Witam. Zdaje sobie sprawę że jest to forum dla kobiet, ale tworząc tu temat liczę na to, że ktoś trzeźwy sprowadzi mnie na ziemię.
Jestem mężczyzną 30+, mam piękną żonę, mądrego syna, stabilną pracę, mieszkanie itp. I problem. Coraz częściej popadam w stany przez które nie potrafię się cieszyć. Zero radości,satysfakcji.Nawet rozmawiać mi się nie chce. Dopada mnie przygnębienie. Zaczynam się izolować od najbliższych (dosłownie cierpią na tym właśnie żona z synem) staje się nerwowy. Nieraz agresywny gdzie później mam wyrzuty sumienia. Ja to wszystko wiem że tak się dzieje. Zdaje sobie z tego sprawę że robię źle,a zarazem nie potrafię z tym walczyć. Otrzymuje czesto pytania dlaczego jestem niezadowolony...Ja wiem czemu,ale przecież nie powiem że znudziłem się życiem!
Czemu nie potrafię o tym porozmawiać z żoną? Pewnie dlatego że mnie nie zrozumie.
Jestem świadomy tego że życie mnie nie cieszy a prędzej nudzi...
Rodzinne wyjazdy są fajne do momentu powrotu. Potem prowadzę wew. wojnę sam ze sobą.Studia skończone. W pracy również podniosłem poprzeczki aby mieć max satysfalcji. I dalej nic...
Miłości w sobie mam tyle że mógłbym obdarować cały świat -ale co z tego...
Mam dla kogo żyć, i po co żyć - mam i bardzo i krzywdzę