Postanowiłam napisać na forum, ponieważ może ktoś zupelnie obcy spojrzy na tę sprawę obiektywnie :-)
Jestem ze swoim chłopakiem ponad 2 lata i jak dotychczas wszystko układało nam się dobrze, tylko że ja chciałabym czegoś więcej. Chciałabym wynająć mieszkanie, żeby móc go poznać jak najlepiej, w normalnym, codziennym życiu. Problem tkwi w tym, że nie mam pracy, został mi 1 rok do ukończenia studiów magisterskich i dopiero po tym jak zdobędę tytuł chciałabym ubiegać się o stała pracę, a jak narazie dorabiam sobie dodatkowo i nie są to duże pieniądze. Mój chłopak natomiast ma bardzo dobrą pracę i zarabia dobre pieniądze tyle tylko, że on nie chce wynajmować ze mną mieszkania, ponieważ twierdzi że najpierw powinnam mieć stałą pracę, a poza tym zamierza wybudować dom, a nie tracić bezsensownie pieniędzy na coś, co nie należy do niego. Chce się ze mną zaręczyć. Rozumiem go doskonale, ale moim zdaniem warto spróbować najpierw zamieszkać ze sobą, żeby się dobrze poznać, a dopiero później myśleć o ślubie, budowie domu, itd. Poza tym on obawia się, że będzie musiał płacić większą część na wynajem, ale ja nigdy nie chciałabym stać się tzw. utrzymanką, chciałabym dzielić się po połowie, a gdyby nie starczyłoby mi czasem pieniędzy mogłabym liczyć na pomoc rodziców. Dodam jeszcze że mój chłopak mieszka w większym mieście, gdzie jest dużo możliwości, a ja w małej miejscowości skąd ludzie uciekają i nie ma tutaj szans na znalezienie pracy. Zdaje sobie sprawę z tego, że nawet po ukończeniu studiów mogę mieć problemy z tym, aby gdziekolwiek znaleźć pracę, a nawet gdyby się udało to na początku, będąc na stażu zarabia się grosze. Obawiam się, że mój chłopak wymaga ode mnie żebym zarabiała dużo, a dopiero wtedy zgodzi się ze mną pomieszkać albo tak naprawdę boi się typowo dorosłego życia i nie chodzi tutaj o pieniądze. Dziwi mnie to, że facet mający 30 lat nie chce żyć samodzielnie, a ma do tego warunki. Ciągle tłumaczy się tym, że odkłada na budowę domu, ale przecież taka budowa to ogromne pieniądze i na wszystko przyjdzie czas. Ciągle jeździmy do siebie w jedną i w drugą stronę, męczy mnie już to i chciałabym zrobić krok do przodu. Czy słusznie?
Nie chcesz być utrzymanką, ale tylko dorabiasz (+kasa od rodziców), a on ma dobrą pracę i inne priorytety (budowa zamiast wynajem).
Wspólne mieszkanie to nie jest tylko kasa za najem, czy on ma zejść do twojego poziomu finansowego jeżeli chodzi o wyżywienie, rozrywki, czy ty wyciągniesz więcej kasy od rodziców, by dorównać jego poziomowi, czy on będzie sobie kupował super ciuchy, a ciągle te same?
Może cię dziwić, że facet nie chce się usamodzielnić... bo mu tak wygodnie, ty robisz to samo - chcesz zamieszkać razem, bo tobie będzie tak wygodniej, nie będzie dojazdów, być może liczysz na jego wsparcie... gdybyś jednak nie trzaskała super kasy po studiach.
Być może on nie myśli o tobie przyszłościowo i dlatego gasi twoje pomysły na wspólną przyszłość.
A nie możesz się jeszcze wstrzymać i skończyć tych studiów? Za rok skończysz, jak mówisz znajdziesz pracę i wtedy możecie razem zamieszkać.
Bo teraz to jakoś nie bardzo. Skoro nie masz dochodów, to się nie utrzymasz. Poczekaj jeszcze ten rok.
Moim zdaniem powinnas na razie skonczyc szkolę i potem pojsc do pracy. Jesli w tym czasie oświadczy się Tobie to moim zdaniem jego plany sa bardzo sensowne. Wszystko po kolei, chce sie z toba wiazac, odklada na dom. Ludzie nie zawsze ida na stancję, czasem dlugo mieszkaja u rodzicow by od razu isc na swoje. Nie ma w tym nic złego.
