wink  to powiem, że koleś słabo wygląda w porównaniu do takiego hydraulika-Polaka ^^.

Jak już pisałam, on reprezentuje sobą znacznie więcej niż przeciętny hydraulik. Chociaż hydraulicy, przynajmniej Ci z niektórych filmów po 22, także potrafią zaskoczyć big_smile Że znajdę Polaka, też średnio możliwe, bo pasuje mi skandynawski standard życia, więc może to być albo Skandynaw, albo Arab lol 

On-WuWuA-83 napisał/a:

Facet ma niezłe szczęście bo zgarnął zapewne atrakcyjną i wykształconą babkę ^^ samemu nie prezentując błyskotliwości w robieniu kariery i zarabianiu $$ Widać, że nie jesteś materialistką tongue chociaż masz prawo się zastanawiać czy z nim dalej ci "po drodze".

Materialistką nie jestem i nie byłam. Pieniądze nie mają dla mnie znaczenia większego niż ludzie, ale myślę też racjonalnie. Zastanawiałam się przez długi czas naszego związku, czy istotnie nie kierowało nim upodobanie do wygody. A wygody ze mną miał, kiedy było mnie na to stać i cieszyłam się, że mogę mu sprawić przyjemność. Teraz role się odwróciły i ciekawa byłam, ile wytrzyma zanim wspomni, że teraz on za wszystko płaci. Wytrzymał 3 miesiące big_smile Mimo tego niczego mi nie odmawia oczywiście, ani nie głodzi. Więc chyba nie chodziło o pieniądze..? Sama nie wiem.

On-WuWuA-83 napisał/a:

A tak się zapytam - po co mu teraz szkoła? Pewnie ma około 30l? To chyba szkoda juz czasu na uczenie się. Niech pracuje fizycznie lub w jakichś usługach i zarabia, ty masz wykształcenie to pewnie znajdziesz w końcu lepiej płatną pracę i dacie sobie radę. Nie zawsze to musi być tak, że facet jest tym który więcej przynosi do domu. Żyjesz na "zachodzie" to tym bardziej standardy tam są trochę inne niż w PL.

Wspomniałam, że mój M. (29 lat) miał ciężką sytuację w przeszłości (śmierć ojca, matka została sama z biznesem), dlatego musiał wybrać szkołę zgodnie z okolicznościami. A planował zrobić zupełnie coś innego. Nie chciałabym aby się męczył w zawodzie, który mu nie odpowiada. Zgadzam się, mężczyzna nie musi przynosić więcej niż kobieta, ważne, żeby przynosił wystarczająco tongue Chociaż to już się nie sprawdza w momencie, kiedy jedno pracować nie może i/lub pojawia się potrzeba posiadania dzieci. Rodzi się we mnie złość na istotę rzeczy, że to co w ludziach nieuchwytne nie ma już większego znaczenia. Liczą się zasoby materialne, bo przecież wszyscy musimy wpasować się w tryby machiny panującego systemu, by funkcjonować w społeczeństwie. I będąc uwięzionym w tych trybach, nie ma miejsca na sentymenty, emocjonalność, bez statusu społecznego niestety znaczymy niewiele.
Ach, stara, stara... widzisz jakie mam rozkminy, czy to nie wystarczający dowód na starzenie się mentalne? wink

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?

Wow, no dluga ta historia. Dla mnie jestes wiarygodna, bo rozmawialam niedawno z profesorem z Dublina, ile czasu zajmuje tu doktorat w IRL. Ty masz doktorat robiony w Skandynawii? Chyle czolo.

Ja nie watpie, ze ten Twoj men ma duzo zalet. Ja chyba bym jednak ta relacje zostawila- na pierwszy rzut oka. Ale dokladny komentarz napisze jutro rano, bo jestem teraz w pracy.

