Koleżanka żony - jak pomóc? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Koleżanka żony - jak pomóc?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 12 ]

1

Temat: Koleżanka żony - jak pomóc?

Cześć.

Poczytałem trochę ten dział forum (włos na głowie się jeży), ale nie znalazłem podobnej sytuacji.

Niecałe dwa miesiące temu zadzwoniła do mojej żony jej przyjaciółka z dzieciństwa, z którą miała sporadyczny kontakt w ostatnich latach, ale razem się wychowały, czy może u nas przenocować jeden/dwa dni. Widzieliśmy, że ma trudną sytuację w domu ale… to co zobaczyłem to przerosło moje najśmielsze wyobrażenia. Przyszła do nas kobieta pobita, wychudzona, wystraszona – przepraszam za słowa – wrak człowieka. Gdybym zobaczył ją na ulicy, pomyślałbym, ze narkomanka na ostrym głodzie.

Na policję i do szpitala zgodziła się pojechać dopiero po dwóch dniach namawiania. W ogóle to moja pierwsza reakcja była, żeby samemu stłuc gnoja. Naprawdę dramat. Nie widziałem jeszcze tak zniszczonej osoby. Żona nie chce za dużo mówić, ja też nie pytam, ale to były brutalne pobicia, jakieś okładanie kablami, przypalanie, zamykanie w garażu, głodzenie, gwałty … to wszystko się w głowie nie mieści. I to trwało latami. Była z nim w związku ponad 10 lat, to można sobie wyobrazić. Obecnie znajomy prawnik pomaga jej przygotować rozwód i jak mnie spotkał to powiedział tylko, że takiego dramatu dawno nie słyszał.

W każdym razie (na potrzeby postu będę pisał Ania o niej). Ania jest z nami do dzisiaj. Mamy dom i w piwnicy mieszkał kiedyś syn (sam sobie urządził jak miał 15 lat, nie że go na siłę tam trzymaliśmy), także przejęła jego pokój. Chodzi na spotkania, na jakieś terapie, do specjalistów itd. Mimo wszystko … do dzisiaj nie potrafi się uspokoić. Widzę, że się mnie boi. Mojej żonie powiedziała, że ona się boi, że ja zaraz wybuchnę, czy zaatakuje ją.

Opisze proste przykładowe sytuacje:

Zdarza mi się po meczu (gram w piłkę parę razy w tygodniu) zasnąć na kanapie. Ania boi się wejść do pokoju, bo ja mogę się obudzić i ją uderzyć, za to, że się obudziłem. Żona tłumaczy jej, że nic się nie stanie. Boi się cały czas.

Tydzień temu zbiła dwa talerze przy myciu. Tak się złożyło, że żona wracała później ode mnie do domu i jak przyjechałem z firmy to ze łzami w oczach, (ale to były łzy i roztrzęsienie, jakiego nigdy nie widziałem… jakby zabiła kogoś) przepraszała za te talerze. Że ona pieszo pójdzie je zaraz odkupić. O dwa talerze. Szczerze mówiąc nikt by się nie zorientował, ze zniknęły, albo myślelibyśmy, że córka (która jest młoda i jeszcze z nami mieszka) jak zwykle gdzieś je zachomikowała. Dopiero moja żona przez telefon ją uspokoiła.

I praktycznie na każdym kroku jest podobnie. Ja to rozumiem, ale nie wiem jak mogę temu zaradzić. Jak przestać wzbudzać w niej strach?

Staramy się z żoną uważać na to co mówimy, jak mówimy, jak się odnosimy do siebie, nie droczymy się, nie przezywamy (typu – „sklerozo, znowu nie schowałeś mleka do lodówki, łosiu jeden”).


Razem z żoną podjęliśmy decyzję, że Ania może zostać u nas tyle ile będzie potrzeba. Dopóki nie poczuje się na siłach stanąć na własne nogi. Ale przecież ona nie może się mnie bać, bo wtedy chyba nie za bardzo jej będzie lepiej, czy zacznie się przyzwyczajać?

Czy w ogóle to ma sens, czy lepiej, żeby trafiła do jakiegoś profesjonalnego ośrodka? Też nie chcemy zaszkodzić. Co prawda widzimy, że jest lepiej niż było na początku, ale nie mamy doświadczenia w takich sprawach. Może my powinniśmy się udać do jakiegoś specjalisty po poradę? Może razem z nią?

Naprawdę nie wiem co z tym fantem zrobić. A mi jest tak strasznie żal tej kobiety, tak chciałbym pomóc.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Koleżanka żony - jak pomóc?

