Cześć! Potrzebuje się wyżalić i zarazem proszę o jakieś porady.
Rok temu w styczniu założyłam tu watek o swoim problemie ze znalezieniem pracy. Cały rok wysyłałam CV i byłam w sumie (przez cały rok!) na trzech rozmowach. Tylko jedna z nich zakończyła się oferta pracy. Pomogła mi trochę koleżanka, polecając mnie w tej firmie. Niestety, poza korzyściami typowo finansowymi nie widzę absolutnie żadnych plusów tej pracy.
Jaka to praca?
Od grudnia zeszłego roku pracuje w korporacji na typowo "klepaczowym" stanowisku. Nudna, nierozwijająca praca, z koniecznością raportowania każdego kroku, każdej przerwy, uczenia się co chwile zmieniających się idiotycznych procedur. Pominąwszy jednak specyfikę samej pracy, którą de facto mogłabym wykonywać na co dzień, ale powiedzmy, na pół etatu (8h dziennie działa wybitnie odmozdzajaco), to mam ogromny problem z ogarnięciem swojego życia.
Nie ma mnie w domu średnio 11h (dojazdy plus czas potrzebny na ogarniecie się do pracy). Teoretycznie mam elastyczne godziny pracy, w praktyce siedzę 9-17, 10-18, praca od 8 jest "w nagrodę". Do mieszkania wchodzę skonana wieczorem, zawsze później niż mój partner, nie mając siły na zrobienie prania, obiadu, rozmowę z narzeczonym. Nasza relacja zaczęła się mocno psuć. Gdy nie pracowałam na mojej głowie były wszystkie obowiązki domowe i pasowało nam to. Teraz nie jestem w stanie zająć się niczym, bo po powrocie po prostu idę spać. Głupio mi zrzucać na partnera cala resztę życia, bo on tez pracuje 8h dziennie na duzo bardziej wymagającym intelektualnie stanowisku, w dodatku duzo lepiej płatnym.
Nie mam czasu po prostu na życie. Na robienie tego co lubię: czytanie, jogę, pisanie, hobby. Na święta nie wróciłam do domu bo jako nowy pracownik nie dostałam urlopu, zresztą ostatnie na co miałam ochotę to tłuc się po 8h pracy pociągiem na drugi koniec Polski.
Moze nazwiecie mnie leniem ale po niecałych 2 miesiącach pracy czuje ze potrzebuje miesiąca urlopu Co najgorsze, ciągle buntuje się tez moje ciało. Od ponad 8 lat nie chorowałam, u internisty byłam ostatni raz w liceum. Teraz co chwila mam gorączkę, z która oczywiście chodzę do pracy, bo nie wypada iść na L4, zapalenia pęcherza, bóle pleców, mięśni, zapalenie zatok. Czuje jak mój organizm odmawia posłuszeństwa z każdym kolejnym dniem, chociaż praca sama w sobie nie jest wybitnie fizycznie obciążająca.
Nie radze tez sobie z cala korporacyjna otoczka: wmawianiem ze firma to nowa rodzina, przy jednoczesnym podkreślaniu, ze dba o nasz work-life balance, kupowaniem czasu pracownika za słynne benefity i multisporty, ciągłymi zebraniami, feedbackami, catch-upami, korpo bełkotem, "zmuszaniem" do uczestnictwa w firmowych imprezach, na które oczywiście partnera wziąć nie można
Mam kilkoro znajomych, którzy w tej firmie pracują już kilka ładnych lat i nie narzekają. Wiem, ze moje nastawienie jest po prostu niedzisiejsze, ale nie patrze na te prace jako na coś do czego się muszę przyzwyczaić, tylko jako na formę współczesnego niewolnictwa i zagrożenia wprost rodzinie, bliskim relacjom, dobremu życiu, w którym praca jest tylko częścią codziennych zajęć. Nie chce żyć, by pracować. "Normalne prace" w tym kraju są bardzo nisko płatne, nie każdy zaś nadaje się do start-upu czy bycia wolnym strzelcem, wiec korpo w dużych miastach przyciągają absolwentów różnych kierunków oferując niezłe warunki finansowe w zamian za...życie po prostu.
Nie chciałabym tu wykładać swojej życiowej filozofii w całości, zatem zadam pytania okraszone kilkoma refleksjami:
1.Pracujecie w takich miejscach? Jak radzicie sobie z łączeniem pracy na pełen etat z utrzymywaniem domu, związku, wychowaniem dzieci (wiem, ze radzicie i podziwiam, może nie każdemu taka ścieżka jest pisana!).
Jasne, ze chciałabym mieć własne pieniądze i dokładać się do budżetu domowego, ale marzy mi się praca raczej na pół etatu: 3-4 dni w tygodniu. Tak bym wychowania ewentualnych dzieci nie musiała oddawać nianiom i żłobkom, by widziały mnie częściej niż pół godziny przed pójściem spać. Na chwile obecna czuje się wykastrowana z kobiecości i jej atrybutów (za jeden z nich poczytuje m i.n dbanie o otoczenie i tworzenie rodzinie, czy na chwile obecna narzeczonemu ciepłego, prawdziwego domu).
2. Wiążecie swoja przyszłość z korporacja? Robicie w międzyczasie inne kierunki studiów/kursy? [kiedy? ja w weekend śpię po 12 h ]
Mam w głowie kilka planów co do dalszej kariery (nie lubię tego słowa, chce po prostu pracować gdzieś spokojnie), ale wszystkie wymagają robienia co najmniej 4h praktyk dziennie, co przy moim trybie pracy jest niewykonalne, a w okresie szukania pracy nie było mnie stać na opłacenie kursów. Błędne kolo.
3. A może jest ktoś kto ma pozytywne doświadczenia z taka praca i po prostu potrzeba mi "pozytywnego przewartościowania"? Na razie jedyne co mnie trzyma w tej pracy to pragnienie niezależności finansowej, ubezpieczenie, myślenie o "wpisie w CV" i lek przed opinia otoczenia (jak to, tyle była bez pracy i po dwóch miesiącach rzuca dobrze płatną w dużej firmie?!).
Jestem wykończona psychicznie i fizycznie, zwyczajnie nieszczęśliwa. Nie wiem co robić dalej.
Jeśli dotarliście aż tutaj to dziękuje!