Trochę o naszej relacji:
On – 27 lat, ja 25.
Znam go od sierpnia, baardzo dużo pisaliśmy przez FB, codziennie od rana do wieczora. Praktycznie zawsze pisał pierwszy i mocno zabiegał o kontakt. Pierwsze spotkanie było dopiero w grudniu, mówił że jest nieśmiały i rzadko spotyka się z kobietami. I faktycznie – na spotkaniu odczułam, że jest spięty i nie ma wprawy w relacjach damsko-męskich, ale w końcu się przy mnie rozkręcił i było bardzo fajnie. Ale tak się dziwnie wszystko ułożyło, że od grudnia widzieliśmy się zaledwie kilka razy, choć dzieli nas tylko 13 km (święta, sylwester, jego lekka nieśmiałość, później na przemian byliśmy chorzy). Ale wydawało się, że powoli idzie do przodu. W końcu napisał, że mu na mnie zależy, tylko nie chce się z niczym spieszyć, bo ma złe doświadczenia po poprzednim związku. Mi też się nie spieszyło, bo pisanie to jednak nie to samo co spotkania na żywo.
AKCJA WALENTYNKI
Przed Walentynkami (były we wtorek) proponował, że może przyjechać w tygodniu na kawę przed pracą, bo dawno się nie widzieliśmy i żebym ja wybrała sobie dzień. Jak powiedziałam, że dzień mi obojętny, to usłyszałam: „Może środa lub czwartek? Bo we wtorek są Walentynki, także żebyś nie musiała się później zastanawiać czy to tylko kawa czy randka ”. Poczułam się jakbym dostała w pysk. Napisałam, że zrozumiałam aluzję, a wtedy zaczął to obracać w żart, że wtorek też może być, ale ja tak nie chciałam. Widzieliśmy się więc w Dzień Singla – dostał ode mnie bez okazji książkę, którą dla niego wygrałam w pewnym konkursie (chciał ją sam sobie kupić, ale akurat zobaczyłam ten konkurs na fb i postanowiłam spróbować ją wygrać dla niego i się udało) i dokupiłam mu do tego fajny krem ochronny do tatuażu (bo niedawno sobie zrobił), do tego jego ulubione słodycze. Ja dostałam małe róże – do dziś nie wiem, czy to były róże walentynkowe, czy po prostu w zamian za tę książkę chciał mi coś kupić...
URODZINOWY POCISK....
Spotkaliśmy się 5. marca (w niedzielę). Zaprosiłam go do domu na domowe ciasto i winko (a pod wieczór że zapraszam na pizzę), bo akurat rodzice pojechali i mogliśmy być sami. Wystroiłam się w kieckę, wypachniłam i czekałam. Mówiłam, że nie chcę prezentu, ale oczywiście nie przyszedł z pustymi rękami. Kupił mi kalendarz połączony Z KOLOROWANKĄ RELAKSUJĄCĄ i do tego dołożył małe kredki i strzelił hasłem: „Moja siostra [6 lat] ma takie same”. Facet 27 lat przyjeżdża do kobiety z kolorowanką i kredkami jak dla dziecka?! I do tego jeszcze to było takie aluzyjne, bo nie raz mi przygadywał jaka to ja niecierpliwa i nerwowa jestem... Zrobiło mi się przykro i poczułam się wręcz upokorzona, bo miałam wrażenie, że ten prezent ma mi wytknąć moje wady i jest taką sugestią, że mam nad sobą pracować... Tak mi było wstyd to pokazać potem mamie, ona też się z tego wyśmiała i też odebrała to jako złośliwość... Na spotkaniu robiłam dobrą minę do złej gry, bo już sama nie wiedziałam, może jakimś cudem nie zrobił tego złośliwie i strzelił gafę? Nie jestem materialistką i nie chciałam nic drogiego, ale dodam jeszcze, że wartość tego prezentu była mocno symboliczna (nie więcej niż 30 zł), a facet nie zarabia aż tak mało i nie ma żadnych zobowiązań finansowych, bo mieszka z rodzicami i całą wypłatę ma dla siebie. Ja nie pracuję, a dałam mu prezent BEZ OKAZJI o większej wartości i przede wszystkim dałam mu coś, co sam chciał i co mu się przyda, a nie takie byle co, w dodatku chyba aluzyjne. W knajpie za pizzę i napoje zapłaciłam więcej niż on wydał na ten DZIWNY prezent I najlepsze – ja byłam pewna, że on z tym prezentem tak na złość i chce mnie może spławić, a gość na pożegnanie do mnie doskoczył i cmoknął mnie niespodziewanie w usta. No zagwostka totalna, ale to jeszcze nic!
AKCJA DZIEŃ KOBIET!
Łaskawie wysłał mi dopiero wieczorem (po 18) wiadomość: „Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet! :*” Co za wysiłek! Facet jest informatykiem i pracuje sobie w biurze do 14, często wisi na necie nawet w pracy, a przypomina sobie o mnie wieczorem. Mieszka 13 km ode mnie, skończył lekką pracę o 14 i nie chciało mu się busem (bo zepsuło mu się akurat auto) podjechać na godzinkę, żeby mi wręczyć kwiatka z marketu za 5 zł. Czy ja przesadzam lub dużo wymagam?! Mam koleżanki singielki, które od niedawna z kimś tam się spotykają, a każda z nich dostała kwiaty i zaproszenie na kawę/film/pizzę, tylko ja nic! A znamy się tyle czasu i ponoć mu zależy, jestem dla niego numerem 1! Ale to jeszcze nic! Bo jak mu odpisałam, że dziękuję za życzenia, to mi napisał, że właśnie jedzie z tatą i bratem do kina... A po seansie mi bezczelnie napisał, że film był bardzo fajny i że mi poleca, choć pewnie i tak się na niego nie wybiorę, bo to bardziej męski film. Wniosek? Wolał jechać sobie z tatusiem i bratem do kina, niż pożyczyć od ojca ten samochód i pojechać ze mną... Albo po prostu przyjechać busem i spędzić ze mną wieczór na spacerze lub w jakiejś knajpce przy ciachu i kawie... No znowu poczułam, że dostałam w pysk i nie jestem dla niego warta poświęcenia choćby godzinki wolnego czasu i wydania dyszki (na bilet i symbolicznego kwiatka)...
Po tym Dniu Kobiet odpisywałam mu dosyć chłodno i póki co gość milczy. Jest mu pewnie na rękę, bo w weekendy zawsze mało co się odzywa, bo spędza czas głównie ze swoimi ukochanymi kumplami... Na pewno odczuł, że jestem o coś zła i coś jest nie tak, a nawet nie zapytał i nie drążył tematu, bo przecież wygodniej jest przeczekać aż mi przejdzie foch, a przy okazji w weekend sobie poszaleje...
Powiedzcie mi szczerze – czy ja przesadzam i mam wymagania księżniczki, czy gość od miesiąca zachowuje się jak totalna świnia?! Mam ochotę zerwać tę znajomość skoro jednak nie traktuje mnie poważnie i z szacunkiem, nawet jako dobrą koleżankę... A ponoć mu zależy i jestem jego TOP 1. Nie wiem czy się śmiać czy płakać, ale ostatnio ta relacja staje się dla mnie toksyczna i szarga mi nerwy i samoocenę... Czy zrobiłybyście na moim miejscu awanturę i mu wygarnęły co nieco? Czy po prostu przestać się odzywać? A może jednak przesadzam i mam za duże wymagania?