Jakie to piękne, że tacy ludzie jak Ty i Twoja żona jeszcze istnieją smile Że tak staracie się pomóc kobiecie, nie tylko pustymi słowami, ale na prawdę. Brawo smile
Jak jeszcze możecie pomóc... Myślę, że dobry pomysł z tym specjalistą. Są jakieś ośrodki interwencji kryzysowej, psychoterapie dla ofiar przemocy itp. Jesli kobieta była maltretowana latami, to na pewno sami sobie nie poradzicie z pomocą jej. To znaczy fizycznie jej pomagacie, co jest równie ważne, jesli nie najważniejsze na ten moment, no ale najgorsze ślady przemocy są u niej na psychice i tym już powinien zająć się specjalista.

3

Odp: Koleżanka żony - jak pomóc?

Dajcie jej czas. Niech chodzi na terapię. Z czasem się uspokoi. Straciła poczucie bezpieczeństwa, pewnie nawet nie pamięta już, co to takiego. POTRZEBA CZASU I CIERPLIWOŚCI

4

Odp: Koleżanka żony - jak pomóc?

Bardzo jej współczuję i podziwiam Was za pomoc, mało jest osób, które potrafią fizycznie pomóc komuś, zazwyczaj kończy się na dobrych radach.

Ania powinna chodzić na terapię, ale myślę, że mieszkanie z Wami dobrze jej zrobi. Z czasem przestanie się Ciebie bać i będzie mogła dostrzec jak wygląda normalny związek między kobietą, a mężczyzną, normalna zdrowa rodzina - to ważne, by wiedziała, to może być część procesu odnowy.

Przypomina mi to sytuacje z moją koleżanką. Jak byłyśmy małe bawiłyśmy się raz u mnie w domu. Ona przypadkowo wylała herbatę. Gdy mój Tata wszedł do pokoju sprawdzić, co się stało, to ona trzęsła się jak galareta, ręce jej latały. Można się tylko domyślać, co się działo u niej w domu... sad

5

Odp: Koleżanka żony - jak pomóc?

Jeżeli chodzi o terapię Ani - to był jedyny warunek jaki postawiliśmy odnośnie pozostania u nas. Musi chodzić na terapię. Kropka. Wychowałem się w domu z problemem alkoholowym (ale bez przemocy - ojciec śpioch, nawalił sie w drodze z pracy i spał) i wiem jak kluczowa jest terapia. Tak samo czas - tego mamy do woli. Finansowo z żoną jedna dodatkowa głowa w domu nie specjalnie nam cokolwiek zmienia, dobre chociaż to, że nie musimy się o to martwić. Jak już będzie też czas na pracę (ale to jeszcze chyba trochę potrzeba), to też zarówno żona, jak i ja mamy możliwość zatrudnienia jej u siebie. Pomóc wejść na rynek pracy, aktywizować się po tylu latach.

Nie wiem czy to dobrze, ale staramy się ją wciągnąć w naszą rodzinę. Zabieramy Anie wszędzie, je z nami posiłki, robi zakupy, chodzi na spacery, do knajp, jest pełnoprawnym uczestnikiem naszego życia.

Żona dzisiaj sama podjęła decyzję o umówieniu nas na spotkanie z terapeutą Ani w przyszłym tygodniu w środę. Uważam to za najlepsze rozwiązanie. Sami przed chwilą stwierdziliśmy, że potrzebujemy takiej rozmowy. Nas to wewnętrznie rozwaliło. Ta sytuacja. Mam ponad 40 lat (bliżej do 50, ale się nie przyznaję) myślałem, że jestem twardym facetem i wiele widziałem, a tu się posypałem jak dziecko.

Napiszę jeszcze trochę, bo muszę to wyrzucić z siebie.

Na początku tego maja byliśmy... założyć konto. Dla osoby w moim wieku z dobrym wykształceniem, oczytanej, inteligentnej... zniszczonej po prostu. Konto... coś tak podstawowego. Ona nie miała własnych finansów, wszystko kontrolowane do grosza przez tego gnojka. To jest normalne? W sensie normalne w takiej sytuacji? Przecież to po raz kolejny - W GŁOWIE SIĘ NIE MIEŚCI! Mało tego założyliśmy to konto, wpłaciliśmy jakieś kilkaset złotych, żeby poszła kupić sobie jakieś rzeczy (to kolejny temat... ubrania, takich to chyba w latach 90 nie nosiliśmy). Ania wróciła i tłumaczyła nam się z każdego grosza. Poważnie... Jak robi jakieś zakupy do domu, bo zdeklarowała się, że w zamian za pomoc, ona będzie się zajmować domem - to samo. "Nie było masła w promocji, kupiłam droższe. Przepraszam". Ja się dziwiłem za co ona przeprasza? Przyznaję - sam na początku popełniłem kilka gaf. W tym przypadku myślałem, że żartuje i zacząłem się śmiać, a ona przerażona. W drugą stronę - jak poprosiłem, żeby kupiła mi piwo na mecz, to przytachała z 15 puszek. Do dzisiaj leżą w lodówce.

