Hej.
Jestem mężczyzną. Właśnie stuknęło mi 25 lat i jakoś przycisnęło mnie w środku, aby się zastanowić nad swoim życiem. I dochodzę do wniosku, że całkiem dobrze mi się żyję. Plany na najbliższą przyszłość mam, pracę, którą w miarę lubię (pracuję zdalnie z domu), zabezpieczenie na przyszłość, kochających rodziców, kilku dobrych kumpli z różnych środowisk, z którymi zawsze jestem w stanie się dogadać. Wydawałoby się, że wszystko jest jak trzeba natomiast coraz bardziej mi doskwiera fakt, że od jakichś 3 lat nie poznałem żadnej nowej kobiety, z którą utrzymuję kontakt i zupełnie nie wiem jak sobie z tym poradzić i żyję nadzieją, że ktoś mnie tutaj natchnie. Za czasów szkolnych było to zupełnie prostsze, zawsze były jakieś dziewczyny, do których można było się odezwać, a obecnie nawet nie mam nikogo, kogo mógłbym np. zapytać o wyjście na piwo/wino towarzystwo na wesele czy nawet wspólny wyjazd na wakacje. Po klubach nie chodzę, bo to zupełnie nie moja bajka, w pubach bywam, ale prawie zawsze w towarzystwie 3-4 kolegów, a wtedy raczej brakuje każdemu z nas śmiałości, aby kogoś zaczepić i tak to błędne koło się kręci. Pojedynczy moi koledzy jakieś tam relacje mają, ale łączy ich wspólna cecha - nachalność. Mi to jest dość obce jeśli nie dostanę żadnego sygnału/pretekstu, to się staram nikomu nie narzucać. Próbowałem też Tindera, ale szybko usunąłem z niego konto, gdy zorientowałem się jakie wzięcie ma przeciętna kobieta w porównaniu do przeciętnie wyglądającego mężczyzny, za jakiego sam się uważam. + Bardzo słabo przepadam za rozmowami przez Internet, wolę z kimś się spotkać raz na tydzień na 3-4h i szczerze porozmawiać niż rozmawiać przez cały tydzień przez Internet. Kiedyś mi się wydawało, że bardzo fajne jest pisanie do siebie listów raz na miesiąc, po prostu co słychać czy na inne tematy, teraz jeżeli do kogoś się nie odezwiesz przez 3-4 tygodnie to praktycznie furtka na to, aby się do kogoś odezwać zamyka, a kobiety rzadko inicjują cokolwiek. Wydaję mi się, że w kwestiach kontaktu międzyludzkich dużo bardziej wolałbym życ w latach 90 niż w obecnych, znacznie mniej sztuczności.
I tak sobie myślę, co mogę zrobić, aby ten stan poprawić.
- Zmienić otoczenie. Mieszkam obecnie w 45 tys. miescie, z ktorego bardziej rozgarnieci ludzie wyjezdzaja studiowac/ zagranicę. Fakt, że na studiach mieszkałem z jednym współlokatorem i te sprawy podobnie wyglądały, ale zawsze to większa szansa.
- Zadbać o siebie, bo pierwsze wrażenie jest ważne i bez tego ciężko zaczynać.
- Myślę też, że moim dużym problemem jest to, że byłem bardzo nieśmiały w latach młodzieńczych, teraz się tego mocno wyzbyłem i spokojnie mogę rozmawiać z nieznajomymi jeśli jest na to sposobność, ale kuleje u mnie pierwszy kontakt. Mianowicie z mojej nieśmiałości zostało to, że jak np. mijam kogoś, to patrze w oczy sekundę, max dwie i samemu ciężko mi się uśmiechnąć jako pierwszy. Po pierwszym kontakcie już nie ma z tym żadnego problemu.
Myślę, że to tyle. Trochę to wszystko rozrzucone, ale długo się zbierałem do napisania postu i dużo myśli mam w głowie, a ciężko wszystko wypisać. Jeśli ktoś ma jakiś pomysł jak mi poradzić, to byłbym bardzo wdzięczny.
Pozdrawiam.