Mam rozterki dotyczące: czy ten związek to miłość czy raczej przyjaźń?
Znamy się już pięć lat i mamy dziecko. Nadal nie bierzemy ślubu i nie planujemy w najbliższym czasie.
Oboje skupiliśmy się na naszym dziecku- zajmujemy się nim cały czas, jest malutki.
Kiedy jeszcze byliśmy parą rzadko randkowaliśmy. Kilka razy gdzieś tam byliśmy na kawie, raz w kinie. Lubiłam z nim przebywać i rozmawiać. Jego mama również, więc
on często też i ze swoją matką rozmawiał, a to przez telefon, a to wołał ją do pokoju i we trójkę coś oglądaliśmy w jego pokoju. Owszem przeszkadzało mi to czasem, ale byłam nim zauroczona, byłam wtedy po jednym naprawdę toksycznym związku, więc przy nim odpoczywałam. Traktowałam go jak przyjaciela, niestety on szybko na mnie nalegał bym się z nim przespała. Zrobiłam co on chciał, z przymusu, później się przyzwyczaiłam. Nigdy nie czułam żadnych motyli, pięknych zachwytów itp. uczuć. Zresztą nie jestem wielką romantyczką. Był zawsze dla mnie jak przyjaciel, potrafi zająć się dzieckiem, jest dobrym człowiekiem, pozbawionym specjalnie głębi i filozoficznych myśli. Lubi proste konkretne rzeczy, choć wygląda na myśliciela, na głębokiego faceta, o wielu uczuciach. Już poznałam, że to takie wrażenie i przypisywanie mu cech, których on raczej nie ma. Naprawdę to prosty facet, dobry, konkretny, lubi pracować, po pracy siedzieć przy tv, nie pali i nie pije, nie obraża nikogo, lubi swoich kumpli- również typowych facetów rozmawiających o komputerach. Raczej ludzie go lubią. I ja także go lubię, ale właśnie czy kocham?
Może to ze mną jest coś nie tak? Czuję się czasem tak źle, taka pusta w środku. Jeśli miałabym do wyboru spędzić czas z moim partnerem a oglądaniem całą noc seriali to wybrałabym to drugie. Naprawdę. I już sama nie wiem, bo czasem tak mi czegoś brakuje, czuję się fatalnie, poprawiam sobie jakoś nastrój na parę dni, gdy znów to uczucie wraca. Już on nie biega ciągle do swej matki, ten problem rozwiązaliśmy, a kiedyś myślałam, że to jest to, jednak... To o co naprawdę chodzi?
Dodam, że dbam o niego, jestem miła, nie narzekam, nie wymagam kwiatów, słodkich słówek, piorę i gotuje, prasuję mu koszule (nawet z uśmiechem), pytam jak spędził dzień, pozwalam mu się widywać z kolegami, nawet z uśmiechem pozwalam się pocałować- choć nie czuję wtedy niczego miłego, jakby serce mi krwawiło. Jakieś rady, czy może wyolbrzymiam? :-(
Hmm dziwne ze nigdy nie czułaś motylków w brzuchu jak napisałaś. Wydaje mi sie ze gdy sie kogoś kocha to tak samo na nas działa i pierwszy raz z ta osoba nie powinien byc z przymusu tylko z chęci, tak samo lepsze jest oglądanie dla ciebie seriali niż spędzenie czasu z druga połówka, moze wkradła sie rutyna ale jeśli wczesniej na początku nie czułaś nic wielkiego to dziwne bo powinnaś sie ekscytować każda chwila z nim spędzona