hej czuje ze musze zasiegnac porady i pomyslalam ze dodanie tego tematu moze mi pomoc.
zaczne, ja i moj chlopak jesesmy 1.5 roku i od prawie 6 miesiecy mieszkamy razem, od 3 miesiecy widujemy sie tylko na weekendy bo wyjechalam na studia. Kocham go, planujemy wspolna przyszlosc, dom, dzieci itd. Moj chlopak jest moim pierwszym i czuje ze ostatnim, ale ostatnio mam tyle pytan do samej siebie. Nie ukrywam jest on wspanialym chlopakiem, jest bardzo rozsadny, pracuje, uczy sie, nie imprezuje, szanuje mnie. chociaz ostatnio czuje ze nie okazuje mi uczuc, mowi mi ze mnie kocha i nie wyobraza sobie zycia bezemnie ale ja tego nie widze. czuje ze jak jestemy razem ja wszystko robie, te domowe czynnosci wszysto jest na mojej glowie, rozmawialam z nim o tym i mowil ze sie poprai, poprawil na okolo 4 dni i potem spowrotem. ja nie chce duzo , tylko male rzeczy. Ostatnio mi sie wydaje ze zaczynam sie jego czepiac o byle co. doslowie o byle co, i nie wiem co robic. Rozmawialismy o tym i zapytalam czy moze by bylo lepiej abysmy sie rozstali albo mieli przerwe, on powiedzial ze nie wyobraza sobie bo mnie kocha, i ja nie wiem sama juz co mam robic? wiem ze moze wam sie wydawac ze jestemy mlodzi i za mlodzi na takie myslenie o powaznej przyszlosci ale wiem ze ja go kocham. Co wy myslicie o tym?
dodam tylko, ze dotej pory bylam ja w strasznej sytuacji i on mi dal wsparcie jakiego nidgy bym sie nie spodziewala byl dla mnie zawsze kiedy potrzebowalam, i tak samo on ma problemy rodzinne i wspieram go jak moge. co myslicie?
1 2017-01-02 20:40:46 Ostatnio edytowany przez klaudiaklaudia0019 (2017-01-02 20:51:50)
Myślę, że musisz jeszcze raz z nim porozmawiać. Kochacie się i z pewnością dojdziecie do porozumienia. Powiedz swojemu chłopakowi że musi okazywać wsparcie zarówno w tych dużych, jak i małych sprawach. Jak dla mnie to nie jest powód do rozstania, chyba że zaczynasz czuć że to nie miłość i zaczęłaś widzieć to co Ci przysłoniło przysłowiowe zakochanie (?)
Co do okazywania uczyć...zazwyczaj faceci są słabiej rozwinięci emocjonalnie- oni nie potrzebują tak często słów uwielbienia i miłości. Dla nich przygotowanie kanapek do pracy, czy wyprasowanie koszuli jest dowodem miłości i dlatego nie rozumieją naszej pogmatwanej psychiki i nie mówią tak często o miłości. Rozmowa jest dobra na wszystko! i kompromis! to jest złoty środek!
Pozdrawiam.
Myślę, że tak naprawdę nikt Ci dobrze nie poradzi. Tylko Ty wiesz co do niego czujesz i jak się czujesz będąc z nim. Tylko ty możesz zgadywać co go gryzie i na ile to wpływa na jego psyche.
Ale skoro pytasz, to jako facet powiem tyle- faceci z natury są leniwi. Brudno w domu? Przecież się nie klei, to jeszcze ujdzie. Koszula nie wyprasowana? Pod swetrem i tak nie widać. :-)
Sama piszesz że ma problemy rodzinne. Faceci też miewają depresje i wtedy są mniej czuli i opiekuńczy dla swoich dam. Czasem mają prawo po prostu mieć wszystkiego dość i oczekują, że ich żona/partnerka/dziewczyna najzwyczajniej będzie przy nich.
Nie wiem jak jest z Twoim chłopakiem. Może już ma nową dziewczynę "na oku" i tylko nie jest pewien czy nowy układ mu wyjdzie, ale po tym co piszesz, ja raczej stawiałbym na to że jest to normalne wahnięcie, a ochłodzenie wynika z tego że będąc daleko od siebie macie mniejszy kontakt- "odwykliście" od siebie, do tego jego problemy rodzinne i jeszcze męska natura...
