W ubiegłym roku mój mąż z synem wbili na autostradę do Niemiec, Junior był świeżo upieczonym kierowcą, więc żeby nabierał szlifów, to gdzieś w połowie drogi, już po stronie niemieckiej, przesiedli się za kierownicą. Jechał podobno bardzo dobrze, więc mąż zrelaksowany lekko przymknął oko, na co w pewnej chwili słyszy "K**wa!"
Co ciekawe, syn nigdy nie klnie, a przynajmniej nie przy nas, tym bardziej mąż zaskoczony ocknął się i pyta co się stało. - "5 kilometrów mi zabrakło do dwustu na liczniku, a ten mi wyjechał!". I tak to jest dać młodemu wolną rękę
.
Osobiście rzadko czuję wspomniany dreszczyk, ale zdarza się, choć panikarą nie jestem. Wynika to z reguły z sytuacji na drodze albo umiejetności, lub raczej ich braku, kierowcy, który nie potrafi realnie ocenić swoich możliwości - wtedy bywa, że reaguję i proszę (lub z prośbą ma to niewiele wspólnego
), aby zwolnić.
Za to swego czasu mój syn narzekał, że kiedy jedzie ze mną jako pasażer (wtedy nie miał jeszcze własnych uprawnień), to do szału doprowadza go, że podczas jazdy zamiast skupić się na tym, co powinnam, wykonuję sto dodatkowych czynności, łącznie ze wspomnianym czytaniem i wysyłaniem sms-ów, szukaniem czegoś w torbie, która leży na tylnym siedzeniu, o rozmowie przez komórkę nawet nie wspominając. Tak niestety działa rutyna i pewność siebie. Kiedyś jednak, ale wtedy zawiódł samochód (stało się coś z amortyzatorem), a pogoda była fatalna, więc ja skoncentrowałam się na jeździe, zepchnęło mnie na bok i wylądowałam w rowie. I choć poza uszkodzeniem auta nic się nie stało, to nie było to przyjemne uczucie, za to nauczyło mnie ogromnej pokory. Teraz sms-ów nie wysyłam, rozmawiam tylko przez słuchawkę, a jeśli muszę coś skądś wyjąć, to robię to o niebo ostrożniej
.