Mam 23 lata, obecnie koncze studia i pracuje. Pol roku temu zostawila mnie dziewczyna. powodow bylo wiele, bylem sztuczny, malo kiedy potrafilem sie w pelni otworzyc fizycznie i emocjonalnie, bylem i dalej jestem bardzo zakompleksiony, nidy nie wierzylem w siebie, uwazalem sie za malo inteligentnego, balem sie podejmowac jakiekolwiek decyzje, unikalem odpowiedzialnosci, zapominalem o wielu waznych rzeczach, niemal bez przerwy skupialem sie na sobie.
Bardzo ja potrzebowalem, dzieki temu ze byla ze mna czulem sie kims troche lepszym. problemy pojawialy sie wszedzie, a to o czyms zapomnialem, a to spoznialem sie do pracy przez co zostalem zwolniony, nie posprzatalem, nie kupilem kwiatow na dzien kobiet lub nie chcialem czegos kupic, bo bylo nas nie stac (utrzymywalismy sie z moich zarobkow, bo ona nie mogla znalezc pracy) itd. Ja nie umialem normalnie zyc, wciaz myslalem o swoich problemach, ale nigdy nie podejmowalem konkretnych dzialan, zeby cos zmienic. Czesto przez to obrywalem, porownywala mnie do swoich bylych i zawsze wypadalem gorzej, nie umialem zniesc krytyki, ktora bardzo mnie bolala, tyczylo sie to nawet najglupszych spraw typu nie zamknales deski od ubikacji czy cos podobnego, na co zawsze reagowalem z poczatku pozornie spokojnie starajac sie dyplomatycznie wytlumaczyc brak winy w tym co robie lub odwracajac kota ogonem starac sie wmowic, ze robie to dobrze a wszyscy inni sie myla. nie umialem przyznac sie do bledow. nigdy nie potrafilem oderwac sie od poczucia bycia kims gorszym, przez co nie umialem skupic sie na najprostszych rzeczach lub o nich zapominalem. tak naprawde zalezalo mi tylko na tym, zeby ona byla ze mna, nic innego mnie nie interesowalo, a jezeli za cos sie bralem, to robilem to tylko po to, zeby zatrzymac ja przy sobie. dzis wiem, ze zwiazek z kims takim jak ja musialbyc dla niej bardzo wyczerpujacy i ze ktos taki nie jest w stanie byc atrakcyjny dla dziewczyny. rozumiem ja, chociaz tez zdaje sobie sprawe, ze moglo byc inaczej gdyby ona zechaiala mi pomoc zamiast ciagle narzekac i krytykowac. wiem ze bardzo duzo brakuje mi do idealu, ze jestem bardzo niedojrzaly i posiadam wiele cech, nawykow, ktore dyskwalifikuja mnie jako osobe z ktora mozna wiazac swoja przyszlosc. nie akceptuje siebie, czuje sie jak ofiara, boje sie interakcji z ludzmi, wtydze sie swojego ciala, swoich ograniczen mimo, ze wiele osob mowi mi, ze nie rozumieja dlaczego skad u mnie te wszystkie kompleksy, ja jednak nie umiem sie tego pozbyc, wyrzucic z glowy, a zamiast tego probuje probuje tak to sobie poukladac wewnatrz, zeby nie czuc sie winnym i gorszym. przy niej czulem i dalej sie czuje malo meski, sztuczny i wlasnie nie dosc dobry przez co nie da sie mnie pokochac jak prawdziwego mezczyzne, bo jestem dzieciakiem, niedorozwinietym emocjonalnie facetem, ktory boi sie byc soba, nie potrafi zniesc krytyki i potrzebuje zeby inni wciaz mu pomagali. Brakuje mi sily, charakteru, stanowczosci i wszystkich tych cech ktore przyciagaja innych ludzi. chcialbym zapomniec o niej i zaczac pracowac nad soba, dorosnac, zaakceptowac swoje ograniczenia, przestac sie powrownywac, byc po prostu soba i lubic siebie za to jaki jestem, ale nie potrafie. wciaz mysle o niej i to myslenie powoduje, ze czuje sie wlasnie taki niekompletny, gorszy od innych.
Bardzo za nia tesknie. marze o tym, ze jej cos sie odmieni, zrozumie ze stracila kogos waznego i bedzie chciala wrocic do mnie, dzieki temu moze znowu poczulbym sie cos wart. I to jest ten moj problem, potrzebuje odzyskac jej aprobate, pragne zeby ona mnie chciala i wiem, ze zadna inna osoba na swiecie nie jest w stanie zwrocic mi moja godnosc. z jakichs powodow nikogo tak bardzo nie szanuje jak ja, podswiadomie uwazam za ideal, wiec jezeli ona mnie nie chce, to musi oznaczac, ze jestem do niczego i zadna inna dziewczyna nie bedzie w stanie sprawic, zebym poczul sie wartosciowy.
Nie wiem jak z tego wyjsc, jak zaakceptowac i polubic siebie, jak stac sie samemu dla siebie kims godnym zaufania, jak byc po prostu soba i zaczac siebie szanowac. jak uwolnic sie od potrzeby jej milosci do mnie. niedawno spotkalem ja po tym jak wczesniej oznajmilem jej, ze chce zapomniec i zaczac normalnie zyc i nie chce przez dluzszy czas w ogole sie kontaktowac, ale tak sie zlozylo, ze potrzebowala mojej pomocy tlumaczac, ze nikt inny nie moze jej pomoc, zrobilem to, mimo, ze bylo to cos co moglby zrobic niemal kazdy, dodatkowo wspomniala, ze nie uklada jej sie w zwiazku i prawdopodobnie nie bedzie z obecnym facetem. Wiec spotkalem sie z nia oszukujac samego siebie ze na nic nie licze no i to wrocilo, znowu poczulem zal, ze nie moge byc z nia, ze ona kocha kogos innego (powiedziala mi, ze go kocha, ale on ma problemy finansowe przez co nie moze jej utrzymac i gdzies wyjezdza). znowu poczulem sie strasznie durny, niedojrzaly, gorszy. za to ona jawila mi sie jako jeszcze bardziej idealna w swojej niedoskonalosci, dziewczyna moich marzen, jedyna ktora moze dac mi spelnienie, ale na to za pozno, stracilem swoja szanse i moge byc dla niej conajwyzej przyjacielem.
Nie szukam gotowych rozwiazan, chcialbym jedynie wiedziec co mysli o tym osoba, ktora przechodzila cos podobnego, ew. jakies wskazowki jak sie z tym uporac, bo sam czuje, ze nie daje rady. Pozdrawiam.