Po raz pierwszy od iluś lat była w restauracji z nami. Zjedliśmy, wypiliśmy po lampce wina, zapłaciłem rachunek i powiedziałem "dobra laski, ja z młodą idziemy do domu, a wy sobie zostańcie", to Ania zmieszana pyta się "do której możemy zostać"... Znowu gafa z mojej strony. Znowu myślałem, że żartuje. Odpowiedziałem jakimś głupim tekstem o szalonych czterdziestkach, które muszą się wyszumieć. Kobietki zostały sądząc po tym jak wyglądały następnego dnia, to jeszcze trochę wina wypiły, a żona mówi do mnie, że jak zadzwoniłem o 1 w nocy powiedzieć, ze kładę się spać i drzwi są zakluczone na dół, to Ania mało zawału nie dostała, że dzwonię nakrzyczeć. Przecież to jest nienormalne.

Wszystko do góry nogami. Teraz już wiem, że Ania rzadko żartuje i biorę wszystko na poważnie. Tak głupio mi teraz, bo tak przedmiotowo piszę o tym, ale ciężko sobie to poukładać (oczywiście, to pryszcz w porównaniu z tym co Anka przeżywa).

Tego jest naprawdę na pęczki. Przepraszam, że tak to ujmę - ale to trochę jakbyśmy mieli do czynienia z osobą, która przyjechała z kraju trzeciego świata. Wszystkiego musi się nauczyć. Zawsze pyta się o pozwolenie na coś. Na początku pytała nawet, czy może coś teraz zjeść. Też nie wiedzieliśmy co z tym zrobić. Jak jest głodna - to niech je. Proste? No nie do końca. Żona opowiadała (pisałem, że dużo nie mówi, ale coś tam czasem przemyci do mnie), że Ania nie mogła zrozumieć, że może napisać do mnie "nie chce mi się robić obiadu dzisiaj" i zastanawiamy się co zamówić, a nie jest wielka afera z tego.

Jak każde małżeństwo i my mamy większe, lub mniejsze sprzeczki. Choć w małżeństwach z tym stażem raczej toczy się już zażarte dyskusje, aniżeli kłótnie z prawdziwego zdarzenia. Jak kiedyś rano się pokłóciliśmy o jakąś pierdołę typu - znowu nie zalałeś samochodu i spóźnię się do biura. Rzecz o której po dwóch godzinach się już nie pamięta. Ot - codzienność. Ania nie chciała przyjść na kolację, bo "jesteśmy skłóceni". We dwoje jej wytłumaczyliśmy, że musi się trochę przyzwyczaić, bo mamy troszkę gorące głowy i zdarza się nam zażarcie dyskutować, czy trzasnąć drzwiami. A wieczorem będziemy się z tego śmiać. Niby normalne, a jednak...

Kolejna rzecz niby oczywista. Od kiedy pamiętam chodzę na siłownie i jestem stosunkowo dużym człowiekiem (ponad 100kg) co skutkuje tym, że moja córka zaczepia mnie w każdy możliwy sposób. Wiecie - jak córka z ojcem. A to wskoczy na mnie, a to usiądzie na mnie jak śpie na kanapie, a to posiłuje się ze mną. Żona zresztą nie lepsza, jak mi sprzeda kopniaka w piszczel za jakiś głupi tekst (tak, jak można się domyśleć, często zdarza mi się mówić głupoty) to łzy w oczach. Ania przerażona jak to widziała.

I też nieustannie powtarza, że ona na coś nie zasłużyła. Nie zasłużyła na wyjście na kolację w sobotę, bo nie zdążyła umyć podłóg. Nie zasłużyła na spacer, bo coś tam. Zasłużyć na kolację? To też jest normalne w tej sytuacji? Jak można nie zasłużyć na kolację, to jest pytanie. To znaczy, że były sytuacje, że nie mogła zjeść kolacji, bo ... nie umyła podłogi? Ludzie kochani! Ja trzymam spleśniałe opakowanie po jogurcie w nocnej szafce (podjadam nocami - taki feler), a tu takie rzeczy.


