Towarzyszy mi lęk przed dłuższą wypowiedzią. Gdy zaczynam coś opowiadać, to skupiam się na tym, jak odbiorą to, co mówię moi odbiorcy i zaczynam przekręcać słowa i nie rzadko wychodzi jeden, wielki bełkot. Jest mi czasem aż wstyd ;/ Nawet, gdy rozmawiam z bliskimi tak jest- bardziej ogarniętymi od siebie którzy wiem, że oceniają czasem innych. A wiem, że obawiam się oceny innych i jestem wobec siebie krytyczna..
Ale są też takie sytuacje, że sama siebie potrafię miło zaskoczyć- gdy np. w duchu powiem sobie "Ogarnij się", i mówię normalnie, zwięźle i na temat. Ale mimo wszystko wystąpienia publiczne i rozmowa z kilkoma osobami, albo chociaż jedną (w zależności od tego kim ona jest) mi nie wychodzi..
Planuję przeprowadzić się do dużego miasta i właśnie ostatnio przypomniałam sobie o moim "problemie"- że jak to będzie wyglądało w oczach innych, gdy ja się nie będę potrafiła sensownie wysłowić.
Myślicie, że jest szansa, że zacznę normalnie funkcjonować? Czytałam nie raz na temat tego, że wiąże się to z fobią społeczną i fakt- można to podpiąć pod lęk przed odrzuceniem/ wyśmianiem/ etc. Ale poza tym nie mam problemów z tym, by coś pójść załatwić, ludzi się więc nie boję i krótkich komunikatów.
Tylko, jak już muszę nawiązać dialog, to zaczynam się spinać.
Mam nadzieję, że to, co napisałam, wyda wam się zrozumiałe.
i PS- czytać czytam dużo, pisać mogę opowiadania, ale ze słowem żywym jest już gorzej.
Jest dla mnie nadzieja? Bo wierzę, że stać mnie na lepsze życie, ale sama się ograniczam. Przez to też zamknęłam się na nowe znajomości..