Witam, jestem nowy na forum, to jest mój pierwszy post, proszę o wyrozumiałość. Ale do rzeczy:
Około 2 miesiące temu zakończyłem 4-letni związek. Zaczął się tak, że poznałem dziewczynę na imprezie, spodobaliśmy się sobie, poznaliśmy się i stwierdziliśmy, że możemy spróbować być razem. Przez 4 lata było pięknie. Ja ją szczerze kochałem, ona mnie chyba też (?). Zawsze jej wszystko zapewniałem, kupowałem, utrzymywałem, byłem na każde zawołanie, robiłem rzeczy najbardziej szalone np. niespodziewane wyjazdy na wakacje, wyjazdy w nocy ze stolicy nad morze i powrót...tylko po to, żeby ją cały czas zaskakiwać i żeby nie było 'nudno'. Studiowałem, pracowałem, wracałem do domu i miałem dla kogo żyć. Miała świetny kontakt z moją rodziną. Ze znajomymi mieliśmy problem, ponieważ ona nie akceptowała jakiejkolwiek mojej koleżanki, nie dopuszczała myśli, żebym utrzymywał kontakt z jakąkolwiek inną kobietą. Ja się na to zgodziłem - byłem fair w stosunku do niej. Doszło do tego, że nie miałem żadnych znajomych, jedyną osobą z którą spędzałem czas była albo moja rodzina albo moja ukochana.
Przed wakacjami 2016 oznajmiła mi, że ma jakieś szkolenie z uczelni i szkolenie odbędzie się w Krakowie. Powiedziała też, że szkolenie jest w piątek i ona wraz ze znajomymi zostaje tam do niedzieli, żeby zrobić sobie 'melanż'. Spytałem się, czy mogę z nimi jechać, przecież też jestem młody, chcę się bawić, tym bardziej z osobą, którą kocham. Odpowiedziała, że to jest wyjazd osób z uczelni i że nie mogę jechać. - chyba wiecie jak się poczułem jak to usłyszałem?
Pojechała, wróciła, pokazała mi zdjęcia z wyjazdu, opowiedziała jak było. Jakoś to przeżyłem, choć było bardzo ciężko.
Okres wakacji przebiegł spokojnie, tzn. oboje pracowaliśmy i po pracy nie mieliśmy siły na jakieś kłótnie, woleliśmy odpocząć.
Po wakacjach oboje wróciliśmy na swoje uczelnie. Zaczął się temat sylwestra. Plany były takie, że pojedziemy za granicę w 8 osób (4 pary) na 3-dniowy wyjazd. Zaczęliśmy szukać noclegów i się okazało, że jedyny wolny (i w miarę tani) pokój to 8-osobowa sala z łóżkami piętrowymi. Powiedziałem mojej kochanej, że po 1. to będzie sylwester i w sumie 2 noce, po 2. to będzie nasza 4 rocznica i chciałbym mieć trochę prywatności. Nie chciałem spać w pokoju z jej znajomymi, których wcześniej ani razu nie widziałem. Zaproponowałem, że wynajmę po prostu jeden pokój dwuosobowy dla nas. -> jej reakcja była następująca: zaczęła mi mówić teksty typu: ty to byś mnie tylko ruchać chciał, nie jadę tam po to, żeby się z tobą ruchać itp...
Po takich słowach po prawie 4 latach bycia ze sobą dzień w dzień nie odzywałem się do niej z tydzień. Pękłem i zacząłem szukać znowu tych noclegów, coś tam znalazłem, więc zacząłem jej wysyłać linki. Spotkaliśmy się i zaproponowałem, że możemy sami gdzieś pojechać (nawet Paryż czy Londyn wchodził w grę) na sylwestra i się dobrze bawić. Ona odpowiedziała, że nie chce tylko ze mną jechać, że rocznicę możemy przesunąć na tydzień później i że gadała ze znajomymi i jeszcze ma drugą opcję pojechania na imprezę. Druga opcja polegała na weekendzie we Wrocławiu. Jak się o tym dowiedziałem, powiedziałem: spoko, to jedźmy tam, pobawmy się, Wrocław jest ładny. Ona odpowiedziała, że tam jadą znajomi tylko z uczelni i nie mogę jechać z nimi...znowu się poczułem jak śmieć, jak to cholernie boli.
Następny problem był związany z jej pieniędzmi. Powiedziała, że albo pojedzie ze znajomymi do Wrocławia, albo pojedzie ze znajomymi i ze mną na sylwestra. I że się zastanawia co wybrać.
Wkurzyłem się, nie odzywałem się znowu kilka dni.
I znowu nie wytrzymałem, po kilku dniach pojechałem do mojej ukochanej i spytałem się wprost: kim ja dla Ciebie jestem? --> odpowiedziała: NIKIM, co dla Ciebie znaczę? --> odpowiedziała: NIC. Wstałem, wyszedłem.
Ta akcja działa się przed świętami. Do dziś nie mogę sobie z tym poradzić, nie mogę się z tym pogodzić, wydaje mi się, że cały czas ją kocham. Zacząłem się spotykać z ludźmi, z koleżankami, ale to nie jest to samo, a wręcz jeszcze bardziej mnie pogrąża niż bycie samemu. Nie potrafię się cieszyć z niczego, nic nie daje mi satysfakcji. Nic mnie nie podnosi na duchu. Tęsknię za nią, mimo, że przez nią cierpiałem.
Wypowiedzcie się proszę co o tym sądzicie i może jakieś rady dla mnie się znajdą?
Z góry dzięki