Witam. Żyję w trudnym związku, dwójka małych dzieci. Oststnimi czasy konflikty się nasiliły, oddaliliśmy się od siebie. Częste awantury, brak zrozumienia i dobrych chęci. Pisałam juz o tym kiedyś.
W każdym razie dziś jestem w rozsypce.
Od wielu wielu lat jestem nałogową palaczką. Kilka razy próbowałam rzucać ale bez skutku. Udało mi się tylko na okres ciąż.
Wracając do palenia miałam plan na pół paczki na dzień. Z czasem robiło się tego więcej.
Mąż też pali ale o wiele mniej, bardziej okazjonalnie.
Często naciskał na moje ograniczenie palenia. Próbowałam ale z różnym skutkiem. Od jakiegoś czasu wychodziło mi 12-15 na dzień. Dla mnie było ok. Ale podczas kłótni mąż wypomniał że miało być 10 no i awantura, w końcu się zgodziłam. No i różnie wychodziło. Czasem ok a czasem kilka sztuk więcej. Ostatni miesiąc to ciężki okres między nami,wiele kłótni, brak rozwiązania. W efekcie czasem udawało mi się poprzestać na 10 ale czasem nie. Mąż dopytywał, kłamałam że jest ok.
Dodam ze juz w przeszłości też zdarzało mi się go okłamać odnośnie papierosów.
No i dziś przyznałam się do tego ze go okłamałam, miałam już tego dość, sumienie mnie gryzło i nerwy zżerały.
Jest wściekły, kolejna awantura.
Ja na swoje usprawiedliwienie mam to ze w ogromie awantur między nami chciałam uniknąć kolejnego zapalnego tematu. Bałam się kary. A nie potrafiłam zawsze ograniczyć do tych 10 ze złości między innymi. Wiem że zrobiłam źle kłamiąc. Teraz czuję się fatalnie, ale też kamień spadł mi z serca.
Nasze małżeństwo wisi na włosku. On nie chce ze mną rozmawiać. Co mam zrobić? Dodam że mamy mnóstwo nierozwiązanych problemów i bardzo źle nam wychodzą rozmowy, prawie zawsze kończą się awanturą. Jakieś rady?
Myślę, że liczba wypalanych przez Ciebie dziennie papierosów jest najmniejszym problemem waszego związku. O co, oprócz palenia, tak się awanturujecie? I czy oprócz awanturowania zdarza wam się porozmawiać jak dorosłym ludziom?
Może nie jest największym problemem ale teraz dolało oliwy do ognia. No i fakt ze skłamałam. Awanturujemy się o... mnóstwo rzeczy, o bliskość a raczej jej brak, o to kto bardziej zawiniłmw naszym związku itp ( tzn. Teraz już do tego doszło, patowa sytuacja)
Ale zdajesz sobie, że jak się skupisz na papierosach, to będziesz leczyła objawy problemów, a nie ich przyczyny? - a to nigdy nie jest skuteczna terapia. Skup się na wyeliminowaniu tego, co cię pcha do wypalania tylu papierosów dziennie, to zaczniesz palić mniej.
Idźcie na terapię, bo te faje to czubek góry lodowej.
Wszystko rozumiem. Martwi się o Twoje zdrowie, chce jak najlepiej. Ale powinien Cię wspierać skoro masz problem żeby rzucić. Nerwy i awantury pokazują ze w ewidentny sposób próbuje odreagować a akurat Ty jesteś pod reka więc można pokrzyczec. Rozmowy nie wychodzą? To milcz. Uspokoj swój umysł, pomysł o sobie. Papierosy? Paskudny nałóg, sama palę i wiem że dużo rodzi się z nerwów. Wezmę papieros to się uspokoję. To tak nie działa. Wszystko jest w głowie, chcesz rzucić to rzucisz, nie czujesz potrzeby to nie rzucisz. A z mężem porozmawiaj. Spróbuj chociaż. Jeśli znowu zaczyna sie wyrzuty o papierosy to wyjdź. Nie . Nie zapalić, tylko ochłonąć. Weź ciepłą kąpiel. Nałóż maseczki. Relaks. Narazie próbujesz palić tak aby nie wyliczył o 2 za dużo. Pokaż ze dasz radę. A jeśli sęk tkwi w czym innym, to nawet jeśli rzucisz papierosy będzie coś na rzeczy. Nic sie nie zmieni. Życzę wytrwałości w rzuceniu palenia i dużo uśmiechu na twarzy.
Wiem ze papierosy to nie sedno problemu. Co do rzucenia to na razie tego nie widzę. Czuję że powinnam ale też nie mam na to siły i najzwyczajniej się boję jak to będzie bez nich. Temat do rozważenia jak się między nami coś wyjaśni.
Tylko nie wiem jak coś zrobic bo od wielu lat między nami podobne problemy. Kłótnie o pierdoły a z nich karczemne awantury o rację. Ja powoli zaczynam rozumieć że to nie racja jest najważniejsza tylko jakiś wspólny cel. Mąż nie umie tego przeskoczyć. Na razie sytuacja bez wyjścia, od wielu tygodni takie służbowe odzywanie się, niby bezpieczniej ale i tak od jednej kłótni zaczynając posypały się kolejne i wyszło że wcale nam to tak nie pasuje.
Mamy 13 lat stażu, ja wiem że już nie wyjaśnimy tego co było. Za dużo, to już takie sprzeczanie się co było pierwsze jajko czy kura.
Oboje jesteśmy specyficzni i mamy swoje wady. Ja widzę że siedzi we mnie ogromny wkurw i żal. I on mnie blokuje. Staram się w ostatnim czasie uspokoić, zmienić nastawienie, popatrzeć na wszystko bardziej pozytywnie. Ale mam problem z czarnowidztwem, przejmowaniem się na wyrost. A przede wszystkim my mamy problem z komunikacją.
Nie wiem czy można siebie zmienić w tym zakresie. Widzę że tracę za dużo czasu i uwagi na negatywne emocje. U niego pewnie jest podobnie, przerosły go już te nasze kłótnie. Też ma wkurw i żal.
Nie wiem skąd brać siłę na to aby walczyć o swoje szczęście, czy to w ogóle jest możliwe. Fajki to dla mnie odskocznia, uspokajacz. Wiem że nie powinnam bo zdrowie szargam ale rzucenie lub ograniczenie wymaga siły a tej jakoś brak. Nie wiem czy on mi wybaczy to kłamstwo i znowu pat.
Ale mam problem z czarnowidztwem, przejmowaniem się na wyrost. A przede wszystkim my mamy problem z komunikacją.
Nie wiem czy można siebie zmienić w tym zakresie. Widzę że tracę za dużo czasu i uwagi na negatywne emocje. .
Pocieszę Cię - czarnowidztwo i przejmowanie się na wyrost to ogólny problem kobiecy. Tak daje się coś z tym zrobić.
Odnośnie fajek zaporoponuj mężowi wspólne rzucenie