Witam wszystkich : ) właściwie to chciałabym was zapytać może o radę. Właściwie tak to można nazwać. Studiuję na uczelni, która znajduje się w tej czołówce uniwerków medycznych (być może ma to jakieś znaczenie związane z tematem). Ciężko jest się dostać na taką uczelnie i dwa jest dość sporo nauki - oczywiście zależy od kierunku. Nie studiuję medycyny, ale w tym roku poprawiam maturę i kto wie. A problem jaki chciałabym poruszyć tyczy się tego, jak są traktowani studenci, ale nie przez profesorów którzy naprawdę są kochani, ale przez rówieśników. Istnieje bardzo duża hierarchiczność wśród studentów. Krótko mówiąc bardzo często spotykam się z dezaprobatą ze względu na kierunek. A studiuję medycynę lab. Zupełnie nie rozumiem jak przyszli lekarze mogą traktować innych z taką pogardą i wręcz porównywania z gównem. Mało tego, również farmacja zachowuje się jak panowie świata w stosunku do mojego kierunku, mimo tego że większość mojego roku bez problemu dostała się na farmację, ale nie chciała iść. W tym również ja, uważam że analityka jest ciekawsza . Powracając do tego co jest moim problem - pomału zaczynam czuć się właśnie jak gówno i wierzyć w to że nic nie znaczę. Wiele razy już podkreślane było przez naszych lekarzy/ profesorów/ doktorów którzy nas uczą, że nie mamy w ogóle zwracać uwagi na takie zachowania ze strony lekarskiego, bo są młodzi i nie mają w ogóle pokory w sobie, a bez reszty personelu niczego nie znaczą. Tylko że wiecie jak to jest, gdy ma się zajęcia cały czas z nimi, ponieważ mój kierunek ma zajęcia i na wydziale lekarskim jak i na farmaceutycznym, to ciężko jakoś to ominąć. Także prosiłabym o jakąś radę? jak sobie poradzić z takim dodatkowym obciążeniem. Nie ukrywam, że naprawdę zaczyna mi to bardzo ciążyć i dochodzę do wniosku, że do niczego się nie nadaję ; ) tylko dlatego że większość sądzi że ludzie z mojego kierunku zajmują się tylko analizą wydzielin, wydalin - co nie jest prawda, ponieważ uwaga, jakże to odmienne od powszechnej wiedzy, można pójść np.: w kierunku genetyki i zostać cytogenetykiem ; ). Raczej wydaje mi się że to nie tylko problem mojego kierunku, ale również innych.
2 2017-03-30 14:11:38 Ostatnio edytowany przez Cougarzyca (2017-03-30 14:14:56)
Studiuję na uczelni,
Nie studiuję medycyny, ale w tym roku poprawiam maturę i kto wie
A studiuję medycynę lab
Albo ja mam problem z rozumieniem tekstu pisanego, albo Ty z napisaniem zrozumiałego tekstu...
Co do Twojego problemu: słyszałam, że potem na stażach jest jeszcze gorzej. Być może w ten sposób psychicznie przygotowują Was do zawodu. Pytanie, czy Ty masz na coś takiego ochotę.
3 2017-03-30 14:14:05 Ostatnio edytowany przez Dzelma (2017-03-30 14:15:02)
Dzelma napisał/a:Studiuję na uczelni,
Dzelma napisał/a:Nie studiuję medycyny, ale w tym roku poprawiam maturę i kto wie
Dzelma napisał/a:A studiuję medycynę lab
Albo ja mam problem z rozumieniem tekstu pisanego, albo Ty z napisaniem zrozumiałego tekstu...
Być może nie napisałam zbyt zrozumiale ze względu na to że się śpieszyłam ; ) studiuję na uczelni medycznej, ale nie medycynę, tylko medycynę laboratoryjną. A mój kierunek ma związek z postawą jaką wykazują inni - ci z wyższej "hierarchii"
Być może nie napisałam zbyt zrozumiale ze względu na to że się śpieszyłam ; ) studiuję na uczelni medycznej, ale nie medycynę, tylko medycynę laboratoryjną. A mój kierunek ma związek z postawą jaką wykazują inni - ci z wyższej "hierarchii"
Sorry, ja starej daty ze starą maturą, ze starego systemu. Da się tak i studiować i poprawiać maturę?