Jak się kochacie, warto się starać, jak nie to będzie tylko gorzej, więc szkoda prądu na starania.
A wiec czy to jest ten czas, czas aby wreszcie odejsc?
Maly update od ostatniego pastu
Mam 22 lat , partenr tyle samo, jestemy razem od 4 lat i 3.5 roku mieszkamy razem. Tak z grubsza przeszlismy bardzo duzo, miedzy innymi w tamtym roku on przeszedl niewydolenie pracy serca, bylam przy nim caly czas, dzien i noc, noc i dzien. W ostantim temacie pytalam co robic jak bylam na studiach ale sprawa sie rozwiazala wrocilam ze studiow do mieszkania razem i tak dojezdzalam. W tamtym czasie pracowalam na weekendzie, do szkoly chodzilam w tygodniu takze bylo ciezo. Mijalismy sie, denerwowalismy sie i niestety ale zaczelismy sie oddalac. Ja probowalam poruszac ten temat ale w jego oczach wszystko jest spoko i nie ma problemu. Ale jednak ja widze, nie jest tak jak kiedys, nie staramy sie , poprostu jestemy obojetni w obec siebie. Z jednej storny patrze na to ze poprostu sie zatracilismy w codziennej rutynie i tylko wystarczy nam sie spowrotym zblizyc. A z drugiej strony mysle ze poprostu nie zasluguje na niego, i mysle ze lepiej by bylo abym odeszla czasami, aby on mogl znalezc kogos innego, kogos kto go bedzie szanowal i kochal calym sercem. - Ja chyba juz nie potrafie - poprostu sie wypalilo. Albo z drugiej strony to jest kryzyz i tylko go trzeba przerobic i przezyc, bo nie raz czulam milosc do niego tak silna i chcialam byc jak najplizej z nim a potem to wszystko opadalo, moze to wlasnie teraz opada i znowu bedzie dobrze? Mysle tez czasami ze za duzo sie czepiam o pierdoly i jakos tak jestem nie mila, wiecznie nie zadowolona- nieszesliwa - albo poprostu jedzowata. Nie wiem sama juz. Zgubilam sie. Nie wiem co robic odejsc... zostac? Czasami lapie sie na mowieniu ze 'jak bym nie byla z .. to bym to robila, podrozowala albo imprezowala'. Bardzo zle sie z tym czuje ale nawet ostatnio powiedzialam o tym partnerowi a on ze to bedzie ze mna podrozowac i byc. On bardzo duzo akceptuje i toleruje, nawet jak kiedys usiedlismy i powiedzialm mu ze nie wiem czy jeszcze go kocham bo chce byc szczera z nim a on to przyja zaakceptowal i powiedzl ' to twoja decyzja, i twoje uczucia, ja na nie niemoge wplynac'. Fakt. Ma racje. I zgadzam sie z nim ale czsami mysle ze chcialabym aby mnie tak poprosu wywalil na tak zwany zbity pysk i kazal mi sie pakowac. Ale ja tego podswiadomie nie chce, nie chce odchodzic bo mamy swietne wspomnienia i tak naprawde nikt mnie nie rozumie tak jak on i nikt mnie nie zna tak dobrze jak on. A moze ja szukam bezpieczenstawa do jakiego bylam przyzwyczajona w dziecinstwie - ciagle klotnie miedzy rodzicami i caly czas pamietam jak mama kazala sie wyprowadzac tacie. A moj zwiazek wyglada o 180 stopni inaczej. Moj parnter nigddy nie podniosl glosu, nie przeklina , nie wysywa , szanuje mnie i szacunek dla niego jest najwazniejszy. A jednak czuje ze cos sie wypalilo i nie wiem czy odejsc i zapomniec czy zawalczyc o to i sie postarac, bo rozumiem ze zwiazek to nie droga uslana rozami ale tez ciezkie chwile i kryzysy. Moze to jest wlasnie jeden z tych kryzysow? Jak myslicie ? Nie mam z kim tak odserca porozmawiac o tym wszystkim, moze tutaj ktos cos poradzi. Moze ktos spojrzy na to swizym okiem i powie co tutaj sie dzieje albo co by zrobili na moim miejscu?
