Jesteśmy razem 2,5 roku, po drodze było wiele trudnych momentów, ale jesteśmy nadal razem, niektóre z tych rzeczy chyba nawet na pewno, bardziej nas ze sobą związały. Kochamy się.
Mam ogromny problem, który powraca jak bumerang, co chwila. Ten problem to przyjaciółka mojego faceta.
Kiedy zaczęliśmy się ze sobą spotykać, po jakimś czasie dowiedziałam się, że On ma przyjaciółkę, wcześniej nie wiedzialam o niej, bo też nie kontaktowali się ze sobą i nie było okazji. Jakieś zdawkowe informacje na początku, ale po pewnym czasie opowiedział mi, że mieli kilka lat wcześniej taki moment, że próbowali coś zbudować, było kilka buziaków, ale doszli do wniosku, że to nie to i tyle. Kilkumiesięczna miłostka.
Na kilka miesięcy temat ucichł, nie pamiętam jak się zaczęło to, że zaczęła mi jakoś przeszkadzać. Kulminacyjny moment przyszedł dzień przed moimi 26 urodzinami, kiedy się pokłóciliśmy, o nią, i wyszło na jaw to, że ze sobą sypiali... Usłyszałam, że "to chyba było oczywiste"... No niestety nie dla mnie. Rozwaliło mnie to. Nie chciałam żeby się z nią spotykał, bo jej nigdy nawet nie widziałam na oczy, a trudno mi było tak po prostu przyjąć do wiadomości, że sytuacja między nimi jest jasna i klarowna.
Nie chciał nas ze sobą poznać, bo sie obawiał co z tego wyniknie...
Później był bardzo ciężki czas, kłótnie, nieodzywanie się, jego picie. Jego depresja. Zostałam odrzucona, musiałam się wyprowadzić. Po świętach wielkanocnych apogeum, jego amok, gdzie pisał i mówił mi przez telefon okropne rzeczy... Później bardzo długi sms, między innymi z przeprosinami i opisem stanu. Potrzebna pomoc lekarza w związku z depresją. On nie może być sam i Ona go ogarnia i On jedzie do niej mieszkać, inaczej się nie da... Martwię sie o niego, mamy tylko kontakt telefoniczny, to ona się nim opiekuje... Dowiaduję się od Niego, że jednej nocy spali w jednym łóżku, pod osobnymi kołdrami. Nie mógł być sam.
W końcu umawiamy się na spotkanie, we trójkę. Pierwszy raz ją spotykam. Po kilku chwilach zostajemy same i rozmawiamy kilka godzin. Bez kłótni i wrzasków, On jest ważny, już wcześniej założyłam, jaki jest moj priorytet. Rozmowa zresztą nie była taks straszna. Dogadałyśmy się. Później spacer juz tylko z Nim, widzę i czuję że bardzo mnie kocha i że potrzebuje pomocy. Jakoś powoli się układa, On zaczyna chodzić do lekarza, Ona z nim idzie na pierwszą wizyte...
Dowiaduję się, ze podczas jednej z rozmów z Nim ona tak jakby sugerowała trójkąt (jest bi) i że jestem dla niej atrakcyjna- On mi o tym mówi. Wiem też, że mieli jakąś bardzo głęboką rozmowę kiedy u niej mieszkał i że po niej On sobie uświadomił, jak się mijali i jak ważna Ona dla niego jest...
Niedługo później znowu ze sobą mieszkamy i próbujemy odbudować związek, udaje się, choć wszystko jest tak bardzo delikatne.
Ale temat Przyjaciółki powraca. Czuję wewnętrzny niepokój, kiedy On idzie się z nią spotkać sam. I to uczucie narasta z każdym kolejnym razem. Kłócimy się z jej powodu, próbuję Mu wytłumaczyć dlaczego tak się czuję, dlaczego czuję niepokój, ale to do niego nie trafia.
Ze względu na to, że wiem że to jego przyjaciółka, że jest dla niego ważna, że mu pomagała, postanowiłam spróbować ją zaakceptować. Czasem się spotykamy. Ale niepokój nie znika, czuję wewnętrznie, że się zmuszam.