A wśród lekarzy też nie ma czasem hierarchii?
Dzelma napisał/a:Być może nie napisałam zbyt zrozumiale ze względu na to że się śpieszyłam ; ) studiuję na uczelni medycznej, ale nie medycynę, tylko medycynę laboratoryjną. A mój kierunek ma związek z postawą jaką wykazują inni - ci z wyższej "hierarchii"
Sorry, ja starej daty ze starą maturą, ze starego systemu. Da się tak i studiować i poprawiać maturę?
A wśród lekarzy też nie ma czasem hierarchii?
Da się, tylko uczysz się i na uczelnie i przygotowujesz się samemu do maturki ; ) wystarczy złożyć deklarację do swojego byłego liceum z jakich przedmiotów chce się poprawić wyniki, oni wysyłają to dalej i sprawa załatwiona. Być może jest, lecz mi chodzi bardziej o sytuację na uczelni.
Być może jest, lecz mi chodzi bardziej o sytuację na uczelni.
Jak wspomniałam dwa posty wyżej - może to jest jeden ze sposobów, by ludzi przygotować do zawodu (do hierarchii) i czekających na nich trudności.
A tak z ciekawosci - po co poprawiac maturę, skoro już się studiuje na wyzszej uczelni?
Zakladam, że tam poziom wiedzy powinien byc wyzszy... trochę to nielogiczne.
A ja to widzę nie problem, że "ci z kierunku lekarskiego czują się lepsi", ale że Ty masz - według mnie - zaniżoną samoocenę, może kompleksy, bo marzyłaś o medycynie a Ci się w tym roku nie udało, albo bałaś się spróbować. Dlatego widzisz w tym ich rzekomym wywyższaniu się problem.
Skoro studiujesz to co Ci się podoba, widzisz, że jest to potrzebne (a jest, bo diagnoza w medycynie w dużej mierze opiera się na wynikach badań laboratoryjnych) to co Cię to obchodzi co myślą o tym inni?
Przychylam się do prośby poprzedniczek - wykaż więcej staranności podczas pisania swoich postów, bo naprawdę ciężko czasem zrozumieć sens wypowiedzi. Nie spiesz się, spokojnie poczekamy na Twoją odpowiedź.
A tak z ciekawosci - po co poprawiac maturę, skoro już się studiuje na wyzszej uczelni?
Zakladam, że tam poziom wiedzy powinien byc wyzszy... trochę to nielogiczne.
żeby studiować inny kierunek na który chciało się iść od początku, a się nie dostało : )
A ja to widzę nie problem, że "ci z kierunku lekarskiego czują się lepsi", ale że Ty masz - według mnie - zaniżoną samoocenę, może kompleksy, bo marzyłaś o medycynie a Ci się w tym roku nie udało, albo bałaś się spróbować. Dlatego widzisz w tym ich rzekomym wywyższaniu się problem.
Skoro studiujesz to co Ci się podoba, widzisz, że jest to potrzebne (a jest, bo diagnoza w medycynie w dużej mierze opiera się na wynikach badań laboratoryjnych) to co Cię to obchodzi co myślą o tym inni?Przychylam się do prośby poprzedniczek - wykaż więcej staranności podczas pisania swoich postów, bo naprawdę ciężko czasem zrozumieć sens wypowiedzi. Nie spiesz się, spokojnie poczekamy na Twoją odpowiedź.
mam zaniżoną samoocenę ; ) ale post napisałam, ponieważ wiele osób zwróciło na to ostatnio uwagę, nie tylko ja.