Co musiało się tam dziać, że takie rzeczy tak bardzo ją przerażają? Jak straszne to musiało być życie? Kurde! Rozumiecie to? Bo ja nie. Kompletnie.


Nic... będziemy walczyć : ) Za tydzień w środę spotkanie z terapeutką (napiszę co i jak). Zresztą powyższe sytuacje obecnie już nie są tak nasilone. Widzimy, że trochę zaczyna luzować. Ba! Nawet zwróciła mi uwagę, że nie powinienem trzymać opakowań po jogurtach w stoliku nocnym (przyznaję -nie dosyć, że podżeram nocami to bałaganiarz ze mnie). Delikatnie, bo delikatnie, ale to chyba dobry znak. Moja żona wsadziłaby mi co prawda to opakowanie pod poduszkę, albo do marynarki, ale chyba robimy postępy.


Bardzo dziękuję, że komuś chciało się w ogóle to czytać. Mocno chaotyczne to, ale podobny chaos mamy w głowie.

6

Odp: Koleżanka żony - jak pomóc?

Jesteście dobrymi przyjaciółmi. Chciałabym mieć takich.

7

Odp: Koleżanka żony - jak pomóc?

Świetni z was ludzie, nie każdy ma takie szczęście. Możemy się tylko domyślać co działo się u niej w domu, fajnie ze pomogliscie sądzę że z biegiem czasu dzięki waszej pomocy będzie coraz lepiej. Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis i mam nadzieje zna coraz większe postępy smile

8

Odp: Koleżanka żony - jak pomóc?

Dobrze to i pięknie, że jej tak pomagacie. Choć z drugiej strony, może nie przesadzajcie też jednak z takim hm... nadmiernym wczuwaniem się, przeżywaniem tej sytuacji. Chodzi mi o to, że trzeba miec trochę dystansu do takich przykrych sytuacji w życiu, żeby z kolei nas to nie pociagnęło w dół. Trudno jest oczywiście nie współczuć - i to jest naturalne, i dobre, że się współczuje - ale obawiam się tylko trochę, żeby wasze życie za jakiś czas nie zaczęło się kręcić wyłącznie wokół Ani... Bo wy też macie swoje problemy, swoje potrzeby - i nie można o tym zapominać. Warto pomagać, ale przy tym żeby własnego życia nie zaniedbywać.
To, że Anię zabieracie wszędzie... hm, może na ten moment jest to OK, bo jest ona jeszcze w szoku, nie wiadomo co może zrobić, jak zostanie sama. Ale uważam, że wam też, jako rodzinie, należą się chwile tylko ze sobą, bez osoby trzeciej, jaką jednak bądź co bądź jest Ania. Więc jeśli za jakiś czas poczujecie taką chęć wyjść sobie gdzies tylko razem, to nie powinniście się czuć winni, że Ania - dorosła przecież kobieta - zostanie przez jedno popołudnie czy wieczór sama. Najpierw może niech ona trochę odżyje, niech pójdzie do tego psychologa i ogółem trochę żeby się poczuła pewniej w życiu. Ale nie możecie też jej wiecznie tak niańczyć. Prędzej czy później ona będzie musiała się zmierzyć z prawdziwym życiem. Nie może być tak całkiem chowana pod kloszem. Bo ona najpierw sie uczyła niesamodzielności pod kloszem - złym i chorym - u męża, gdzie rozumiem, że była trzymana w domu, nie pracowała, nie wychodziła do ludzi. A teraz jest pod kloszem co prawda diametralnie innym, gdzie jej dobrze i spokojnie, i może trochę "wylizać rany". Tylko musi nadejść też taki moment, gdzie będzie ona co nieco wypychana spod tego klosza. Małymi kroczkami oczywiście, ale warto też ją przygotowywać do tego, że kiedyś będzie musiała opuścić wasz dom i żyć sama. Więc to spędzanie ze sobą czasu na przykład - teraz ciągle ktoś przy niej ejst i może to dobrze, nie wiem, ale pewnie tak czujecie, intuicja podpowiada, ze ona by tego chciała. I ciągle jest z wami, żyje waszym życiem. Tylko, że trzeba też w pewnym momencie (nie mówię, że już, teraz, ale może za miesiąc, dwa...?) zacząć delikatnie ją wypychać z tego "ciepłego gniazda". Musi ona się najpierw wzmocnić psychicznie oczywiście. No i dobrze, żeby wiedziała, że zawsze może na was liczyć, w sensie: jako na przyjaciół, życzliwe osoby. Ale nie możecie jej nadmiernie też matkować. Bo ona powinna się samodzielności uczyć i psychicznej odrębności od innych ludzi. Bo jeśli tego się nie nauczy, to znowu wpadnie w sidła jakiegoś typa, który będzie jej mówił co ma robić, jak ma robić, kiedy ma robić... Ona musi więc się nauczyć życia samodzielnego, decydowania o sobie. Żeby umiała podejmować decyzje nawet co do podstawowych spraw i tych decyzji bronić. Więc też radziłabym wam ogólnie nie wyręczać jej w różnych sprawach, pomagać jej w nich, ale niech ona też ma swój udział w tym, niech działa razem z wami, a nie tylko czeka na pomoc, no i zostawiać jej różne decyzje, pytać co by chciała, tak żeby ona się uczyła decydować o sobie. Przede wszystkim musi z nią rozmawiać psycholog, ale żona też jako jej przyjaciółka powinna jej pewne rzeczy wytłumaczyć. Nie jest to łatwa sytuacja, rozumiem, to delikatne kwestie wszystko. Ale jak kobieta przetrwała 10 lat ostrej patologii, to znaczy, że ma w sobie siłę smile I tą siłę trzeba w niej na nowo uruchomić. Jak ją w sobie znajdzie, to jeszcze zmieni się nie do poznania, zobaczycie smile