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?
Mama Emigrantka napisał/a:

Wow, no dluga ta historia. Dla mnie jestes wiarygodna, bo rozmawialam niedawno z profesorem z Dublina, ile czasu zajmuje tu doktorat w IRL. Ty masz doktorat robiony w Skandynawii? Chyle czolo.

Ja nie watpie, ze ten Twoj men ma duzo zalet. Ja chyba bym jednak ta relacje zostawila- na pierwszy rzut oka. Ale dokladny komentarz napisze jutro rano, bo jestem teraz w pracy.

Dziękuję za poparcie wink Tak, w Skandynawii, choć chylić czoło to trochę za dużo powiedziane.
Ciekawa jestem Twojej opinii!

9

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?

Moim zdaniem nie warto rzucać wszystkiego i rezygnować z siebie dla faceta, który się tak zachowuje. Jestes ambitna, wykształconą kobietą, nie pozwól się stłamsić. Szukaj pracy tak aż znajdziesz, jesli nie za granicą u niego to wroc do Polski. Moze majac prace i przyjaciol dookoła bedziesz czuła się pewniej. A facet...wychodze z załozenia ze przy odpowiednim facecie powinno czuc sie szczescie i spełnienie, a nie niepewność i tez troche lęku czy mu nie odbije przypadkiem. I z własnego dowiadczenia poki jeszcze nie masz wspolnych z nim zobowiazan-nie patrz na niego tylko na siebie.

10

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?
nataliabukwas napisał/a:

Moim zdaniem nie warto rzucać wszystkiego i rezygnować z siebie dla faceta, który się tak zachowuje. Jestes ambitna, wykształconą kobietą, nie pozwól się stłamsić. Szukaj pracy tak aż znajdziesz, jesli nie za granicą u niego to wroc do Polski. Moze majac prace i przyjaciol dookoła bedziesz czuła się pewniej. A facet...wychodze z załozenia ze przy odpowiednim facecie powinno czuc sie szczescie i spełnienie, a nie niepewność i tez troche lęku czy mu nie odbije przypadkiem. I z własnego dowiadczenia poki jeszcze nie masz wspolnych z nim zobowiazan-nie patrz na niego tylko na siebie.

Dziękuję za opinię. Przeczytawszy wątek o Twoim małżeństwie, wnioskuję, że wiesz, o czym mówisz. Swoją drogą gratuluję decyzji, choć też na pewno niełatwo było ją podjąć. Moja sytuacja nie jest aż tak ekstremalna, jednak jakieś przejawy nieodpowiedzialności też w nim zauważam. Kto wie, czy by się to za kilka lat nie rozwinęło tak, jak w Twoim przypadku. Stłamszona jeszcze się nie czuję, natomiast jego niezrozumienie w stosunku do moich ambicji mnie deprymuje, fakt, że sugeruje znaleźć sobie pracę ''gdziekolwiek''. Natomiast ja mam zdanie, że poza swoją dziedziną pracować nie mam zamiaru, ani też sporo poniżej swoich kwalifikacji, bo prawda jest taka, że kto spadł z drabiny, raczej już na nią nie wejdzie.
Tylko jak tu odejść od kogoś, kto kocha? Kto jest oddany i wyobraża sobie życie ze mną? Padło też sporo deklaracji z obu stron, zapewnienia miłości, plany etc. Tłumaczę sobie naiwnie, że kiedy znajdę pracę to sobie poradzimy, ale pojawia się wtedy kolejna niedogodność - czy nie stanę się wtedy jedynym żywicielem, biorąc pod uwagę jego plany na przyszłość. Może to też jest kwestia tego, że nie potrafię przyznać się do porażki, że nie wyszło i należy odpuścić... Może warto byłoby zastosować technikę zniechęcania do siebie małymi krokami tongue Okrutne.

11

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?

No zmusilas mnie teraz do odpowiedzi, skoro jestes ciekawa mojego zdania :-). Dziekuje :-). No to jedziemy z tym koksem :-). Zapinaj pas, bo to bedzie jazda bez trzymanki ( I cale szczescie, ze nie dostane tym razem mandatu za predkosc, ha ha ) :-).