Dzelma nie ukrywajmy na uczelnie medyczne i prawnicze często trafiają osoby o za wysokim mniemaniu o sobie. Powody są różne: postawa wyuczona przez rodziców, dostanie się na "trudne" studia, załatwianie spraw przez innych itp . Do tego jak mi wiadomo (w rodzinie mam prof. wykładającego na jednej z uczelni) lekarze przepychają swoje pociechy w rekrutacji . Oczywiście nikt się nie pochwali tym faktem, szczególnie kadra kierownicza. Taki dzieciak zachowuje się arogancko, bo i tak się dostanie i ewentualnie utrzyma przy małych potknięciach?
Rzeczywistość to rzeczywistość. Wyciągnij z tego wnioski i nie oczekuj szacunku od innych. Szanuj siebie, ciężko pracuj i bądź uczciwa - stąd przyjdzie szacunek od normalnych ludzi.
Moja dziewczyna jest analitykiem medycznym, więc znam trochę sprawę, niestety w wielu przypadkach rzeczywiście tak jest, ale nic na to nie poradzisz. Z drugiej strony wielu z Was patrzy z wyższością np na humanistów itd. Ot taka proza życia, jeśli trafi się na ludzi z różnych powodów uprzedzonych.
Uczelnie i zawody medyczne są bardzo specyficzne. Można porównać to do wojska, jak jesteś kotem, to jesteś nikim. Później jak już pniesz się wyżej i coś osiągasz to pomału zaczynają inaczej na ciebie patrzeć.... nie wiem czy to dotyczy wszystkich kierunków ale ja też to odczułam. Natomiast nie odczułam różnicy pomiędzy kierunkami, raczej pomiędzy rocznikami. Wykładowcy I roku nie traktują tak poważnie jak np II roku na II stopniu. A pracy to samo ciągła przepychanka, ale tu już pomiędzy zawodami. Ciężko o pracę zespołową. Ciągle jeszcze trafiają się te orzeszki "to ja jestem wyżej od Ciebie". Przykre. W krajach wysokorozwiniętych tego nie ma, jest zespół i współpraca. W Polsce trochę jak w krajach 3 świata, każdy chciałby być proboszczem we wsi...
Szanuj siebie, ciężko pracuj i bądź uczciwa - stąd przyjdzie szacunek od normalnych ludzi.
Podpisuję się. Każdy zawód, nie tylko z 'gatunku' tzw. prestiżowych, można wykonywać z pasją i oddaniem, a to procentuje. W pracy często występuje rywalizacja, ale Twoja ma służyć przede wszystkim 'zwykłym' ludziom, a jeśli będziesz wykonywać ją z należytą starannością, to wyrobisz sobie markę także w swoim zawodowym środowisku. Z drugiej strony sam fakt, że ktoś jest lekarzem, bez względu na to co sam o sobie myśli, nie czyni go jeszcze kimś szanowanym i poważanym, na nazwisko trzeba sobie zapracować rzeczywistą wiedzą, ciężką pracą i szacunkiem do innych.
Jeśli ktoś, czasem zresztą nie wiedzieć czemu, bo przecież bywa, że nawet nie ma ku temu podstaw, czuje się lepszy, jest wyniosły, z lekceważeniem odnosi się do innych ludzi, to sam sobie wystawia świadectwo - pomyśl o tym w ten sposób.
