Cześć wszystkim.
Bardzo ciężko było mi odważyć się tu napisać ale nie mam nikogo z kim mogłabym o tym porozmawiać.
Moja sytuacja wygląda tak.
Tamtego roku w listopadzie poznalam faceta, byl dla mnie idealny, związaliśmy się w grudniu. Wszystko szło bardzo szybko, widzieliśmy się kazdego dnia, spaliśmy wspólnie, jedliśmy śniadania. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Był względem mnie kochany, mogłoby się zdawać facet idealny. Do tego bardzo przystojny.
Dodam, że mam 23 lata jestem osobą dla której uczucia są bardzo ważne. W tych czasach to rzadkie ale wierzę w prawdziwą miłość i mogłabym zroibć wszystko dla drugiej osoby.
Mój były ma 30 lat.
Pierwszy czas był idealny, po pól roku zaczęło się wszytsko psuć, mieszali się inny, wracały tematy naszych byłych.
Wyjechał do niemiec bo tam ma rodziców, przyjeżdzał tylko na weekendy, stał się względem mnie zimny, ciągłe kłotnie, pretensje. Był chorobliwie zazdrosny nawet o zaproszenia od facetów na fb, o każdą pierdołe.
Gdy wyjechał zrozumiałam, ze nie jestem dla niego juz tak ważna, że nie potrzebuje mnie tak jak kiedys. Kiedyś gdy był w niemczech na kazdy weekend przyjezdzal, milion wiadomosci, kazdego dnia rozmowy. Później dni ciszy, zaczęły się wyzwiska.
Nie będe opisywac szczegółowo ale w ostatnim okresie doszło do sytuacji gdzie zaczął mnie wyzywać od szamt, dziwek za to, że polubiłam komuś zdjęcie.
Wczesniej byłam osoba pelna energii, nigdyu nie dawalam sobie wejsc na glowe, kazdy znajomy znal mnie z tego ze bylam zadziorna i zadnemu facetowi sie nie dawalam, a zeby sie do kogos przekonac potrzebowalam czasu. Przy nim zmienilam sie, nie mialam wlasnego zdania, stracilam pewnosc siebie, plakalam kazdego dnia, nie bylam soba, nie mialam sil do zycia.
Ciągle za nim biegalam, prosilam o rozmowe. Przy kazdej klotni to ja nalegalam na wytlumaczenie by wszystko bylo w porzadku. Kiedys nie mogl isc spac gdy sie poklocilismy bo chcial wyjasnic, dzis potrafil powiedziec mi spierdalaj, nie mow do mnie bo ogladam tv. Uzywal w moim kierunku takich slow. Wiem, ze kazdego innego faceta przy wyzwaniu kopnelabym w tylek, a tutaj nie wiem co sie ze mna stalo. Zakochalam się tak cholernie, ze nie rusza mnie to co ze mna robi. Kocham go bezgranicznie, moglaby, dla niego wszytsko zrobic, a on mnei nie szanuje.
Kilka dni temu doszło do sytuacji gdzie mnie uderzył, zaczal mnei szarpac, pchnal na fotel, a w pewnym momencie udrzyl kilka razy po glowie i w twarz, krzyczal ze mnie zabije bo jestem uparta.
Uciekalam do domu, potem dostawalam wiaodmosci ze on nie chcial ale nie moze przy mnie wytrzymac. W tej sytuacji tylko prosilam by sie uspokoil, nie wyzwalam, nie obrazilam, nie oddalam. Błagalam by sie uspokoil bo go cholernie kocham. Później wszystko było znowu dobrze. PRzyjechał w grudniu na święta, sprzedał dom więc zostawał u mnie. Byłam znowu szczęśłiwa jednak to nie było to samo. Nie odpowiadal na moje wiadomosci, mjowil ze nie ma czasu siedziec i pisac gdy z innymi wtedy pisal. Czułam, że mnie unika. Niby mówił, ze kocha ale mialam inne wrazenie. Zaczeło się źle więc pojechał do wujka, ktorego nie ma w domu i tam został. Miał do mnie pretensje znowu, ze latam za kolegami, ze pracuje w biurze i inni na mnie zagladaja. Gdzie ja naprawde juz z nikim nie mam kontaktu, w pracy sie nie odzywam ani nic zeby tylko bylo tak jak on chce. Chcialam sie z nim dogadac i pojechalam tam wczoraj, prosiłam poczatkowo bysmy sie spotkali tam gdzie zawsze na stawie ale wysmial mnie bo wypil piwo wiec przyjechalam pod dom proszac by wyszedl bo nie jestem ubrana. Olał to, poweidzial ze albo wchodze do domu albo mam spierdalac. Prosilam ale nic wiec poszlam do srodka. Na wejsciu zaczal mnie popychac, krzyczec. Podal mi kapcie a ja przeszlam obok to szarpnal mnie ze mam je ubrac, zaczal sie wydzierac. Doszlo do tej samej sytaucji, zaczal mnie szarpac, popychac, uderzyl mnie kilka razy. To bylo bardziej niz zwykle. Chcialam uciec do domu ale poweidzial, ze teraz on mowi po czym chcial mnie zlapac ale uciekalam wokol stolu. Na koniec pozwolil mi wyjsc i kazal spierdalac raz na zawsze. Nie wierzyl w to co mowie, nigdy nie wierzyl ze kocham, zawsze mial mnie za kogos kto lata za innymi. NIe wiem dlaczego ale zawsze chcialam tylko jednego faceta i z nim byc szczesliwa.. pojechalam do domu, napisal mi wiadomosc ze przeprasza ale nie wytrzymuje przy mnie. Ze nic go nie usprawiedliwia. e nic juz nie moze i nie wyjdzie z tego dobreg. POwiedzial ze on juz nie jest o mnie nawet zazdrosn. ze kiedys kochal bardzo ale teraz to zgaslo. Ze wszystko wraca a on nie wygra ze mna z moia pewnoscia siebie i cwaniactwem.. Zablokowal mnie wszedzie.
Ja mu calkowicie uleglam, pozwalalam na wszystko tylko daltego ze kochalam. Wiem, ze to nie jest normalne ale gdy bylo wszystko ok bylam przy nim naprawde szczesliwa, byl wtedy taki jakiego zawsze chcialam faceta.
Nie umiem sobie dalej poradzic bo kocham go nadal. WIem to jest chore ale nic nie moge zrobic, kocham go cholernie byl dla mnie idealny..
Czuję, że nie dam rady, mielismy spedzic pierwsza wspolna wigilie. Mam ochote do niego pojechac i przeprosic za wszystko tylko po to by znowu bylo tak jak kiedys.
Pomóżcie mi, co ja mam zrobić zeby o nim zapomniec.