“Jest to streszczenie naprawdę kolorowej historii, że tak to ujmę, co skutkuje oczywiście pominięciem wielu szczegółów po drodze i na pewno jest to wizja jednostronna. Więc prosiłabym, zanim sporządzicie ekspresowy portret psychologiczny winnego wnioskując z pierwszego postu, wstrzymać się i w zamian zadać pytania  Przy pełnym wachlarzu danych można oceniać. Otóż, mam 27 lat. Za sobą jeden krótszy i jeden długi związek. Parę lat temu, tuż po studiach, dostałam rozwojową i lukratywną propozycję pracy za granicą, wyjechałam. Żyło się dobrze, liczne podróże, totalna wolność, robiłam to, na co miałam ochotę, finansowo wszystko się zgadzało. Poznawałam także mężczyzn, miałam adoratorów, większość na wysokim poziomie intelektualnym, o wysokim statusie. Żaden nie zainteresował mnie na tyle, abym zdecydowała się na dłuższy związek, z żadnym nie ‘’zaiskrzyło’’. Wydawało mi się, że są sztuczni, że pilnują się na każdym kroku, próbują się przedstawić w jak najlepszym świetle aby mnie zdobyć.  A ja cenię szczerość, naturalność, otwartość i prostotę. Lubię naturę, kiedyś moim marzeniem było wyjechać w jakieś mało zaludnione tereny i żyć z prostego rzemiosła. Ale ważny jest dla mnie też samorozwój, stąd ta praca.”

Rozumiem calkowicie.

“Dwa i pół roku temu poznałam Jego, byłam w delegacji i poznaliśmy się wieczorem w pubie. Skandynaw, lat 29. On był tam ze swoimi znajomymi, ja ze swoimi. Było miło, rozmawialiśmy, odprowadził mnie do hotelu. Ujął mnie błyskotliwością i dystansem do siebie. Wymieniliśmy się Facebookiem, dużo pisaliśmy, potem rozmawialiśmy przez Skype. Po jakichś dwóch miesiącach codziennych naprawdę długich rozmów zaprosił mnie do siebie na weekend a ja zdecydowałam się polecieć. I naprawdę od samego początku czułam się z nim komfortowo, był szarmancki, nie nachalny i bił od niego spokój… Poza tym zauważyłam jego bezpośredniość i nietuzinkowe myślenie. Miał podobne poglądy, podobne zainteresowania, zaimponował mi mnogością talentów, tym jak traktował swoją matkę i swoich przyjaciół. Myśleliśmy bardzo podobnie, ja zaczynałam zdanie, on je kończył. Po pierwszej wizycie latałam już do niego co miesiąc (on był u mnie trzy razy). Bawiliśmy się ze sobą świetnie (de facto była to dla mnie świetna odskocznia od pracy), była też namiętność. Potem wracałam do siebie do kraju, do szarej rzeczywistości, samotności i pracy. Po niecałym roku padło pierwsze ‘’kocham’’ a później zaczęliśmy snuć plany wspólnego zamieszkania.”

No super.

“Mieliśmy w perspektywie jeszcze kolejny rok osobno, więc przewinęło się w tym czasie wiele pomysłów. Ja miałam trzy naprawdę dobre propozycje pracy w kraju, w którym mieszkałam, lecz on nigdy nie chciał się do mnie przeprowadzić, stwierdził, że nie widzi tam dla siebie przyszłości.”

Wcale mu sie nie dziwie. Tez by mi sie nie chcialo przeprowadzac do PiSlamu.