Ja bym problemu nie robiła. Zaręczyliśmy się po prawie 3 latach i też nie mieszkamy razem. Chłopak myśli podobnie, poza tym wolimy po ślubie zamieszkać, bo tak wygodniej będzie ogólnie. Każdy ma swoje priorytety, a to czy zamieszkasz przed ślubem nie jest wyznacznikiem czy będziecie super malżeństwem, więc spokojnie
Moim zdaniem chłopak ogarnięty, a Ty się ciesz tymi dojazdami , bo jeszcze za tym zatęsknisz Każdy ma inną sytuację i nie ma co się spieszyć, samo się ułoży.Ja bym się cieszyła związkiem, szansą na zmianę statusu :)poziom wyżej, a nie tam wkręcać sobie.Wszystkiego dobrego
6 2017-08-10 18:56:08 Ostatnio edytowany przez marek142 (2017-08-10 18:58:09)
Pozwól,że zapytam autorko- po ile macie lat ? Rozumiem, że twój chłopak woli mieć swoje niż płacić za cudze.Podejrzewam, że bardzo lubi swoją pracę. Czym on się zajmuje w pracy ? Postaraj się z nim porozmawiać w miłej spokojnej atmosferze.
7 2017-08-10 22:50:15 Ostatnio edytowany przez mallwusia (2017-08-10 22:54:27)
Ja bym jednak chciała zamieszkać przed ślubem i nie pakować się od razu w budowę domu, bo to bardzo trudne, kosztowne i stresujące przedsięwzięcie. We wsparciu rodziców na starcie nie widzę nic złego, skoro pomogłoby Ci to się wyrwać z miasteczka o małych szansach na pracę.
Moim zdaniem Wasz związek jest szalenie niebezpieczny... Ty nie widzisz jego wad.
Naprawdę się obawia, że biedactwo będzie musiało łożyć więcej kasy na rodzinę? Nie może wynająć mieszkania, bo będzie tracił pieniądze? A na paliwo ile schodzi?
Jak to możliwe, że młodzi ludzie w dzisiejszych czasach biorą ślub, a nie żyli ze sobą? NIe mieszkali ze sobą? To jakaś masakra... aż strach pomyśleć w jakiej loterii bierzesz udział.
Ale cóż -- twoje życie i jesli chcesz wygrać lub przegrać ... coś w stylu orzeł czy reszka... czy będzie dobry mąż, czy do bani... -- to twoje sprawa. Losuj sobie losuj.
Mój facet nie ma jakiegoś ogromnego problemu z wydawaniem pieniędzy, jest oszczędny, ale nie mogę go też nazwać sknerą. Tylko jeśli chodzi o zamieszkanie razem - to tutaj bardzo obawia się o pieniądze i doskonale widać, że wymaga ode mnie dużej niezależności. Tak jak wspominałam, nigdy nie chciałabym i nie będę niczyją utrzymanką, dlatego nie chciałabym utrzymywać się wyłącznie z jego pieniędzy, ale myślę, że byłoby to sprawiedliwe gdybyśmy wynajmując mieszkanie dzielili się pieniędzmi chociażby w taki sposób, że to on dokładał by się więcej, ponieważ zarabia dużo, dużo więcej ode mnie i ma stałą pracę. On ma 30 lat, ja 24.
Według mnie brak wspólnego sprawdzenia się w postaci wynajmowania mieszkania chociażby przez rok to właśnie loteria. Dobrze nam się razem układa, ale spotykanie się w weekendy to nic w porównaniu do mieszkania ze sobą. "Szara" codzienność pokaże mi wszystko i da mi jakąś gwarancje na to jak będzie w przyszłości i czy warto myśleć o nim jako o mężu. Natomiast na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie myśleć o nim poważnie, bo nie mieszkamy razem i nie wiem jak zachowywałby się w normalnym, codziennym życiu. Jestem konkretną osobą i nie chcę czekać aż znajdę stałą pracę i będę jako tako "ustawiona", bo to może zabrać mi naprawdę dużo czasu albo i nawet nie - nie mam pojęcia jak będzie. Nie jestem cierpliwa, chciałabym sprawdzić to wszystko już, teraz. Zależy mi na założeniu rodziny, ogólnie na tym żeby już układać sobie życie. Wyprowadzka dałaby mi możliwość poznania mojego faceta, ale także miałabym dużo większe szanse na znalezienie stałej pracy w większym mieście.