On mi mówi, że Ona sie bardzo cieszy z tego, że On jest ze mną, że życzy nam jak najlepiej i że bardzo jej zależy, zebym ją lubiła. Opowiada mi o niej i o tym, że znajomi sie od niej odwracają z czasem, eliminują z grupy. Że ma spaczone podejście do relacji damsko-męskich, bo seks jest wyznacznikiem i spoidlem. Z innymi przyjaciolmi-facetami tez sypiala i kiedys ja z nimi cos łączyło. To tylko mnie bardziej nakręca w mojej "paranoi". Tym bardziej, że się okazuje, że oni z niej rezygnowali, bo ich partnerki nie były w stanie jej zaakceptować.
W końcu dochodzi jakoś w maju tego roku do mojego spotkania z Nią sam na sam, gdzie mamy sobie wszystko wyjaśnić. Ona mi opowiada, jak to z nimi było. I tu padają takie słowa, że nie wiem co zrobić.
Okazuje się, że wszystko to trwało kilka lat. Nie spotykali sie często, ale kiedy już się to działo to było to intensywne. Ona bardzo z nim chciała być. On byl w niej zakochany... Sypiali ze sobą.
On mi mówił o tym tak, że kiedy miał epizody depresji to kogos bliskiego potrzebowal po prostu, umniejszyl to, a okazalo sie ze to bylo cos zupełnie innego kalibru! Okazalo się, ze nie bylo tak jak On mi mówił, ze juz dawno sobie wszystko wyjaśnili, zrobili to "opowiadając" swoją historię wtedy w kwietniu kiedy u niej mieszkał...kiedy bylismy juz ponad rok razem. Ona powiedziała mi ze wtedy jej powiedział, że ją kochał...
Kiedy wróciłam do domu, powiedziałam że chcę z nim pogadac i zapytalam o to co usłyszałam. I wyszla z tego awantura. Wkurzyl sie na nia i na mnie, bardziej zdecydowanie na mnie... I na pytanie, dlaczego mi nie powiedział prawdy, usłyszałam że powiedział mi to co uznal za stosowne. Kropka.
Pozniej spotkal sie z nią zeby zakopac topor wojenny. Uslyszalam od niego tylko ze jest juz ok. Nic wiecej. Od Niej wiem, że podobno mówiła mu i probowala tłumaczyć, ze w takiej sytuacji kobieta chce i musi wiedziec wszystko...
Przez pewien czas cisza.
Ona znajduje sobie faceta.
Spotykamy sie z nia na piwie, rozmowa idzie swobodnie, wypytujemy Ją o jej nowego faceta. Zaczyna trochę opowiadac bez szczegółów o seksie. Kiedy On idzie po piwo, Ona mowi mi że podczas kiedy Jej facet dochodzi jest całkowicie cicho i zbija ją to z tropu. Ja je odpowiadam, ze On tez nie jest głośny. I Ona mi odpala, że NIE PAMIĘTA JUŻ JAK TO Z NIM BYŁO... Nie od razu załapałam w ogóle co Ona powiedziała, dotarło to do mnie troche później.
A jeszcze podczas rozmowy z Nim wyszlo, ze jak sie spotkali zeby zakopac topor, to zapytal ja o to czy powiedziała mi ze Ją kochał i zaprzeczyła...a On uwierzyl jej...
Jestem wściekła. Przez ten cały czas naprawde sie staralam, chcialam ja polubic i zlapac dystans. Ale nie moge. On nie chce nawet spróbować zrozumiec dlaczego mam z Nią taki problem, jestem z tym sama. Okłamał mnie co do ich historii.
Teraz jesteśmy świeżo po przeprowadzce. Juz sie pytał kiedy bedzie mogl ja zaprosić bo chce. Ja jej nie chce ogladac, nie chce jej w swoim domu. Jestem wściekła na to wszystko, na to co Ona mi wtedy powiedziała. Nie wierze w jej dobre intencje.
Nie wiem co mam zrobić... Wydaje mi sie, ze opisalam ro wszystko dosyc chaotycznie, ale może będziecie w stanie mi cos podpowiedzieć. Myślałam o spotkaniu we troje i wyłożeniu kawy na ławę. Strasznie mnie to męczy i dręczy. Juz tyle razy próbowałam Jemu wytłumaczyć moj punkt widzenia...