“Muszę dodać, że jest między nami spora różnica w wykształceniu (zawodówka kontra doktorat) i w tamtym momencie była też duża różnica finansowa, pomogłam mu m.in. wyjść z długów, ale nie będę teraz zagłębiać się w szczegóły. W każdym razie stanęło na tym, że ja za te kilka miesięcy przeprowadzę się do niego i ‘’na pewno znajdę szybko dobrą pracę’’. Podczas tych kolejnych miesięcy nasza internetowa relacja była dobra, z irytującymi kłótniami wywołanymi epizodami jego zazdrości i zaślepienia emocjami, co skutkowało brakiem logicznego rozumowania. Natomiast każdy weekend, tydzień u niego, na żywo, to była bajka.”

Dzwonek alarmowy mi sie tu wlacza. Moja kolezanka miala bardzo fajnego Irlandczyka swego czasu, ale w pewnym momencie zaczal byc  o nia zazdrosny potwornie. Sprawdzal jej telefon, a najchetniej zamknalby ja w pokoju I non stop posuwal ( byl troche taki niewyzyty :-) ). Kolezanka w koncu az taka niewyzyta seksualnie nie jest I przejadla jej sie ta zazdrosc. No I rzucila go w diably. Zazdrosc wynika z problemow z pewnoscia siebie, kompleksow, niskiej samooceny. Trzeba we wlasnych uczuciach zrobic ze soba porzadek, zeby sie jej pozbyc. Inaczej nie jest sie w stanie zbudowac czegos normalnego.

“Wszyscy mówili, że to idealne dopasowanie. Toteż po zakończeniu swojego projektu, zamieszkałam w jego kraju, z nim. Na początku było pięknie, on zresztą wcześniej obiecał mi, że będzie starał się hamować swoje wybuchy zazdrości (złości) i tak było, dogadywaliśmy się świetnie. Ja szukałam pracy, wtedy jeszcze żyliśmy głównie z moich oszczędności, “

Oj wygodnie mu przy Tobie bylo.....

“potem on wrócił do pracy, a ja jestem już ponad pół roku bezrobotna. Jemu, jak widzę, to nie przeszkadza, natomiast nie omieszka czasem wytknąć mi, że to on za wszystko płaci, oraz radzi mi znaleźć sobie jakąkolwiek pracę fizyczną.”

O Boze, jak to sie ludzi zmieniaja, gdy sami dostana troche kaszany do reki.... Fajnie bylo ciagnac z Ciebie, ale gdy on ma placic, to juz mu nie pasuje?...... Owszem, byloby lepiej, gdybys miala prace, szczegolnie, jesli znasz jezyk. Ale ja potrafie sobie wyobrazic, ze w pewnych rejonach swiata o ta prace jest strasznie ciezko. Wiem, ze dla wyksztalconej babki praca fizyczna nie jest pociagajaca, ale   czasem trzeba sie nia parac. Chocby z dwoch powodow:
wyjdzie sie do ludzi
zaoszczedzi sie kase na wylot/ przeniesienie gdzie indziej.

“Poza tym pojawiły się u niego epizody agresji w momencie kłótni, podczas których krzyczy na mnie, rzuca przedmiotami i raz nawet podniósł na mnie rękę (nie uderzył, ale podniósł). Nie zdarza się to często, raz w miesiącu może, ale mam wtedy wrażenie, że to inny człowiek.”

Juz mi sie wlacza alarm w postaci wyjacej syreny policyjnej. Znasz te alarmy samochodowe, co wyja cala noc, vqrwiajac wszystkich w okolicy? To taki mi sie wlacza teraz. U nas w IRL sie mowi: That's a no-go. Agresja fizyczna jest czyms, co u mnie konczy zwiazek. I u mnie nie ma dyskusji na ten temat. Pozwolisz raz, bedzie kolejny.

