To jest mój pierwszy i zapewne ostatni temat na tym forum.
Jestem w związku prawie osiem lat, przez sześć było wspaniale.
Dwa lata temu mieliśmy ważną dla mnie rocznicę, jej świętowanie było moim marzeniem, o czym wiedział mój facet. Znał dokładnie naszą datę, moje wyobrażenia na temat dnia - wiedział wszystko ze szczegółami.
W dzień rocznicy wrócił do domu później niż zwykle - nie ze swojej winy, ale jednak nie wydarzyła się.
Dzień później strasznie się tym zdenerwowałam - przecież o tym marzyłam! Jak nadrobić datę? Sztywną datę? Nie wiedziałam, ale zaproponował, że przeniesiemy świętowanie...
To się ciągnie dwa lata.
Do przeniesionego świętowania rocznicy doszły kolejne rzeczy. Dzień przed moimi imieniny mu o nich przypominam, a on jednak nie pamięta. Kupuje mi bransoletki i łańcuszki, a ja nie noszę biżuterii.
Finanse mamy wspólne, od dwóch lat nie potrafimy wyjechać na wakacje.
Łączy nas coraz mniej.
Gdy mi źle, on śpi. On gra. On ogląda film. Ugotuje obiad, kupi kwiaty i myśli, że jest po sprawie.
Nie rozumie moich nerwów. Zachorowałam na depresję, łączy się to z ciągłym przekładaniem i brakiem pewności... Jakiekolwiek. Pewności jutra (bo tyle razy obiecywał i nadal nic się nie zmienia), pewności siebie (bo może to jednak jest ze mną coś nie tak, skoro inne kobiety mają normalnie to, o co ja muszę się prosić).
Prosiłam się o czułość, o pamiętanie o mnie.
Seks? Raz na kilka miesięcy, a oboje nie mamy nawet 30 lat.
Chciałabym, aby się o mnie starał, aby pokazywał mi, że mnie kocha, aby to wszystko się ułożyło... Nie umiem na niego wpłynąć. W nerwach krzyczałam, biłam się, mówiłam okropne rzeczy, groziłam wyprowadzką, płakałam... Nic. Dzień czy dwa jest lepiej, a później znowu jestem traktowana "zwyczajnie". Uważam, że powinnam być traktowana nieco lepiej, tak jakby znowu się o mnie starał, jak na początku...
-----------------
Czy mogę coś jeszcze zrobić?
Rozmawiamy o problemach, wie jak je rozwiązać, a jednak robi to po swojemu, za wolno... Później przeprasza.
Wszystko robimy razem, pracujemy nawet razem, ale jednak to nie "to". Kiedyś było lepiej, jak do tego wrócić?
Czekałybyście?
----------------
Ja chciałabym chyba, żeby ktoś mi powiedział, że będzie dobrze, że się wszystko ułoży, że to przetrwam.
Firma zadziała tak, jak ma zadziałać. Odpoczniemy, wyjedziemy na wakacje, wrócimy do siebie.
Kochamy się, a jednak on nie jest już taki opiekuńczy i troskliwy. Nie ma już komplementów i miłosnych karteczek w mieszkaniu.
Nie ma małych gestów, duże nie są trafione.
Nie ma pomysłów i propozycji. Podsuwam mu je. Na drzwiach swego czasu powiesiliśmy nawet listę z miejscami, do których musimy pójść. Kilka lat temu, do tej pory nie poszliśmy.
Nie ma innej, nie mam innego. Znamy się ponad dziesięć lat, nie mam pomysłu na to wszystko już.
------------------
Nie pisz, proszę, postów jeden pod drugim - jest to sprzeczne z Regulaminem Forum. Jeśli chcesz coś dopisać, użyj funkcji "edytuj".
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka