Cześć,
Mam 28 lat. Byłam w związku 5 letnim z czego 3 lata mieszkaliśmy razem, ale czekałam na ruch chłopaka taki jak zaręczyny, dziecko, własne mieszkanie (wynajmowaliśmy) i mimo, że jasno o tym mówiłam chłopak nic z tym nie robił, myślał o karierze, własnym rozwoju. Zerwałam z nim, powiedziałam, że nie chcę z nim już być za długo czekam, mówił, że to się zmieni, ale już to słyszałam i uznałam, że dość, chce czegoś więcej, chce czuć się wyjątkowa.
Po rozstaniu poznałam kogoś innego, rozwodnik 30 lat. Rozmawialiśmy o swoich potrzebach, marzeniach miałam wrażenie, że zgadzamy się ze sobą w 100%. Nie miał dzieci, chciałby je mieć, był mną zachwycony, kwiaty, komplementy, czułam się jak księżniczka... tak mi tego brakowało, żeby poczuć się wyjątkowo.
Mój były pisał, że tęskni, że nie śpi po nocach i chociaż po tych SMSach pękało mi serce prosiłam, żeby przestał.
Nowy partner mnie zaczął rozczarowywać swoją nerwowością, raz po alkoholu zachował się agresywnie. Uznałam, że kocham mojego byłego, że nie chcę być z tym chłopakiem. Jednak w życiu bym nie pomyślała, że... zajdę z nim w ciążę. Zabezpieczaliśmy się, widocznie musiał nie zachować uwagi (prezerwatywa).
Zaczęłam strasznie płakać, że nie chce tego, jednak mnie przekonywał, że damy rade on ma własne mieszkanie, wyremontujemy, cieszył się, powiedział, że zadba o nas. Uwierzyłam uznałam, że może to moja jedyna szansa na macierzyństwo (mam niedoczynność), mam swoje lata, przecież chciałam dziecka. Tarczyca skakała, byłam ciągle zmęczona, senna, było mi niedobrze. Nie rozumiał tego, denerwowało go to. Ja coraz więcej płakałam, on był coraz bardziej złośliwy, w efekcie zaczął mnie wyzywać od najgorszych. Urządzał mi piekło. Kłóciliśmy się cały czas. Przez cały ten czas tęskniłam za byłym, wiedział o ciąży już na początku, jednak uznałam, że dla dobra dziecka postaram się budować związek z ojcem dziecka.
Ciągłe afery no i rozstaliśmy się jak byłam w 10t ciąży. Na usunięcie ciąży za późno nim bym się zorganizowała. Były chłopak bardzo mi pomagał, musiałam się przeprowadzić do rodziców, a nawet jak byłam chora przywiózł mi obiad, płakałam strasznie, żałowałam naszego rozstania, jednak powiedział, że nie będzie wychowywał nie swoje dziecko i dla nas już za późno. Okazywał mi troskę i pytał jak się czuję, jednak gdy tylko nawiązywałam do mojej tęsknoty uznawał, że to dlatego, że nie chce sama wychowywać dziecka i sam wszedł w nowy związek.
Ojciec dziecka nie interesuje się mną, nie dokłada mi się do wydatków wyprawki, ani kosztów ciążowych. Będę tego dochodzić w sądzie łącznie z alimentami. Raz na jakiś czas pyta jak się czuję (2-4tygodnie) i czy czegoś mi potrzeba. Informowałam go uczciwie o wynikach badań,przesyłałam zdjęcia USG oraz paragony kosztów. Jak za którymś razem zapytał czy czegoś potrzebuje zapytałam po co o to pyta jak nie robi przelewu. Napisał, że nie wie czy dziecko jest jego, że ja mu powiedziałam, że potrzebuje testów DNA, żeby sprawdzić bo spotykałam się z różnymi mężczyznami. Nigdy, nigdy nie użyłam takich słów. Odpisałam mu to zrobił ze mnie osobę pazerną i że jak potwierdzimy DNA sądownie to on część kosztów wyprawki mi zwróci.
Tak to mniej więcej wygląda. Z ojcem dziecka po tych wszystkich akcjach nie będę. Cholernie tęsknie za moim byłym i ciągle mam wyrzuty sumienia, że po co to rozstanie, po co poznanie nowego, po co ta ciąża, że byliśmy bardzo dobrą parą. Co wieczór miałam do kogo się przytulić z kim spędzić czas... a teraz sama z rosnącym brzuchem... nie ma z kim dzielić się tym jak kopie...
Nie wiem jak znaleźć siłę. Głaszczę się po brzuchu i przepraszam go za mój płacz, nerwy... Jestem już w 6 miesiącu ciąży i... boję się, że nie pokocham tego dziecka tak mocno bo nie jest owocem miłości, bo nie jest tego którego chciałabym, aby było... musiałam wrócić do domu rodzinnego z którego wyszłam, cofnąć się. Wrociłam do miasta gdzie większość znajomych zna mnie jako dziewczynę byłego, a teraz sama z brzuchem... wstydzę się tego w co się wpakowałam, nie umiem pozbyć się tego wstydu i żalu. Tak to moja głupota i moja wina. Czasem wizualizuję sobie spacery z dzieckiem i mi lepiej, a po chwili myślę o tym jak ludzie wspólnie przeżywają macierzyństwo i ogarnia mnie rozpacz. Wstydzę się, że znajomi moi i byłego mnie zobaczą z brzuchem, że za plecami mają używanie... mam małe grono osób, które mnie wspierają. Ciężko pogodzić mi się ze stratą, rozstaniem z byłym i zaakceptować moja sytuację. Dziecko jest niewinne, ale boje się, że nie będę potrafiła sama je wychować, okazywać odpowiednio miłości i brakuje mi sił... czasem życie wydaje mi się takie nieznośne, że mam ochotę popełnić samobójstwo i zakończyć to... nie mam ochoty szarpać się po sądach... miałam kiedyś takie spokojne życie i zasypiałam przytulona, a teraz często leżę i czekam na sen, który nie chce nadejść, a rano budzę się przerażona...
Jak pożegnać się w myślach z byłym życiem i znaleźć siłę na nowe? jak nie patrzeć na to co mnie spotkało na zasadzie winy i kary... jak cieszyć się z macierzyństwa?