“Ostatnio przeprowadziliśmy poważną rozmowę, po tym, jak oświadczyłam mu, że jeśli nie popracuje nad swoją agresją, to odchodzę. Obiecał poprawę, od tego momentu (3 tygodnie) wszystko jest dobrze, jednak we mnie narasta niepewność, czy mój partner w przyszłości nie posłuży się pięścią, tłumacząc się jakimś mało logicznym argumentem np. ‘’sama mnie do tego prowokujesz’’ (kiedy o to pytam, żywo zaprzecza, twierdzi, że nigdy by mnie nie uderzył).”

Nie, nie nie I jeszcze raz nie. To typowe zachowanie oprawcy, starajacego sie przekonac ofiare, ze to ona jest winna. Co to byl za film z Julia Roberts? Sleeping with the Enemy? Obejrzyj sobie, polecam.
Sorki, ale nie daj sobie wmowic podobnej bzdury.

“Do tego dochodzi frustracja z powodu braku pracy mimo starań, żal, że być może popełniłam życiowy błąd, odrzucając propozycję pracy w tamtym kraju na rzecz przeprowadzki tutaj. Rodzina wciąż powtarza mi, że to nie partia dla mnie, że zasługuję na więcej, przede wszystkim przeszkadza im jego wykształcenie i stan majątkowy.”

Moze I maja troche racji, widzac, co sie dzieje.

“Dopóki byłam niezależna od niego, to widziałam w nim przede wszystkim osobowość, teraz już nie wiem, co myśleć.”

Co masz myslec? Wszystko wyszlo w praniu, ze tak powiem.

“Czuję się źle sama ze sobą, z jednej strony rozum mówi jedno, że nie chcę tak żyć, bo skąd mam wiedzieć, czy jutro nie straci nad sobą kontroli, poza tym jego pensja pozwala na skromne życie, z drugiej serce przecież kocha…i to naprawdę mocno.”

Rzuc to w diably,dziewczyno. Serce sie zakochalo, to I sie odkocha. Mloda jestes, swiat przed Toba. Skromne zycie? Daj sobie spokoj. Tego chcesz? I to jeszcze w Skandynawii? Gdzie sie fajnie zarabia? Naprawde? Nie mierzysz wyzej, z Twoja inteligencja?  I jeszcze znasz jezyk skandynawski? Babo, u nas w IRL to sie zabijaja o ludzi znajacych jezyki nordyckie.

“Jego ‘’plan’’ wobec naszego związku jest taki, że kiedy ja znajdę pracę, on idzie do szkoły i potrwa to co najmniej 2,5 roku (co wiąże się znów z tym, że będę musiała go utrzymywać, jak wcześniej), a ja chcę partnerstwa,”

Do hugo pana z takim planem, zeby nie powiedziec gorzej. Niech sobie znajdzie jakas naiwna, anie truje inteligentnej Polce cztery litery I  jeszcze bedzie reke podnosil. Do kosza z tym.

“jesteśmy już dość starzy, by zacząć w końcu się czegoś dorabiać, być na swoim.”

No wlasnie, rob kariere, dorob sie czegos, a ktos normalny sie sam w koncu pojawi, kto doceni Ciebie, nie bedzie na Tobie zerowal, tylko zapewni Ci odpowiedni poziom zycia. Badz niezalezna finansowo,, nigdy nie daj sobie tej niezaleznosci odebrac ( wyjatek stanowi urlop macierzynski, na ktory trzeba isc, gdy sie ma dzieci, ale to juz inna broszka), ale pracuj dla siebie I na sibie, byc nie musiala sie nikogo o nic prosic I jezeli sie cos wali, to odchodzisz z podniesiona glowa, a nie bez srodkow do zycia.

“Na co byście postawiły w mojej sytuacji? Postawić na siebie i odejść, czy postawić na to uczucie i ‘’mieć nadzieję’’, że być może kiedyś uda nam się zdobyć wymarzony dom i będziemy mogli sobie pozwolić na posiadanie dzieci?”

Nie nie nie I jeszcze raz nie. Ja juz bym brala nogi za pas. Ale zanim wezmiesz nogi za pas, idz do jakiejs fizycznej pracy I zaoszczedz cos. A potem jednego dnia sie spakuj, zostaw kartke I zacznij nowy rozdzial.