Ja jestem studentka drugiego roku medycyny i powiem Ci szczerze jestem przerazona tym co piszesz. Nie wiem na jakiej uczelni studiujesz, ale u mnie nigdy sie nie spotkalam z taka pogarda do innych kierunkow. Wiele osob (w tym ja) poza medycyna skladalo papiery np na analityke medyczna, pielegniarstwo czy farmacje i nikt nie widzi w tym nic zlego. Ja osobiscie uwazam, ze kazdy zawod dbajacy o zdrowie i zycie drugiego czlowieka jest tak samo wazny i tak samo odpowiedzialny. Farmaceuta nie istnieje bez lekarza, lekarz nie istnieje bez analityka, analityk nie istnieje bez
pielegniarek, itd. Wiec szanujmy sie. I tez nigdy nie spotkalam sie z jakims kolesiostwem czy przepuszczaniem po znajomosci. Ojciec jednego chlopaka byl asystentem na anatomii w jego grupie i nie dawal mu zadnych forow, a czasem nawet traktowal go ostrzej niz pozostalych studentow. Tak samo nie ma mowy o oszukiwaniu przy rekrutacji, bo jest przeciez elektroniczna. Jednej dziewczynie zabraklo 1 punkta na stacjonarne i rodzice musieli placic (za rok 40tys). Nie pomoglo to, ze pochodzila z rodziny lekarzy, bardzo znanej i szanowanej w srodowisku. Wiec nie wiem jak to u Was jest, ale jak widac na innych uczelniach sytuacja bywa odwrotna
To raczej wiedzą tylko ci "na górze", często sam student nie wie o pomocy rodziny . Co do traktowania własnych dzieci no cóż - jedni wspierają, inni tworzą presję jednak to o niczym nie świadczy. Są dwie drogi - chłopak nie do końca zasłużył i musi się podciągnąć, albo ma wymagającego ojca, który jest asystentem.
To raczej wiedzą tylko ci "na górze", często sam student nie wie o pomocy rodziny
. Co do traktowania własnych dzieci no cóż - jedni wspierają, inni tworzą presję jednak to o niczym nie świadczy. Są dwie drogi - chłopak nie do końca zasłużył i musi się podciągnąć, albo ma wymagającego ojca, który jest asystentem.
Twojej teorii zaprzecza to, ze znam wiele osob, ktore maja bogatych i wplywowych rodzicow lekarzy, a jednak sie nie dostaly na medycyne albo studiuja niestacjonarnie. Nie wiem jak w praktyce rodzice maja przepchnac nieudolne dziecko skoro rekrutacja jest elektroniczna, w dziekanacie sekretarki i inni kandydaci patrza sobie na rece, widza wyniki matury i przy jakiejkolwiek watpliwosci moga podwazyc cala rekrutacje. Takie oszustwo szybko wyszloby na jaw. A co do rodzicow- asystentow to uwierz inni studenci i profesorowie patrza im na rece jeszcze bardziej. Wszyskie egzaminy ustne sa publiczne albo w obecnosci przynajmniej dwoch swiadkow zeby potem nie bylo gadek w stylu "zdal tylko bo jest synem asystenta". Egzaminy pisemne sa wysylane do sprawdzenia w innym miescie przez innych egzaminatorow. To nie jest komunizm, gdzie wygrywal ten kto znal wiecej wplywowych ludzi. Dzisiaj tez sie to oczywiscie zdarza, ale sa to bardzo rzadkie sytuacje. Jesli ktos sie nie uczy, jest leniem albo nie lubi medycyny to nie przetrwa pierwszego roku i zadne znajomki mu nie pomoga.
Pierwszy rok to wkuwanie co jest do lubienia? Można kupić specyfiki wspomagające pamięć. Niestety z automatyki i budowy maszyn musiałam wkuć 5 książek i znajomi z medycyny jakoś podpowiedzieli co i jak . Nie ukrywali, że wszystko wkuwają na blachę, bo inaczej musieliby uczyć się codziennie po 16 godzin stosując jakieś mapy skojarzeń itp.
Tak, tak... dzieci polityków najczęściej nie idą w politykę, dzieci lekarzy najczęściej nie idą na medycynę, dzieci prawników najczęściej nie idą na prawo, dzieci wojskowych najczęściej nie idą do SG czy do zawodowej służby wojskowej. Do tego nie wybierają uczelni, gdzie pracują ich rodzice, bądź rodzice znają wykładowców . Rodzice to takie wspaniałe istoty, że dla dobra dziecka przejdą po trupach nawet za nie i bez ich wiedzy, a najczęściej stanowią zawór bezpieczeństwa (jakby coś się stało). Jeśli mają możliwość to zawsze pomogą tym bardziej jeśli chodzi o status rodziny/przyszłość dziecka. Znają życie i wiedzą, że czasami zdolności dziecka to za mało. Czasami myślimy, że kogoś znamy, a tu takie niespodzianki. Tak było i niestety będzie. Kapitalizm czy komunizm nie mają nic do tego typu zjawisk - nie za dobrze znasz się na ideologiach społecznych i socjologii. To nie ideologie zmuszają do pewnych działań, tylko ludzie wykorzystują ich mankamenty = słabe punkty.