9 Ostatnio edytowany przez rlecze (2017-06-11 22:45:34)

Odp: Koleżanka żony - jak pomóc?

Koczek:

Super post! dziękujemy bardzo. Masz rację, nie możemy wejść w rolę rodziców. Czekamy na wizytę u terapeuty i zobaczymy jakie będą wytyczne.

Nas to po prostu tak mocno dotknęło, że trochę przesadziliśmy smile Ten weekend był super - pojechaliśmy wszyscy na Mazury i nareszcie Ania mówiła co chce. Że to jej pasuje, to nie, że chce na łódkę, a kajak nie tym razem. Troche asertywności z jej strony, to nas mocno ucieszyło.

No i po raz 1 poprosiła mnie o coś. Poprosiła, żebym zrobił jej zakupy, bo uwaga! ... ma zakwasy po łódce! Rewelacja dla nas!

Oraz, to też myślę że postęp, razem z moją córką wrzuciły mnie z pomostu do wody. Super, bo się naśmialiśmy wszyscy : ) No i nie było tego przerażenia w oczach. Wzięły mnie z młodą z zaskoczenia i chlast do wody. Świetna sprawa.

10

Odp: Koleżanka żony - jak pomóc?

Dobrze się czyta, jakby ciąg dalszy historii książkowej Ani Shirley - w tym przypadku, po przyjściach - czekam na ciąg dalszy.
Jak sobie z tym poradzicie i kiedy ona stanie się.. no właśnie.. na to czekam.

11

Odp: Koleżanka żony - jak pomóc?

Naprawdę wspólczuje tej kobiecie. W takim przypadku to tylko specjalista jest w stanie pomóc i najlepiej jak pójdzie sama. Oczywiście to musi być kobieta. Chociaż po tak tragicznych przeżyciach to ciężko zaufać nie tylko mężczyźnie ale takze innej osobie.. Prawdopodobnie będziecie musieli ja namówić ale to jedyne rozwiązanie.

12 Ostatnio edytowany przez KatKat33 (2017-06-19 10:19:03)

Odp: Koleżanka żony - jak pomóc?

Przywracasz mi wiarę w ludzi smile
Fajnie że pomagacie Ani, że może na Was liczyć.

Ale wyznacz granicę poza którą jesteś tylko Ty i żona.  Bo teraz jest ok, trzeba kobiecie pomóc stanąć na nogi. Psychicznie przede wszystkim. Potem pewnie jakoś przy organizacji nowego życia....
Może przyjść moment ,że Wasze obecne życie będzie się kręcić tylko wokół niej, że zajmie większość waszych myśli a to już nie będzie dobre dla Waszego małżeństwa. Staniecie się za nią odpowiedzialni jak za dziecko....
Pamiętaj o tym i wybacz mój racjonalizm, nie chcę Cię hamować w pomaganiu, wyznacz granice...Piszę to na podstawie własnego doświadczenia.

Posty [ 12 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Koleżanka żony - jak pomóc?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024