Dzieki z gory za pomoc albo za jakas odpowiedz, wszystko sie liczy a ja poprosu czuje sie samotna podczas pracy na caly etat i rutynowego zycia.
ktoś kto mieszka bez ślubu nie może liczyć na szczęsliwą przyszłość. Żyjecie w grzechach ciężkich. Grzech ciężki niszczy miłość w sercu człowieka. I tak nic z wasego związku nie bedzie bo chcecie być mądrzejsi od stwórcy który was stworzył.
No to cała większość związków się rozwali, bo przecież ślubu nie ma....
Sorry autorkio, ale Twoje posty się wykluczają. Z jednej strony piszesz, że on nie okazuje uczuć gestami, nie pomaga i że go kochasz.
Chwilę później piszesz, że się wypaliło, nie wiesz czy go kochasz.
No to w końcu jak?
Jeśli jest tak, jak w pierwszym poście- nie widzę tu większej tragedii i powodów do rozstania.
Jeśli tak jak w ostatnim... Hm, to już masz powód i nie ma co czekać, aż podejmie za Cb decyzję- chłopak młody, życie sobie ułoży, nikt nie będzie się go czepiał i mówił, że nie wie, czy kocha.
ktoś kto mieszka bez ślubu nie może liczyć na szczęsliwą przyszłość. Żyjecie w grzechach ciężkich. Grzech ciężki niszczy miłość w sercu człowieka. I tak nic z wasego związku nie bedzie bo chcecie być mądrzejsi od stwórcy który was stworzył.
Niestety nie zgodze sie z toba, poniewaz osobiscie wole aby poznac czlowieka i zadycydowac czy ja tak naprawde chce z nim byc, chce zobaczyc kogos w roznych sytuacjach a nie przysiegac milosc i potem meczyc sie w malzenstwie i byc bo mamy slub albo co gorsza dzieci. Bardzo duzo teraz widze jak malzenstwa ze stanem ok 20 lat, dzieci podchowane a oni - malzonkowie wrecz siebie nie cierpia i tkwia w bezsennym zwiazku bo dzieci, bo dom a zadne z nich nie jest szesliwe, a przeciez moglibybyc.
Pozdrawiam
No to cała większość związków się rozwali, bo przecież ślubu nie ma....
Sorry autorkio, ale Twoje posty się wykluczają. Z jednej strony piszesz, że on nie okazuje uczuć gestami, nie pomaga i że go kochasz.
Chwilę później piszesz, że się wypaliło, nie wiesz czy go kochasz.
No to w końcu jak?
Jeśli jest tak, jak w pierwszym poście- nie widzę tu większej tragedii i powodów do rozstania.
Jeśli tak jak w ostatnim... Hm, to już masz powód i nie ma co czekać, aż podejmie za Cb decyzję- chłopak młody, życie sobie ułoży, nikt nie będzie się go czepiał i mówił, że nie wie, czy kocha.
Wiesz 'chwile pozniej' to jak by nie patrzac minely 2 lata, i ja nie mowie ze on sie nie zmienil, bo jest poprwawa i widac ze sie stara tylko po mojej stronie tych staran brakuje. Po napisaniu ostatniego postu tak jakos lzej mi sie zrobilo na sercu i tak czuje jak by wszystko sie uspokoilo - wiecej o tym myslalam i powoli dochodze do wniosku ze to moze tylko chwilowy kryzys. Taki jak kazdy zwiazek ma, przynajmniej tak mi sie wydaje, oraz mysle ze kazdy zwiazek wymaga pracy i swiadomej decyzji kazdego poranka ze chce sie starac i probowac bo to swieza strona. Ale z drugiej strony ile mozna sie starac i kiedy powiedziec stop i odejsc.
Wiem ze napisalam ze czuje jak by sie wszystko wypalalo ale mysle tak sobie ze rowniie dobrze moge odpuscic i powiedziec ze sie wypalilo albo zawalczyc i 'rozgrzac' ten zwiazek aby byl taki jak kiedys.