Oczywiście nie twierdzę, że wszyscy studenci/kandydaci powyższych zawodów mają fory, ale nie ukrywajmy, że ten precedens nie istnieje.
Istnieje, ale jest dosc marginalnym zjawiskiem przynajmniej na mojej uczelni. A to, ze dzieci ida w slady rodzicow to nie jest nic dziwnego Dzieci lekarzy sa od malego oswajane z medycyna, chemia, biologia, zamiast konsoli dostaja mikroskop albo zestaw chemika na urodziny i powoli zaczynaja szczerze lubic ta dziedzine. Rzadko kiedy w takich rodzinach dziecko nienawidzi medycyny i idzie na studia za kare. A sekretem tych studentow jest to, ze od gimnazjum zapieprzaja z nauka do matury z chemii, biologii, matmy lub fizyki. Nie doznaja nagle olsnienia w klasie maturalnej, ze fajnie byloby byc lekarzem
. Liczby nie klamia, a to, ze np lekarz (rodzic) z Poznania zna rektora uczelni w Katowicach niewiele zmienia. Sesja weryfikuje kto nadaje sie na te studia, a kto nie. A bez odrobiny pasji to czlowiek nie wryje na blache nawet strony tekstu.
20 2017-05-04 02:32:34 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-05-04 02:34:35)
Istnieje, ale jest dosc marginalnym zjawiskiem przynajmniej na mojej uczelni.
A mi nie chodziło o to, aby podawać liczby, tylko wykazać proceder.
A to, ze dzieci ida w slady rodzicow to nie jest nic dziwnego
Dzieci lekarzy sa od malego oswajane z medycyna, chemia, biologia, zamiast konsoli dostaja mikroskop albo zestaw chemika na urodziny i powoli zaczynaja szczerze lubic ta dziedzine. Rzadko kiedy w takich rodzinach dziecko nienawidzi medycyny i idzie na studia za kare. A sekretem tych studentow jest to, ze od gimnazjum zapieprzaja z nauka do matury z chemii, biologii, matmy lub fizyki. Nie doznaja nagle olsnienia w klasie maturalnej, ze fajnie byloby byc lekarzem
. Liczby nie klamia, a to, ze np lekarz (rodzic) z Poznania zna rektora uczelni w Katowicach niewiele zmienia. Sesja weryfikuje kto nadaje sie na te studia, a kto nie. A bez odrobiny pasji to czlowiek nie wryje na blache nawet strony tekstu.
Jeśli od małego są "oswajane" i nakierowywane na pewną ścieżkę to chyba wyboru nie ma? Zatem jak mogą dokonywać rozpoznania czego oczekują od życia (kim naprawdę chcą być), jeśli są przygotowywane tylko do jednej ścieżki tym samym będąc niezdolnym do pójścia inną? To strasznie przykre... od małego żyć w bańce. To właśnie w dzieciństwie powinno być piękne - nauczyć się że ludzie są interdyscyplinarni.
Też mnie trochę irytuje powszechny pogląd społeczny "bo jest córką/synem profesora". Pracuję w podobnych warunkach (nie chciałbym zdradzać dokładnie o co chodzi, ale nie jestem córką nikogo znanego, wpływowego i bogatego) i mogę szczerze powiedzieć ze doszłam dk wszystkiego sama. Oczywiście nawet kilka razy spotkałam się z opinią ludzi obok (zazdrosnyc?) ze pewnie jestem czyjąś córką. podobnie znam trochę osób będących właśnie dziećmi tych "wpływowych" i próbuje się ich przepychac Ale nie da rady za dużo zdziałać gdy ktoś po prostu się nie nadaje. Do tego obecnie rekrutację są mocno jawne. Powszechnie znane są punkty, każdy sobie może policzyć. Nie takie proste kogoś upchnąć jak naprawdę jest słaby. Oczywiście pojedyncze przypadki się zdarzają, Al jest to moim zdaniem niezmiernie rzadkie.