Obawiam się, że być może nigdy nie znajdę nikogo tak kompatybilnego ze mną pod względem osobowości.

Kompletna bzdura. Oczywiscie, ze znajdziesz. Musisz w to tylko uwierzyc. Musisz zmienic podejscie do zycia. Zycie jest pelne niespodzianek I jesli cos nie wyszlo, to po to, by nas czegos nauczyc I zebysmy nie popelnili tych samych bledow. A nowa niespodzianka czai sie za rogiem. Jesli cos nie wyszlo, to znaczy, ze Bog Ci szykuje cos lepszego. Czasem jedne drzwi trzeba zamknac, by otworzyc inne drzwi. Przeciagi nie s zdrowe I nikomu nie sluza :-).

A co do fizycznej pracy.... Moja droga,ja juz odwalilam swoja panszczyzne w IRL.... Bylam na kasie, na zmywaku, na deli, na miesnym, na kuchni gotowalam w domu opieki, na fabryce w stolowce.... Mialam prace biurowe tez, ale czasem trzeba bylo zakasac rekawy. Z czegos alimenty trzeba bylo placic na corke w Polsce.

I za kazdym razem staralam sie nawiazac dobre relacje tam, gdzie pracowalam ( mam troche kontaktow z tych prac). I nierzadko myslalam, ze czemu ja sie tak mecze na tym zmywaku czy na tej kasie.... To  jest dobre dla mlodych ludzi, zeby nabrali doswiadczenia.... O matko, nierzadko mnie czasem cos klulo, taka mala deprecha, ze mam dwa fakultety, a robie na zmywaku.... czy na kuchni czy inne badziewie, gdy ukladalam towar na polkach....

Ale zycie pisze przedziwne scenariusze. I kiedy mi sie wiele razy wydawalo, ze robilam krok w tyl fizyczna praca, zycie mi zamienilo te fizyczne prace na kuchniach I fabrykach w jeden wielki krok w przod. W srode ide do kafejki ( juz jestem po interview) zobaczyc, jak ona funkcjonuje I bede supervisorka w tej kafejce. Cale moje doswiadczenie, ta cala wiedze na temat temperatur jedzenia, food safety, HACCP, moje zdolnosci organizacyjne, kulinarne ( szef chce, bym uproscila menu, bo jest za duze) bede mogla wykorzystac. Bede miec pole do popisu, jak taka mala Gesslerowa I czuje w kosciach, ze gdy sie sprawdze, to szybciej dostane podwyzke niz w korporacji, w ktorej obecnie jestem. Zreszta, szef powiedzial, ze jesli sie sprawdze, to mi da wiecej. Kafejka mala, w moim malym miasteczku. Korpo daleko ( 50 km), musze wydawac 50euro na paliwo co tydzien).  Godzin mniej, bo 30, w korpo 40. 10 centow mniej w kafejce na godzine niz w korpo.Tu praca na zmiany I tu praca na zmiany. Ale z kafejki moge dojsc piechota do domu. Gdy oddam samochod na przeglad jesienny do mechanika, nie musze sie martwic, ze nie dojade do pracy. I najwazniejsze: Korpo ma 20 ludzi na moje miejsce, gdy odejde, bo ciagle trenuja nowych. A w kafejce bede cos znaczyla, poznam lokalna spolecznosc I przede wszystkim bede miec doswiadczenie jako supervisor w CV, co jest bezcenne. I juz nie moge sie doczekac, by sie wykazac.....

Musisz troszke pograc, jak ta mala Polyanna ( wygoogluj sobie :-) ). Graj w Polyanny gre, kochana. Powodzenia.

12

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?

