Witam
Moja historia trochę długa i zawiła ale postaram się jak najkrócej to opisać.
Chciałabym podwyższyć alimenty na syna (poszedł do 1 klasy szkoły podstawowej). Byłam z partnerem (konkubinat) ok 7 lat. Mieszkaliśmy ze sobą trochę ponad rok (jak zaszłam w ciążę aż do roczku dziecka), później musiałam wrócić w łaski rodziców bo partner oznajmił że nie stać go na nasze utrzymanie, a ja zaczynałam jeszcze studia.
Partner też nie miał w ogóle warunków do mieszkania (został bezdomnym jakkolwiek to brzmi...) Jeszcze za czasów kiedy było między nami dobrze wniosłam pozew o alimenty po to żebym mogła dostać zasiłek.
Mam 300 zł alimentów.
Ojciec dziecka lubił sobie wypić, co roku były obiecanki że teraz już będzie normalnie nam się żyło, a za każdym razem wracał pijany do domu. Ja się najwięcej zajmowałam dzieckiem, nawet gdy syn miał już pół roku, poszłam do pracy przed rozpoczęciem studiów- także głównie ja się młodym zajmowałam i pomagała mi bardzo mama.
No ok.. wróciłam w łaski rodziców, alimenty 300 zł, zaczęłam studia dzienne- ojciec dziecka czasem płacił czasem nie (wtedy pozwalałam na poślizgi, żyłam 5 lat w nadziei z "bezdomnym" że w końcu to się zmieni i będziemy normalną rodziną). Nic się nie zmieniło. Coraz częściej pił, kłamał że pracuje a był zalany w "domu", spotykał się z nami pod wypływem (i to nie lekkim, szedł od ściany do ściany) dziecko wówczas 2 letnie wszystko widziało, potem musiałam tłumaczyć że tatuś chory i musimy wracać do domu..
Tak było i jest nadal.
Syn od 2 r.ż. poszedł do przedszkola- 300 zł miesięcznie kosztowało, wzięłam kredyt studencki bo z samych alimentów bym siebie i syna nie utrzymała...
Teraz poszedł do 1 klasy, potrzeby wzrosły, co chwile nowe ubrania (i to te najtańsze bo po prostu szybko rośnie, nie jakieś firmowe), wyprawka szkolna (tornister, zeszyty, parę książek, obuwie, pieniądze klasowe, rada rodziców, czasem wycieczki, obiady itd) do tego w poprzednim roku (tzn 2016) jeździłam z synem do alergologa, do poradni rehab. przez 2 tyg na ćwiczenia codziennie (za 2 msc powtórka), musiałam kupić buty ortopedyczne, specjalne wkładki (łącznie prawie 300zł)- starczy na pół roku..
Zresztą zapewne sami wiecie, jakie są wydatki na dziecko mniej więcej... nie licząc już wyżywienia normalnie w domu, opłat itd (mimo że mieszkam z rodzicami- płacę), mam pracę stałą (na ostatnim roku studiów podjęłam i tak już zostało) zarabiam najniższą krajową.
Żadne zasiłki ani 500 plus mi nie przysługują bo alimenty się wliczają więc jestem za bogata.
Zresztą, mowa o ojcu.. nie interesuje się zbytnio, tylko w gadce jest dobry jak on to kocha syna i jak mu zależy na nim ale jak tylko wspominam o pieniądzach to ucieka. Kiedyś mi napisał, że on nie będzie mnie utrzymywał (???) i nie będzie dawał więcej na syna bo on nie wie co robię z tymi pieniędzmi. Powiedziałam że jak chce to pokażę rachunki, a jeśli tak się boi to może sam kupić dziecku nowe bluzki, spodnie, przybory szkolne- także wtedy ucieka od tematu.
Ciągle mówi że nie ma pieniędzy i nie ma jak dać więcej (a ja to skąd mam wziąć? Ja to muszę mieć a on jak nie ma to nie da??)
Ogólnie niezbyt się interesuje synem, nie jest w ogóle w temacie szkolnym ani domowym, gdy syn chodził do przedszkola dyrektora kilka razy mnie wzywała, ze ojciec prawdopodobnie przychodzi po alkoholu po syna. Gdy poszedł do szkoły sytuacja się powtarza- z tym że już od nauczyciela słyszałam..
On oczywiście się upiera że to nieprawda, ale ludzie na ulicy mówią to samo, nawet moi znajomi go widują takiego...