Przeniesione z kolejnego tematu Autorki:
Mieszkam z moim chłopakiem od prawie 3 lat w mieście oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów od mojego domu rodzinnego. Dobrze dogaduje się z moim chłopakiem, nie mamy raczej żadnych konfliktów. Jednak mimo, że wydaje się, że wszystko jest w porządku, nie jestem szczęśliwa.
Bardzo tęsknię za moim rodzinnym domem i miastem. Zawsze odwiedzam swoją rodzinę w weekend i wtedy czuję, że żyję, że to jest moje miejsce. Czuję po prostu, że moje serce jest tutaj. Uwielbiam swoje rodzinne miasto - jeziora, parki, natura, spokój.
Kiedy wracam do miasta, w którym obecnie mieszkam to czuję ogromny smutek i nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie czuję się tutaj komfortowo. Nie mam ogrodu, gdzie mogłabym spędzić czas, poczuć się swobodnie, dookoła są same szare budynki, zgiełk, hałas, pełno nieznajomych twarzy, pogoń za pieniędzmi.
Najgorsze jest to, że nie mogę wrócić do swojego rodzinnego miasta, bo tutaj nie ma dla mnie szans na pracę i stabilizację. W miejscu, w którym jestem mam pracę, jestem niezależna, mieszkam z chłopakiem, którego kocham, ale moje życie wygląda tak, że zawsze czekam na weekend, a w tygodniu żyję jak robot - chcę go tylko jakoś przeżyć, duszę się w mieszkaniu, duszę się idąc na spacer po mieście, zagłuszam myśli pracą i muzyką, a jak przychodzi weekend lub wolny czas to znowu jestem przygnębiona.
Próbowałam jakoś polubić to miasto, przekonać się do niego - nic z tego. Mój chłopak też czuje podobnie, nie jest przyzwyczajony do życia w bloku i również jak tylko może spędza czas w swoim domu rodzinnym - tam grzebie przy swoim aucie, majsterkuje i widzę, że czuje się wtedy szczęśliwszy. Niestety ciężko jest nam również zrobić jakiś krok do przodu - chcemy założyć rodzinę, ale nie możemy sobie tego wyobrazić, jak to zrobić mieszkając na ostatnim piętrze w bloku, bez windy, w małym mieszkaniu gdzie ledwo mieszczą się nasze rzeczy. Tak bardzo marzymy o ślubie, dzieciach, ogrodzie, zwierzakach. Niestety nie stać nas na dom. Dopiero za kilka ładnych lat możemy o tym pomyśleć, a lata lecą. Nie wiem już czy ze mną jest coś nie tak? Czy może powinnam cieszyć się małymi rzeczami? Tylko ja nie potrafię... Zaciskam zęby każdego dnia, ale chyba psychicznie już nie wytrzymuję.
Z jego perspektywy może to wyglądać tak, jakbyś chciała go wykorzystywać finansowo. Ja tam bym poczekała ten rok, dorwała jakąś pracę, nawet nie w zawodzie, a potem wznowiła temat wspólnego mieszkania. I też jestem zdania, że gdy jedna strona zarabia więcej, to automatycznie płaci też więcej. U nas to tak funkcjonuje,chociaż oboje mamy tak niestabilne zawody że raz to ja jestem tą bardziej obciążoną finansowo, a raz on.
Nie komentuj 1 posta sprzed 2,5 roku lecz ostatni wrzucony przez moderatorke.
Ciężko coś doradzić. Ewidentnie wszystko rozbija się o finanse. nie znam realiów, nie wiem czym się zajmujecie itp. własny biznes może ? No ale skoro mowisz, że nie ma szans na powrót w rodzinne strony to tak pewnie jest.
Tak to najczęściej jest jak osoba nie przyzwyczajona nagle musi zamieszkać z bloku otoczona betonem. Cóż można doradzić. Dom. To o czym sami pomysleliscie. Przeliczcie dokładnie swoje finanse. Przeanalizuj rynek nieruchomości. Może jednak byłoby Was stać. Kredyt jest nieunikniony