Mama Emigrantka - Świadomie zostawiłam tamten komentarz jako przypominajkę big_smile
Odniosę się tylko do tej ostatniej, inspirującej części, bo co do reszty w zupełności się zgadzam i nie ma sensu ani jego, ani siebie tłumaczyć. Bardzo Ci dziękuję za tę wypowiedź, podniosła mnie na duchu. A mój ulubiony fragment to: ''Zycie jest pelne niespodzianek I jesli cos nie wyszlo, to po to, by nas czegos nauczyc I zebysmy nie popelnili tych samych bledow. A nowa niespodzianka czai sie za rogiem. Jesli cos nie wyszlo, to znaczy, ze Bog Ci szykuje cos lepszego.'' i tego się będę trzymać. Twoja wypowiedź mnie zmotywowała do wysłania aplikacji na dwie oferty pracy zupełnie niezwiązane z moją profesją smile Może faktycznie masz rację, może trzeba być bardziej elastycznym, dostosować się do tego co nas w życiu spotyka, zamiast się załamywać i stać w miejscu, bo coś nie poszło po naszej myśli. Na pewno więcej korzyści będę miała z jakiejkolwiek roboty, niż z siedzenia na d*** i lamentowania. Będzie trochę pieniędzy, poznam ludzi, nawiążę kontakty, wyjdę w końcu z tej klatki i podniosę głowę. A potem będę mogła powrócić do swoich (i tylko swoich) planów wink
A Tobie serdecznie gratuluję, miło czytać takie historie smile I życzę powodzenia, jestem pewna, że rozbujasz tę kafejkę tongue

13

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?

Nie pojmuje tego. Taka wielka pani, doktorantka, faceci z wyższych sfer do niej startowali, a ta wzięła sobie nieudacznika pasożyta, który na nią z łapami i jeszcze go utrzymuje. Ludzka głupota mnie zadziwia...

14

Odp: Na rozdrożu - w którą stronę pójść?
Riana_of_Ladros napisał/a:

Mama Emigrantka - Świadomie zostawiłam tamten komentarz jako przypominajkę big_smile
Odniosę się tylko do tej ostatniej, inspirującej części, bo co do reszty w zupełności się zgadzam i nie ma sensu ani jego, ani siebie tłumaczyć. Bardzo Ci dziękuję za tę wypowiedź, podniosła mnie na duchu. A mój ulubiony fragment to: ''Zycie jest pelne niespodzianek I jesli cos nie wyszlo, to po to, by nas czegos nauczyc I zebysmy nie popelnili tych samych bledow. A nowa niespodzianka czai sie za rogiem. Jesli cos nie wyszlo, to znaczy, ze Bog Ci szykuje cos lepszego.'' i tego się będę trzymać. Twoja wypowiedź mnie zmotywowała do wysłania aplikacji na dwie oferty pracy zupełnie niezwiązane z moją profesją smile Może faktycznie masz rację, może trzeba być bardziej elastycznym, dostosować się do tego co nas w życiu spotyka, zamiast się załamywać i stać w miejscu, bo coś nie poszło po naszej myśli. Na pewno więcej korzyści będę miała z jakiejkolwiek roboty, niż z siedzenia na d*** i lamentowania. Będzie trochę pieniędzy, poznam ludzi, nawiążę kontakty, wyjdę w końcu z tej klatki i podniosę głowę. A potem będę mogła powrócić do swoich (i tylko swoich) planów wink
A Tobie serdecznie gratuluję, miło czytać takie historie smile I życzę powodzenia, jestem pewna, że rozbujasz tę kafejkę tongue

Cala przyjemnosc po mojej stronie, Riana. Sam fakt zmotywowania kogos do czegos uwazam za najwiekszy komplement. Mnie tez tu pare osob zmotywowalo pozytywnie, jak  np. IsaBella. Ale to temat na inna historie. Ale wracajac do Ciebie- zycze Ci powodzenia i trzymam kciuki :-).

Posty [ 14 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Na rozdrożu - w którą stronę pójść?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024