Witam Drogie Panie opisze tu swoją stereotypową historie ale bez zakończenia. Otóż od już ponad jakiś trzech lat jestem w związku z moim ukochanym. NA początku było pięknie, przez mniej więcej rok. Mieliśmy wzloty i upadki, natomiast szybko się godziliśmy bo nieważne czyja była wina, chcieliśmy cieszyć się sobą. Mój ukochany był jak z bajki, często mówił jak bardzo mnie kocha, jak jego życie zmieniło się dzięki mnie, jaki jest szczęśliwy, często robił dla mnie różne drobiazgi i nie tylko drobiazgi, czułam się wyjątkowa i czułam że jestem dla niego najważniejsza niestety dziś sytuacja przeszła diametralną zmiane. Kiedys gdy asię pokłóciliśmy mój ukochany potrafił pojechać później do pracy żeby rano przyjechać pod moją prace i czekać na mnie z kwiatami, miałąm przy nim poczucie bezpieczeństwa. Dziś jak się kłócimy to nawet nie chce ze mną porozmawiać, o przeprosinach czy kwiatach mogę po prostu pomarzyć, kiedyś mówił że dla swojej księżniczki zrobi wszystko, dziś boję się o cokolwiek zapytać bo ze wszystkim robi łachę, nawet wole się wcale nie odzywać bo burzy się o wszystko. Nie potrafimy spędzać czasu jak kiedyś, jak normalna para po prostu leżeć w łóżku i cieszyć się sobą, zajmować się. JAk przychodzi weekend który mamy spędzić wspólnie to ciesze się jak on długo śpi, jak wstaje to czepia się o wszystko, nie widzę już "tego błysku" w jego oczach, czuje się jak popychadło, jest czuły jak chce zbliżeń. Kocham go nadal i nie chce się z nim rozstawać, wiem że również ja jestem przyczyną jego zachowania. Moi rodzice się rozstali, poczucie bezpieczeństwa w związku jest dla mnie szczególnie ważne, a jak widze gdy on pozwala na to abyśmy nie odzywali się do siebie po kilka dni to strace grunt pod nogami i zaczynam wszystko niepotrzebnie analizować w kółko, czasem nie jestem w stanie skupic się na swoich rzeczach i ciągle moje myśli krążą wokół jego zachwania, ciągle mogłabym kontynuować ten temat. Proszę pomóźcie mi gdzie popełniłam błąd? Co zrobiłam że z takiego aniołka zmienił się w oaschłego buca? Czy warto dalej się w ogóle starać i coś zmienić? Nie chce wylądować w roli męczennicy walczącej niewiadomo o co bo strace do siebie cały szacunek ale nie chce też rozstawać się bo w głębi ducha mam nadzieje że jest sposób na to aby było tak jak dawniej. Dziewczyny i faceci również proszę Was o rade! Czuję się rozczarowaną kobietą:( a rozmowy z moim ukochanym nie dawały wiele i już nie chce go zadręczać tym tematem bo on od razu się wkurza;/ a ja wychodzę na płaczliwą pipe
Pozdrawiam