Hej
Mieszkam ze swoją kobietą w Tajlandii od ponad 6 miesięcy i... straciłem dużo na wadze. W Polsce ważyłem około 72 kg przy wzroście 180 cm. Teraz około 62 i wciąż moja waga spada.
Codziennie jest upał po 40 stopni, ja jestem typem człowieka, który jak jest upał to nie mogę jeść, tylko wciąż mi się chce pić.
Pracuję 7 dni w tygodniu. Od poniedziałku do piątku po 12 godzin. Największym problemem jest to, że nie czuję apetytu. Po prostu nie chce mi się jeść i przez to mogę nie jeść nawet cały dzień. Czterdziestostopniowy upał daje w kość, do tego tajskie jedzenie jest trudne do zaakceptowania. Wobec tego jadam tylko nisko proteinowe jedzenie(2, 3 razy w ciągu dnia). Większość czasu zmuszam się do jedzenia, czuję nadchodzącą batalię przed kolejnym posiłkiem. Często też zapominam zjeść. Jest to strasznie męczące.
W tym samym czasie, moja dziewczyna pożera ogromne połacie jedzenia. A to ryż, stek jeden z drugim plus przekąski wysoko proteinowe plus jeszcze coś tam. Waży już więcej ode mnie bo 65(i wkrótce sięgnie 70). Narzeka, że widzi się grubą, ale nic nie chce zmienić. Kiedy jemy razem, ja biorę na siebie jeden(nieduży) stek z frytkami plus surówka. Ona podwójną porcję ryżu, 2 steki plus kilka przekąsek(w Tajlandii to zazwyczaj jedzenie z ulicy jak szaszłyki, małe porcje kurczaka lub szejki).
Jak to widzę, zbiera mi się na wymioty. Odechciewa jeść. Jak ktoś może tyle jeść przy takim upale?
I to nie tylko ona, ale też reszta Tajów tak robi. Niebywałe.
Powiedziałem jej o tym, że jak tyle je to mi się odechciewa jeść. Wówczas zapada grobowa cisza, ona czuje się niewygodnie, bo je prawie 2,3 razy więcej ode mnie i się z tym zupełnie nie ukrywa.
Ostatnio wyznała mi, że nie podoba jej się moja waga. Odkąd przyleciałem do Tajlandii to straciłem jej bardzo dużo. Widzi teraz moje wystające kości policzkowe, moją chudą klatkę piersiową, chude ręce i nogi. Zmęczone oczy. Ja staram się jak mogę, tylko problem polega na tym, że nie czuję apetytu, a jak się zmuszam do jedzenia to potem wymiotuję. Kupiłem nawet specjalne tabletki, zrobiłem listę ile i co zjadłem, ale to wciąż za mało.
Ona coraz bardziej się martwi. To co jem to dla niej nawet nie jest przekąska i przez to chodzi zdołowana, nieszczęśliwa. Nie chcę jej takiej widzieć.
Powoli czuję, że przestaję być dla niej atrakcyjny.
Co robić?
Postanowiliśmy pójść do jakiegoś specjalisty, który by pomógł mi w walce z jedzeniem. Ale to dopiero za jakiś czas, gdyż są ogromne kolejki.
Miał ktoś podobny problem?
Naprawdę każda rada się przyda, żeby pomóc mi w tej batalii.
PS: Nie jestem trollem, nie wyssałem tej historii z palca jak co niektórzy mogą myśleć.
Jak ktoś zainteresowany, to zapraszam na e-mail.
Pozdrawiam