Do sedna:
Nie ma warunków- teraz już nie jest bezdomny ale wynajmuje mieszkanie w którym jak mój syn mówi- jest syf
Jedzenie u ojca to rzadkość, rozrywka- to co syn weźmie z domu (gry) to ma, jak nie to ogląda bajki.
Nigdy nie ograniczałam mu kontaktów ale od momentu kiedy nie raz sama na własne oczy widziałam że przyprowadza mi syna pod wpływem to ja po prostu nie chcę żeby się nim zajmował. Boję się o syna. I nie to że ojciec jest mega złym tatą.. zawsze fajnych rzeczy uczył syna, super zawsze się bawili i syn go uwielbia i lubi z nim być ale są też momenty, gdzie syn przychodzi i mówi że tata nie miał jak mu pić zrobić bo w zlewie sterta naczyń, że w zlewie brud i bał się iść siku zrobić, że nic nie jadł bo tata powiedział że wieczorem dopiero idzie na zakupy itd....
Syn opowiadał ze u taty jest dużo puszek (wymieniał nazwę piwa bo na obrazku był zwierzak...)na spacerach w przedszkolu też były dziwne sytuacje jak mój syn coś powiedział lub zrobił gdzie wskazywało tylko na jedno....
Chciałabym żeby mieli kontakt ze sobą ale w takiej sytuacji naprawdę boję się go dać pod jego opiekę. Zakazałam mu odbierania syna ze szkoły. Sam jedynie odzywa się raz na tydź żeby syna wziąć do siebie na 4 h.
Dlatego też chcę podwyższyć alimenty ponieważ po 1 300 zł to naprawdę za mało a po 2 co innego jakby jeszcze uczestniczył porządnie w jego życiu, a ja jestem po prostu sama i gdyby nie rodzice to byłoby bardzo źle, nie miałabym nawet opieki dla syna.
Zawsze tylko ja kombinowałam z opieką, nawet jak jeszcze byliśmy razem.
Rozstaliśmy się w wakacje już oficjalnie, mimo że od dobrych 3 lat nie byliśmy jako tako razem (była jakaś tam mała nadzieja, wspólne spacery czasami i to wszystko) ale życie każdy osobno...
Alimenty chciałabym chociaż 400zł choć wolałabym 500 zł.
On jest rozwodnikiem, ma dzieci z poprzedniego małżeństwa, kredyty, brak kasy (na moje on po prostu nie chce mieć pieniędzy, jest emerytowanym mundurowym, ma mnóstwo czasu wolnego i ciągle mówi że on pracy znaleźć nie może i wiecznie biedny) a praca jest tylko on chyba niezbyt chce.
Chciałabym się poradzić czy w pozwie o podwyższenie alimentów powinnam wszystko ująć łącznie z jego alkoholizmem (ciągle mi powtarza że nie mam dowodów- no słowo przeciwko słowu, kiedyś wyjechał do szpitala i się leczył, przed zakończeniem pracy także chodził prywatnie do psychiatry) ciągle powtarza że ja mu ograniczam kontakt a on by przecież chciał (a nie ma zbytnio nawet warunków ani mojego zaufania żeby oddać mu dziecko)
Do tego gdy uda mi się podwyższyć alimenty to czy miałabym szansę na ograniczenie mu praw rodzicielskich? Jest złośliwy, ciągle mi wmawiał że kogoś mam na boku (jestem młodsza) robiąc mi na złość w zasadzie robił dziecku nie mi. Gdy się na mnie obraził to i z synem nie miał kontaktu. Często sama musiałam dzwonić i go budzić żeby nie zapomniał odebrać syna albo po niego przyjść gdy ja byłam w pracy (jak jeszcze nie miałam sygnałów że jest pod wpływem z dzieckiem)
Jakie dowody powinnam mieć przy składaniu pozwu?
Mam jedynie poprzednie zasądzone alimenty, rachunki za buty i wkładki ortopedyczne, obiady szkolne, za odzież/ obuwie też coś mam ale to chyba wiadomo ile mniej więcej kosztuje... dojazdy na rehabilitacje- nie brałam biletów autobusowych.
Boli mnie to że ja o wszystko dbam i jak zdrowy i jak chory, o opiekę o to żeby miał wszystko czego mu potrzeba do szkoły, do ubrania, do zjedzenia, żeby miał też czas ze mną, płacę za wszystko a ojciec dziecka mi powie "chory jest ale trudno, ja nie mam pieniędzy więc ci nie dam"..
Obiecałam sobie że się w końcu zabiorę za ten pozew i zrobię to. Proszę tylko o małą poradę, czy jest sens walczyć.