Ja kończę w tym roku medycynę. Ze względu na moje zajęcia sportowe mam wielu znajomych z innych kierunków - głównie fizjoterapia, ale też pielęgniarstwo, ratownictwo i inne. W żaden sposób nie czuje się od nich lepsza. Tacy sami studenci jak i ja. Ale faktem jest, że nauki mają mniej Ja już siedzę w książkach a dziewczyny dzień w dzień łażą na lody
Nie powiem, że im nie zazdroszczę.
Istnieje, ale jest dosc marginalnym zjawiskiem przynajmniej na mojej uczelni. A to, ze dzieci ida w slady rodzicow to nie jest nic dziwnego
Dzieci lekarzy sa od malego oswajane z medycyna, chemia, biologia, zamiast konsoli dostaja mikroskop albo zestaw chemika na urodziny i powoli zaczynaja szczerze lubic ta dziedzine. Rzadko kiedy w takich rodzinach dziecko nienawidzi medycyny i idzie na studia za kare. A sekretem tych studentow jest to, ze od gimnazjum zapieprzaja z nauka do matury z chemii, biologii, matmy lub fizyki. Nie doznaja nagle olsnienia w klasie maturalnej, ze fajnie byloby byc lekarzem
. Liczby nie klamia, a to, ze np lekarz (rodzic) z Poznania zna rektora uczelni w Katowicach niewiele zmienia. Sesja weryfikuje kto nadaje sie na te studia, a kto nie. A bez odrobiny pasji to czlowiek nie wryje na blache nawet strony tekstu.
Po części się zgodzę a po części nie. Sama pochodzę z medycznej rodziny. To prawda od małego rodzice tłumaczą funkcjonowanie tego świata ożywionego i nieożywionego
Jednak nie jest tak, że syn lekarzy pójdzie tylko na medycynę. Moja mama jest po farmacji, tata po medycynie, ja jestem po biol- chemie i niedługo loguję się na uczelnie na medyka, ale moja młodsza siostra jest typowym humanistą, kończy gimnazjum a czyta repetytoria maturalne z historii, lubi to a jak tylko spytam się rodziców o coś związanego z ludzkim organizmem, by mi wytłumaczyli, to siostra wychodzi, bo jej niedobrze. Ja sama jak w tym roku się nie dostanę na medyka, to składam na inny kierunek (ale nie medyczny typu farmacja czy analityka, bo to mnie nie interesuje).
Co do sprawdzenia wiadomości to uważam, że matura na starej podstawie świetnie sprawdzała wiedzę a teraz jest jakaś tragedia, bo zamiast sprawdzać wiedzę pytania są z tyłka wzięte, niektóre z nich moi rodzice mieli na np III roki studiów i bez znajomości (np. w CKE) nie napiszesz matury na te 90- 100%, bo ocenianie jest bardziej surowe.
Witam wszystkich : ) właściwie to chciałabym was zapytać może o radę. Właściwie tak to można nazwać. Studiuję na uczelni, która znajduje się w tej czołówce uniwerków medycznych (być może ma to jakieś znaczenie związane z tematem). Ciężko jest się dostać na taką uczelnie i dwa jest dość sporo nauki - oczywiście zależy od kierunku. Nie studiuję medycyny, ale w tym roku poprawiam maturę i kto wie. A problem jaki chciałabym poruszyć tyczy się tego, jak są traktowani studenci, ale nie przez profesorów którzy naprawdę są kochani, ale przez rówieśników. Istnieje bardzo duża hierarchiczność wśród studentów. Krótko mówiąc bardzo często spotykam się z dezaprobatą ze względu na kierunek. A studiuję medycynę lab. Zupełnie nie rozumiem jak przyszli lekarze mogą traktować innych z taką pogardą i wręcz porównywania z gównem. Mało tego, również farmacja zachowuje się jak panowie świata w stosunku do mojego kierunku, mimo tego że większość mojego roku bez problemu dostała się na farmację, ale nie chciała iść. W tym również ja, uważam że analityka jest ciekawsza
. Powracając do tego co jest moim problem - pomału zaczynam czuć się właśnie jak gówno i wierzyć w to że nic nie znaczę. Wiele razy już podkreślane było przez naszych lekarzy/ profesorów/ doktorów którzy nas uczą, że nie mamy w ogóle zwracać uwagi na takie zachowania ze strony lekarskiego, bo są młodzi i nie mają w ogóle pokory w sobie, a bez reszty personelu niczego nie znaczą. Tylko że wiecie jak to jest, gdy ma się zajęcia cały czas z nimi, ponieważ mój kierunek ma zajęcia i na wydziale lekarskim jak i na farmaceutycznym, to ciężko jakoś to ominąć. Także prosiłabym o jakąś radę? jak sobie poradzić z takim dodatkowym obciążeniem. Nie ukrywam, że naprawdę zaczyna mi to bardzo ciążyć i dochodzę do wniosku, że do niczego się nie nadaję ; ) tylko dlatego że większość sądzi że ludzie z mojego kierunku zajmują się tylko analizą wydzielin, wydalin - co nie jest prawda, ponieważ uwaga, jakże to odmienne od powszechnej wiedzy, można pójść np.: w kierunku genetyki i zostać cytogenetykiem ; ). Raczej wydaje mi się że to nie tylko problem mojego kierunku, ale również innych.
Nie wrzucaj wszystkich do jednego worka. Na innych kierunkach jest to samo, to zależy tylko i wyłącznie od czyjegoś charakteru. Moja mama jest mgr farmacji, tata lekarz. Mój tata przyjechał do mojego chrzestnego, specjalnie do niego do domu, zbadał mu dzieci, za darmo, poświęcił czas i pieniądze, wypisał leki, a co mówi tacie mój chrzestny- informatyk? Ano powiedział "Wiesz co nie chcę dawać im tego leku"- tak jakby on wiedział lepiej. Za drugą wizytą już nic nie marudził, mama z apteki przyniosła syrop, tata syrop zalecił a mój "mądry" chrzestny, nawet tego syropu dzieciom nie podał (wiemy z pewnych źródeł). W innym wypadku ten sam chrzestny obraził się na moją siostrę, która przetłumaczyła z angielskiego sentencję wiszącą na ścianie w ich salonie (jakaś prosta sentencja) a ten się obraził i wyszedł. Serio, bo on myśli, że jak skończył informatykę to mu medycyna idzie automatem.
Także to nie zależy od kierunku a od osoby. Ja zaś znam najwięcej nauczycieli takich ą i ę i bez przerwy słyszę "Moje dziecko jest najzdolniejsze" albo "Mój Brajanek to wszystkie inne dzieci wiedzą przerósł" i dlatego nie mogę rozmawiać z nauczycielami w okolicy, bo się nie da, ale mamy w rodzinie ciocię, która jest zupełnie normalna, dlatego nie ma reguły.
Jak ci nie pasuje atmosfera to może zmień grupę, ewentualnie uczelnię (trudne, ale da się to zrobić).
Jeśli ktoś ciebie traktuje z góry, to ludzi na swoim kierunku traktuje tak samo. Moja znajoma jest na medyku, była chora tydzień i to tak poważniej i potem nikt jej nie chciał notatek pożyczyć, więc zmieniła grupę i jest zadowolona.
Popracuj nad pewnością siebie i własną samooceną. Niewątpliwie jest zaniżona, bo osoba z wysokim poczuciem własnej wartości nie przejmie się jakimiś bufonami.